Przystań jest pełna kupców i rybaków. Zapach ryb unosi się w
powietrzu. Dla niektórych nowych przybyłych może śmierdzieć, jednakże
ten zapach jest zwyczajny tak samo, jak zapach zwłok. Tak dziwna jestem,
ale to mi nie przeszkadza. Ślepcy tacy są.
Przypłynęłam tu statkiem
dwa dni temu. Podróżuję, zwiedzam oraz idę za danymi wizjami, jeśli są
istotne i mogą kogoś dostrzec albo uratować. Tym razem jednak kierowałam
się do rodziny kupiecko-rybackiej. Była to wizyta dotycząca babki,
która ma umrzeć, ale też po jej śmierci stanie się coś bardzo
niedobrego. Dlatego też muszę im powiedzieć, co może się z tym wiązać.
Wiedziałam, gdzie się wybieram, oraz miałam wszystkie potrzebne dane.
Zanim jednak popędzę i zrobię swoje. Najpierw chcę, zobaczyć co się tu
kryje. W każdym miejscu ukrywa się coś innego, dlatego może coś zakupię.
Zanim wyruszę w dalszą drogę, nie chce zbyt długo zagrzewać tu miejsca,
zrobię swoje i idę dalej. Nigdy nie wiesz, przez co albo kogo pojawi
się kolejna wizja. Pojawiają się niezależnie ode mnie. Nie mam nad nimi
żadnej kontroli. Przez zwykły przedmiot mogę mieć, dlatego staram się
robić swoje i nie przejmować błahostkami. Chcę żyć w spokoju i tak jak,
każdy. Nie mam też żadnych specjalnych wyrzutów sumienia, przecież to i
tak się skończy, tak jak skończy. Po co się w to pakować jak mogę robić
swoje i się nie przejmować.
Zatrzymałam się przy jednym ze straganów.
Miałam wątpliwości, czy ta rzecz, przypominająca wisiorek z kością, nie
było czymś, w co się lepiej nie pakować. Dlatego też odwróciłam się na
pięcie i ruszyłam w swoją stronę, byle jak najdalej się trzymać od tego.
Skierowałam się w stronę, do której powinnam iść. Mieszkańcy albo też
przyjezdni zajmowali się sobą, choć podejrzliwe spojrzenia w moim
kierunku były w zupełności zwyczajne. Wszędzie się je natrafi. Gdy ktoś
starał się podejść, pojawiły się stwory, które odstraszały. Tak było
lepiej, dla mnie i dla nich. rozglądałam się za domostwem. Znalazłam
babkę, podeszłam do niej.
- Witaj młoda damo. Jaka jest ma
przyszłość, przewidzisz ją. - powiedziała, swym miłym i tym tonem jakby
się spodziewała tego, co ma nadejść. Kucnęłam przed nią, gdyż siedziała
na ławeczce. Patrzyła, jak jej wnuki się bawią, naprawdę cudowny widok.
-
Twa linia życia się ukróciła, przez leki, które zażywasz. One nie
pomagają, tylko szkodzą. Zmień także ten skrywany nawyk, przez który się
wyrwać nie możesz. Gdy twa śmierć się pojawi, rodzina srogo za to
zapłaci. - rzekłam, to co widziałam, że jeśli zrobi po swojemu. Wówczas
pojawi się to, czego sobie sama zażyczy. Przynajmniej tak jest czasem.
-
Leki dane mi przez syna, czyżby mnie zabijały. - usłyszałam jej śmiech.
- To nic takiego, może już czas na mnie. - dodała, głaszcząc mnie po
głowie.
- Zostawisz tak swoje wnuczęta, które liczą na swoją babcię.
Podejmij decyzję nie dla siebie, a dla tych, których masz wokół siebie. -
powiedziałam. Podniosłam się i odeszłam. Nic tu po mnie. Zrobiłam
swoje. Resztą zależy od niej. Dostałam swoją zapłatę i mogłam wyruszyć
na dalsze zwiedzanie, czy też znaleźć miejsce do przemiany. Może czas
rozprostować skrzydła. Ciekawe jak sobie poradzą.
Znalazłam miejsce, w
którym mogłam się przekształcić oraz wzbić się w powietrze. Zamiast
chodzić, mogę polecieć. Machanie skrzydłami, było czymś przyjemnym.
Mogłam podziwiać, co znajduję się pode mną i przede mną. Nie robiłam
specjalnych trików, czy też jakichś sztuczek. Nie czułam potrzeby
zabawy, chociaż im bliżej końcowego punktu. Zdarzyło się coś, czego
szczerze nienawidzę.
Objawiła się przerażająca bardzo niespodziewana
wizja, która dotyczyła władców. Zaczęłam spadać, na szczęście, zostałam
złapana przez moje stwory. Już nawet w powietrzu, gdy zaczęłam spadać,
zmieniłam się ponownie. Wizje wymuszają zmiany, nie wiem, czemu tak
jest. Jednakże nawet nie mam po co się tego dowiadywać, bo kogo. Mam tak
odkąd pojawiła się po raz pierwszy, ale wtedy to było takie delikatnie.
Subtelne zmiany, przez spopielenie, zaczęły się zmieniać. Zapewne moja
psychika, też miała na to duży wpływ.
W języku martwym powiedziałam
jedynie jedno słowo. Było to "Rivangoth". Zabrały mnie tam, mogła w
międzyczasie spróbować choć trochę zajrzeć do tej wizji. Nie wiedziałam
za wiele, ale coś im mogło grozić. Coś, czego się nie spodziewają,
odczują pierwsze pojawienie się oznak. Nie zmuszam nikogo, by uwierzył.
Robię, to co trzeba. Tę muszę załatwić szybko, zanim pojawią się
następstwa.
Dotarcie na miejsce nie zajęło długo, a może byłam zbyt
zajęta swoją wizją. Nie patrzyłam ani nie podziwiałam widoków, nie było
na to czasu. Stanęłam na własne nogi, ale moje stworzenia nie chciały
odejść, gdyż wyczuły oraz widziały, jak otacza nas gwardia.
-
Audiencja u władcy Tytana i jego brata Możana. - rzekłam. To jednak było
za mało. Jeszcze parę słów i odesłałam stworzenia. Musiałam czekać
przed zamkiem. Groza, ale też czuć było krwią, która niebawem wyleje się
i będzie skapywać z na ziemię, po powierzchni budynku. Podeszłam do
niego, by dotknąć swą dłonią. Zobaczyłam, coś, czego nie chciałam. Dłoń i
sama odeszłam od nich. Czekałam, też aż pozwolą mi się z nimi spotkać.
Chyba nie będzie mi to dane, dlatego też. Wezwałam zmarłych, poległych
by się zjawili i mi pomogli. Zajęta gwardia. Wślizgnęłam się do środka
omijać wszystkich, jako środek ostrożności. Kierowałam się do sali
tronowej, tam powinnam ich zastać. Ktoś z nimi był, poczekałam, aż
wyjdzie.
To był błąd, ale muszę tak postąpić.
- Witam Tytana i
Możana. Mam dla was przepowiednie. Wysłuchajcie jej albo wasze królestwo
upadnie. - to nie była groźba, ale chyba tak ją odebrali. Słyszałam,
jak ktoś się zbliża. Przeszła od razu do rzeczy. Powinnam uklęknąć, ale
nie było na to czasu. - Jednemu z was grozi niebezpieczeństwo, którego
nikt się nie spodziewa. Nikt nie będzie na nie gotowy, jego następstwa
będą widoczne... - niedane było mi skończyć. Brat króla zaczął się
śmiać, drugi wydawał się zmartwiony. Gwardia wparowała i mnie złapała.
Myślałam,
że mnie zabiorą i wtrącą do lochu, już podobne wydarzenie miało
miejsce. Kilka dni w ciemnym lochu, oczekiwania i bum jak grom z jasnego
nieba, moje słowa się potwierdziły, ale wtedy było już za późno. Tak
utonęli we krwi swojej, jak i ludu. Dlatego wolę powiedzieć swoje i
odejść. Chciałam ich ostrzec, to teraz powinnam wyjść, ale no nie miałam
jak. Oczekiwałam na kolanach, werdyktu. Tytan jako mądry i rozważny
władca, najwidoczniej się zastanawiał, co trzeba uczynić.
06 stycznia 2021
Od Dian do Możana
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!