01 kwietnia 2016
Od Hiakru - walka z Brandonem
- A ty mała, myślisz, że uda ci się mi coś zrobić? – powiedział nagle Brandon wlepiając we mnie swoje żółte ślepia.
Wzdrygnęłam się. Jakim cudem przejrzał moje plany? Skąd wiedział? Czyżby miał tak świetny słuch, że usłyszał moją rozmowę z barmanem? Byłam w dupie. Metr ode mnie siedziała moja ofiara, która nie dość, że była uzbrojona, to dodatkowo wiedziała, że jestem tu po to by go zabić. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie byłam pewna, czy będę w stanie wyciągnąć go na zewnątrz czy może będę musiała walczyć z nim w środku karczmy. Przyglądałam mu się uważnie, nie miałam potrzeby już się kryć skoro znał moje zamiary. Brandon miał przy sobie maczetę i kuszę oraz kilka bełtów. Mógł walczyć ze mną na odległość jak i z bliska. Świetnie. Kątem oka zarejestrowałam minimalny ruch z jego strony. Dałabym uciąć se głowę, że poruszył ręką w kierunku maczety. Nie myliłam się, usłyszałam świst i ostrze broni znalazło się pod moją szyją.
- Aż tak łatwo cie zabić? – zapytał z ironią wilkołak.
Spojrzałam w jego kierunku, wykorzystałam okazję i odsunęłam się do tyłu. Mężczyzna odwrócił głowę w moim kierunku. Odszedł od baru i stanął naprzeciwko mnie. W karczmie zapadła cisza jak makiem zasiał. Niektórzy goście opuścili lokal, reszta została obserwując szykującą się walkę. Wyciągnęłam miecz, który w jednej chwili zapłonął w mojej ręce. Brandon uniósł lekko brew. W ręce trzymał maczetę, oboje byliśmy gotowi do ataku. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i ruszył nagle w moim kierunku. Zrobiłam unik i wskoczyłam na stół. Z tej pozycji dużo łatwiej było mi go zaatakować. Skoczyłam na niego z góry jednak on zablokował swoją maczetą mój atak. Nacieraliśmy tak na siebie kilka razy, przy okazji nasze szarpaniny, przewracaliśmy krzesła, zbijaliśmy naczynia. Odskoczyliśmy od siebie na odległość kilku metrów. Zaczęliśmy krążyć naokoło szykując się do kolejnych ataków. Brandon zrobił krok w przód, od razu zasłoniłam się moim mieczem gotowa do odparcia jego ataku. To był zły ruch, tak naprawdę mężczyzna chciał mnie po prostu zdezorientować. W jednej chwili wyciągnął kuszę, naciągnął ją i strzelił. Usłyszałam jedynie świst przy uchu. Bełt przeleciał tuż przy mojej głowie. Zastygłam, byłam o krok od śmierci. Ale nie dam się tak łatwo. Może by tak użyć wreszcie moich mocy? Pstryknęłam palcem a temperatura w pomieszczeniu podniosła się gwałtownie. Ludzie bliżej wyjścia nie odczuli tego tak intensywnie jednak Brandon już po chwili zaczął się intensywnie pocić. Kiedy temperatura przekroczyła sześćdziesiąt stopni, a wszyscy goście uciekli na zewnątrz, wilkołak powoli zaczął słaniać się na nogach. On jednak również nie miał zamiaru tak łatwo się poddać. Otarł czoło i wziął do ręki kuszę. Za wcześnie zaczynałam świętować. Ostatnimi siłami wypuścił bełt, który trafił mnie w lewe ramię. Krzyknęłam z bólu i upadłam na ziemię. Moja moc osłabła a temperatura w pomieszczeniu zaczęła się obniżać aż po chwili wróciła do normy. Wyciągnęłam zakrwawiony bełt i odrzuciłam go na bok. Mężczyzna uśmiechnął się mimo wycieńczenia i wziął maczetę. Podszedł do mnie i stanął nade mną. Podniósł maczetę do góry szykując się do zadania ostatniego ciosu, kiedy nagle złapałam miecz leżący kilka centymetrów dalej i wbiłam go w jego brzuch. Brandon stał chwile bez ruchu, wypuścił z rąk maczetę i upadł na ziemię. Z jego ust wydobywała się strużka krwi. Rzucił mi nienawistne spojrzenie po czym zamknął oczy. Wstałam i przyglądałam mu się przez chwilę. Odetchnęłam głośno. Nie żył, byłam pewna. Miałam ochotę na wszelki wypadek go dobić. Właściwie jako wilkołak powinnam była go zabić specjalnymi kulami ale wyglądało, ze ten osobnik już nigdy nie wstanie. Musiałam jeszcze skombinować jakiś dowód, że go zabiłam. Nie chciało mi się kombinować. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcie martwego wilkołaka. Może ustawie to sobie na tapetę? Tak dla satysfakcji. Tuż za mną, niczym cień wyrósł właściciel karczmy Tęgi mężczyzna spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem. Nie oglądając się za siebie wybiegłam na zewnątrz, raczej nie chciałam wydawać całej mojej kasy na pokrycie kosztów naprawy stołów i innych rzeczy, które ucierpiały podczas mojej potyczki z Brandonem.
Znalazłam się w świecie ludzi, dopiero wtedy spostrzegłam, ze jestem cała zakrwawiona. Przypomniałam sobie również, ze mam dziurę w ramieniu. Na piechotę dotarłam do mojego domu gdzie umyłam się i opatrzyłam swoja ranę. Ramię strasznie mnie bolało ale nie mogłam iść do szpitala bo od razu zaczęli by wypytywać jak się zraniłam. Tego nie chciałam. Zostało mi tylko odwiedzić moją zleceniodawczynie. Usiadłam przy laptopie i wydrukowałam zdjęcie i wsiadłam do taksówki którą dotarłam pod podany adres. Podeszłam do skrzynki i wrzuciłam zdjęcie do skrzynki pocztowej. W oknie wielkiej willi zauważyłam kobietę, która mi się przyglądała.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!