Strony

01 września 2017

Od Sinner do Atosa

Siedziałam na ławce w jednej z uliczek i patrzyłam na bawiące się dzieci. Rozciągnęłam się zadowolona. Dzisiaj wypada moja dwudziestka, oficjalnie czuje się pełnoletnia. Dzisiaj mnie czeka ostatni test. Wstałam, ubierając swój szalik. Uśmiechnęłam się pod nosem, chowając ręce do kieszeni. Zamknęłam oczy, czując jak noże bujają w pasie. Powietrze, jak zawsze bez zapachu. Rozciągnęłam się ponownie, kierując się w stronę domu. Mistrz pewnie na mnie już czeka z moim ostatnim zadaniem. Dałam ręce za głowę, otwierając oczy ku niebu. Pogoda była lekko wietrzna, ale mimo to, świeciło słońce. Skierowałam wzrok ku drodze. Było tutaj jak zawsze. Dzieci się bawiły na placu, słychać było ich śmiech i bieganie. Dorośli rozmawiali o bzdetach, śmiali się, albo grali w karty. Też oczywiście można było wyczuć ostry zapach wina. Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy, więc nic mi nie przeszkadza, nawet zapach wina. Z resztą...
Z moich rozmyśleń wyrwał mnie gorzki zapach dymu. Zatrzymałam się, rozglądając się po okolicy. Szybko zobaczyłam, że... Mój dom stał w płomieniach. Stanęłam jak wryta, widząc mocny, czarny dym.
- MISTRZU! - gwałtownie się teleportowałam pod swój dom. Wszyscy z wioski widzieli, że chata się pali, więc bez słowa zaczęli go gasić, a przynajmniej próbować. Byłam przerażona, nie wiedziałam, co mam zrobić. Próbowałam zamrozić dom, ale nie dałam rady. Czułam, jak moje ręce stają się lodowate, pokryte szronem, prawie że lodem. Jakbym włożyła je do zimnej wody, trzymając kostki lodu. Ledwo je ściskałam, żeby się nie trzęsły. Gdy zobaczyłam szczelinę, szybko się teleportowałam do środka. Było w środku gorąco, wszystko było spalone, zwęglone i zawalone. Co jakiś czas, jakaś część drewna, upadała na ziemię.
- MISTRZU! - rozglądałam się, próbując go znaleźć, a moje ręce, pokryte lodem, całe drżące, nie mogły się opanować. Gorąco z otoczenia zaczęło mnie przytłaczać, czułam, jak zaczyna mi brakować tlenu. Ruszyłam przed siebie, powoli kaszląc. Pot mi zaczął spływać do twarzy, a ja, po chwili, zakryłam szalikiem swoje nozdrza. Weszłam do pokoju mistrza, a wtedy opadłam na kolana. Nie mogę się poddać, nie teraz... Dla Mistrza. Wtedy poczułam... Nic. Zero gorąca, zero duszącego mnie dymu. Wstałam, widząc, że wokół mnie była żółtawa bariera. To ja...? Z moich rozmyśleń  wybudziło mnie stękanie. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam pod gruzami drewna, mojego ojczyma. Dotykiem i za pomocą moich umiejętności, ugasiłam belki, zamrażając je i zdjęłam z niego ciężki balast. Był poraniony na twarzy, poparzony i miał zgniecione nogi. Połowa twarzy we krwi, a ubrania podarte, zwęglone, zniszczone. Uklękłam przy nim z łzami, podnosząc jego głowę. Miał zakrwawione oczy, więc nie miał jak ich otworzyć.
- Mistrzu!
- Sin, to ty...? - zaczął kaszleć, gdy wydał z siebie swój ciężki głos. Niegdyś lekki, teraz chropowaty i niemiły w słuchu.
- Mistrzu, wytrzymaj! Wyciągnę Cię stąd! - Wytarłam swoim szalikiem, jego krew z twarzy, żeby czuł większą swobodę, jakby mu to jakkolwiek pomogło.
- Sin...
- Nic nie mów, oszczędzaj się! - on nie mógł umrzeć, nie teraz! Nie, kiedy i on i ja mieliśmy razem ukończyć moje szkolenie! To jest jedyna osoba, na której mi zależy, on nie może...!
- Sin... - mężczyzna otworzył swoje limonkowe oczy i skierował wzrok na mnie. Cała się trzęsłam, byłam przerażona zaistniałą sytuacją - Byłaś dla mnie jak córka...
- Nic nie mów, słyszysz?! - chciałam go wziąć i stać, ale nie mogłam. Chciałam być przy nim, jakbym wiedziała, że nie dam rady go odratować. Moje gorzkie łzy spływały na ziemię, od razu wyparowując, przez gorąco, które mnie otaczało, lecz nie docierało. Poczułam, jak bariera się powiększa, by zrobić miejsce dla ciężko rannego, Mistrza.
- Zdałaś egzamin... - swoją oparzoną ręką, dotknął mojego policzka i wytarł łzę - Musisz dokończyć to, czego ja nie zrobiłem... - wziął głęboki wdech, który zadał mu ból. Zaczął ruszać ręka w jakąś kieszeń - W-Weź to...
Patrzyłam na mistrza i zrobiłam to, o co prosił. Wyjęłam trzy kamienie. Dwie na moce i jeden, którego nie znałam. Skierowałam na niego wzrok.
- Nie pokazuj, że jesteś słaba. Ten kamień otworzy ci portal do innego świata... Będziesz... Wtedy bezpieczna...
- Mistrzu, nie...
- Sinner... - ledwo sięgnął po swój wisior i mi go założył - Twoja matka byłaby z ciebie dumna. To należało do niej...
- A-Ale mówiłeś...
- Sinner Elayno Whitewood... Będziesz ratować ludzi - złapał za moją rękę, kaszląc - będziesz dla wszystkich życzliwa, będziesz... Moją podopieczną... Obiecaj mi, że będziesz twarda. Obiecaj mi, że nie otworzysz się przed byle kim. Obiecaj mi to. Obiecaj, że... - po chwili jego ręka przestała ściskać moją i wziął ostatni wdech, padając martwy, a głowa wylądowała swoim ciężarem na moją rękę. Ścisnęłam mocniej jego rękę i położyłam ją na swoim policzku, będąc cała we łzach. Był dla mnie kimś więcej niż mistrzem. Był dla mnie jak ojciec. Ojciec, którego nigdy nie miałam. Powoli położyłam jego rękę na ziemi i dotknęłam, spaloną podłogę, a szron pokrył cały budynek.
- O-Obiecuję... - przytuliłam go do siebie po raz ostatni. Wszyscy z wioski wpadli jak oszaleli, a gdy zobaczyli, że mój mistrz nie żyje, zapadła głucha cisza... Pocałowałam mojego nauczyciela w czoło i wstałam, patrząc na kamień, do otwierania portali. Ścisnęłam go w ręce, a prze de mną, otworzyło się przejście. Szybko przeszłam przez nie, trafiając do innych wymiarów, póki nie znalazłam dla siebie tego odpowiedniego.

***

Siedziałam na jednej ze skał, przyglądając się wisiorkowi, który otrzymałam od mistrza. Chciałam się uśmiechnąć, lecz wiedziałam, że nie mogę. To by okazało słabość, którą zaprzysięgłam nie okazywać.
Obiecaj mi to. 
Tylko to słowo mi chodziło po głowie, odkąd... Wzięłam głęboki wdech, wyjmując jeden z noży. Rzuciłam nim w drzewo, prychając. Może dam radę szybciej? Szybko zeskoczyłam z kamienia i zaczęłam rzucać nożami w różne drzewa. Jeden poleciał w gałąź, drugi poleciał na korę, a trzeci podrzuciłam do góry tak, że zaczepił się ostrzem o jedną z gałęzi. Wyciągnęłam dwa noże, schowałam je w pasie i zaczęłam się wspinać po mój ostatni nóż. Nie było to zbyt trudne. Gdy byłam na tej gałęzi, zmieniłam się w wilka, żeby nie złamała się pod moim ciężarem i złapałam nóż, zębami. Zeskoczyłam z drzewa, zmieniając się w człowieka i wylądowałam zgrabnie na ziemi. Szybko związałam włosy, które latały na różne strony, kiedy dotknęłam gruntu. Wzięłam głęboki wdech i wyciągnęłam sztylet. Chciałam nim właśnie rzucić w dosyć daleko rosnące drzewo ode mnie, jednak moje skupienie, przerwał mi szelest. Stałam normalnie, jakby nigdy nic, i zaczęłam machać sztyletem, a gdy miałam go rzucić, to go rzuciłam w stronę szelestów. Za mną stał mężczyzna. Dosyć wysoki, nie wyglądał na groźnego. Wzięłam głęboki wdech, zauważając, ze nóż wbił się niedaleko.
- Nie straszy się kobiet z nożami. - ominęłam go i wyjęłam sztylet, chowając go so pasa. Spojrzałam na niego kątem oka, zastanawiając się, na co czeka.
- Zauważyłem. - mruknął zniechęcony. Chyba go wkurzyłam tym rzutem. Cóż, mówi się trudno. Odwróciłam się w jego stronę i zdjęłam gumkę, żeby uwolnić swoje włosy. Poprawiłam je na szybko, żeby mi nie latały po twarzy i skrzyżowałam ręce.
- Kim jesteś? - uniosłam brew, czekając na jego odpowiedź. Jak oczekuje ode mnie przeprosin, to się nie doczeka.

Atos?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!