19 grudnia 2017

Od Dorina - Konkurs #Wybuchana_Niespodzianka

Był w trakcie wykonywania bardzo ważnej i precyzyjnej czynności. Jako, że pogoda w ostatnim czasie niezbyt pozwalała na dłuższe wędrówki i nocowanie pod chmurką, to chłopak był zmuszony do zostania w swoim malutkim domku na bliżej nieokreślony czas. Z drugiej strony nawet nie chciał się gdzieś wybierać o tej porze roku, bo dosłownie wszędzie widział te idiotyczne czerwone czapki z białym, futrzanym pomponem. Miał już po prostu tego dosyć, bo jeszcze jakby cała ta świąteczna akcja zaczynała się gdzieś tak z tydzień przed tą całą Wigilią to jeszcze mógłby to przeżyć, ale grubo miesiąc przed to już chyba leciutka przesada, nie?
Wracając, chłopak był w trakcie delikatnego i subtelnego podgrzewania dość wybuchowej substancji. Z powodu zbyt dużej ilości wolnego czasu zabrało mu się na kolejne, jakże bezpieczne, naukowe eksperymenty. Całkowicie skupił się na kontrolowaniu malutkiego ognia na czubku jego palca, gdy nagle ni stąd ni zowąd w pomieszczeniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Dorin podskoczył lekko przestraszony niespodziewanym dźwiękiem, a z jego dłoni momentalnie wyłonił się dużo większy płomień niż był jeszcze chwilę wcześniej. Na skutek długo nie trzeba było oczywiście czekać, bo w mgnieniu oka ze szklanej fiolki wystrzeliły iskry i żrące drobiny tejże substancji, a z naczynia wyłonił się duszący, nieprzyjemny dym. Chłopak był tak zaskoczony nagłą reakcją chemiczną, że machnął zamaszyście ręką, mieszając ze sobą jeszcze bardziej substraty tejże reakcji chemicznej, przez co zjawisko tylko się zaostrzyło i z fiolki wyłonił się radośnie trzaskający płomień. Ogień znalazł się niespodziewanie zbyt blisko jego twarzy, więc nie trzeba było czekać na zbliżający się nieuchronnie kolejny wypadek, ale ten na szczęście nie okazał się aż tak tragiczny w skutkach, bo chłopak skończył tylko ze zwęgloną brwią i stratą reszty wątpliwej godności. Bo kto wygląda godnie i poważnie bez jednej brwi? No właśnie nikt, ale przynajmniej mógł mieć nadzieję, że ta kiedyś odrośnie. Kiedyś.
Lekko wytrącony z równowagi Dorin w końcu postanowił wreszcie pójść i otworzyć te głupie drzwi. Był zbyt zaskoczony, żeby chociażby przemknęło mu przez głowę pytanie kto go w ogóle odwiedzał. Bo białowłosy raczej nie zaliczał się do grona osób, które mają przyjaciół na pęczki. W sumie chłopak sam ostatnio nawet się zastanawiał czy kogoś z jego bliższego otoczenia może nazwać "przyjacielem". W końcu zawsze był typem samotnika. Chwycił czym prędzej rękawiczki z komody i niezwłocznie je założył, co zajęło mu naprawdę mało czasu, bo przecież nie rozstawał się z nimi od przeszło już wieku, więc miał już ogromną wprawę w szybkim ich zdjemowaniu i nakładaniu. Chwycił energicznie za klamkę i zamaszyście otworzył drzwi, żeby móc wreszcie okrzyczeć i najlepiej ostro zwyzywać kogoś, kto zakłócił mu jego święty i nienaruszalny spokój. Nic takiego jednak się nie wydarzyło, bo chłopak stanął oniemiały na widok zgrabnej niebieskiej paczuszki z zawiązaną czerwoną wstążką. Wpatrywał się w niego przez chwilę po raz kolejny zaskoczony tego dnia. To był prezent. Prezent dla niego, tak przynajmniej śmiał przypuszczać, bo przecież w domku nie mieszkał nikt oprócz niego. Wciąż oszołomiony rozejrzał się dookoła, oczywiście nie zauważył nikogo, bo zapewne ten kto zostawił prezent już dawno odszedł spod jego domku. Z donośnym westchnięciem podniósł paczkę i z powrotem wrócił z nią do mieszkania. Delikatnym kopniakiem zamknął drzwi i skierował się na niewielką kanapę w równie małym salonie. W życiu by się do tego nie przyznał, ale był ogromnie ciekawy zawartości tego kartonu. Przy kokardce zauważył niewielką karteczkę ze ślicznie wykaligrafowanym napisem:
"Drogi Dorinie! Otóż ja — Święty Mikołaj — przygotowałem dla Ciebie małą niespodziankę! Jeśli chcesz dostać prawdziwy prezent i nie chcesz, żeby ta urocza paczuszka zrobiła bum bum w Twoją twarz, to musisz uszczęśliwić ją jakiegoś mieszkańca stolicy Imperium!
Powodzenia!
Kochany brodacz
PS Nie pozwól, żeby to Boże Narodzenie było tak nudne jak zawsze!"
Chłopak po przeczytaniu tego krótkiego liściku stracił nagle całe zainteresowanie prezentem.
— Jeszcze czego — mruknął niewyraźnie rozeźlony pod nosem i rzucił pudełko w kąt pokoju.
Nie miał najmniejszego zamiaru fatygować się specjalnie do Imperium, żeby tylko dać komuś paczkę od jakiegoś grubego przebierańca. Prychnął jeszcze pod nosem, żeby wyrazić swoje niezadowolenie z głipiego, jak podejrzewał, żartu. i postanowił wziąć się za sprzątanie, ponieważ ten mały incydent sprzed chwili narobił niezłego bałaganu w jego domu. Jego stołowi i tak nic nie mogło już pomóc, ale z czystej przyzwoitości i sentymentu przetarł mokrą szmatką ten blat, który przeżył bardzo, bardzo dużo. Na całej jego powierzchni znajdowały się plamy kolorowej farby, zwęglone miejsca, ślady po ostrych narzędziach, pewnie też jakiaś zaschnięta krew sprzed kilku lat. To był jego najstarszy mebel, bo reszta jego małego domku była o dziwo nawet nowa i nie w najgorszym stanie.
Powolutku sprzątał cał ten armagedon po niewielkim wybuchu i, gdy dom wrócił do poprzedniego stanu rozłożył się zadowolony na kanapie. Przymknął leniwie powieki, rozkoszująć się chwilą błogiego relaksu i... I nie wytrzymał tak długo. Wnet poderwał się na nogi i chodząc nerwowo po pokoju, co chwila spoglądał na prezent. Bardzo go ta sprawa nurtowała, bo nie znał nikogo, kto mógłby zrobić mu taki nieśmieszny żart. To po prostu kupy się nie trzymało. Stanął na chwilkę w miejscu, drapiąc się po głowie i po chwili ponownie chwycił prezent w dłonie. Spróbował rozerwać papier, nic. Spróbował nożem, również nic. Nie było widać nawet żadnego zadrapania na niebieskim papierze.
Zrezygnowany odłożył paczkę naprzeciwko siebie na kanapie i wyczekująco się w nią wpatrywał, jakby ta zaraz miała się nagle sama z siebie otworzyć. W końcu całą okcję podsumował donośnym prychnięciem, chwycił prezent i niewiele myśląc wyrzucił go za drzwi. Zadowolony, że rozwiązał wszystkie problemy świata chciał już wciągać jakiś kryminał z pułki, gdy zauważył, że ten irytująco niebieski pakunek stoi na jego stole. Na jego cudnym, ufajdanym stole. Zmrużył oczy niebezpiecznie, wziął podarunek w dłonie i przeklinając wyniósł go znowu na próg jego domu. I znowu wrócił, i znowu zobaczył ten prezent na środku swojego stołu. Przeklął siarczyście pod nosem. On się tak nie będzie bawić, o nie.
Chwycił pokunek i po raz kolejny otwożył sobie drzwi. Wyszedł z mieszkania i skierował się w stronę pobliskiego lasu. Postawił precyzyjnie prezent na ściółce, zasiadł na trawie naprzeciw, zdjął, jakby od niechcenia, rękawiczki i... I podpalił go! Z zadowoleniem patrzył na płonący przedmiot i to jak robił się z niego powoli popiół. Na jego twarz wpełz psychopatyczny uśmieszek, który idealnie oddawał jego emocje w tamtej chwili. Wkrótce z całego podarunku została już tylko kupka popiołu i ślad w postaci wypalonej trawy dookoła.
Szczęśliwy wrócił do swojego mieszkania. Otworzył sobie spokojnie drzwi, zostawił buty wyjściowe w korytarzu i znów zobaczył do przeklęte pudełko na środku jego stołu, które wyglądało jakby śmiało się z jego nieudolności w pozbyciu się go. Chłopaka jasny szlag trafił. Rozeźlony wyciągnął z szafy naprędce imperialne ubrania. I z przekleństwem na ustach zaczął się w nie czym prędzej ubierać. Chwycił skórzany portfel z komody i chwycił prezent w dłonie, po raz setny, już chyba, tego dnia. W przedpokoju naciągnął na stopy byle jak budy i chwycił w dłoń kufajkę, którą założył tuż po wyjściu z domu.
W myślach przeklinał sam siebie, że dał się tak podejść i, że terez musiał jechać, a raczej iść, do stolicy Imperium. Narzucił sobie szybkie tempo, na jego szczęście wcześniej przemyślał dokładnie gdzie się osiedlić, więc do większego miasta miał tylko półtorej godziny szybkiego marszu. Westchnął tylko cichutko, rozpaczając nad swym marnym losem i przyśpieszył kroku. Że też musiał mieszkać na takim zadupiu, mógł przecież spokojnie żyć sobie w jakimś miasteczku, a nie na całkowitych obrzeżach terenów WZ.
Droga minęła mu o dziwo nawet szbko, nie zmęczył się też za bardzo, bo był przyzwyczajony do długich marszów. Tylko trochę dłonie mu zdrętwiały od dźwigania tego pudła. Wreszcie dotarł do miasta. Skierował się na dobrze znaną sobie uliczkę i zapukał do drzwi czartego domu po lewej. Otworzył mu jego stary znajomu i o nic nie pytając wpuścił chłopaka do środka. Uniósł tylko zdziwiony brew na widok pakunku.
— Imperium? — przerwał w końcu ciszę mężczyzna swoim zachrypniętym głosem.
Dorin pokiwał ostrożnie głową.
— Tak, tylko od razu do stolicy. Nie chcę dzisiaj tułać się po całym Imperium — wyjaśnił obojętnym tonem.
Chłopak po tylu razach już dokładnie wiedział co robić. Nałożył specjalnie przygotowany dla niego kombinezon, nad którym pracował kiedyś z tym magiem, ponieważ mężczyznę bardzo zainteresowała cała ta antymagiczność chłopaka. Po kilkunastu próbach udało im się wreszcie odnaleźć materiał, który całkowicie redukował aurę wytwarzaną przez białowłosego. Stanął na środku kolorowego dywanu i spokojnie czekał na nieprzyjemne szarpnięcie, które nastąpiło chwilę później.
Otworzył zaciśnięte powieki. Rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znalazł. Oczywiście to nie mogło być żadne normalne miejsce, więc nie zdziwił się gdy spostrzegł nagą parę na ogromnym łożu i usłyszał głośne jęki. Czym prędzej wyszedł z pomieszczenia, wprost na korytarz pełen skąpo ubranych kobiet lekkich obyczajów, czyli dokładniej mówiąc prostytutek. Och, oczywiście, że to był burdel, w końcu jaka jest zabawa z przenoszenia kogoś w jakieś krzaki czy las? Z cichym przekleństwem na ustach wyszedł z budynku, nawet się nie oglądając.
— Pieprzony żartowniś — obraził jeszcze na dobitkę maga.
Zastanowił się co zrobić z tą paczką. Miał po prostu do kogoś podejść i mu ją dać? Chyba tak. Spostrzegł, że ludzie zaczęli na niego patrzeć lekko rozbawionym spojrzeniem. Ach, no tak, ta brew, a raczej jej brak. No i uszy, i ten idiotyczny kombinezon. Wbiegł natychmiast w malutką uliczką, jakich było pełno w Imperium. Zdjął czym prędzej strój od maga i naciągnął kaptur bluzy, którą miał na sobie. Wyszedł powoli z uliczki i postanowił, że po prostu da komuś przypadkowemu ten nieszczęsny prezent i wtedy jak najszybciej zacznie uciekać.
Stanął na rogu pobliskiego budynku, czekając na odpowiednią ofiarę. Wreszcie ją ujrzał. Drobna dziewczyna z pomalowanymi na turkus włosami, miała buty na wysokim obcasie, więc na pewno nie zacznie go gonić. Szybko podbiegł do nieznajomej, wcisnął jej prezent w dłonie i krzycząc "wesołych świąt" jak najszybciej oddalił się od dziewczyny. Ugh, tyle zachodu z powodu jakiegoś głupiego liściuku i podarunku. W co on się wrobił?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits