Był
ciepły poniedziałek, końcówka wakacji. Słońce wesoło świeciło na
niebie, co jakiś czas było jednak zasłaniane przez małe chmurki, które
powoli sunęły po niebie w sobie tylko znanym kierunku. Od czasu do czasu
zimny wiaterek omiatał okolicę, przy okazji popychając napotkane po
drodze liście coraz to dalej.
Był ranek, około godziny siódmej. Riuga stał na swoim luksusowym
balkonie wychylając się przez jego barierkę. Była to czynność, którą
wykonywał codziennie przed wyjściem do pracy. Lubił obserwować jak
Imperium budzi się do życia, jak jego zaspani mieszkańcy wychodzą powoli
na ulicę i idą w kierunku metra, by dotrzeć do prac, których
najprawdopodobniej nienawidzą. On lubił swoją pracę, lubił pomagać tym
ludziom. Uwielbiał swoich pacjentów, przecież to dzięki nim zarobił tyle
pieniędzy, że mógł kupić swoje ekskluzywne mieszkanie w centrum samego
Regrantu. Chłopak uśmiechnął się sam do siebie, tak go ucieszyła ta
myśl. Powoli wrócił do mieszkania i starannie zamknął drzwi prowadzące
na balkon. Poprawił jeszcze swój krawat i wziął do ręki dużą, czarną
teczkę z przegrodami, w których były ukryte informacje o wszystkich jego
pacjentach. Teczka była ciężka i wypchana po brzegi, co wskazywało, że
trochę ich jest.
Riuga wyszedł ze swojego mieszkania, przekręcił klucz w zamku, po czym
schował go do kieszeni. Skierował się teraz w stronę windy. Po chwili
winda podjechała i otworzyła swoje drzwi zapraszając młodego psychiatrę
do środka. Byli już tam jacyś ludzie, mężczyzna z długą siwą brodą i
blond włosa kobieta z dzieckiem, które coś do niej mówiło. Mała
dziewczynka trzymała w rękach pluszowego kotka z białą sierścią i dużymi
błękitnymi oczyma. Kiedy nacisnęła na brzuch maskotki kotek przeciągle
miauknął. Riuga przymknął oczy, a kiedy je otworzył był już na dole.
Kiedy wyszedł z budynku, który był teraz jego domem skierował się w
stronę metra, tak jak większość tych ludzi, których widział ze swojego
balkonu. Teraz był jak oni, był jednym z nich. Tylko, że lepszym. Nikt
się nie może z nim równać.
Riuga zwykle wsiadał do metra numer 319, ale tym razem nie jedzie do
miejsca, w którym pracuje. Dostał specjalne zadanie od swojego szefa:
musi przekazać kilka listów do rodzin i przyjaciół jego pacjentów do
nich. Na ten czas są oni w szpitalu psychiatrycznym, gdzie trochę
narozrabiali, więc mają zakaz kontaktu z bliskimi. Czekał teraz na metro
numer 220, które jechało do północnej części Regrantu, a tam był
właśnie szpital, do którego miał się udać.
- Numer 220 podjechał na peron – tymi słowami poinformowano podróżujących o przyjeździe ich środka transportu.
Chłopak w czarnym garniturze wszedł do
metra z odpowiednim numerem i usiadł na najbliższym wolny siedzeniu.
Miał przed sobą jakieś 15 minut drogi. By się nie włożył do uszu
słuchawki i na swoim złotym Iphonie SE włączył jakąś piosenkę. Słuchał
rapu, czasem punk rocka. Hidekiemu Riudze muzyka pozwala odpocząć, koi
nerwy, wycisza i uspokaja. Dzięki niej jest taki opanowany.
Hideki Riuga wyłączył wyświetlacz telefonu i schował go do kieszeni.
Teraz zaczął zerkać na ludzi, którzy wraz z nim jechali metrem: jedni
pisali z kimś na telefonach, zazwyczaj ci młodzi. Facet z brodą, z
którym jechał wcześniej windą rozmawiał z kimś przez telefon i
zapalczywie gestykulował wolną ręką. Była jeszcze starsza pani, która
ledwo co stała na nogach, ale nikt nie chciał jej ustąpić miejsca. Riuga
wstał z krzesełka, na którym siedział i krzyknął do staruszki, żeby
usiadła. Babcia podziękowała i usiadła na miejscu chłopaka.
Dzięki muzyce czas spędzony w metrze szybko mu minął. Pojazd zatrzymał
się na kolejnej, tym razem na jego, stacji i Riuga wysiadł z kilkoma
innymi osobami. Pod ścianą przy wyjściu zobaczył grupkę kilku osób,
bardzo brudnych i zaniedbanych. Narkomani. Zwykłe ćpuny. Takie jak jego
ukochana siostrzyczka. Riuga poszedł w kierunku wyjścia po drodze życząc
im szczęścia.
Kiedy wyszedł z podziemi zauważył, że pogoda się zmieniła. Zamiast
ciepłego słońca na niebie płynęły chmury i wiał dość silny wiatr.
Chłopak rozejrzał się dookoła. Znalezienie miejsca, do którego miał się
udać nie było takie trudne. Szpital psychiatryczny znajdował się po
drugiej stronie ulicy. Dach tego wielkiego gmachu dosłownie tonął
dzisiaj w chmurach, które - jak na chmury – wisiały wyjątkowo nisko nad
ziemią. Ściany budynku miały biały kolor, tak jak grube pręty w oknach. W
niektórych można było dostrzec ciekawskich pacjentów, którzy
przyklejają swoje twarze do szyb.
Kiedy tylko zapaliło się zielone światło Hideki przeszedł na drugą
stronę ulicy. Przechodzenie na czerwonym w tym mieście było zbyt
niebezpieczne i wolał nie ryzykować, dlatego zawsze czekał.
Kilka minut później stanął pod drzwiami na oddział dla mężczyzn.
Oddziały dla kobiet i dzieci znajdowały się na innych piętrach. Chłopak
zapukał do drzwi, ale chyba nikt go nie usłyszał. Po chwili znalazła na
ścianie dzwonek.
- No tak – zaśmiał się. - Tu jesteś – powiedział i przycisnął go.
Drzwi otworzyła mu starsza pielęgniarka z krótkimi czarnymi włosami.
- Czego? - zapytała, ale nie dała dość Riudze do głosu i powiedziała: -
To pan musi być nowym pacjentem! Nie ma pan żadnej walizki z ubraniami?
Pobyt tu trwa co najmniej dwa...
- Nie jestem pacjentem – przerwał jej zezłoszczony całą sytuacją Riuga. -
Jestem znanym psychiatrą i dziwię się, że mnie pani nie kojarzy i myli z
jakimś... pacjentem. Nazywam się Hideki Riuga. Miałem kilku pacjentom
dostarczyć listy od ich bliskich dla nich osób. Nie poinformowano o tym
pani?
- Dobra, dobra, wejdź na oddział – stęknęła pielęgniarka i otworzyła
szerzej drzwi, aby chłopak mógł wejść. Kiedy już to zrobił starucha
krzyknęła do innych pielęgniarek:
- Łapcie go i nie pozwólcie uciec! To nasz nowy pacjent, ale uważa się za jakiego psychiatrę – zaśmiała się.
- Co pani sobie wyobraża! - krzyknął ostro już wkurwiony zachowaniem tego starego pruchna Hideki.
Nagle ktoś chwycił go od tyłu, chłopak z zaskoczenia wypuścił uszykowane wcześniej listy.
- Mam go! - krzyknęła ledwo trzymająca się na nogach sprzątaczka.
Riuga wyswobodził się z jej uścisku i wybiegł przez otwarte drzwi z
oddziału. Przechodzący obok pacjent zauważył, że drzwi nie są zamknięte i
dołączył do niego. Hideki spojrzał na niego z politowaniem i wyminął
go. Wystarcz tylko dobiec do drzwi...
Po chwili był już wolny i jechał tramwajem do domu. Wyjął z kieszeni
telefon i zadzwonił do swojego szefa poinformować go o sytuacji, którą
zastał w szpitalu. Szef był zaskoczony jego słowami i kazał zrobić mu
sobie trzy dni wolnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!