Kilka minut później jechałem już korytarzem, przed sobą mając nadzwyczaj
ciężki kosz wypełniony po brzegi zużytymi kompletami pościeli. Nie ma
co ukrywać, że cieszyłem się z tego, iż to ja mogłem oddychać tym
"lepszym" powietrzem. Poza tym myśl, że to nie ja muszę siedzieć w
pościeli, która przez rok widziała i czuła - zapewne dzięki dożywotnim
skazańcom - o wiele więcej szczegółów anatomicznych człowieka niż
polecany ginekolog w ciągu całej swojej kariery była tak rozbrajająca,
iż nie mogłem pohamować uśmiechu z wolna wpływającego na twarz. Nastrój
ten jednak nieco przygasł, kiedy z naprzeciwka pojawił się strażnik. Po
krótkiej wymianie zdań i oznajmieniu mu, że jestem na zastępstwie, w
końcu udało nam się dotrzeć do windy. Sekundę po zamknięciu drzwi
materiały znajdujące się w wózku zostały odsunięte przez biorącego
głęboki oddech Syriusza.
- Ostatni raz zgodziłem się na coś takiego. Teraz to ty zrobisz to, co
ja ci powiem. - Powiedział, zrzucając z ramienia poszewkę na poduszkę.
Ja natomiast wzruszyłem jedynie ramionami, wzrokiem śledząc co rusz
zmniejszający się numer piętra, pokazywany w formie cyfrowej tuż nad
drzwiami.
- Zgoda. - odpowiedziałem, utkwiwszy spojrzenie w cyfrze 1 zmieniającej
się właśnie w literę P - W takim razie powiesz mi, jak mam odprawić
rytuał, bo ja nie za bardzo wiem, jak to zrobić.
W następnej sekundzie chłopak chwycił mnie za bluzę, przypierając do ściany i patrząc na mnie z żądzą mordu w oczach:
- Coś ty powiedział, do jasnej ch***ry?! To na jakiego diabła w ogóle zaczynałeś temat?!
Spojrzałem na niego ze spokojem, odpowiadając:
- Powiedzmy, że nie chciało mi się słuchać biadoleń żywego trupa. W
dodatku nieco trudno skupić się na czymkolwiek, kiedy dookoła ciebie
chodzą zombie, które tylko myślą... chociaż nie, one nie myślą. W każdym
razie próbują odgryźć ci rękę czy też nogę. Niezbyt sprzyjające warunki
do prowadzenia nauk, nie sądzisz?
Ten w odpowiedzi zaklnął pod nosem, puszczając mnie i kopiąc ze złości
najbliższą ze ścian windy. Po chwili ta się zatrzymała, a drzwi
otworzyły. Oboje spojrzeliśmy w stronę ciemnego i na szczęście pustego
korytarza, na którego końcu staliśmy.
- Idziemy. - rzuciłem, ponownie chwytając poręcze wózka - Aż tak tępy
nie jestem, coś tam pamiętam. Jak czegoś zapomnę lub pomylę to najwyżej
wyląduję w zakładzie dla czubków. Lepsze jednak to niż siedzenie tutaj.
Dalej, pakuj się do miski, wkurzona drażetko.
Nim jednak zrobił to, o co go prosiłem, moja potylica nieco mnie
zabolała. Po raz kolejny popychając wózek ruszyłem wzdłuż zimnego oraz
nieoświetlonego pomieszczenia. Pierwszym odruchem było poszukanie kamer,
jednak nigdzie nie zauważyłem tych charakterystycznych dla całego
obiektu, czerwonych światełek. Mimo tego nie pozwoliłem Syriuszowi wyjść
z wózka, spuszczając wzrok i przyglądając się każdym z mijanych drzwi. W
końcu zobaczyłem dość obiecująco wyglądające wejście obdarzone
przykuwającą uwagę tabliczką, jednak ze względu na jego szerokość
zmuszony byłem zostawić "taksówkę" na korytarzu. Obejrzałem się jeszcze
raz przez ramię, lecz nie licząc mnie, Syriusza ani spółki z dna
pojemnika na zużytą pościel, nikogo nie było na tym piętrze. Chociaż tak
faktycznie to nie było piętro, bowiem te znajdują się nad parterem.
- Gdzieś ty nas przyprowadził? - usłyszałem pytanie, pochylając się właśnie nad jednym z nieżywych strażników.
- A gdzie bezproblemowo odprawić rytuał? No chyba logiczne, że w piwnicy.
W odpowiedzi uzyskałem jedynie głębokie westchnienie towarzyszące
wysiłkowi podczas wyciągania ciał. Po kilku minutach znaleźliśmy się
oboje w średniej wielkości pomieszczeniu zastawionym różnego rodzaju
meblami - zarówno drewnianymi, jak i wykonanymi ze stali.
Bezceremonialnie rzuciliśmy trupy na pobliskie stoły, a ja rozejrzałem
się nieco zrezygnowany po pokoju, krzywiąc się na jego ubogie
wyposażenie.
- Będzie opieprz bo nie ma świeczek, ale bez nich też jakoś pójdzie... -
ponownie przebiegłem wzrokiem po pomieszczeniu, drapiąc się nerwowo po
karku i skupiając uwagę na pobliskich regałach - Dobra, teraz trochę
trzeba się pobawić.
Podszedłem do najbliższej szafki, wysuwając szufladę do końca. W
następnej sekundzie leżała już na ziemi, a papiery będące jej
zawartością rozsypały się po podłodze. Ja jednak skupiłem uwagę na jedną
z metalowych listw przyczepionych do ścianki bocznej mebla, by w
następnej chwili trzymać oderwany już fragment w dłoniach. Kolejnym
krokiem było podejście do drewnianych stołów, na których leżeli nieżywi
strażnicy i wbicie w blat metalowego końca mojej prowizorycznej broni,
starając się kreślić dla niewprawnego oka nic nieznaczące wzorki. Dla
mnie jednak ciągle były jak najbardziej żywym wspomnieniem, kiedy sam
Wilkobójca groził mi wycięciem ich na mojej skórze, kiedy nie wyrażałem
zbytniej chęci w uczestniczeniu w "naukach". Syriusz stał obok i
przyglądał się temu przez chwilę, po czym poszedł w moje ślady i otaczał
podobnym ornamentem ciało drugiego ze strażników. Była to praca dość
mozolna i długotrwała, a my nie mieliśmy zbyt wiele czasu, toteż nie raz
i nie dwa zdarzało mi się nieco za bardzo przeciągnąć metalowy
przedmiot po blacie. Nie zwracałem jednak na to uwagi mając nadzieję, że
emerytowany przywódca WKJNu przymknie oko na te drobne niedopatrzenia z
mojej strony. Nadzieja matką głupich. W końcu, kiedy stoły pokrywały
faliste oraz łamane proste, skinieniem głowy wskazałem na krzesła
stojące pod ścianą. Po kilku sekundach leżały połamane pod truchłami, a
podłożona przeze mnie iskra powoli zaczęła trawić kawałki drewna,
zwiększając w ten sposób wielkość płomieni. Wcześniej jednak zabraliśmy
broń i wszelkie naboje z mundurów wartowników, aby nie mieć niebawem
niespodzianki w formie małych, ale licznych, wybuchów.
- Co teraz? Jakieś mantry, wywoływanie diabła czy jaki inny kij?
Pokręciłem jedynie głową z dezaprobatą, starając się przypomnieć sobie
tekst. I tak jak mocno i dokładnie pamiętałem te dziwaczne symbole, tak
tego niemal w ogóle.
- Coś w ten deseń. Zaraz jednak będzie opieprz, bo na pewno coś przekręcę. - Odpowiedziałem.
Stanąłem pomiędzy stołami, łącząc dłonie za pomocą palcy wskazujących
oraz tych ostatnich, najmniejszych. Pozostałe natomiast zacisnąłem w coś
na kształt pięści, w następnej kolejności łącząc ze sobą nadgarstki.
Odetchnąłem głęboko zamykając oczy, a oprócz wypowiadanych przeze mnie
słów w duchu modliłem się, abym wyszedł z tego bez żadnych uszczerbków
na zdrowiu psychicznym, a także fizycznym.
- Ojcze Nasz, któryś jest w Piekle; bądź przekleństwem imię Twoje,
przyjdź Królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w Gehennie tak i na
ziemi. Popiołu ofiarnego zabierz nasze błagania i przepełnij je
grzechami, i bluźnierstwami, a dusze wolne skarz na wieczne potępienie w
najgłębszych odmętach Piekła, bowiem taka jest Twoja wola. Obudź w nas
demony i spraw, abyśmy postępowali na twoje podobieństwo, nie pozwalając
ulec pokusie dobra.
Uchyliłem lekko powieki w oczekiwaniu na jakiś wybuch będący efektem
wypowiedzenia nieodpowiedniego słowa, jednak nic takiego się nie
wydarzyło. Wszystko wyglądało niemal tak samo jak wcześniej, być może
jedynie płomienie nieco wzrosły, trawiąc powoli trupy. W nozdrza wgryzł
się swąd palonych ciał, który dopiero teraz uświadomił mi, że
zapomniałem o czymś bardzo ważnym. Racja, modlitwa zmówiona. A kto jest
adresatem? Ponownie złączyłem ze sobą nadgarstki, dodając cichą
inwokację po łacinie. Ale nie tej, jaką inni posługują się na co dzień.
Nie musiałem nawet otwierać oczu by wiedzieć, że zadziałało. Potwierdzał
to bowiem nagły wzrost temperatury dookoła, mimo tego nie przestawałem
powtarzać jednego i tego samego zdania w kółko. Zaprzestałem dopiero za
szóstym razem, opuszczając dłonie po bokach i oczekując na zrównanie z
ziemią.
<Syriusz? Wybacz za czas oczekiwania i tą kompletną beznadzieję, ale opko pisane na szybko, więc wiesz xd
PS. Jeszcze raz dzięki za pomoc, Tykson>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!