Zmęczony okropnie długim i ciężkim dniem, spędzonym z dziewczyną,
wreszcie położył się na niewygodnej kanapie. Ziewnął przeciągle,
pokazując wszem i wobec stan swojego uzębienia. Czuł jak sprężyny
wbijają mu się w bok, co było naprawdę dość nieprzyjemne. Dodatkowo
mebel okazał się za krótki i jego kostki wisiały w powietrzu. Chłopak
kręcił się na prowizorycznym łóżku jakby cierpiał na owsicę, nie mogąc
znaleźć wygodnej pozycji. Musiał spędzić tą jedną, nieprzyjemną noc na
kanapie, bo jak na prawdziwego gentlemena przystało udostępnił
dziewczynie łóżko i teraz sam kisił się na tym czymś. Po kilkunastu
minutach wiercenia się w końcu odnalazł pozycję, w której nie było mu aż
tak strasznie niewygodnie. Mrucząc coś jeszcze pod nosem, powoli jego
oddech spowalniał i chłopak wreszcie zapadł w sen.
Obudził się, jak
zdawało mu się, po zaledwie kilku minutach spokojnego snu. Poderwał się
gwałtownie z mebla i rozejrzał się po swoim mieszkaniu. Zastanawiał się
co go tak nagle obudziło, przecież nie słyszał żadnego hałasu, nie był
głodny, temperatura pozwalała na sen. Wszystko wyglądało tak jak w
chwili kiedy zasnął. Przeszedł niepewnie kilka kroków po drewnianych
panelach, czując, że coś jest nie tak. Zajrzał do pokoju swojego gościa.
Przez otwarte drzwi zobaczył, że dziewczyna w dość nieanatomicznej
pozycji leży na całej szerokości jego łóżka. Na policzku miała ślad po
zaschniętej ślinie, a jej długie włosy poplątane przykrywały całą jego
poduszkę. Wszystko wydawało się w porządku...
Chłopak spróbował
chwycić klamkę od drzwi do pokoju, ale jego dłoń przeszła przez metal
nawet go nie poruszając. Spróbował ponownie, znowu nic. Wziął głęboki
oddech, to na pewno albo jego omamy po tym całym imbirze, albo jakiś
głupi sen. Wrócił powolnym krokiem do salonu, po drodze dotykając
różnych przedmiotów, ale nic się nie zmieniło. Jego palce wciąż
przechodziły przez wszystko tak jakby był duchem. I na dodatek zauważył,
że nie ma na sobie rękawiczek, a z jego skóry nie wydobywał się ogień.
Czyżby stracił we śnie swoje moce?
Chłopak westchnął ciężko i
podrapał się po głowie. Nie miał zielonego pojęcia co zrobić. Usiadł na
kanapie, a raczej próbował, bo koniec końców wylądował tyłkiem na
podłodze. Położył się na niej i przymknął powieki.
Po chwili do jego
uszu dobiegł delikatny rozmów. Niechętnie otworzył zmęczone oczy i
zobaczył przed sobą trzy stojące postacie. Podniósł się z leżącej i
otaksował nieznajomych wzrokiem. Każdy z nich wyglądał jakby uciekł z
innej epoki. Pierwszy z nich miał na głowie jasnobiałą perukę pełną
zakręconych pukli. Mężczyzna ubrany był w śmieszny, kolorowy strój i
wyglądał jakby uciekł prosto z cyrku. Wydawał się emanować ogromną
arogancją i poczuciem wyższości nad innymi. Drugi wyglądał zwyczajnie,
jego strój nie odróżniał się w ogóle od tego, który można było zobaczyć
na codzień na zwykłej ulicy. Z kolei trzeci można powiedzieć, że ubrany
był dosyć futurystycznie i zaskakująco. Mężczyźni mieli identyczny kolor
włosów i takie same rysy twarzy. Nie różnili się też od siebie posturą,
wyglądali jak swoje kopie jeden do jednego. Wszyscy trzej mieli
jasnokasztanowate włosy, które sięgały do ramion, a pierwszy z nich
skrywał je pod peruką, ich ciemnobrązowe oczy, które odcieniem
przypominały mocno parzoną kawę, spoglądały na chłopaka bacznie.
Posiadali ostre rysy twarzy i szczupłą sylwetkę. Wyglądali trochę jak
duchy, bo kontury ich ciał były lekko rozmyte. Sprawiali wrażenie jakby
mieli zaraz zniknąć i już nigdy się nie pojawić.
Chłopak zamrugał gwałtownie powiekami, zapewne chcąc się przekonać czy postacie nagle nie wyparują sprzed jego oczu.
- Um, kim jesteście? - zapytał po chwili wyczekiwania na jakikolwiek ruch ze strony nieznajomych.
-
Ja jestem duchem teraźniejszości, ten po mojej prawej przeszłości, a po
lewej teraźniejszości. - powiedział podekscytowanym głosem drugi od
lewej mężczyzna.
Białowłosy błądził rozbieganym spojrzeniem po
postaciach. Zmarszczył brwi, wciąż nie rozumiejąc co się w ogóle dzieje.
Nienawidził jakichkolwiek snów.
- A... A co wy tu w ogóle robicie? - ponownie wilkołak zapytał nieznajomych.
- Mamy sprawić, że przestaniesz nienawidzić świąt . - odparł radośnie trzeci mężczyzna.
- Ale ja nie nienawidzę świąt... - cicho powiedział chłopak.
Zjawy spojrzały po sobie, lekko zaskoczone. Po czym stanęły w kółeczku, wzrokiem przepraszając białowłosego.
- To na pewno on? - szepnął konspiracyjnie trzeci z nich.
- W życiu bym go nie pomylił z kimś innym! - zakrzyknął ten, który reprezentował przyszłość.
- No wiesz zdarza się czasem...
- Mi się nie zdarza!
- Ugh, to co robimy?
- Chyba to co zwykle...
Mężczyźni odwrócili się z powrotem przodem do wilkołaka.
- No to chyba zaczynamy, nie? - odparł trzeci.
- Tak! Dajesz Ludwik! - zakrzyknął radośnie trzeci, po czym dwójka duchów zniknęła i został tylko ten w peruce.
Zjawa podeszła szybkim krokiem do chłopaka.
-
Przed rozpoczęciem chciałbym cię jeszcze poinformować, że nie
odpowiadamy za żadne uszkodzenia ciała, krwotoki wewnętrzne, plucie
krwią, przecięcie na pół i wszystkie inne rzeczy spowodowane naszą
wycieczką. - wyrecytował mężczyzna monotonnym tonem.
- To co, zaczynamy? - spytał Ludwik z psychopatycznym uśmiechem na twarzy.
Chłopak niepewnie pokiwał głową.
- Chwyć mnie za ramię. - poinstruował wilkołaka.
Białowłosy
wykonał niespiesznie polecenie. Po chwili poczuł nieprzyjemne
szarpnięcie, czuł jakby wszystkie jego narządy chciały się nagle z niego
wyrwać. Był to tylko ułamek sekundy, a on miał wrażenie, że przebywał
wieki w tych męczarniach. Każda jego komórka ciała krzyczały z bólu.
Nieprzyjemności opuściły go tak nagle jak się pojawiły. Przenieśli się w
jakieś inne miejsce, bo chłopak zamiast paneli czuł pod sobą zimne
płytki. Na które zresztą upadł po chwili i podpierając się na rękach,
zwymiotował.
- Za to też nie odpowiadamy. - usłyszał nad sobą głos mężczyzny.
Białowłosy
niepewnie podniósł się do pozycji stojącej. Czuł, że ma nogi jak z waty
i, że za chwilę powtórzy swój wyczyn, więc nie pytając, oparł się na
mężczyźnie.
- Pamiętasz? - usłyszał szept Ludwika przy swoim uchu.
Chłopak
powoli podniósł wzrok na znajdujący się w centrum pokoju stół. Och,
oczywiście, że pamiętał. Wiedział gdzie jest, znał tu każdy zakamarek,
każdą pajęczynę i nadal znał cały rozkład dziur w podłodze. Czym prędzej
ponownie spuścił spojrzenie na swoje, jakże ciekawe buty. Nie chciał
tego pamiętać, nienawidził tego okresu w swoim życiu.
Dokładnie
wiedział co zobaczy przed sobą. Swoją młodszą wersję posadzoną z dala od
reszty rodziny, matkę ubraną w wyzywającą suknię, która zapewne będzie z
ogromną ilością brokatu, ojca patrzącego na wszystko co żyje spode łba i
brata, który ma wszystko gdzieś. Naprawdę nie chciał przeżywać tego
jeszcze raz.
- Chodźmy stąd, proszę - powiedział chłopak błagalnie.
Już mężczyzna miał coś mówić, ale przerwał mu głos kobiety.
- Kochanie podasz mi o tą sałateczkę?
Czuł
tą straszliwie ciężką atmosferę przy stole na sobie. Pamiętał, jak
zawsze wszystkie posiłki i spotkania rodzinne były straszliwie wymuszone
i sztuczne. Jego matka zmieniała się wtedy w idealną żonę, ojciec w
kochającego tatusia, on w kogoś "normalnego", a jego brat w nastolatka w
trakcie buntu, którego wcale nie musiał nawet udawać. Gdy tylko
odchodzili od stołu zaczynały się kolejne kłótnie, leciały mocne
wyzwiska i czasami w powietrzu można było zobaczyć talerze, szklanki i
inne drobne przedmioty.
- Nie za przyjemnie, co? - ponownie usłyszał szept zjawy przy swoim uchu.
Poczuł
się już w miarę na siłach i puścił ramię mężczyzny. W końcu niepewnie
ponownie podniósł wzrok i wcale się za bardzo nie zaskoczył. Jego
młodsza wersja, na oko dziesięcioletnia, siedziała w bezpiecznej
odległości od wszelkich istot żywych i uparcie ignorowała wszystkich,
wpatrując się w swoje dłonie. Och, pamiętał jeszcze jak podczas tych
wszystkich spotkań siedział sam. Dla dziesięciolatka to był na prawdę
cios poniżej pasa. Niepewnie podszedł do młodszego siebie. Chciał go
jakoś pocieszyć, poklepać uspokajająco po plecach, ale jego dłoń
przeszła przez chłopaka.
- Idziemy dalej? - zapytał go mężczyzna w peruce.
Białowłosy
pokiwał energicznie głową. Podszedł z powrotem do zjawy i chwycił ją za
ramię. Znowu poczuł to okropne szarpnięcie, ale teraz było trochę
lepiej niż ostatnio. Czuł jak pod jego stopami znowu jest grunt i
zaciekawiony rozejrzał się dookoła. Nie zauważył kiedy perukarz zniknął,
a zastąpił go drugi z mężczyzn.
- Wiesz, że to twoja pierwsza
spędzona z kimś Wigilia od ponad pięciu lat? Nie ma za bardzo tu czegoś
dokującego, więc skierujemy się gdzieś indziej - mówiąc to zjawa
pstryknęła palcami i po chwili ich otoczonie całkowicie się zmieniło.
Tym razem bez nieprzyjemnego szarpnięcia.
Chłopak ze zdziwieniem
zauważył, że to był cmentarz. I to na dodatek imlerialny cmentarz. Biały
puch poprzykrywał większość nagrobków, na co niektórych świeciły
znicze, ale większość grobów była pustych.
- Przyjrzyj się. - usłyszał szept ducha.
Czytał
po kolei w myślach napisy na nagrobkach. Nie robiło to na nim jakiegoś
szczególnego wrażenia, aż nie dotarł do tych trzech nazwisk. Zdziwiony
spoglądał na nie lekko oszołomiony. Nie mógł poskładać żadnej myśli w
sensowną całość. On nawet się nie zestarzał od tego czasu za bardzo, a
oni już nie żyli...
Usiadł naprzeciwko grobów po turecku i wciąż się w
nie uparcie wpatrywał. Jego rodzina nie mogła, przecież nie żyć. Jego
mama, tata, brat... Oni powinni żyć. Otumaniony zgarnął z grobów śnieg.
Przejechał palcem po wyrytych w kamieniu literach. Czuł jak zaczynają go
piec oczy, więc odwrócił wzrok. Usłyszał za sobą zbliżające się w jego
stronę kroki. Wiedział, że to była zjawa. Postać klęknęła za jego
plecami.
- Idziemy dalej? - zapytał tuż przy jego uchu
Chłopak
niepewnie chwycił ramię ducha. Zacisnął powieki w oczekiwaniu na
nieprzyjemne szarpnięcie, które nastąpiło po chwili. Mężczyzna zniknął
nie wiadomo kiedy i zastąpił go trzeci z nich. Białowłosy rozejrzał się
dookoła siebie. Poczuł drażniący zapach środków chemicznych. Od razu
wiedział gdzie jest i wcale z tego powodu się nie cieszył. To był
szpital.
- Chodźmy już. - usłyszał chrapliwy głos ducha.
Wilkołak
podążył za zjawą, która chwilę później dosłownie przeszła przez drzwi.
Chłopak wahał się przez moment, ale w końcu wszedł do sali. Zobaczył
samego siebie, który wyglądał dokładnie jak on w tej chwili. Na
szpitalnym łóżku leżała jakaś nieznana mu staruszka. Zobaczył jak on sam
trzyma dłoń kobiety jakby ta zaraz miała odejść. Zaciekawiony podszedł
do małego stoliczka stojącego obok otwartego okna. Zobaczył na nim ramkę
że zdjęciem, na którym był on i dobrze mu znana rudowłosa.
- Emma. - wyszeptał cicho.
Jeszcze raz spojrzał na postacie.
- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytał mężczyzna.
Białowłosy pokręcił delikatnie głową.
- Onkologia. - usłyszał odpowiedź.
Nie chciał na to patrzeć, więc z powrotem wyszedł na korytarz.
- Wracamy?
Pokiwał
głową. Złapał za ramię ducha i kolejny raz poczuł to szarpnięcie.
Znalazł się w swoim domu. Mężczyźni zniknęli, a on został sam.
Poczuł mocne szarpnięcie za ramię. Otworzył oczy, to tylko sen.
- Wstajemy! - usłyszał radosny głos dziewczyny.
Czym prędzej poderwał się do góry i mocno ją przytulił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!