20 grudnia 2017

Od Somina C.D Valory

- Ty do wszystkich „Somin” mówisz?
- Miło cię znowu słyszeć. Jesteś już wolny? – zaśmiała się cicho.
- Jesteś na plaży? – usłyszałem szum wody.
- Tak, skąd wiesz.
- Słychać. Mam dla ciebie w takim razie propozycję. Skoro jesteś niedaleko, zabawimy się w „chowanego”. Jestem na lewo od głównego wejścia. Jak mnie znajdziesz, to pomyślimy co dalej. Jak coś jestem z przyjacielem.
- O to może być ciekawie. – powiedziała podekscytowana.
- Daleko masz?
- Nie, też jestem po lewej stronie.
Szedłem brzegiem w stronę wyjścia, rozglądając się po plaży, czy przypadkiem się nie minęliśmy. Wyciągnąłem z siatki resztę jedzenia i zostawiłem do zjedzenia mojej przybłędzie. Po kilku minutach na horyzoncie pojawiła się sylwetka kobiety. Valory widocznie nie tylko na łowach ubiera się seksownie. Jest to jej codzienny ubiór. W ten chłodny i wietrzny dzień dziewczyna nie miała odsłoniętej skóry, ale i tak założyła cienkie czarne legginsy pod ledwo wystającą spod kożucha miniówkę.
- A gdzie twój przyjaciel. – zapytała, zbliżając się.
- Szyszka, do nogi. – wydałem polecenie psu, który spoglądał na grupkę mew w oddali.
Suka zaczęła kręcić się wokół mnie i łazić między naszymi nogami.
- To jest Szyszka. Taka mała przybłęda.
- Aaa… - powiedziała zaskoczona. – Spodziewałam się jakiejś osoby, a nie psa.
Nie wiem, co łaziło jej po głowie, ale chyba nie warto nad tym rozmyślać.
- Ile masz zwierzaków w domu. – dopytywała.
- Żadnego. Szyszka jest stąd. Przychodzę tu często ją dokarmiać. Załatwiłem jej obrożę, by nikt nie czepiał się bezpańskiego psa. Sam jednak nie mam czasu się nią zająć. W domu trzymać ją przez cały dzień jest bezsensowne.
- To zrozumiałe. Już wymyśliłeś, co będziemy razem robić? – Val zbliżyła się na odległość kilkudziesięciu centymetrów.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, suka stanęła na tylnych łapach, wciskając się miedzy nas. Złapałem Szyszkę za szyję, ale zdążyła pocałować swoją nową koleżankę, która przerażona odskoczyła.
- Spokojnie, nic ci nie zrobi. Brakuje jej trochę manier,ale w ten sposób okazuje swoją radość. – postawiłem psa z powrotem na ziemię.
- Fuj. – Valory zaczęła przecierać swoją twarz.
- Masz. – podałem jej chusteczkę. – Pójdziemy w nieco cieplejsze miejsce, zaczyna tu wiać coraz bardziej.
- Nie ma sprawy. – otarła twarz.
Pożegnałem się z psem, który i tak odprowadził nas do samego wyjścia. Właśnie i co dalej? Nie chciałem zabierać jej do siebie, bo w mieszkaniu miałem gościa. Może paintball? W sumie to nie wiem jak mam ją traktować. Znamy się jedną noc, ale czuję się z nią, jak bym był na spacerze z przyjaciółką.
- Co powiesz na to, by sobie trochę postrzelać?
- Postrzelać? Co masz na myśli?
- Niedaleko jest organizowany paintball w opuszczonych blokach. Spory tam teraz ruch, bo turniej się zbliża. Może udało się dołączyć do jakiejś grupy.
- Somin, ile ty masz lat?
- Pffff daruj sobie koleżanko. Dobrze wiesz ile mam, skoro własne latka jeszcze liczysz.
- Dobrze.
- Poważnie?
- Nie umiem strzelać, ale i tak może być ciekawie.
Nie braliśmy taksówki. Zrobiliśmy sobie drobny spacer, podczas którego Val cały czas szła, trzymając mnie pod rękę. Poza tym było całkiem spokojnie. Nie przeszkadzało mi jej zachowanie. Bo co w nim mogłem dopatrzyć się nieprawidłowego. Ręki raczej mi nie urwie. Prawda?
Doszliśmy na miejsce. Jeszcze nie wiedziałem co i jak, ale wiedziałem, że trzeba rozejrzeć się za organizatorem. Popytałem ludzi i w końcu go dorwałem w tym całym tłumie. Moje starania wydawały się daremne, bo po moim pytaniu pierwsze co usłyszałem, to że jest to impreza zamknięta.
- Gramy dwoma ściśle dobranymi drużynami i nie możecie ot, tak sobie pograć.
Moje kombinacje przy zmianie pogody i tak nie miały sensu, bo wszystko działo się pod dachem. Szantaż odpadał, a mi do głowy nic lepszego nie przychodziło. Nie byłem znakomitym znawcą broni na sprężone powietrze, ale prawdziwą umiałem się posłużyć. Mały zakład? Wpadłem na pewien pomysł.
- Masz racje, nie znamy się na waszych strategiach, ale bardzo nam zależy na zarobieniu kilku siniaków i pójściu do domu. Może urozmaicimy zasady rozgrywki? Ja wraz z koleżanką dołączymy do przeciwnych drużyn jako osoby eskortowane. Wygrać można przez wyeliminowanie wszystkich lub odstawieniu nas do wyznaczonej strefy. Zawody za miesiąc i trzeba być przygotowanym na wszystkie możliwe scenariusze.
- Uparty jesteś. Zgoda, ale tylko jedna gra.
- Zdążymy się zabawić.
Dosłownie cudem udało się nam wbić na imprezę. Stało się tak, jak zostało powiedziane. Przydzielili nas do przeciwnych drużyn i… I się zaczęło. Środek całego obszaru wojennego był miejscem, gdzie ja wraz z Val mieliśmy dobiec. Jeśli dostalibyśmy kulką, to jedynym możliwym sposobem na wygraną zostanie eliminacji co do nogi przeciwnika, więc do czasu aż ja i dziewczyna żyliśmy, gra polegała na parciu do przodu. Dzięki swojej roli mogłem zostać drużynowym snajperem. Nie wolno mi było wybiegać przed grupkę sześciu szturmowców. Trochę nudne, ale czułem się jak w robocie. Ogarnęliśmy najbardziej obmurowane miejsce i zaczęła się gra na czekanie.
W końcu rozpoczął się ostrzał i mogłem się wychylić, by kogoś dorwać z dystansu. Niestety to nie dach i moje pole widzenia było praktycznie zerowe.
- Bez celownika optycznego to jednak nie to samo. – narzekałem na skąpą szczerbinkę w mojej broni.
Nie nadarzyła się okazja do strzału. Musieliśmy ruszać bardziej na przód. Nie mieliśmy żadnej komunikacji z przodem. Trzeba było zgadywać, kto kogo pobił i pilnować, by Val nie kręciła się przy bazie.
Doszliśmy do przeszkód, na których widniała świeża farba. Po naszych nie było śladu. Wtedy też pojawili się przeciwnicy.
- Padnij! – rozbrzmiała komenda.
Czułem się jak na prawdziwym polu walki. Siedziałem za przeszkodą, a po dwóch jej stronach stali ludzie z mojej drużyny odpowiadając na ogień. Przeciwnicy dwukrotnie więcej wystrzeliwali pocisków niż my. Coraz rzadziej się wychylaliśmy, bo zaczęli nas obchodzić i dosłownie być ze wszystkich stron. Trzeba było działać. Bieg na ślepo do przodu był najgłupszym rozwiązaniem, ale tylko tak można było dać szansę na rozproszenie się mojej drużyny.
- Osłaniajcie. – powiedziałem i pobiegłem między przeszkodami.
Grad pocisków obryzgał całą trasę, którą przebiegłem. Na szczęście nie dostałem ani jednym pociskiem. Nie pomogłem w ten sposób za wiele, ale teraz byłem nieco bliżej bazy. Dostrzegłem przez szparę w murze, jak jedna osoba z mojej ekipy patrzy na mnie zabójczym wzrokiem. Pokazała gest ręką, abym wracał. Nie było takiej możliwości! Postanowiłem na chama pobiec i zdobyć punkt samemu. W końcu coś się zadzieje. Pora się zabawić. Niech poczują moc Tenebris. Przez kilka drobnych sekund mogłem pobiec przed siebie małym plutonem posiadającym jeden i ten sam umysł. Tak krótki czas wystarczył, by zza przeszkody wybiegło siedem osób, zdjęło czterech zaskoczonych przeciwników i… Val!
Dziewczyna wystartowała w tym samym czasie co ja. Była jednak za blisko, by użyć broni. Według zasad przeciwnik znajdujący się na dystansie pięciu metrów jest wyeliminowany słownie. Za nim zdążyłem krzyknąć „martwy”, dostałem od niej kulką w brzuch. Czy ona słuchała zasad przed grą?! Jednym strzałem zgarnęła cały pluton, który rozpłynął się w powietrzu tuż po tym, jak wylądowałem na podłodze. Ból był porównywalny do solidnego kopnięcia, ale skoncentrowanego na powierzchni jednego centymetra. Kiedy zwijałem się z bólu, Val jak gdyby nigdy nic pobiegła prosto do bazy, zdobywając punkt.
- Chce do domu…

<Valory?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits