Kiedy oddelegowano
Jespera Sullivara do Warowni Bagiennej, żeby odszukał obłąkaną nimfę,
wszyscy twierdzili, że jest najlepszym tropicielem, jakiego Wataha
Karmazynowej Nocy kiedykolwiek posiadła. Początkowo specjalizował się w
łowiectwie, lecz wyłowiony z tłumu, skorzystał z propozycji dołączenia
do wojska. Rosella mogła z dumą prezentować swojego nowego
podopiecznego, wystawiając fenomen na światło sławy wybiegającej poza
wojskowe środowisko. Jesper Sullivar był jednak inni niż większość
żołnierzy. Nie pragnął popularności, chwały czy uznania, lecz nawet
pomimo starań, aby zapobiec rozgłosowi, renoma sama się za niego
tworzyła. Jesper Sullivar zaginął dwanaście tygodni temu. Rosella
oddelegowała swojego potencjalnego zastępcę do Warowni Bagiennej, aby
stamtąd ruszył w poszukiwaniu nimfy o imieniu Fallawa. Miał za zadanie
zlikwidować zagrożenie, które według proroctw Kultu Wiecznego Światła
przyniesie watasze wielkie nieszczęście i zagrozi temu, kto dzierży
władzę. Rosella nie była wilkiem, który ograniczałby swoje wierzenia do
jednego wyznania. Nie wyklucza żadnego kultu, lecz nie jest też w nie w
żaden sposób zaangażowana. Myśl, że istnieje coś więcej niż życie,
którego doświadcza, jest wygodnym rozwiązaniem na trapiące po nocach
przemyślenia i wątpliwości. Pytania jednak łatwo się pogłębiały,
pozostawiając na końcu jedną, wielką pustkę, pozbawioną jakichkolwiek
odpowiedzi. Niektóre stworzenia jednak nie zadręczały się hipotezami i w
stanowczy sposób reagowały na każdą karkołomność.
Tytan
Calveite Rivers był jednym z przedstawicieli tychże osobników, toteż
zlecił, aby Fallawą zajęły się odpowiednie jednostki. Arcykapłan
przyszedł z wizytą do generałów, dzieląc się z nimi swoimi obawami i
subtelnie sugerując, iż zlecenie wydał sam Król. Rosella była świadkiem
całego przedstawienia, gdyż systematycznie towarzyszyła swojemu
mentorowi w obradach. Nie śmiała odmówić zesłania na misję swojego
najlepszego tropiciela, sama zbagatelizowała słowa przewodnika i uważała
Fallawę za niegroźną, choć niezrównoważoną, nimfę, która co jakiś czas
odwiedzała deltowskie bajorka z nieznanego nikomu powodu.
Słuch
po tropicielu jednak zaginął. Nie otrzymała żadnej sowy, żadnego gońca,
a wioski otaczające Puszczę Środkową upierały się, że nie widziały
zaginionego basiora w okolicy. Nieoficjalne źródła w międzyczasie
donosiły również o zabójstwie potencjalnego, zachodniego dziedzica,
którego ciało znaleziono na brzegu sadzawki. Zbieg okoliczności wydawał
się co najmniej kuriozalny.
Przemierzając
Środkową Puszczę w poszukiwaniu doborowego wychowanka, wątpiła czy
kiedykolwiek jeszcze zdoła spojrzeć mu w oczy. Zdawała sobie sprawę, że
mogła postąpić bardziej roztropnie, lecz usprawiedliwiała się też tym,
iż zlecenie, które wydała, i tak było jednym z mniej wymagających, a
najlepszego tropiciela wysłała tylko dlatego, że domagał się tego sam
król. Na wyprawę ruszyła sama, nie chciała jeszcze bardziej rozdmuchiwać
sprawy i angażować w eksplorację terenu reszty oddziału, narażając się
tym samym na straty w szeregach. Starała się kierować trasą, na której
docelowo miał oscylować żołnierz oraz jego dwóch towarzyszy. Niemniej,
nieraz zbaczała ze szlaku, aby zpenetrować pobliskie zagajniki czy
muliska, lecz za każdym razem mijała się z celem. I choć Rosella
notorycznie pozostawiała po sobie znaki w postaci związanej na konarze,
pomarańczowej wstęgi, to po Jesperze Sullivanie nie było widać żadnego
śladu.
Pomimo przepełniającej ją motywacji,
nadzieja Roselli, na odnalezienie towarzysza żywego, powoli nikła. Róg,
który każdy z żołnierzy był wyposażony w razie zagubienia, wył na
próżno, gdyż nigdy nie otrzymał odpowiedzi, a zapasy żywności
sugerowały, aby wadera cofnęła się do najbliższej wioski. Zapuściła się
na tyle głęboko, że wizja powrotu wydawała się straszniejsza niż
buszowanie po opuszczonych domach w poszukiwaniu prowiantu, bezpośrednie
polowanie na zwierzynę czy potyczkowanie się z napotkanymi po drodze
strzygami.
Pewnego dnia, uzupełniając zapasy
wody nad Rzeką Krystaliczną usłyszała niepokojący szelest dobiegający z
głębi lasu. Już dawno odpuściła sobie nadzieję, że Fallawa magicznie
wyłoni się znad tafli wody. Biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia,
spotkanie wendigo było o wiele bardziej prawdopodobnym scenariuszem.
Niemniej, cofnęła się przezornie od kierunku, z którego dobiegał hałas i
ruszyła przed siebie, nasłuchując alarmujących odgłosów. Marnowanie
energii na niekończące się przygody z potworami było czysto
nieopłacalne. Uwagę Roselli zwrócił dopiero dźwięk chlupotu wody,
unoszący się z niedaleka. Przez chwilę rozważała, czy zawrócić do rzeki i
upewnić się, że to tylko wodniki przemierzały spływ, lecz intuicja i
logika podpowiadały jej, że coś się nie zgadza. Ruszyła w kierunku, skąd
dobiegł dźwięk, nie spodziewawszy się zaskoczenia, którego zaraz miała
doświadczyć.
Wyszedłszy zza krzewów, ujrzała postać, na którą
miała nadzieje, że nie trafi przez resztę swojego marnego żywota.
Pozbawione szaty ciało kobiety, z którą niegdyś dzieliła łoże, i do
której kiedyś prawdopodobnie pałała uczuciem, zmieniło jej nogi w watę,
uginane pod ciężarem goryczy i nostalgii. Nie mogła uwierzyć własnym
oczom. Myśli oblała fala wątpliwości i teorii, chociażby takich, że
doświadczała właśnie jakiegoś specyficznego rodzaju halucynacji, który
wyrwał z jej podświadomości personę, niegdyś przez nią skrzywdzoną, gdyż
wszechogarniające ją poczucie winy w związku z zaginięciem Sallivara sprowokowało umysł do wyciągania reszty, zadręczających ją brudów z
przeszłości. W głębi duszy czuła jednak, że nie śni na jawie, a osoba,
która przed nią stoi to Mastrus we własnej osobie. Jej piękne ciało
prawie się nie zmieniło, choć pod oczami zagnieździły się ujmujące
sińce, a ostre rysy twarzy i muskularny korpus, jak gdyby z odwodnienia,
wybiły się na tle reszty, równie zjawiskowego ciała. Miała ochotę
rzucić się jej w ramiona, uciec jak najdalej potrafi i już nigdy więcej
nie spojrzeć jej w oczy, zbliżyć się do tejże zachwycającej sylwetki i
przejechać po niej tak jak dawniej, utopić się w rzece i dobić się
kamieniem, wykrzyczeć Mastrus w twarz, jak bardzo jej nienawidzi, lecz
jedyne co robiła, to stała w niezręcznym bezruchu. Zdołała ewentualnie
uspokoić panikę, tłumacząc sobie, że Mastrus była jedynie obsesją, że
nigdy tak naprawdę nie czuła wobec niej niczego więcej niż pożądanie i
że, co najważniejsze, kobieta najprawdopodobniej nią gardzi i żałuje, że
kiedykolwiek się poznały. Aż zdziwiła się, gdy doszła do wniosku, że
powinna raczej uciekać nie dlatego, że płonęła wstydem, ale dlatego, że
potencjalnie ryzykuje życiem, stojąc naprzeciwko wodza Watahy Zachodu.
Otrząsnąwszy
się z szoku, sięgnęła kompulsywnie do kieszeni po zakamuflowaną
piersiówkę z nadzieją, że nie opróżniła całej zawartości. Jako że
podczas wykonywania zadań stara się nie nadużywać psychoaktywnego
trunku, jej druga butla była jeszcze do połowy pełna. Jednym haustem
opróżniła prawie całą zawartość flakonika, po czym przekonała się, aby
zachować się dojrzale i profesjonalnie, gdyż przeszłość odeszła dawno w
niepamięć.
- Najjaśniejsza Pani - zaczęła,
trochę ironicznie, trochę nie, kłaniając się delikatnie. - Co sprowadza
wodza w tę strony? Czy mogę w czymś pomóc? - szczerze nie wiedziała jak
się zachować i z każdą kolejną sekundą żałowała coraz bardziej, że
jednak nie rzuciła się do ucieczki.
11 lutego 2021
Od Roselli c.d Mastrus
Mastrus?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!