Rosella Malou, tak? Alarze to nazwisko nie kojarzyło się z żadnym znamienitym rodem, nie wydawało jej się też, by wyróżniał się kiedyś w przeszłości specjalną lojalnością czy podłą zdradą. Gdyby była bliżej domu zapewne nie omieszkałaby sprawdzić w księgach wieczystych genealogi wadery, jednak w obecnej sytuacji... bycie na pustyni nie pomagało generalnie w sprawdzaniu czegokolwiek. No i niezależnie od pochodzenia była jej dłużna życie. I nie była w stanie samotnie przeżyć przeprawy przez pustynię. A na dodatek nie mogła sobie dobrze przypomnieć, po co została wysłana w ten zapomniany przez przodków fragment świata. Elfickie zwoje, znak najdawniejszej przeszłości, rasy, która była przed nami.
Wadera spróbowała ułożyć się wygodniej na szorstkiej trawie. Nie specjalnie wyszło. Wciąż wycieńczony organizm odmawiał jej nawet chwili wytchnienia we śnie. Leżała więc tylko, próbując rozluźnić członki.
Młodszy wilczek przyniósł jej nieco owoców, które przyjęła z wdzięcznością. Przyjazny pyszczek szczeniaka emanował wprost ekscytacją z uzyskania nowego towarzysza przygody. Każde wydarzenie na trasie jest kolejnym, co można później opowiedzieć potomkom. A Alara szanowała zamiłowanie do historii.
Słońce powoli przestawało prażyć, a cienie palm stawały nieco dłuższe. Gwardzistka podniosła się i z trudem poczłapała w stronę wody. Jeśli miała przeżyć na pustyni, będzie jej potrzebowała. Przywołała w pamięci matrycę bukłaka i pozwoliła, by część zbroi z łap spłynęła do wody, formując się w butlę. Po namyśle stworzyła jeszcze cztery i magnetycznie uniosła w stronę boków, gdzie stopiły się gładko z płytami. Spojrzała w stronę przyglądającej się jej wadery.
- Życzyliście sobie wyruszyć, jeszcze zanim słońce zajdzie - zauważyła, wskazując głową nieboskłon. - To może być dobra pora.
- Jesteś pewna, że czujesz się na siłach, by iść?
Alara skinęła głową. Już i tak zmarnowała dużo czasu przez swoją słabość. Jej wspomnienia były mętne, ale była pewna, że miała coś do zrobienia w tej okolicy. I Tytan wie, czy elfickie runy nie miały nawet czegoś wspólnego z jej własną misją. A nawet jeśli nie, zawsze były jakimś punktem orientacyjnym.
- Piramidy powinny być w tamtą stronę. - Ellio wskazał nieco na lewo od zachodzącego słońca.
- Piramidy? - Gwardzistka uniosła brwi. Może i jej wiedza architektoniczna nie była specjalnie rozległa, jednak nie przypominała sobie nic o takim obiekcie. Z elfickiej architektury po prawdzie kojarzyła jedynie wieże, które zostały potem zajęte przez wilki z watah stron świata.
- Widzieliśmy je jakiś czas temu na horyzoncie, zanim odbiliśmy do oazy - wyjaśniła Rosella.
- Co to za obiekty?
- Prawdopodobnie grobowce dawnych elfickich władców, którzy... - Ellio spojrzał na towarzyszkę, jakby nagle się wahając - no, którzy tu byli. Dawno temu. Wyglądają jak góry, ale gładsze.
Przez pamięć wadery przebiegły złote sylwetki trójkątów, wystających spośród wysp. Zbliżały się. Słońce odbijało się w złotym wierzchołku, na szczycie najwyższej z nich. Musiała nieświadomie zrobić głupią minę, bo zasłużyła sobie na pytające spojrzenie wadery. Pokręciła głową.
- Elfickie budowle nie są mi szczególnie dobrze znane - oznajmiła. - Zdaję się na was.
Roselle?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!