06 stycznia 2021

Od Dian do Możana

  Przystań jest pełna kupców i rybaków. Zapach ryb unosi się w powietrzu. Dla niektórych nowych przybyłych może śmierdzieć, jednakże ten zapach jest zwyczajny tak samo, jak zapach zwłok. Tak dziwna jestem, ale to mi nie przeszkadza. Ślepcy tacy są.
Przypłynęłam tu statkiem dwa dni temu. Podróżuję, zwiedzam oraz idę za danymi wizjami, jeśli są istotne i mogą kogoś dostrzec albo uratować. Tym razem jednak kierowałam się do rodziny kupiecko-rybackiej. Była to wizyta dotycząca babki, która ma umrzeć, ale też po jej śmierci stanie się coś bardzo niedobrego. Dlatego też muszę im powiedzieć, co może się z tym wiązać. Wiedziałam, gdzie się wybieram, oraz miałam wszystkie potrzebne dane. Zanim jednak popędzę i zrobię swoje. Najpierw chcę, zobaczyć co się tu kryje. W każdym miejscu ukrywa się coś innego, dlatego może coś zakupię. Zanim wyruszę w dalszą drogę, nie chce zbyt długo zagrzewać tu miejsca, zrobię swoje i idę dalej. Nigdy nie wiesz, przez co albo kogo pojawi się kolejna wizja. Pojawiają się niezależnie ode mnie. Nie mam nad nimi żadnej kontroli. Przez zwykły przedmiot mogę mieć, dlatego staram się robić swoje i nie przejmować błahostkami. Chcę żyć w spokoju i tak jak, każdy. Nie mam też żadnych specjalnych wyrzutów sumienia, przecież to i tak się skończy, tak jak skończy. Po co się w to pakować jak mogę robić swoje i się nie przejmować.
Zatrzymałam się przy jednym ze straganów. Miałam wątpliwości, czy ta rzecz, przypominająca wisiorek z kością, nie było czymś, w co się lepiej nie pakować. Dlatego też odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w swoją stronę, byle jak najdalej się trzymać od tego. Skierowałam się w stronę, do której powinnam iść. Mieszkańcy albo też przyjezdni zajmowali się sobą, choć podejrzliwe spojrzenia w moim kierunku były w zupełności zwyczajne. Wszędzie się je natrafi. Gdy ktoś starał się podejść, pojawiły się stwory, które odstraszały. Tak było lepiej, dla mnie i dla nich. rozglądałam się za domostwem. Znalazłam babkę, podeszłam do niej.
- Witaj młoda damo. Jaka jest ma przyszłość, przewidzisz ją. - powiedziała, swym miłym i tym tonem jakby się spodziewała tego, co ma nadejść. Kucnęłam przed nią, gdyż siedziała na ławeczce. Patrzyła, jak jej wnuki się bawią, naprawdę cudowny widok.
- Twa linia życia się ukróciła, przez leki, które zażywasz. One nie pomagają, tylko szkodzą. Zmień także ten skrywany nawyk, przez który się wyrwać nie możesz. Gdy twa śmierć się pojawi, rodzina srogo za to zapłaci. - rzekłam, to co widziałam, że jeśli zrobi po swojemu. Wówczas pojawi się to, czego sobie sama zażyczy. Przynajmniej tak jest czasem.
- Leki dane mi przez syna, czyżby mnie zabijały. - usłyszałam jej śmiech. - To nic takiego, może już czas na mnie. - dodała, głaszcząc mnie po głowie.
- Zostawisz tak swoje wnuczęta, które liczą na swoją babcię. Podejmij decyzję nie dla siebie, a dla tych, których masz wokół siebie. - powiedziałam. Podniosłam się i odeszłam. Nic tu po mnie. Zrobiłam swoje. Resztą zależy od niej. Dostałam swoją zapłatę i mogłam wyruszyć na dalsze zwiedzanie, czy też znaleźć miejsce do przemiany. Może czas rozprostować skrzydła. Ciekawe jak sobie poradzą.
Znalazłam miejsce, w którym mogłam się przekształcić oraz wzbić się w powietrze. Zamiast chodzić, mogę polecieć. Machanie skrzydłami, było czymś przyjemnym. Mogłam podziwiać, co znajduję się pode mną i przede mną. Nie robiłam specjalnych trików, czy też jakichś sztuczek. Nie czułam potrzeby zabawy, chociaż im bliżej końcowego punktu. Zdarzyło się coś, czego szczerze nienawidzę.
Objawiła się przerażająca bardzo niespodziewana wizja, która dotyczyła władców. Zaczęłam spadać, na szczęście, zostałam złapana przez moje stwory. Już nawet w powietrzu, gdy zaczęłam spadać, zmieniłam się ponownie. Wizje wymuszają zmiany, nie wiem, czemu tak jest. Jednakże nawet nie mam po co się tego dowiadywać, bo kogo. Mam tak odkąd pojawiła się po raz pierwszy, ale wtedy to było takie delikatnie. Subtelne zmiany, przez spopielenie, zaczęły się zmieniać. Zapewne moja psychika, też miała na to duży wpływ.
W języku martwym powiedziałam jedynie jedno słowo. Było to "Rivangoth". Zabrały mnie tam, mogła w międzyczasie spróbować choć trochę zajrzeć do tej wizji. Nie wiedziałam za wiele, ale coś im mogło grozić. Coś, czego się nie spodziewają, odczują pierwsze pojawienie się oznak. Nie zmuszam nikogo, by uwierzył. Robię, to co trzeba. Tę muszę załatwić szybko, zanim pojawią się następstwa.
Dotarcie na miejsce nie zajęło długo, a może byłam zbyt zajęta swoją wizją. Nie patrzyłam ani nie podziwiałam widoków, nie było na to czasu. Stanęłam na własne nogi, ale moje stworzenia nie chciały odejść, gdyż wyczuły oraz widziały, jak otacza nas gwardia.
- Audiencja u władcy Tytana i jego brata Możana. - rzekłam. To jednak było za mało. Jeszcze parę słów i odesłałam stworzenia. Musiałam czekać przed zamkiem. Groza, ale też czuć było krwią, która niebawem wyleje się i będzie skapywać z na ziemię, po powierzchni budynku. Podeszłam do niego, by dotknąć swą dłonią. Zobaczyłam, coś, czego nie chciałam. Dłoń i sama odeszłam od nich. Czekałam, też aż pozwolą mi się z nimi spotkać. Chyba nie będzie mi to dane, dlatego też. Wezwałam zmarłych, poległych by się zjawili i mi pomogli. Zajęta gwardia. Wślizgnęłam się do środka omijać wszystkich, jako środek ostrożności. Kierowałam się do sali tronowej, tam powinnam ich zastać. Ktoś z nimi był, poczekałam, aż wyjdzie.
To był błąd, ale muszę tak postąpić.
- Witam Tytana i Możana. Mam dla was przepowiednie. Wysłuchajcie jej albo wasze królestwo upadnie. - to nie była groźba, ale chyba tak ją odebrali. Słyszałam, jak ktoś się zbliża. Przeszła od razu do rzeczy. Powinnam uklęknąć, ale nie było na to czasu. - Jednemu z was grozi niebezpieczeństwo, którego nikt się nie spodziewa. Nikt nie będzie na nie gotowy, jego następstwa będą widoczne... - niedane było mi skończyć. Brat króla zaczął się śmiać, drugi wydawał się zmartwiony. Gwardia wparowała i mnie złapała.
Myślałam, że mnie zabiorą i wtrącą do lochu, już podobne wydarzenie miało miejsce. Kilka dni w ciemnym lochu, oczekiwania i bum jak grom z jasnego nieba, moje słowa się potwierdziły, ale wtedy było już za późno. Tak utonęli we krwi swojej, jak i ludu. Dlatego wolę powiedzieć swoje i odejść. Chciałam ich ostrzec, to teraz powinnam wyjść, ale no nie miałam jak. Oczekiwałam na kolanach, werdyktu. Tytan jako mądry i rozważny władca, najwidoczniej się zastanawiał, co trzeba uczynić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits