Strony

01 września 2017

Od Riugi "Quest 51"

Był ciepły poniedziałek, końcówka wakacji. Słońce wesoło świeciło na niebie, co jakiś czas było jednak zasłaniane przez małe chmurki, które powoli sunęły po niebie w sobie tylko znanym kierunku. Od czasu do czasu zimny wiaterek omiatał okolicę, przy okazji popychając napotkane po drodze liście coraz to dalej.
Był ranek, około godziny siódmej. Riuga stał na swoim luksusowym balkonie wychylając się przez jego barierkę. Była to czynność, którą wykonywał codziennie przed wyjściem do pracy. Lubił obserwować jak Imperium budzi się do życia, jak jego zaspani mieszkańcy wychodzą powoli na ulicę i idą w kierunku metra, by dotrzeć do prac, których najprawdopodobniej nienawidzą. On lubił swoją pracę, lubił pomagać tym ludziom. Uwielbiał swoich pacjentów, przecież to dzięki nim zarobił tyle pieniędzy, że mógł kupić swoje ekskluzywne mieszkanie w centrum samego Regrantu. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie, tak go ucieszyła ta myśl. Powoli wrócił do mieszkania i starannie zamknął drzwi prowadzące na balkon. Poprawił jeszcze swój krawat i wziął do ręki dużą, czarną teczkę z przegrodami, w których były ukryte informacje o wszystkich jego pacjentach. Teczka była ciężka i wypchana po brzegi, co wskazywało, że trochę ich jest.
Riuga wyszedł ze swojego mieszkania, przekręcił klucz w zamku, po czym schował go do kieszeni. Skierował się teraz w stronę windy. Po chwili winda podjechała i otworzyła swoje drzwi zapraszając młodego psychiatrę do środka. Byli już tam jacyś ludzie, mężczyzna z długą siwą brodą i blond włosa kobieta z dzieckiem, które coś do niej mówiło. Mała dziewczynka trzymała w rękach pluszowego kotka z białą sierścią i dużymi błękitnymi oczyma. Kiedy nacisnęła na brzuch maskotki kotek przeciągle miauknął. Riuga przymknął oczy, a kiedy je otworzył był już na dole. Kiedy wyszedł z budynku, który był teraz jego domem skierował się w stronę metra, tak jak większość tych ludzi, których widział ze swojego balkonu. Teraz był jak oni, był jednym z nich. Tylko, że lepszym. Nikt się nie może z nim równać.
Riuga zwykle wsiadał do metra numer 319, ale tym razem nie jedzie do miejsca, w którym pracuje. Dostał specjalne zadanie od swojego szefa: musi przekazać kilka listów do rodzin i przyjaciół jego pacjentów do nich. Na ten czas są oni w szpitalu psychiatrycznym, gdzie trochę narozrabiali, więc mają zakaz kontaktu z bliskimi. Czekał teraz na metro numer 220, które jechało do północnej części Regrantu, a tam był właśnie szpital, do którego miał się udać.
- Numer 220 podjechał na peron – tymi słowami poinformowano podróżujących o przyjeździe ich środka transportu.
Chłopak w czarnym garniturze wszedł do metra z odpowiednim numerem i usiadł na najbliższym wolny siedzeniu. Miał przed sobą jakieś 15 minut drogi. By się nie włożył do uszu słuchawki i na swoim złotym Iphonie SE włączył jakąś piosenkę. Słuchał rapu, czasem punk rocka. Hidekiemu Riudze muzyka pozwala odpocząć, koi nerwy, wycisza i uspokaja. Dzięki niej jest taki opanowany.
Hideki Riuga wyłączył wyświetlacz telefonu i schował go do kieszeni. Teraz zaczął zerkać na ludzi, którzy wraz z nim jechali metrem: jedni pisali z kimś na telefonach, zazwyczaj ci młodzi. Facet z brodą, z którym jechał wcześniej windą rozmawiał z kimś przez telefon i zapalczywie gestykulował wolną ręką. Była jeszcze starsza pani, która ledwo co stała na nogach, ale nikt nie chciał jej ustąpić miejsca. Riuga wstał z krzesełka, na którym siedział i krzyknął do staruszki, żeby usiadła. Babcia podziękowała i usiadła na miejscu chłopaka.
Dzięki muzyce czas spędzony w metrze szybko mu minął. Pojazd zatrzymał się na kolejnej, tym razem na jego, stacji i Riuga wysiadł z kilkoma innymi osobami. Pod ścianą przy wyjściu zobaczył grupkę kilku osób, bardzo brudnych i zaniedbanych. Narkomani. Zwykłe ćpuny. Takie jak jego ukochana siostrzyczka. Riuga poszedł w kierunku wyjścia po drodze życząc im szczęścia.
Kiedy wyszedł z podziemi zauważył, że pogoda się zmieniła. Zamiast ciepłego słońca na niebie płynęły chmury i wiał dość silny wiatr. Chłopak rozejrzał się dookoła. Znalezienie miejsca, do którego miał się udać nie było takie trudne. Szpital psychiatryczny znajdował się po drugiej stronie ulicy. Dach tego wielkiego gmachu dosłownie tonął dzisiaj w chmurach, które - jak na chmury – wisiały wyjątkowo nisko nad ziemią. Ściany budynku miały biały kolor, tak jak grube pręty w oknach. W niektórych można było dostrzec ciekawskich pacjentów, którzy przyklejają swoje twarze do szyb.
Kiedy tylko zapaliło się zielone światło Hideki przeszedł na drugą stronę ulicy. Przechodzenie na czerwonym w tym mieście było zbyt niebezpieczne i wolał nie ryzykować, dlatego zawsze czekał.
Kilka minut później stanął pod drzwiami na oddział dla mężczyzn. Oddziały dla kobiet i dzieci znajdowały się na innych piętrach. Chłopak zapukał do drzwi, ale chyba nikt go nie usłyszał. Po chwili znalazła na ścianie dzwonek.
- No tak – zaśmiał się. - Tu jesteś – powiedział i przycisnął go.
Drzwi otworzyła mu starsza pielęgniarka z krótkimi czarnymi włosami.
- Czego? - zapytała, ale nie dała dość Riudze do głosu i powiedziała: - To pan musi być nowym pacjentem! Nie ma pan żadnej walizki z ubraniami? Pobyt tu trwa co najmniej dwa...
- Nie jestem pacjentem – przerwał jej zezłoszczony całą sytuacją Riuga. - Jestem znanym psychiatrą i dziwię się, że mnie pani nie kojarzy i myli z jakimś... pacjentem. Nazywam się Hideki Riuga. Miałem kilku pacjentom dostarczyć listy od ich bliskich dla nich osób. Nie poinformowano o tym pani?
- Dobra, dobra, wejdź na oddział – stęknęła pielęgniarka i otworzyła szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść. Kiedy już to zrobił starucha krzyknęła do innych pielęgniarek:
- Łapcie go i nie pozwólcie uciec! To nasz nowy pacjent, ale uważa się za jakiego psychiatrę – zaśmiała się.
- Co pani sobie wyobraża! - krzyknął ostro już wkurwiony zachowaniem tego starego pruchna Hideki.
Nagle ktoś chwycił go od tyłu, chłopak z zaskoczenia wypuścił uszykowane wcześniej listy.
- Mam go! - krzyknęła ledwo trzymająca się na nogach sprzątaczka.
Riuga wyswobodził się z jej uścisku i wybiegł przez otwarte drzwi z oddziału. Przechodzący obok pacjent zauważył, że drzwi nie są zamknięte i dołączył do niego. Hideki spojrzał na niego z politowaniem i wyminął go. Wystarcz tylko dobiec do drzwi...
Po chwili był już wolny i jechał tramwajem do domu. Wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do swojego szefa poinformować go o sytuacji, którą zastał w szpitalu. Szef był zaskoczony jego słowami i kazał zrobić mu sobie trzy dni wolnego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!