22 grudnia 2017

Od Jean CD Shaytana

 Zrzuciłam z siebie płaszcz, który opadł na moje ramiona. To zawsze była ostatnia rzecz, jaką z siebie zdejmowałam wieczorem.. chociaż w tym przypadku nad ranem. Spojrzałam w oczy swojemu odbiciu, które zdawało się ze mnie kpić. Twarz białej suki w lustrze wykrzywiał kpiący uśmieszek. Mogłam dostrzec, jak tasuje mnie spojrzeniem, jak wpatruje się w moje oczy z nieukrywaną pogardą, a ja wpatruję się w jej. Uśmiech mojego odbicia jakby się powiększył, kiedy musiałam złapać rurę, żeby utrzymać równowagę. Podniosłam dłoń do kącika ust, żeby się przekonać, czy naprawdę się uśmiecham. Nie. To pewnie przez ten alkohol..
— Dupa, nie alkohol, głupia dziwko. — warknęło odbicie, a jej uśmiech przerodził się w wściekły grymas. Czułam, jak jej głos wibruje w mojej głowie, przeprawiając mnie o ból nie do zniesienia. Tak, jakbym została zmuszona do słuchania szumów i pisków przez całą noc. Po raz kolejny dotknęłam swoich ust, jednak nie wyczułam żadnego ruchu. Popatrzyłam jeszcze raz w oczy tej suce. Łatwo mnie nie weźmie. — Nie umiesz pić, to nie chlej. A potem nie masz pojęcia, co się z tobą dzieje.. żałosne, wiesz?
Tym razem to ja wyzywająco odsłoniłam rząd zębów, na co tamta kurwa jeszcze mocniej się wyszczerzyła. Miałam ochotę rozwalić to lustro. Podniosłam pięść, ale w lustrze zobaczyłam, jak drży. A ona się śmieje. Kiedy uderzyłam w szkło, na początku nie było nic. Ukojenie. Nie musiałam już słuchać tego pierdolenia ani oglądać tej szpetnej mordy. A potem przyszedł ból. Zwróciłam spojrzenie na swoje ręce, w których tkwiły kawałki szkła. Jucha wyciekała bokiem, brudząc umywalkę i kafelki. Kurwa, moje kafelki.. będę musiała to później zmyć. Przeklęłam pod nosem, kiedy kawałek szkła wypadł z ręki. Wpadł do umywalki z cichym brzdękiem, który prawie przeprawił mnie o spazmy. Zamiast zrobić cokolwiek z pokaleczoną ręką, po prostu odkręciłam kurek od zimnej wody i usiadłam na krawędzi wanny, wsłuchując się w monotonny szum wody. Tępo wpatrywałam się w to, jak krew tworzy barwne smugi na powierzchni wody. Chyba powinnam jakoś zareagować, ale przez alkohol nie myślałam zbyt wiele. Wsunęłam się do wanny wypełnionej lodowatą wodą. Normalną osobę przeprawiłoby to o chociażby o gęsią skórkę, ale na mnie nie miało kompletnie żadnego wpływu. Nawet nie zadrżałam z zimna. Ha, podobno kąpiele z lodem odmładzają.. Cóż, nie potrzebuję wyglądać jeszcze młodziej, niż w teraz. Czasem nawet nie chcą mi sprzedać wina w sklepie i proszą o dowód. Ta, cholera by to wszystko wzięła. Za jakie grzechy wyglądam tak, jak wyglądam? Jak jakiś głupi gimbus. Mam ponad dwadzieścia lat, do cholery! I jestem po studiach! Właśnie, mogłabym się czegoś napić.. Coś w barku powinno być. W mojej kawalerce może nie być chleba, ale wino musi być. Tak powiedział bóg ósmego dnia stworzenia świata. I takie jest dwunaste przykazanie: "I pamiętaj, aby w twoim mieszkaniu zawsze był alkohol". Wypełzłam z wanienki i przesyłam do barku. Woda ściekająca z mojego futra opadała na podłogę, dywan i kafelki. Super, kurwa. Teraz to już trzeba to wszystko umyć, zanim zacznie jechać mokrym psem. Otworzyłam szafkę pod jednym z blatów i przejrzałam jej zawartość. Wino, whisky, whisky, jakieś rachunki, wódka.. Wino. Sądzę, że winko byłoby dobrym wyborem, bo w sumie do wyboru miałam tylko wódkę i whisky oprócz tego. A nie miałam lodu do whisky, więc nawet nie będę próbowała tego pić bez. Zdjęłam kieliszek z suszarki, prawie go przy tym opuszczając. Jakimś cudem jednak udało mi się nalać tam wina, po czym przejść do łazienki, nie uszkadzając ani kieliszka, ani siebie, ani niczego innego po drodze, co ostatnio dość często mi się zdarzało. To może być znak, że trzeba już tu posprzątać.. Albo posłać w diabły tę szafkę. I tak nic w niej nie trzymałam, a tylko zabierała miejsce. Już byłam w łazience, kiedy zadzwonił ten cholerny telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Aha, sam Jaśnie Pan Wielki Cesarz i Władca Krain Akermańskich Przechuj Perun Wołkow. Świetnie. Tego debil mi tu brakowało. Jakbym sama niewystarczająco cierpiała sama ze sobą, do cholery! Czemu ja muszę mieć takie szczęście i wszyscy do mnie dzwonią zawsze w najgorszych momentach? 
— Czego? — warknęłam do słuchawki, po czym uświadomiłam sobie, że nawet nie odebrałam. Przesunęłam ikonkę z zieloną słuchawką i powtórzyłam pytanie. — Po jaki chuj dzwonisz o tej porze? Jest.. — szybko spojrzałam na czas. — Jakaś piąta w nocy! Normalne, grzeczne pedały o tej porze śpią, wiesz o tym?
— Mamy postępy w sprawie. — Jego ton głosu był tak samo radosny jak mój. — Blake mi kazała do ciebie zadzwonić. Nie pytaj, dlaczego.
— Dlaczego? — wcięłam mu się w zdanie, ponownie wchodząc do wanny z kieliszkiem wina i z telefonem. Super. Ciekawe, co mi pierwsze wypadnie. Jeśli telefon, to jutro zamorduję Peruna własnymi łapami. W brutalny sposób. Taki, jakim zajmuje się mój wydział.
— Bo lubi się znęcać nad ludźmi. — odpowiedział po chwili. Po drugiej stronie słuchawki usłyszałam ziewnięcie, czyli musiał być zmęczony tak samo jak ja. — Dobra, w każdym razie musisz przejrzeć akta. Dzięki.
— Pierdol się. — wycedziłam do telefonu, niestety już po sygnale i Perun mnie nie usłyszał. Szkoda.
Odłożyłam telefon, opróżniłam kieliszek i w końcu się umyłam. Kiedy wyszłam, ledwo co trzymałam pion. Właściwie, to tylko za podparciem mojej ukochanej umywalki.. Osuszyłam futro ręcznikiem, który beztrosko rzuciłam do wanny i wyszłam z łazienki. Co ja miałam..? A, no tak. Ręka. Jakiś różowy plasterek z Hello Kitty powinien wystarczyć, ale nawet takiego nie miałam. Właściwie, nie miałam żadnego plasterka. Ani nawet bandażu. Nic takiego. A jakoś sobie trzeba w życiu radzić, więc po prostu wyjęłam czystą szmatkę spod zlewu i owinęłam nią dłoń. Miałam gdzieś taśmę izolacyjną.. Nie, nie chce mi się już jej szukać, pies to trącał. Smętnie powlokłam się do łóżka, po czym stanęłam na nim i otworzyłam okno na oścież. Ta, uroki bycia cholernym mikrobem. Nawet nie bawiłam się w jakieś eleganckie schodzenie, po prostu uwaliłam się na nim tak, jak stałam. Oczywiście zajebałam łbem w ramę łóżka, bo jakżeby inaczej. Z moich ust wyszła przepiękna wiązanka, ale zaraz zamilkłam. Chyba coś usłyszałam za oknem. Nie chciało mi się tego sprawdzać, więc po prostu znieruchomiałam na swoim łóżku i nasłuchiwałam dalej. Nic. Już miałam iść spać, ale usłyszałam jakiś krzyk. A potem kolejny. I kolejny. Haa, pewnie jakaś ustawka sebixów. Nie moja sprawa, ja guza nie szukam. Czasem miło jest popatrzeć, jak głupi od Ciebie się leją. To całkiem relaksujące tak patrzeć, jak obijają sobie mordy, niby ze szczerą nienawiścią, a potem i tak spotkają się na piwie albo na meczu. I razem będą krzyczeli nienawistne hasła w stronę policji. Oh, jak uroczo, że potrafią się zjednoczyć w tak ważnej sytuacji. Przewróciłam się na bok, nie mając ochoty tego dłużej słuchać. Powinnam położyć się już spać, bo zaraz mi łeb pęknie. Czułam ten dziwny rodzaj bólu, taki pulsujący, ale jednocześnie zaciskający się na czaszce jak wąż, który tylko czeka by ją zmiażdżyć. Westchnęłam cicho i przełożyłam poduszkę na chłodną stronę. Zaśnij, Jean. Jutro co prawda nie trzeba do pracy, ale wyspać się wypada. I tak złapiesz kaca i tak złapiesz kaca.

Dziewczynka skuliła się, kiedy usłyszała jak drzwi od celi się otwierają. Odruchowo zasłoniła głowę rękami, ale to nic nie dało. Zamknęła oczy i zacisnęła zęby, przygotowując się psychicznie na nadchodzący cios, ale o dziwo ten nie nadszedł. Po chwili opuściła ręce i otworzyła oczy, z zaciekawieniem przyglądając się swojemu oprawcy.
— Na co się gapisz, mała dziwko? — Poczuła, że traci grunt pod nogami. Jej oprawca dociskał ją do twardej, zimnej ściany celi. Wolałaby zostać po raz kolejny zbita, niż musieć z nim rozmawiać. Przełknęła ślinę, co mocno utrudniały ręce zaciśnięte na jej szyi. — Pytam się kurwa! Na co się gapisz, jebana kurwo?! 
— Na n..nn..nic proszę pana. — Ostatnie słowa wykrztusiła ze wstrętem. Wcale nie chciała do niego mówić "proszę pana". Nie chciała tu być. Wolałaby zdechnąć, niż przebyć tu jeszcze jeden dzień więcej. Oh, nie zdawała sobie sprawy, że spędzi tu najbliższe kilka lat. I nikt jej nie pomoże. Żadnej taryfy ulgowej. 
Na szczęście tym razem skończyło się na siarczystym plaskaczu wymierzonym w policzek nastolatki. Niestety, podczas uderzenia przegryzła swój język. W ustach poczuła metaliczny, gorzki smak krwi. Splunęła na posadzkę, żeby się nie zakrztusić. I to był błąd, ogromny błąd. Kropla krwi trafiła na buty napastnika. Ruda istotka bała się podnieść wzrok, ale nie musiała tego robić. W jej brzuch został wymierzony silny kopniak, przez który dziewczynka upadła kilka metrów dalej. Gdyby nie ściana, poleciałaby jeszcze mocniej. Cicho jęknęła z bólu. To już czwarty raz w tym tygodniu. Jej brzuch był posiniaczony, jak ona cała. Raz skopał ją, bo ubzdurało mu się, że jest w ciąży. Drugi raz zrobił to, bo miał ochotę. Trzeci raz był po alkoholu i chciał się popisać przed kolegami. Chciała umrzeć. Ale on jej na to nie pozwalał. Powoli się podnosiła, gdy znów ją powalił, tym razem kopiąc ją w pysk. Tego uderzenia zęby już nie wytrzymały. Jeden z kłów odłamał się. Chciała go wypluć, ale mężczyzna był szybszy. Zakrył jej nos. Albo się udusi, albo połknie. Perspektywa śmierci, gdy nagle nadeszła, zaczęła ją przerażać. Z trudem połknęła mieszaninę krwi i śliny. Czuła, jak w ustach zbiera jej się słony posmak zwiastujący wymioty. Na szczęście to był już koniec. Mężczyzna ostatni raz ją skopał i zwyzywał, po czym wyszedł z celi. Suka chciała się podnieść, ale nie mogła. Po prostu nie mogła. Cholernie cierpiała, nie tylko fizycznie. Chciała, żeby ten koszmar już się skończył. Żeby ktoś ją uratował, ktokolwiek! Co jej nie pasowało w byciu z mamą..? Skuliła się na podłodze, a z jej piersi wydarł się cichy szloch. Nie płakała, nie miała już czym. Wszystko przepłakała w pierwszych dniach pobytu tutaj. Była tak obolała, że nawet nie mogła się odczołgać od kałuży krwi. Jej własnej krwi. Jakie to było upokarzające.. Dotknęła palcem do rozciętej wargi, a następnie do ukruszonego kła. Nie zostało tam już dużo kości. Raczej trzeba będzie to wyrwać, ale ona cholernie się bała. Wszystkich zabiegów. Cholernie cierpiała, nie tylko fizycznie. Chciała, żeby ten koszmar już się skończył. Żeby ktoś ją uratował, ktokolwiek! Co jej nie pasowało w byciu z mamą..? Skuliła się na podłodze, a z jej piersi wydarł się cichy szloch. Nie płakała, nie miała już czym. Wszystko przepłakała w pierwszych dniach pobytu tutaj. Była tak obolała, że nawet nie mogła się odczołgać od kałuży krwi. Jej własnej krwi. Jakie to było upokarzające.. Dotknęła palcem do rozciętej wargi, a następnie do ukruszonego kła. Nie zostało tam już dużo kości. Raczej trzeba będzie to wyrwać, ale ona cholernie się bała. Wszystkich zabiegów. Skuliła się na tyle, by zapewnić sobie chociaż namiastkę ciepła i zamknęła oczy. Jej matka zawsze wtedy modliła się, kiedy nie mogła zasnąć. Jeanette nie miała żadnych wątpliwości, że jej to nie pomoże. Nic jej nie pomoże. Gdyby bóg istniał, nie dopuściłby do tego.. Prawda? A może istniał, ale po prostu jej nie kochał? To też bardzo możliwe, bo na jej matkę takie modlitwy działały. Na nią nie działało nic. Rzadko kiedy udawało jej się zasypiać bez włączonego światła, a teraz całe dnie spędzała w egipskich ciemnościach, mając do dyspozycji jedynie własne myśli jako przyjaciółki i własny oddech jako doradcę. Przytuliła swój ogon do siebie jak przytulankę, a po jej policzku spłynęła pierwsza od bardzo dawna łza.

Nie wiem, czy obudziło mnie to, że ryczę, czy to ja się obudziłam i zaczęłam ryczeć. Cholera, Jean.. Przecież ty nie płaczesz. Czemu jakieś głupie, wyśnione wspomnienie miałoby to zaburzyć? Wstałam z łóżka, ale zaraz na nie wróciłam. Ehh, ten cudowny ból łba... I suchość w ustach. Czy miałam na dole jakąś wodę? Wychyliłam się z łóżka i przesunęłam dłonią po podłodze, aż w końcu trafiłam na plastikową butelkę. Wybawienie! Zacisnęłam na niej palce i poderwałam do siebie. Była prawie pełna.. Cudownie. Po chwili mocowania się z nakrętką ta w końcu puściła, a ja przystawiłam butelkę do warg i łapczywie zaczęłam pić, lejąc sobie po sierści, bo jakby inaczej. Zaklęłam cicho. Świetnie. Nie dość, że mnie boli łeb, to jeszcze jestem mokra. Ten dzień aż się prosi, żeby zostać w łóżku cały dzień i nie robić totalnie nic. Taa, niestety to wszystko tak nie działa. Zmrużyłam oczy, bo było niemiłosierne. Po co ja wczoraj otwierałam to okno? I jak niby wstać i funkcjonować w takich warunkach? Trzeba złożyć zażalenie do tego na górze. Jakimś cudem udało mi się wstać. I przeżyć. O, i nawet dobiec do łazienki mi się udało, kiedy mój żołądek uznał, że właściwie to mogę zwymiotować. Nie wymiotowałam tak naprawdę, bo nic nie miałam w żołądku. Splunęłam kilka razy samą śliną i żółcią, jeszcze przez chwilę tkwiąc przy porcelance, tak na wszelki wypadek. Było już lepiej, ale tylko minimalnie lepiej. Na tyle lepiej, żebym mogła się podnieść i umyć zęby, żeby pozbyć się tego paskudnego posmaku. Nie patrzyłam w lustro. Tak.. na wszelki wypadek. Chyba jeszcze się nie otrząsnęłam po wczorajszych majakach. Bo to były majaki, no nie? Musiały być. Niemożliwe, żebym nawet ja sama nie miała do siebie szacunku. Chociaż.. Kto wie. Nigdy nie miałam jakiejś wysokiej samooceny. Właściwie, to była na tak wysokim poziomie, że aż wsiąkała w podłogę. No cóż, czasem tak bywa. Wzięłam szybki, zimny prysznic. Teraz trzeba było się ubrać i ogarnąć ten burdel, który wczoraj zrobiłam. Chyba zajmę się tym drugim, przy okazji znajdę jakieś ubrania. Jak to możliwe, że w takiej małej kawalerce wszystko tak szybko ginie? Wyszłam z łazienki i poprawiłam szafeczkę, która zawsze zabierała mi miejsce i możliwość otworzenia drzwi. No i od razu lepiej. Następnie przetarłam blat zachlapany winem, odstawiłam też kieliszek do zlewu. Ta, potem go przemyję. Szybko porwałam jakieś ubrania i założyłam je na siebie. Teraz tylko dopaść jakieś dobre leki przeciwbólowe.. Chyba mam jakąś solpadeinę w szafce. Albo nawet na blacie, bo brałam ją nałogowo. Wiem, że nie powinnam, ale i tak. Pomagała mi, więc brałam. Oczywiście za każdym razem musiałam zwiększać dawkę, żeby w ogóle zadziałała. Nie to, że byłam uzależniona, po prostu często mnie bolała głową. Zatoki, zatoki, wy małe chuje. Powinnam się przejść do jakiegoś specjalisty, ale moja ostatnia wizyta u niego nie skończyła się dobrze. Czyli zostawało mi brać leki i udawać, że wszystko jest w porządku. Czasem udawanie, że wszystko jest dobrze to wspaniała terapia, bo nikt cię nie męczy pytaniami typu "co się stało?", "czemu jesteś smutna?". Nawet nie pamiętam, kiedy przestałam odpowiadać na takie pytania. Po prostu, z czasem zaczęłam je totalnie olewać. Patrzyłam, jak trzy tabletki rozpuszczają się w szklance wody. Już chciałam podnieść ją do ust i wypić tę jakże magiczną miskturę, ale zadzwonił telefon. Nieznany numer. Cholera.

Shay? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits