Zdrajca powoli zebrał się z kostki brukowej, naciągając kaptur mocniej na bladą twarz. Miejsce, w którym się znaleźli... wyglądało zaskakująco przyjaźnie. Przyjaźnie i pusto. Niskie, urocze kamieniczki zbudowane z kamienia w pastelowych barwach, o pomarańczowych dachach, posiadające liczne zdobienia, wyglądały niemal jak z bajki. Tu nawet kostka brukowa była gładka i równo poukładana, a z pomiędzy szpar nie wystawało nawet źdźbło trawy.
- Z jakiegoś powodu mam dreszcze - przyznała Evangeline, patrząc na pustą uliczkę. Nie Evangeline, poprawił się w duchu Zdrajca-nie-Zdrajca. Sophie. Gabriel.
- A ja deja vu - przyznał Gabriel, podchodząc do ściany najbliższego budynku i gładząc ją delikatnie. Dopiero teraz zauważył, z niejakim zaskoczeniem, że mimo słonecznego dnia większość okiennic było zamkniętych, a niektóre wyglądały wręcz, jakby nie były przystosowane do otwierania. - Spójrz - zwrócił na ten fakt uwagę dziewczyny.
- Pewnie nie chcą, by światło wpadało im do domów... - zasugerowała, sama nie przekonana swoimi słowami. - Może lepiej chodźmy do jakiejś karczmy czy czegoś takiego, dowiedzieć się czegoś o tobie. Gabriel przytaknął i ruszyli ramię w ramię pustą uliczką.
Sophie raz po raz pocierała ramiona, jakby było jej zimno, choć nawet Gabriel mógł z pewnością stwierdzić, że temperatura jest dość wysoka.
Wśród jednakowych, uroczych domków poszukiwanie karczmy było dość mozolne. Nie było na nich praktycznie żadnych oznaczeń, a przynajmniej nie takich, które jedno z towarzyszy potrafiłoby rozpoznać.
W pewnym momencie zatrzymali się na skrzyżowaniu, nieco zmęczeni słońcem, upałem i spacerem.
- Może spróbuj sobie coś przypomnieć. Jakiś dom? Karczma? Może sklep, w którym bywałeś? - Sophie próbowała wydusić z czarnowłosego jakieś informacje. Nie mogli przecież chodzić po tym miasteczku duchów przez cały tydzień. Gabriel pokręcił głową.
- Jedyne, co sobie przypominam, to szklany pałac - przyznał. - I to miasteczko. Tylko, że wtedy nie było puste. Gdy zaszło słońce zaroiło się od dziwnych istot.
- Gdy zaszło słońce mówisz... - Dziewczyna spojrzała w górę i powiodła wzrokiem po nienaturalnej, oślepiającej bieli nieba. - Nie widzę żadnego. Być może żyją tu istoty tobie podobne, które nie mogą pojawiać się za dni... Mówiłeś coś o jakimś szklanym pałacu?
- Hmmm? - Chłopak powiódł za jej wzrokiem. Wysoko nad miastem górowała opalizująca wszystkimi kolorami tęczy, strzelista budowla, jakby żywcem wyciosana ze szkła. Gabriel poczuł dziwny ucisk w żołądku. - T-tak - wykrztusił. - To on.
- W takim razie mamy jakiś punkt odniesienia. - Sophi ruszyła w kierunku zamku, gdy niespodziewanie na ulicy pojawił się pierwszy od początku pobytu w tym świecie przechodzień. Ubrany był w długi, czarny płaszcz, które poszycie jednak jakby świeciło bladym światłem od spodu. Trzymał wyciągniętą przed siebie rękę, nad którą polatywał swobodnie biały kryształ, kierując szpiczasty czubek w niebo. W pewnym momencie powoli opadł i skierował się w stronę Gabriela. Nieznajomy zdecydowanym krokiem ruszył w kierunku towarzyszy.
- Soph... - Gabriel, pociągnął dziewczynę za rękaw.
- Widzę - odparła. - Ale to może być nasza jedyna szansa, żeby porozmawiać z tubylcem.
Po chwili przystanęła na przeciwko nieznajomego, który schował dłoń z kryształem pod płaszcz. Jego wzrok, skierowany dotąd na Gabriela, przeniósł się na jego towarzyszkę.
- Nie wiem czy panienka zauważyła, ale podąża za panienką potwór - powiedział zuchwale, odrzucając kaptur do tyłu i odsłaniając niezwykle przystojną... piękną twarz o delikatnych, prawie kobiecych rysach, zbudowaną jakby z czerwonego szkła, które sprawiało wrażenie, że okaże się miękkie i ciepłe, jeśli spróbuje się je dotknąć. Dodatkowo po prawej stronie jakaś ciemna, błyszcząca materia układała się w kształty spirali, przypominając nieco tatuaż. Szklaną głowę okrywała burza krótkich, białych włosów, z których wyróżniał się jedynie dłuższy, biały warkoczyk. Na szyi nieznajomego można było zobaczyć kilka zadrapań i jakby stalową obrożę.
- Potwór? Oh, faktycznie niektórzy nazywają tak mojego kuzyna - zgodziła się z nieznajomym, puszczając oko do coraz bardziej spiętego Gabriela. - Ale zapewniam, jest niegroźny.
- Jak one wszystkie, panienko - parsknął przybysz. - Pewnie panienka używa tego do polowania na kryształy, co? Słyszałem, że niektórzy ludzie - to powiedział jakby z pogardą - tak robią. Osobiście uważam, że to głupota. W końcu i tak odgryzą ci rękę, lub głowę, jeśli będą miały ku temu sposobność.
- Wątpię, Gabriel jest bardzo spokojny - Sophie nie dała się wyprowadzić z równowagi słowami nieznajomego.
- Więc to ma imię? To mężczyzna? - Przybysz obrzucił czarnowłosego badawczym spojrzeniem. - Niech będzie. - Wzruszył ramionami i już chciał minąć białowłosą, gdy ta chwyciła go za ramię.
- Szukamy karczmy, może wiesz, w gdzie ona jest? - spytała.
- Najbliższy bar łowców jest na końcu ulicy, jeśli o to pytasz. Właśniem tam zmierza. Może panienka mi towarzyszyć, jeśli panienka sobie życzy.
(Evangeline? Zostawiam cię w tej kłopotliwej sytuacji xP Powodzenia!)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!