04 czerwca 2016

Od. Kelley c.d Prim

Pfff... Dlaczego wszyscy muszą być tacy wysocy? Nawet ta dziewczyna? Za co. Szczerze, widziałam poirytowanie Abyzou. To naprawdę było żenujące. "Tak się to kończy, jeżeli mnie nie słuchasz". Usłyszałam dumną odpowiedź chowańca. "Wal się"- tak brzmiała moja odpowiedź. Teraz jestem niesiona przez niejaką osobę z Watahy Karmazynowej Nocy. Powiem szczerze. Zrobiła źle zabierając mojego towarzysza ze sobą. On jest po prostu złośliwy. Nie myliłam się zbytnio.
-Jeśli coś zwalisz mi ogonem. - spojrzała pretensjonalnie na Abyzou. - Zamorduję.... - wysyczała i uśmiechnęła się.
To sobie dowaliła... Przewróciłam oczy. Trzask. Wzdrygnęłam się i obróciłam w stronę odgłosu. Wiedziałam. Ten debil zwalił wazon. Nawet jak nienawidzę tej watahy, to prawda jest taka, że teraz nie jestem w stanie się nawet specjalnie ruszyć, a co dopiero użyć jakiejkolwiek mocy. Odstawiła mnie na kanapę. Syknęłam. Rana wydawała się coraz bardziej bolesna.
To teraz co z tobą zrobić? - spytała dotykając mojej rany, odruchowo wzdrygnęłam się.
-Zostaw mnie! - warknęłam odsuwając się na kraniec sofy.
To, że nie jestem w stanie nic zrobić, nie oznacza, że nie mogę wyjąć jakiegoś przedmiotu. Szybko wyciągnęłam wachlarz. Przynajmniej będę budzić jakiś minimalny postrach.
-Dobra, spkojnie... Meltdowner.... -powiedziała opanowanym tonem i usiadła na przeciwko mnie, po wyrazie jej twarzy mogłam stwierdzić, że w jakimś stopniu się mnie boi.
-Skąd znasz moje imię? -spytałam niepewnie .
-Psychometria.... - odparła. -A, i jeśli chcesz mnie zabić, to ja mogę wziąść cię do poprzedniego miejsca i zostawić... -dodała z uśmiechem. -To jak?
Nie czeka tam na mnie książe z apteczką. Tam nikt mi nie pomoże. Zlewając olśniewającego dumą chowańca, który znając życie zacznie się śmiać i mnie zignoruje. Rana pewnie prędzej, czy później się zagoi. Zawsze poradziłabym sobie jakoś, od dzieciństwa tak było... Ale... Ja nie mam czasu na prędzej czy później. Skrzywiłam twarz w niesmaku. Opuściłam prawie rozwinięty wachlarz.
-Po... Po... Po... Mo... Pomożesz mi? -odetchnęłam z ulgą.
Kiwnęła głową. Powiedziałam coś, wbrew mojej woli oraz pierwszy raz poprosiłam kogolwiek o pomoc. To wcale nie jest takie złe... Zerknęłam na dziewczynę. Wyglądała nawet słodko jak się uśmiechała. Po chwili wstała i najwyraźniej poszła po coś do jakiegoś pokoju. Zaczęłam szukać wzrokiem Abzou. Ten idiota jak zwykle gdzieś się kręci. Najlepiej by było, gdyby pojechał do domu. Dziewczyna wróciła z wszystkimi możliwymi środkami leczącymi. Ach, przymknęłam lewe oko.
-Skoro ty znasz moje pełne imię. To, jak nazywasz się ty? -spytałam zaciskając zęby z bólu.
-Primrose. -odpowiedziała bezuczuciowo wpatrując się w moją ranę. -Jednak wolę, jak zwracają się do mnie Prim.
Stwierdziłam. Pomimo iż krukony są sługusami Mroku, to ich nienawidzę. Zosatałam zraniona i upokorzona przez te głupie stworzenie. Poczułam niezbyt przyjemne ukłucie w biodrze. Moje oczy skupiły się na Prim. Nie znam się na opatrywaniu ludzi, ale najwyraźniej oczyszczała mi ranę. Później zabrała się za bandaż. Po skończeniu całokształtu mój brzuch został owinięty mnóstwem tego dziwnego "papieru".
-Musisz ograniczać ruchy i odpoczywać przez jakiś tydzień. -odpowiedziała.
-D...Dzie...Dziękuję. -pierwszy raz podziękowałam komuś za pomoc, naprawdę jestem wybrakowana. -Właściwie to... Dlaczego mi pomogłaś? W końcu jestem twoim wrogiem, a to, że jestem Alphą WZ podwaja bycie twoim wrogiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits