06 maja 2017

Od Alexa C.D Venus


*kilka dni przed wojną*

PIK! Zaczyna mnie już irytować ten dźwięk. PIK! Czy to diabelskie urządzenie się kiedyś przymknie? PIK! Nie no, jeszcze trochę i zwariuję. PIK! Zaraz wyleci przez zamknięte okno. PIK! Ludzie, trzymajcie mnie!
Takie właśnie myśli krążyły po mojej głowie, kiedy przemierzałem odległość dzielącą dwie przeciwległe ściany pokoju w rytm odgłosów wydawanych przez jedno ze szpitalnych urządzeń. Z początku mi one nie przeszkadzały, jednak teraz z trudem powstrzymywałem się przed wyrwaniem go wraz z kablami przyczepionymi w niektórych miejscach do ciała Venus, by następnie zafundować mu ostatni lot kończący się niezbyt miękkim lądowaniem na betonowym chodniku. Powstrzymywał mnie jednak od tego fakt, że gdyby tylko elektrody straciły kontakt ze skórą dziewczyny, w pomieszczeniu rozległby się zapewne przeraźliwy jazgot zwiastujący "śmierć" pacjenta. Po raz kolejny wpadłby tutaj niemal cały personel, znów siejąc zament oraz sensacje wokół osoby leżącej na łóżku. Ja natomiast ponownie próbowałbym upilnować, aby żaden z przybyłych nie bawił się przypadkowo pustą strzykawką w pobliżu ciemnowłosej, a wychodząc trzymał już zapełniony fioletową cieczą przedmiot. Pozwoliłem na to jedynie raz, tylko i wyłącznie po to, by chwilę potem mijając na korytarzu niesamowicie podnieconego ową zdobyczą lekarza całkowicie "przypadkowo" wpaść na niego, rozbijając próbkę na ziemi. Na szczęście w pobliżu znalazła się właśnie sprzątaczka wraz ze swoim wózkiem, która zebrała potłuczone szkło oraz wytarła mokrą posadzkę, mieszając resztki krwi ze środkami czyszczącymi oraz kurzem i innymi śmieciami. Tak, to był ogromny fart, że po owym wypadku nie pozostał nawet ślad. Dzięki temu lekarze nie zrozumią, jakie to też odkrycie roku przeszło im koło nosa. Może to i nawet lepiej - zamiast badać niezwykłą przypadłość Venus, zajmą się czymś bardziej pożytecznym dla świata. W sumie, nie zaszkodziłoby wynaleźć skutecznego, jednorazowego i ogólnodostępnego lekarstwa na raka przykładowo krwi. To przecież zdecydowanie przydatniejsze niż badania nad zmiennokształtnymi, prawda?
Oderwałem utkwiony w widoku za oknem wzrok, kierując go w stronę ciągle nieprzytomnej dziewczyny. Nie wiedziałem jednak, czy warto spoglądać dłużej na lewą nogą całą ukrytą w gipsie, obłożone grubymi opatrunkami połamane żebra czy na prawą rękę, od łokcia w dół zawieszoną na temblaku. Twarz natomiast - podobnie jak pozostałe odsłonięte części ciała - była niemal purpurowa od licznych siniaków, powoli zmieniających kolor na ciemną zieleń. To właśnie martwiło mnie najbardziej - ta szybka regeneracja, tak niepodobna do ludzi, dla nas będąca na porządku dziennym. I tak Venus została uznana za urodzoną pod szczęśliwą gwiazdą, kiedy po przyjeździe karetki - wezwanej przez roztrzęsionego kierowcę - ratownicy nadal wyczuwali puls. W głowie wciąż słyszę słowa jednego z nich. "Przecież to niemożliwe... Nie po takim zderzeniu... " Potem położyli ją na noszach, po czym wepchnęli przez otwarte drzwi z tyłu karetki. Ja natomiast, podając się za jej brata (zaprawdę powiadam wam, nie mam pojęcia, gdzie oni mają oczy), pojechałem razem z nią wcześniej sprawdzając, czy aby na pewno deszcz ukrył wszelkie ślady naszej obecności. Tyczyło się to głównie jakże charakterystycznego koloru życiodajnej cieczy, która stała się jeszcze większą sensacją niż fakt, że jej właścicielka wciąż jest na tym świecie. Będąc wściekły jak nigdy dotąd, wręcz zrównałem z ziemią młodego pielęgniarza pytającego mnie już w szpitalu o grupę jej krwi. Tak więc zaczynając od zapytania, czy wyglądam jak karta szpitalna dziewczyny, przez moją niewiedzę na ten temat oraz na poddaniu w wątpliwość aktualności jego kwalifikacji skończywszy, zasugerowałem mu wykorzystać tak zwaną "zerówkę" z oznaczeniem Rh-. Ja, niewyedukowany, z pozoru szary człowiek. Nie zwracałem jednak wtedy na to większej uwagi, odwracając się w stronę przeszklonych drzwi oraz obserwując rytuał podłączania kroplówki. Cały zabieg trwał równo 2 godziny i 7 minut, w czasie których lewa noga oraz prawa ręka zostały skutecznie unieruchomione. To był właśnie główny powód, dla którego pozwoliłem na zabranie dziewczyny do ludzkiego, ziemskiego szpitala. Nie ma co ukrywać, że tutaj miała zapewnioną o wiele lepszą opiekę medyczną niż ja czy ktokolwiek inny mógłby jej zagwarantować. Jedynym minusem była jednak człowiecza ciekawość, przekraczająca wszelkie normy pojmowania.
Ponownie oderwałem wzrok od drobnego rozcięcia na policzku dziewczyny, szybkim krokiem podchodząc w stronę drzwi. Przez małe okienko w nich się znajdujące zdążyłem dostrzec znikający za rogiem kawałek lekarskiego kitla.
- Spokojnie, młodzieńcze. Nie wejdą tutaj przez najbliższe dwie godziny. Tym bardziej, jeśli będą cię widzieć w środku. Ciągle jestem ciekaw, jak ktoś taki jak ty może odstraszać tylu ludzi. Przecież jesteś w porządku, przynajmniej wobec mnie.
Odwróciłem się powoli przez ramię, spoglądając tym razem nie na łóżko zajmowane przez dziewczynę, a na sąsiednie. Leżał na nim jasnowłosy mężczyzna w średnim wieku, który po spotkaniu swojego kręgosłupa z betonową posadzką remontowanego przez niego domu niezbyt szybko powróci do starej kondycji, o ile powróci. Nie, nie dowiedziałem się tego z jego karty. Sam mi to powiedział.
- Podejrzewam, że to przez nerwy pokazałem im się nieco ze złej strony. Niestety, nie myślałem wtedy o dobrym pierwszym wrażeniu... W sumie wie pan chyba, jak to jest.
Ten w odpowiedzi skinął potwierdzająco głową, zerkając w stronę leżącej obok Venus.
- Rany ładnie się goją. Siniaki też szybko znikają. Twoja siostra to istny okaz zdrowia. I prosiłem cię już o to, byś nie mówił do mnie pan. Czuję się wtedy jakoś tak staro. Albert wystarczy.
Uśmiechnąłem się mimo woli, wspierając szczękę na prawej dłoni. Ponownie ruszyłem w kierunku okna, po raz kolejny śledząc tłum zgromadzony na parkingu wokół dwóch aut po stłuczce.
- Miał pan jednak zostać tym lekarzem, a nie przejmować się rodzicami. To nie oni teraz tu są, prawda? I będę mówić do pana pan, bo to oznaka szacunku oraz grzeczności.
Nie uzyskawszy odpowiedzi przez dłuższą chwilę, spojrzałem na swojego rozmówcę. Ten miał natomiast zamknięte oczy, a głowa delikatnie opadła na prawą stronę. Unosząca się powoli klatka piersiowa i głębokie oddechy świadczyły o tym, że tak jak wielokrotnie wcześniej zapadł w krótką drzemkę. Westchnąłem z rezygnacją, po raz kolejny zostając jedyną przytomną osobą w pomieszczeniu. Jeszcze przez chwilę wpatrywałem się w obraz za szybą, by w końcu zająć miejsce na obrotowym krześle na kółkach, znajdującym się pomiędzy parą łóżek. Przyłożyłem obolałe plecy do oparcia, dziwnie wygodnego pomimo jego drewnianej konstrukcji. Zmęczone kilkudziesięciu godzinnym czasem pracy nogi włożyłem na jedną z najbliższych szafek, a odetchnąwszy głęboko, skrzyżowałem ręce w okolicy żeber rzekomych. Następnie zerknąłem na wciąż śpiącą Venus, próbując pokonać ochotę przymknięcia oczu nawet na kilka sekund, mogących w jednej chwili stać się godziną lub więcej. Położyłem lewą dłoń na łóżku dziewczyny, palcami wystukując jedynie dla mnie zrozumiały rytm tylko i wyłącznie po to, by zachować trzeźwy umysł. Nie mogłem sobie pozwolić na sen, nie teraz. Dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę z tego, iż ręka mimowolnie przesunęła się nieco wyżej, przez co teraz moja dłoń nakrywała jej, przyjemnie ciepłą i przyjazną w dotyku. Niestety, nie dające się stłumić ziewnięcie przesądziło sprawę. Zerwałem się gwałtownie, rozglądając dookoła. Wzrok zatrzymał się na tarczy zegara, która mówiła o 1,5 godzinnej drzemce. Niedobrze. Mimochodem zerknąłem na mężczyznę leżącego obok, który tym razem twarzą zwrócony był w stronę okna. Westchnąłem cicho, zwracając teraz uwagę na wciąż nieprzytomną dziewczynę. Wzrok samowolnie prześlizgnął się po wszystkich urazach, zupełnie jakby przez te 6 kwadransów coś mogło się zmienić. Czekało na mnie jednak pewne rozczarowanie, które zniknęło wraz z zatrzymaniem spojrzenia na naszych lewych dłoniach. Ta należąca do Venus poznaczona była drobnymi rozcięciami z zaschniętą krwią oraz pojedynczymi siniakami. Nie mając nic lepszego do roboty - przynajmniej tak sobie wmawiałem - zacząłem kciukiem gładzić jej knykcie. Czynność ta pochłonęła mnie w takim stopniu, że ledwo zauważyłem pielęgniarkę wchodzącą do pokoju. Po sprawdzeniu stanu pacjenta leżącego obok, z wyraźnie wymalowanym napięciem podeszła do prawej strony łóżka dziewczyny. Następnie zrobiła to, co stało się już normą - założenie nowej kroplówki, sprawdzenie tętna oraz ciśnienia krwi, wspomnienie o ciągle niewypełnionej przeze mnie dokumentacji medycznej ani niepodanie numeru ubezpieczenia. Zbyłem ją zwykłym skinieniem głowy, nie zaprzestając poprzedniej czynności. Po jej wyjściu dalej wpatrywałem się w te liczne zadrapania, lecz w końcu postanowiłem wyrwać się z tego transu. Zabrałem rękę, a wzrok skierowałem na ekran tego denerwującego urządzenia. Śledziłem pojawiające się sekwencje prostych i łamanych przez kolejne kwadranse, pozwalając w końcu wrócić bezwiednie lewej dłoni do wcześniejszego zadania. Powieki znów zaczęły niesamowicie ciążyć, jednak nim po raz kolejny odcięły mnie od świata zewnętrznego, wyczułem delikatną różnicę w położeniu palców najbliżej mnie znajdującej się ręki Venus. Oderwałem półprzytomny wzrok od tych zamazujących się z wolna literek na ekraniku urządzenia, skupiając go na brzegu łóżka. I albo miałem jakieś schizy, albo naprawdę ręka ciemnowłosej nieco się przesunęła. Odzyskując zdolność myślenia, nieco wytępioną przez nadchodzący sen, niemal natychmiast spojrzałem w utkwione w mojej osobie, żywozielone oczy.
- Ceesc... - Zaczęła, kiedy cisza przeciągała się w nieskończoność.
Ja w tym czasie zabrałem stopy z szafki, pozwalając im opaść na ziemię. Przysunąłem krzesło bliżej jej łóżka, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, iż ona jest przytomna. Jeśli to była jednak nieprawda, musiałbym mieć niesamowitą wyobraźnię.
- Cześć, śpiąca królewno. Może lepiej nie mów zbyt dużo. Podobno przez krótki moment miałaś zmiażdżoną tchawicę, tak więc nieco minie, nim wszystko wróci do normy, siostra.
Ta jednak za nic miała moją radę, zasypując mnie z początku trudnymi do zrozumienia pytaniami. Pierwszym z nich było oczywiście to dotyczące naszego pokrewieństwa. Na większość z nich - zamiast odpowiedzi - skinąłem głową w kierunku ciągle nieprzytomnego faceta obok dając jej do zrozumienia, że to nie najlepszy moment na takie tematy.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - przetłumaczyłem z jej dziwnego seplenienia, a kiedy ta potwierdziła prawdziwość pytania, odpowiedziałem - Jeszcze kilka godzin i byłyby cztery dni. Czasami zdawały ci się krótkie przebudzenia, ale wtedy wolałaś bardziej nową porcję leków przeciwbólowych niż kontaktu z rzeczywistością.
Dziewczyna westchnęła głęboko, ponownie zerkając ukradkowo na nasze złączone dłonie. Prawda jest taka, że swoją chciałem zabrać już w momencie zauważenia, że Venus jest przytomna. Jak widać niestety, ja chciałem przestać, a ręka nie. Kiedyś będę musiał z nią o tym pogadać. Z ręką, oczywiście... Bosze, cztery doby niemal bez snu mi nie służą...
- Co teraz? - zapytałem szeptem, a kiedy zwróciłem uwagę ciemnowłosej, kontynuowałem - Nie możemy zbyt długo liczyć na pomoc szpitala. Wkrótce zorientują się, że coś tu nie gra. Poza tym czuję, że u nas coś się święci, a ja nie będę siedzieć bezczynnie. Decyzja należy jednak do ciebie, ja się dostosuję.
- Decyzja? - Dopiero po chwili zrozumiałem wypowiedziane przez dziewczynę słowo, przerywające monotonność pikania maszyny.
Przysunąłem się jeszcze bliżej, dodatkowo bardziej zmniejszając głośność moich słów. Co prawda to prawda, Albert wydawał się być spoko człowiekiem, jednak nie należy zbyt wcześnie wydawać opinii na temat innych.
- Możesz zostać tu, w szpitalu, lecz wtedy trzeba się liczyć z ryzykiem odkrycia nas i innych. Możesz też uciec, ale wtedy byłyby problem z leczeniem. Innych wyjść nie widzę. Twój wybór.

<Venus? Decyzja życia xd I wiem, masło maślane na bazie masła maślanego z dodatkiem masła o smaku masła maślanego >:3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits