27 grudnia 2017

Od Maeve

Spoglądałam na postać, która była moim celem. Mężczyzna, lat około 30, kasztanowe włosy, żółte oczy z poświatą. Mam do czynienia z prawdopodobnie jakimś wilkołakiem. Szybko spojrzałam na swoje ostrza, w których delikatnie odbijał się blask księżyca. W zagłębienia wlałam truciznę, sporządzoną przez mojego towarzysza. Kiedy substancja zastygła wychyliłam delikatnie swoją różową czuprynę zza krzaka, a moje żółte oczy zaświeciły się. Cicho zaczęłam mruczeć, a facet spojrzał na mnie. Zmrużył swoje żółte oczy i zaczął warczeć. Pokazałam mu swoje lekko zaostrzone kły i podrzuciłam ostrza do góry. Zakręciły się one, a potem rękojeści miałam z powrotem w swojej dłoni.
- Czas spać… - powiedziałam.
Wokół mężczyzny pojawiła się ciemna jak noc mgła i uniemożliwiła mu ujrzenie mnie. Oczywiście, dym działał na 5 metrów i z każdym jego ruchem, przenosiła się ta ciemnica wraz z nim. Wyskoczyłam zza krzaków. Poruszałam się bardzo cicho. Nawet uszy wilkołaka nie dałyby rady mnie dosłyszeć. Gdy biegłam, zatoczyłam kilka razy koło wokół mgły, aby go zdezorientować, a potem rzuciłam się na niego, wbijając mu jedno z ostrzy w nogę, a drugie przyłożyłam do jego gardła. Cały czarny dym opadł, a wilk mógł mnie ujrzeć. Niestety, nie był już zdolny mnie zaatakować. Trucizna zaczęła działać. Uśmiechnęłam się jak kot z Cheshire, a ten warknął. Niestety nie zdążył nic powiedzieć. Ostrze zraniło jego szyję, a ja już zdążyłam znowu biegiem wskoczyć na drzewo. Kucnęłam i przyglądałam się jego śmierci. Czułam się źle z tym, że go zabiłam, ale to moje zadanie… Nic innego nie umiem. Widziałam jak wilkołak kona w męczarniach. Kiedy skończył się wylew krwi, szybko otarłam ostrza i ukryłam je pod płaszczem. Zeskoczyłam z drzewa i podeszłam do martwego. Ukucnęłam obok i zamknęłam jego powieki. Wstałam, spojrzałam na księżyc, a potem biegiem ruszyłam w stronę mojego małego domku niedaleko jakiejś polanki.
*
Noc zbliżała się ku końcowi, a ja wybyłam na zwiad. Znając życie, jak wrócę będą na mnie czekać kolejne zlecenia. Czy zechcę je wykonać? To się okaże. Jak zawsze ubrana luźno i w mój płaszcz biegłam przez pole, na które powoli wkraczało słońce. Skakałam czasami nad kamieniami i leżącymi na ziemi pniami drzew. Ten wiatr we włosach. Moje źrenice zwężyły się z tej radości. Wolność. To rzecz, którą uwielbiałam. Zatrzymałam się w miejscu, które było oświetlone przez budzące się słońce. Zamknęłam oczy i pozwoliłam porannej bryzie muskać moją twarz. Usłyszałam za sobą kroki. Kiedy zbliżyły się, szybko się odwróciłam z ostrzami w dłoni. Przybrałam pozycję obronną. Nie widziałam jednak nikogo przede mną.
- Te, Maeve!? Jeszcze raz mi pomachasz tymi kuchennymi nożykami przed nosem, a obiecuję ci, że więcej ci nie pomogę. - krzyknął Pip.
Spojrzałam w dół i po chwili zaczęłam się śmiać na widok mojego lisowatego towarzysza. Usiadłam przed nim po turecku i poklepałam go po głowie. Widocznie był niezadowolony z tego co zrobiłam, bo zaczął nerwowo machać swoim ogonem i patrzeć na mnie tak, jakby miał mnie zabić. Był taki uroczy jak tak robił. Nagle wyciągnął w moją stronę nieduże zawiniątko, które pachniało bardzo ładnie.
- Twoje śniadanie. Znowu wyleciałaś i zapomniałaś o nim. Co do twojej nowej dostawy trucizny, to powinna być dzisiaj wieczorem. Mam nową recepturę i chcę, żebyś ją przetestowała. - rzekł lisiasty.
Wzięłam ten pakunek i go otworzyłam. Kanapka. Mniam. Po chwili zaczęłam ją jeść i spojrzałam na towarzysza. Pokiwałam głową, a potem po przełknięciu tego co miałam w ustach, uśmiechnęłam się.
- Dzięki Pip. Co z Lyre? - zapytałam.
- Śpi. Póki co wracam do domu i mam nadzieję, że pojawisz się za jakiś czas. Ten mały kociak ciągle mnie denerwuje… - rzekł.
Lisiasty odwrócił się na pięcie, a potem ruszył w stronę domu. Ja za to, odwróciłam się ku słońcu, nadal pałaszując swoje śniadanie. Kiedy je skończyłam, schowałam chustkę do kieszeni i wyjęłam jedno ze swoich ostrzy. Zaczęłam się nim bawić. Podrzucałam je, obracałam w palcach i sprawdzałam, czy jest na pewno ostre. Uśmiechnęłam się, a następnie skupiłam się na wschodzie słońca. Ponownie usłyszałam kroki. To nie był Pip… Czekałam, aż się ten ktoś zbliży. Niech tylko wejdzie w moją strefę. Na pewno się na niego rzucę. Skąd mam wiedzieć, kto to?

<Ktosiu?>

1 komentarz:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits