26 grudnia 2017

Oryginalna Tyks (oraz rodzinka Rivers) presents... - Konkurs #Opowieść_Wigilijna

  Wpatrywała się beznamiętnie w ekran, ledwo powstrzymując łzy. Nie potrafiła. Zagryzła nerwowo wargę. Jej oddech przyspieszył, jakby znajdowała się na pograniczu śmierci i życia. W słuchawkach śpiewał smutno jakiś mężczyzna, dodatkowo pogłębiając ten okropny stan. Ona jednak miała w zwyczaju słuchać niewesołych piosenek, kiedy była mocno zrezygnowana. Miała do nadrobienia jeszcze kilka opowiadań. Kilka aktualizacji i sam Bóg jeden wie, ile pomysłów. Musiała to wszystko wprowadzić, ale kiedy? Czy w ogóle jej się to uda? Na chwilę obecną była zbyt przytłoczona obecnymi, miniaturowymi problemami, aby wprowadzić jakąś aktualizację. W głowie miała teraz tylko jedno pytanie: zawiesić? 
 Usłyszała pukanie.  Mama. Chciała, żeby lepiła z nią pierogi. Dziewczynka szybko otarła łzy i spojrzała na telewizor. Puszczali właśnie Gwiezdne Wojny. Kusiło ją, aby pozostać w tej pozycji. W końcu właśnie teraz Obi walczył z jej ukochanym Lordem Vaderem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że Anakin za mocno kojarzył jej się z Wilkobójcą. Coś ostatnio za bardzo ciągnęło ją do tej ciemnej strony. 
  — Powiedz mamie, proszę, że... poszłam spać. Brzuch mnie boli i nie daję rady. — mruknęła cicho, mając jakąś popierdoloną nadzieję, że jej ojciec jakimś cudem ją usłyszy. 
   Kiedyś naprawdę kochała święta. Uwielbiała zarówno prezenty, jak i tą wspaniałą, świąteczną atmosferę. Kochała zjadać pierogi mamy, spędzać wieczorki na wysyłaniu życzeń. W tym roku jednak cała magia w niej zgasła. Nie czuła już nic. Dlaczego? Ostatnie wydarzenia po prostu sprawiły, że nie miała na nic ochoty. Marzyła tylko o tym, aby to wszystko się wreszcie skończyło. Ten 2017 był naprawdę zjebanym rokiem. Dostała się do gimnazjum, zmieniła otoczenie i można powiedzieć, że zmienił się również jej charakter. Nie miała pojęcia, czy na lepsze, czy gorsze. Właściwie to już niczego nie była pewna, a wydarzenia z całego tego roku zmieniły jej poglądy. Na ludzi, na święta, na życie. Po kilku minutach rozmyśleń - udało jej się w końcu zasnąć. [...]

  — Hej, śpiąca Królewno!
  Dziewczynka tylko warknęła coś pod nosem. Nie był to głos jej ojca. Mogła powiedzieć, że nieznajomy brzmiał jak nastolatek. Wesoły, który nie może się już doczekać pogadanki z małolatą. Brunetka jednak nie zamierzała w ogóle otwierać oczu. Dopiero, kiedy nieznajomy chlusnął jej na twarz wodą, zerwała się z dzikim okrzykiem i spojrzała morderczym wzrokiem na nieznajomego, który uśmiechał się do niej pogodnie. Brunet pomachał wesoło do czternastolatki, która trochę się rozpromieniła, widząc jego ryj. Viper.
  — To jest sen, prawda? Ty... ty przecież jesteś moim tworem...
 — Może i sen, ale moja rodzina postanowiła ci pomóc. W końcu swojego stwórcy nie powinno się zostawiać. Wiesz zresztą, że jeżeli popełnisz jakieś głupstwo, to przestaniemy istnieć?  — chłopak uklęknął przy dziewczynce i złapał delikatnie jej rękę — To nie jest tak, że Slake czy Talon nagle się pojawią i zaczną się nami opiekować. Potrzebujemy ciebie. Można powiedzieć, że jestem teraz duchem przeszłych świąt, więc zabiorę cię w małą podróż po Delcie, co ty na to?
 Brunetka przewróciła tylko oczami, ale złapała bruneta za rękę, po czym podniosła się delikatnie do pozycji stojącej. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie była już w swoim pokoju, a na zamku Rivangoth, gdzie odbywała się już wigilijna uczta. Była pewna, że chłopak przeniesie ją do jej własnego domu, gdzie rok temu spędzała święta. Viper zaskoczył ją miło, ponieważ to chyba najbardziej za tym widokiem tęskniła malutka. Tutaj spędziła wigilię dwa lata temu, czuwając nad całą rodzinką Rivers. Dla dziewczyny było to tak cholernie dawno...
  Obserwowała przygotowania. Yo kręciła się zaraz obok prawdziwego Vipera, który próbował z trudem zawiesić ostatnią bombkę na drzewie. Tytania, naburmuszona, siedziała w kącie i obserwowała Anubisa, który kręcił się niebezpiecznie. Brunetka dostrzegła po chwili dwunastoletnią postać, którą nigdy w Rivangoth nie widziała. Uśmiechała się złośliwie, przyglądając się poczynaniom swoim wymyślonych postaci i co chwila dopisywała coś na swoim przenośnym laptopie. Kiedy słyszała nagle wołanie mamy, odwróciła się i zostawiła komputer, po czym cała sceneria się zmieniła. Brunetka chciała zapytać się o coś Vipera, jednak ten zniknął, a na jego miejscu pojawiła się czarnowłosa dziewczyna.
  — Tyks, prawda? — zapytała spokojnym głosem, siadając obok czternastolatki.
  — Duch teraźniejszości, prawda? Pokażesz mi coś ciekawego, Tytanio?
  Młoda Betha położyła rękę na ramieniu czternastolatki i po chwili sceneria znowu się zmieniła. Cora ujrzała siebie, leżącą na kanapie z telefonem w ręku. Czwarty raz z rzędu czytała to samo opowiadanie. Telewizor grał, brat bawił się spokojnie telefonem mamy, a ojciec zajmował komputer. Grał zapewne w Gwinta, ale Frago nie miała ochoty. Była zmęczona całym tym życiem, bólem brzucha oraz przygotowaniami do świąt Bożego Narodzenia, mimo iż ulepiła tylko kilka pierogów. Zaraz mieli zjawić się goście, ale ona niczym się nie przejmowała. Liczyły się tylko jej własne myśli.
   — Tutaj raczej nic się nie wydarzy. Zrozumiałam lekcję. Mogę wracać do siebie?  — zapytała w pewnym momencie czternastolatka, przeciągając się leniwie.
  Tytania westchnęła i już miała wykonać swój ruch, kiedy sceneria nagle się zmieniła. Dziewczynka stała na cmentarzu, przed... swoim grobem. Jakoś specjalnie ją to nie przeraziło. Wyciągnęła telefon i ujrzała odbicie mężczyzny. Mogła się spodziewać, że to właśnie on będzie ostatnim duchem.
   — Też bym tęskniła, Wilkobójco.
  — To po chuja chcesz kończyć? — warknął zdenerwowany Darkness, wyjmując dziewczynce z ręki telefon.  — Nie rób tego. Nie planuj, nie myśl o tym. Znęcaj się nad nami w opowiadaniach, nie nad sobą. Nie rozdrapuj ran, nie goń za twoimi dawnymi przyjaciółmi. Zostań w miejscu. Pomyśl chociaż o tych, którzy cię nie zostawili. Chociażby Shadow, Yoku, Sizon, Slakuś...
  Dziewczyna nie wytrzymała. Odwróciła się i pocałowała Darkossa, po czym zrobiła kilka kroków w tył i zarumieniła się. Delikatnie się uśmiechnęła w jego stronę zawstydzona swoim ruchem, ale zawsze miała do niego słabość. Miało to dla niego znaczyć: "chociaż się postaram."

Tyks zwiała wena.
Nie czytać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits