28 lutego 2017

Od Zdrajcy cd. Apolla i Artemidy

- Oh, to tylko nasz dzielny wojownik. - Zdrajca uśmiechnął się do siebie. - Czemu zawdzięczam fakt, bycia śledzonym przez taką wspaniałą osobistość?
- Ja chciałem tylko... - zaczął, gdy z krzaków wyszła druga postać. O dziwo... znacznie bardziej kocia. Miała pochyloną główkę i położone po sobie uszy i zatrzymała się kawałek za Apollem, jednak spoglądała ciekawie na Zdrajcę.
- O, widzę, że nie przybyłeś sam. - Wilk przeniósł wzrok na drugą postać. Przez myśl mu przebiegło, że wygląda dokładnie jak druga forma Apolla. Czyżby jakiś rodzaj więzi? Kontrahenci? Rodzeństwo? Dwie części jednej całości? Odbicia lustrzane? Partnerzy?
- To moja siostra, Artemida - powiedział dumnie wilczek, wyprężając pierś i odsuwając się nieco w bo, by lepiej było widać kocicę. - Bardzo chciała cię zobaczyć.
- Wcale nie - mruknęła nieśmiało Artemida, patrząc na brata z wyrzutem. Basior jednak nic sobie z niego nie robiąc mówił dalej:
- Zainteresowała ja moja opowieść o tym, jak ciebie pokonałem - chełpił się - oraz to, że mama była wobec ciebie tak źle nastawiona.
- Tak? - Zdrajca usiadł, pochylając szyję do przodu, by jego łeb znalazł się na wysokości oczu maluchów. - To głupia sprawa. - Uśmiechnął się z zakłopotaniem. - Jednak jestem pewna, że uda mi się kiedyś przekonać ją do siebie. W końcu teraz jesteśmy sojusznikami.
- A co takiego zrobiłeś? - nieśmiało zapytała tygrysica.
- Myślę, że zraniłem dumę waszej mamy przez moje nieodpowiednie zachowanie. - Zdrajca roześmiał się nerwowo, myśląc o wściekłości wadery, gdy pokonał ją na arenie, zabijając przy tym zwierzęta, znajdujące się pod jej kontrolą.
(Apollo? Artemida?)

Od Zdrajcy cd. Evangeline

- Ja jestem nikim, a to jest Evangeline, siostra Wiliama - odparł Zdrajca, nieco zmieszany sympatycznością gospodyni. Czarnowłosy nigdy wcześniej nie widział typowej matki, jednak w tamtej chwili był pewien, że wyglądałaby właśnie w ten sposób.
- Wejdźcie proszę do salony, a ja zaraz przygotuję jakiejś herbaty... i chyba zostało jeszcze trochę tego ciasta jabłkowego, które upiekłam wczoraj. - Zastanowiła się. - Willu, kochanie, zaprowadź gości do salonu.
  William spiorunował żonę wzrokiem, jednak ta nawet tego nie zauważyła, bo już zniknęła w kuchni. Wśród zgromadzonych zapadła krępująca cisza.
- Wolałbym, żeby was już tu nie było... - zaczął Will.
- Ja też wolałabym, żeby nas już tu nie było... - przerwała mu Evangeline, po czym rodzeństwo wymieniło między sobą porozumiewawcze spojrzenia, co zresztą ucieszyło Zdrajca. Zawsze był to jakiś krok do pojednania, czyż nie?
- Zatem gdzie jest salon? - spytał, zwracając na siebie uwagę obojga.
- W tym kierunku. - William ruszył przodem, by wprowadzić gości do przestronnego, wygodnie umeblowanego salonu, pełnego gobelinów, dywanów, kanap... nie zabrakło oczywiście również kominka i sofy oraz niewielkiego stoliczka, nakrytego białym obrusikiem. Właśnie przy tym stoliku cała trójka usiadła, po czym zaległa cisza. Wiliam starał się nie patrzeć na nikogo, Zdrajca starał się nie być, a Evangeline nagle bardzo zainteresowała się pobliskim gobelinem.
  Milczenie przerwał dopiero energiczny powrót pani domu, z tacą, na której ustawiony był imbryk, filiżanki na spodeczkach oraz talerz z ciastem, ułożonym w małą wieżę Eiffela. 
(Ev? No ok XD)

Od Vipera "Walka z Silence"

 Chłopak wpatrywał się beznamiętnie w ekran telefonu komórkowego, odczytując kolejną wiadomość od brata. Anubis prosił o pilne spotkanie, jednak Viper nie miał ochoty z nim rozmawiać. Nawet przez komórkę. Wataha zrobiła się ostatnio strasznie cicha, co mocno niepokoiło Alphę. Zmienił się przez to, możliwe, że na gorsze. Dorósł? 
  Brązowowłosy wstał z ławki. Ostatni raz rozejrzał się po okolicy, zanim zmienił się w białego basiora. Na Ziemi przebywanie w tej formie było dla chłopaka niebezpieczne, jednak wcale na to nie zważał. Właściwie to ostatnio wszystko miał w dupie i robił tylko i wyłącznie to, co mu się podobało. (...)
  
  Delikatnie wysunął ostrze z pochwy, po czym przesunął się w stronę istoty. Białe skrzydła wystawały z każdej strony cielska postaci, która tylko czekała, aby zaatakować młokosa, który wtargnął na jej teren. Dookoła panowała głucha, nienaturalna cisza. Nie było słychać nawet najmniejszego szelestu. Ponoć taka cisza niektórym tylko pogarszała słuch.   
  Viper zaatakował, jednak został powalony przez jedno z skrzydeł. W końcu bestia wykonała jakikolwiek ruch. Po tej prowokacji zaczęła dosłownie miotać się i szamotać na wszystkie strony. Teraz dopiero stanowiła zagrożenie. 
  Chłopak próbował ją jakoś podejść, jednak nie miał pojęcia nawet, gdzie to ma oczy, a gdzie szczęki. Jedyny przedmiot, który rozróżniał prawą stronę od wszystkich innych, był mały, srebrzysty dzwoneczek na jednym ze skrzydeł potwora. Instynkt podpowiedział alphie, że akurat tam może zaatakować. I właśnie to zrobił. Trafił na małą szparkę pomiędzy skrzydłami i po chwili monstrum padło martwe, a Viper momentalnie zaczął słyszeć kroki. Z początku myślał, że był to tylko szok, albo jakiś rodzaj złudzenia, jednak po chwili coś złapało go za rękę i położyło na usta chłopaka dłoń.
  Nie mógł być to nikt inny, niż Darkness. 
- Cicho, bo jeszcze nas tu ktoś zobaczy. Po cholerę zabijałeś Silence!
  Brązowowłosy nawet nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. Dopiero, kiedy Darkness zaprowadził go do okna opuszczonego domu, zobaczył policję, która zamierzała właśnie wejść do domu.
- KU*RWA! - wrzasnął czarnowłosy i puścił syna. - Znaleźli mnie. Panoćku, błagam, powiedz im, że cały dzień byłem wczoraj w domu, to cię nie zgwałcę!
  Viper tylko mruknął nerwowo. Nie chciał czekać, aż Wilkobójca dobierze mu się do skóry, więc wolał jednak stanąć po jego stronie. Po chwili zobaczył cień, który skierował się w stronę czarnowłosego.
 - Ekhem..panie..chyba już poszli. - powiedziała postać.

[Dobra, beznadziejnie to wyszło, ale weny zero..soo..popisze ktoś?]

Włamywacz (Od Haylee c.d Mephisto)

Szatyn siedział właśnie w salonie czytając książkę i popijając swoją ulubioną herbatę, gdy w ten usłyszał łomot dobiegający z kuchni. Czarnowłosy jednym szybkim ruchem ręki zamknął książkę i odłożył ją na stoliczek, sam zaś udał się w stronę hałasu. Gdy stanął w wejściu, dostrzegł siedzącą na kafelkach brunetkę. Dziewczyna odwróciła się do Mephisto. Posłała mu ciepły uśmiech jednocześnie kładąc palec na usta na wznak, aby ten był cicho. Zza otwartego okna słychać było sygnał policyjny. Funkcjonariusze przeszukiwali właśnie teren. Nie trzeba było być geniuszem, aby się domyślić czego albo raczej kogo szukają. Nieznajoma wstała i otrzepała swoją spódniczkę po czym minęła Mephisto jakby nigdy nic i weszła do salonu. Mężczyzna nie zareagował. Po prostu stał zdezorientowany w futrynie drzwi. Kiedy pierwszy szok opadł poszedł do pomieszczenia w którym znajdowała się dziewczyna. Brunetka właśnie z uwagą oglądała okładkę wcześniejszej lektury basiora.  Dostrzegłszy gospodarza domu dziewczyna pomachała przyjaźnie ręką po czym rzuciła się na fotel. Ręce skrzyżowała za głową, nogi zaś położyła na stoliczku.  Wzięła głęboki oddech po czym zamknęła na chwilę oczy, by po chwili gwałtownie je otworzyć. Wyglądało to jakby coś ważnego jej się przypomniało. Spojrzała na gapiącego się jak gapa w gnat na nią Mephisto po czym wesoło powiedziała:
- Czemu nie wejdziesz? W końcu to twój dom. - rzuciła po czym szybko dodała – Nie martw się! Nie jestem złodziejem czy też seryjnym mordercą. Przeczekam tu aż gliny sobie pójdą i się zmyję. Głupio się zwracać do kogoś nie znając jego imienia, więc... Jestem Haylee a ty?

Od Mephisto C.D Darkness

Głowę pokierował w stronę podłogi, na jego oczy opadła grzywka. Powinien pomóc jej, a nie bezczynnie siedzieć. Jednak nie potrafił się ruszyć, po prostu siedział, nie reagował na to, co aktualnie działo się przed jego oczami. Po jego ciele przeszły dreszcze w momencie, gdy Dark wsadził ręce pod jej koszulkę. Czuł zazdrość, kiedyś to on był tak dotykany przez jego duże, ciepłe dłonie... Wstydził się tego, ale nie mógł zaprzeczyć- tęsknił za takimi chwilami. W końcu Wilkobójca był bardzo przystojny, miał niesamowicie pociągający głos, a w jego charakterze było jeszcze coś, co najbardziej pociągało w nim starszego (w sensie z wyglądu). To małe, wręcz niewidoczne ciepło jakie wytwarzał. Dalej pamiętał randkę z nim, to, jak bardzo nie wierzył w to, że dostał od niego zaproszenie do kina. Moment w którym pierwszy raz, mógł uwierzyć, że jego uczucia zostały odwzajemnione. Teraz znalazł inną osobę, która prawdopodobnie łaknęła jego uwagi tak samo, jak Mephisto, który musiał się nauczyć to zaakceptować. W końcu go stracił.
Jednooki głośno westchnął, dziewczyna wybiegła z pomieszczenia. Wstał, wziął swoją kurtkę i narzucił na siebie. Postanowił wybiec za nią, ale Warren stanął w przejściu.
- Jesteś z siebie dumny? Wystraszyłeś ją- Mephi westchnął.- Jeśli nie chcesz, żeby Cię znienawidziła, to przynajmniej się staraj. Żadna kobieta nie chciałaby starego zboczeńca który nawet za nią nie pobiegnie - Airay podszedł wyżej, delikatnie szturchnął mężczyznę.- Przepuść mnie, wracam do siebie. Ty lepiej po nią idź, bo się obrazi- uśmiechnął się z widocznym zażenowaniem. Poczuł uścisk na nadgarstku, został agresywnie przyparty do ściany. Przełknął ślinę. Próbował jakoś się wyrwać, co nie do końca mu wychodziło.
- Nie wybaczę Ci tego, ona też nie powinna... W końcu zastąpiła Twoje miejsce, Mephistophelesie- przeczesał palcami włosy Mephisto, który powoli zaczął tracić przytomność. Poczuł, że nogi się pod nim uginają. Prawdopodobniej było to wynikiem nadmiernego stresu, spowodowanego ostatnimi wydarzeniami.

Mikstura!

Imię wilka Ghost
Składniki Futro z dwunożnego borsuka, Żabi śluz,Rdzeń meteoru,
Czas mieszania 45 sekund

Niestety, ale składniki nie potrafiły się połączyć w całość, przez co Ghost nie zdobywa nic. Spróbuj ponownie :)

Od Akali - Quest 3

Był zwykły zimowy dzień na Delcie. Akali postanowiła udać się na polowanie, bo wiedziała, że nie może ciągle żywić się swoimi ziółkami, po których mogłaby w ogóle nie jeść, bo w końcu przekręci się z braku pożywienia. Wadera wybrała się do pobliskiego lasu i po chwili już zaważyła przechodzącą nieopodal sarnę. Przyczaiła się za pobliskim krzewem i postanowiła poczekać tu aż sarna sama podejdzie. Nie miała siły biegać. Bolały ją mięśnie.
Po około dwudziestu minutach czekania sarna powędrowała, nieświadomie, w stronę przyczajonej wilczycy. Ta tylko na to czekała i wyskoczyła na nią zza krzaka. Sarna jednak była szybsza od niej i zaczęła uciekać w panice w przeciwną stronę. Wadera, mimo bólu mięśni, biegła dalej za nią. Jednak nie była już taka szybka jak kiedyś. Akali teleportowała się kilka metrów dalej, tuż za sarnę i skoczyła na nią. Wgryzła się w szyję zwierzęcia. Sarna wydała z siebie ostatni jęk i padła martwa na ziemię. Akali, zmęczona tym krótkim biegiem, usiadła obok zdobyczy i zmusiła się do zjedzenia jej.
Nagle wadera poczuła na szyi czyjś oddech. Odwróciła się powoli. Smok. Stał za nią jeden z tych majestatycznych gadów. Nie był tak duży jak inne, najwyraźniej był jeszcze młody i nie chciało mu się samemu polować, więc kiedy zobaczył zdobycz Akali chciał ukraść ją. Przecież złapanie tej sarny kosztowało ją tyle wysiłku! Nie mogła na to pozwolić. Wadera zerwała się na wszystkie cztery łapy i zaczęła ostrzegawczo warczeć. Smok pacnął ją w głowę i wyszczerzył zęby w szczerbatym uśmiechu. Wadera ugryzła smoka w łapę, a ten jęknął. Jego oczy patrzyły z nienawiścią na Akali, która szybko pożałowała swojej decyzji. Ależ była naiwna! Nie mogła się przecież równać ze smokiem!
Wadera postanowiła, że najlepszym wyjściem z tej sytuacji będzie ucieczka. Użyła swojej mocy Alone in war i stała się niewidzialna. Jej zmysły wyostrzyły się. Poczuła przypływ mocy. Postanowiła oddalić się cicho od smoka, który teraz patrzył w pustkę, nie wiedząc, co się przed chwilą stało.
Akali cofnęła się kilka kroków i zaczęła biec. Kilka metrów dalej spojrzała się za siebie, by sprawdzić czy smok nie usłyszał przypadkiem jak jej łapy gniotły gałęzie lub nie wywęszył jej. Ale smoka tam nie było. Nie ruszył się nigdzie. Trzymał coś w łapach. Coś co przypominało jej woreczek z ziółkami. Ale nie mógł być to jej woreczek pełen dwulistnika, przecież miała go ciągle przy sobie. Sięgnęła po niego nieświadomie. Ale woreczka nie było.
Wadera zrozumiała, że musiał jej wypaść, a smok go podniósł i bawił się nim teraz.
- Pierdolony sukinsyn! - krzyknęła wadera, zapominając, że miała być cicho. Nic jej teraz nie obchodziło. Musiała odzyskać woreczek. Miała przewagę nad smokiem. Ona miała swoje moce. A on nie.
Wadera uśmiechnęła się chytrze. Jej żywiołem była przecież materia. Skupiła spojrzenie na woreczku i teleportowała go w swoje ręce. Smok najwyraźniej nie ogarniał, co się przed chwilą wydarzyło. Rozglądał się dookoła w rozpaczy. Wadera poczuła satysfakcje. Może jej mięśnie były do niczego i nie była już najinteligentniejsza, ale ciągle miała swoje moce.

Ucieczka z Domu (Od Haylee do Miyashi)

Dziewczyna szła samotnie przez las. Po ostatnim jej występku ciągle kłóci się z Ai. Najwidoczniej anielica wciąż miała do niej żal za jej małą przygodę z Kasai... a właściwie jak to się skończyło. Haylee miała dość słuchania ciągłego trucia. Zrobiła coś co jej zdaniem było najlepszym wyjściem – uciekła. Postanowiła, że nie wróci póki Ai jej nie przeprosi i nie zacznie błagać jej na kolanach o powrót do domu. Wtedy wspaniałomyślnie spełniłaby jej prośbę. Było to trochę dziecinne, ale zdaniem wadery tak właśnie należało postąpić. Chociaż jest jeden szczegół, który nie przemyślała. Była tak zachwycona swym planem, że nie pomyślała o tym, aby spakować najważniejsze rzeczy albo przynajmniej ciepło się ubrać.  Brunetka wolno stawiała kolejne kroki w przód strasznie przy tym się trzęsąc. Była cała sina. Właśnie w takim stanie spotkała ją tajemnicza dziewczynka. Naturalnie nieznajoma zaoferowała jej pomoc i zaprowadziła ją do swojego domu. Przez całą drogę jednak nie odezwała się do wadery słowem i tylko obserwowała ją. Musiała czuć się niepewnie przy kimś obcym. Osóbka była bardzo niska i młoda. Na oko mniej więcej 12 lat. Uwagę Haylee przykuły oczy o niespotykanym kolorze a także piękne, długie i brunatne włosy. Do tego  jej strój... „Urocza” - pomyślała pani alchemik. Dostrzegłszy  przewiercający ją wzrok Haylee nieznajoma się bardzo speszyła do tego stopnia, że prawie wylała na siebie herbatę, którą właśnie niosła. Dzięki szybkiej reakcji Hay ciecz zatrzymała się kilka milimetrów przed delikatną skórą dziewczynki. Odetchnęła z ulgą po czym cały płyn powrócił do naczynia.
- Musisz być ostrożniejsza. - szepnęła po czym z uśmiechem dodała. - Jestem Haylee a ty?
- Miyashi... – wyszeptała spłoszona. Haylee zrobiła poważną minę i zbliżyła się do osóbki odrzucając w tył koc, którym wcześniej była opatulona.
- Jestem aż taka straszna? - zapytała. Widząc reakcję swojej wybawczyni wybuchła śmiechem. Dosłownie tarzała się po podłodze nie mogąc w spokoju odetchnąć. Gdy tylko się uspokoiła, przeprosiła właścicielkę domostwa po czym przeprosiwszy za swoje zachowanie zapytała czy rodzice małej są obecni. Słysząc odpowiedź Miyashi Haylee nie mało się zdziwiła jednak szybko powrócił na jej twarz uśmiech i bez zbędnego owijania w bawełnę zapytała się czy może zostać tu parę dni. Argumentowała to tym, że nie może wrócić do domu...
< Mi? Następnym razem się rozpiszę. Po prostu chcę zobaczyć twoją reakcję na taką hmmm wylewną (?) osóbkę^^ >

27 lutego 2017

Od Evangeline C.D. Zdrajcy

Płakałam przez kilka minut, ale potem postanowiłam wziąć się w garść. Otarłam oczy i wstałam.  Postanowiłam poszukać Zdrajcy.  Gdzież on mógł być?! Przeszłam kilka korytarzy, gdy wreszcie go znalazłam.  A właściwie ich. Williama i Zdrajcę.  Przewróciłam oczami. Walczyli. Chociaż bardziej zgodnie z prawdą będzie, gdy powiem, że Zdrajca bił mojego brata. Pojawiali się co kilka metrów, wciąż się szamocząc. No pięknie! Podeszłam w ich stronę i gdy znów się pojawili, Przyłożyłam miecz do szyi Zdrajcy, a drugi do szyi Williama. 
- Odsuńcie się od siebie albo nie ręczę za siebie - powiedziałam szorstko. Wykonali moje polecenie. 
- Czemu go bijesz? - zapytałam Zdrajcy. 
- Niech ten laluś ci powie - powiedział Zdrajca,  mierząc Williama złowrogim spojrzeniem. Przeniosłam wzrok na drugiego "dzieciaka", unosząc pytająco brwi. 
- Otóż twojemu chłopakowi nie podoba się, jak to określił?, że "w tajemnicy wciąż wykonuję swój zawód"
- Po pierwsze: to nie jest mój chłopak - mówiąc to, zmarszczyłam nos - a po drugie - Przyłożyłam do jego szyi także drugie ostrze. - Jestem na tej wyspie najemnikiem, ale też strażnikiem. Jeżeli jeszcze raz usłyszę o twoich występkach, to nie będę miała oporów przed ścięciem ci głowy. Czy wyrażam się jasno? - kiwnął głową, a ja mogłam zabrać miecze. - W takim razie żegnam. Miło było poznać twoją córkę, ale szkoda, że nie mogę powiedzieć tego samego o tobie - Ruszyłam w stronę wyjścia, a zadowolony Zdrajca za mną, gdy usłyszeliśmy kobiecy głos:
- Kochanie,  dlaczego nie mówiłeś, że będziemy mieli gości? - odwróciłam się gwałtownie.  Za nami, niedaleko Williama stała jakaś kobieta. Była ubrana w biały fartuch, pod którym była luźna suknią. Miała jasne, prawie białe włosy, które poprzetykane były złotymi pasmami. Nie było wątpliwości,  że jest w ciąży i że jest żoną Willa. Koło niej stała Ashley. 
- Witam, jestem Eo - powiedziała,  po czym wyciągnęła do nas rękę. Uścisnęłam ją lekko. - A wy jesteście? - spojrzałam błagalnie na Zdrajcę, który zabrał głos. Mam już powyżej uszu tego tłumaczenia.  Błagam,  niech już to się skończy.
(Zdrajca? Rodzinki ciąg dalszy default smiley xd Niech to się NIE kończy XD A tak na serio,  to rób co chcesz ;))

Mikstura

Imię wilka: Akali
Składniki: rdzeń meteoru, smocza łuska, futro z dwunożnego borsuka
Czas mieszania: 30 sek.

Akali poprzez dodanie tego wszystkiego uzyskała ZBROJĘ KOZIOROŻCA. Jest ona ocieplana od spodu futrem i dodaje jej  +50 do siły oraz +100 punktów do techniki! Lekka, idealna na zimowe potyczki!

Problemy z Głową (Od Haylee C.D Kasai)

Spieprzyłam. I to strasznie. To nawet zrozumiane dlaczego nie chciała mi wybaczyć. I tak miałam zamiar ją rozdziewiczyć ale w nie tak brutalny sposób. Planowałam zrobić to bardziej hmm... romantycznie? To chyba odpowiednie słowo. W końcu byłam zwycięzcą naszego małego zakładu i przysługiwało mi jedno życzenie. Jeśli nie chciała, mogła się nie zakładać. Właściwie to jej wina a nie moja! Cały czas mnie kusiła. Była zdecydowanie zbyt ponętna. Nie chciałam jednak by przysporzyło jej to problemów w przyszłości. Mała, krucha i delikatna istotka... Nie chciałam, aby z mojego powodu do końca życia miała zniszczoną psychikę. W końcu jeśli bym jej nie pomogła to nie miałabym szans na drugi raz.
Kasai siedziała stulona pod ścianą cała się trzęsąc. Jej twarz zakrywała kaskada rudych loków lecz pewna byłam, że płakała. Wyglądała w ten sposób bardo uroczo ale musiałam się skupić na zadaniu. Wyciągnęłam do niej rękę, którą szybko odepchnęła.
- Sai... - szepnęłam spokojnie – To nie było specjalnie. - dodałam po chwili. Odpowiedziała mi tylko cisza. Dziewczyna nie przestawała się trząść. Usiadłam na kolanach i wpatrywałam się w nią wsłuchując się w jej ciche chlipanie. Postanowiłam spróbować ponownie.
- Ja naprawdę przepraszam. Nie powinnam była się tak zachować... Sai, proszę wybacz mi. -  dziewczyna znów milczała. Przybliżyłam się do niej jednak ta gwałtownie się odsunęła. Nie należę do osób najcierpliwszych toteż po którejś z kolei próbie poderwałam się gwałtownie i nawrzeszczałam na nią. Jak można się domyślić pogorszyło to sprawę. Zrobiłam w tył zwrot i wyszłam żwawym krokiem z pokoju. Ruszyłam w stronę laboratorium. To tam właśnie trzymałam w szafce mój specyfik. Po chwili znalazłam się z powrotem u Kasai. Udawałam, że nie zwracam na nią uwagi i rozpyliłam w pokoju serum oczywiście wcześniej zasłoniłam szmatką drogi oddechowe. W mgnieniu oka rudowłosa padła nieprzytomna na podłogę. Słysząc huk Ai szybko przybiegła, by po chwili dołączyć do Kasai w krainie snów. Wiedziałam, że gdy tylko się obudzi będę miała przechlapane. Szybko wzięłam rudą na ręce do przedsionka, gdzie ją grubo ubrałam, po czym wyszłam taszcząc ją na plecach. Zostawiłam ją niedaleko namiotu Tytanii i obserwowałam z daleka. Nie trwało to długo, gdyż po chwili alpha wyszła. Dostrzegłszy Sai szybko zabrała ją do środka a ja pozbyłam się tym samym problemu.
< Kasai i tak oto wygląda koniec naszej wspólnej historii. Jak chcesz to jeszcze kiedyś coś popiszemy chodź wątpię byś chciała. >

26 lutego 2017

Od Zdrajcy cd. Evangeline

  Evangeline wyszła, pozostawiając Zdrajcę samego z Williamem, który wyglądał, jakby kompletnie zapomniał o jego obecności. Czarnowłosy wyglądał, jakby się wahał, co powinien teraz zrobić. W jakimś pierwotnym odruchu chciał biec za siostrą, jednak w połowie ruchu zrezygnował i tylko przystanął, zmieszany.
- Masz żonę, córkę... i siostrę - odezwał się Zdrajca wśród ciszy, która zalegała w pomieszczeniu - i dalej zajmujesz się takimi przykrymi sprawami? Nieładnie.
  Mężczyzna odwrócił się gwałtownie, by nie ujrzeć postaci, która do niego mówiła. Jednak szybko sobie przypomniał kim może być.
- To chyba nie jest twój interes - odparł ostro. Widać nadal był nabuzowany po rozmowie z Ev.
- Oh nie do końca. Odkąd przerażeni wieśniacy prawie mnie pobili w obawie, że sprowadzę na nich twój gniew, to jest mój interes. - Zdrajca wzruszył ramionami, co przywróciło mu pełną widzialność. Bandaż zwisał lekko z miejsca, w którym przed chwilą była rana. Najwyraźniej się rozwiązał, jednak nie był już potrzebny, po skóra zdążyła się już zasklepić, pozostawiając jedynie nieznaczną wklęsłość. - Lepiej by było, żebyś zmienił swoje zachowanie dla dobra twojej rodziny. 
  Will parsknął z rozbawieniem.
- To jest groźba? - Omiótł człowieka spojrzeniem. l
- Oh, nie. Evangeline chyba by mnie zabiła... a swoją drogą, nie powinieneś jej gonić, czy coś? Chyba jeszcze nie wyjaśniliście sobie wszystkiego.
  William zamaszystym krokiem podszedł do Zdrajcy i chwycił go za gardło.
- Co cię to w ogóle obchodzi, co? - spytał, patrząc mu w oczy i powoli zaciskając uchwyt.
- Obawiam się, że ta taktyka jest nieskuteczna - zauważył człowiek, który nie wydawał się dusić z braku świeżego powietrza. - Oh i wydaje mi się, że za przywleczenie jej tutaj będę musiała słono zapłacić, więc nie chcę, żeby to spełzło na niczym.
  Zdrajca gwałtownie chwycił rękę Willa, podciął mu nogi i pociągnął go w cień. Nie spodziewający się tego mężczyzna nawet nie stawiał oporu. Oboje wypadli może kilka metrów dalej, po przeciwnej stronie ściany, jednak teraz to William wydawał się dusić.
(Ev? No cóż... taką okazję trzeba było wykorzystać xD)

Apollo, Artemida do Zdrajcy

Kamień z serca spadł Reny. Była szczęśliwa, że jej synowi nic się nie stało. Dokładnie oglądała ciałko wilczka w poszukiwaniu jakiś ran. W całym tym zamieszaniu zapomniała skarcić niesforne szczenię za swe nierozważne zachowanie.
- Mamoooo! Zawstydzasz mnie!- dąsał się Apollo. Tymczasem Tytania i Zdrajca omawiali szczegóły ich nowego sojuszu. Skończywszy rozmowę alpha rozkazała odprowadzić gościa. Kotka jak rażona oderwała się od syna i zbliżyła się do przybysza zachowując jednocześnie bezpieczną odległość.
- Chodź! - warknęła ruszając do przed siebie. Czarnowłosy podążył za nią. Gdy odeszli dostatecznie daleko, alpha postanowiła rozmówić się z Apollem odnośnie jego występku jednak chłopca już nie było.
- Same problemy z tym maluchem. - westchnęła ciężko Tytania i spojrzała w ciemniejące niebo. Zbierało się na deszcz...
* * *
Chłopiec niósł swoją młodszą siostrę na rękach. Za wszelką cenę chciał pokazać Artemidzie tego dziwnego przybysza. Koteczce średnio podobał się pomysł jej brata, jednak raz napalonego Apollo trudno było przekonać do zmiany decyzji. Kiedy dogonili ich, Zdrajca właśnie opuszczał ich teren. Rena przez chwilę śledziła go wzrokiem po czym odwróciła się i zaczęła wracać. Dzieci zaczekały aż ich mama je minie po czym ruszyły w stronę w którą udał się wilk starając się pozostać niezauważonymi. Artemidzie było strasznie zimno. Chciała jak najszybciej wrócić do ciepłego legowiska z drugiej strony taka okazja mogła się nie prędko powtórzyć wobec tego nic nie mówiła bratu. Nagle Zdrajca stanął jak wryty i zaczął się rozglądać. Spłoszony Apollo szybko ukrył się za pobliskim drzewem mając nadzieję, że obcy ich nie dostrzeże. Chłopiec zasłonił pyszczek tygrysicy aby ta się nie odzywała. Niestety materiał z którego wykonane były rękawiczki chłopca podrażniły delikatny nos siostry przez co ta kichnęła. Teraz było już pewne, że Zdrajca wiedział o ich obecności.  Potwierdziło się to zwłaszcza, gdy z pyska śledzonego padł rozkaz wyjścia z ukrycia. Apollo wykonał posłusznie polecenie jednocześnie przybierając pełną dumy postawę.
<Zdrajca? Nyeh.>

Złoty wąż (Od Kida)

RETROSPEKCJA.
-Co czytasz? - zapytał czarnoksiężnik nachylając się nade mną.
-Podczas sprzątania biblioteki, przypadkiem znalazłem tę książkę - wskazałem.
-Pokaż mi - wyciągnął rękę.
-Złoty wąż? - zapytał.
-Czytałem o jego właściwościach… - nagle przerwał mistrz.
-Złote węże nie istnieją, to zaklęcia - zamknął księgę z trzaskiem rozchodzącym się na pół biblioteki.
-Naprawdę? - odparłem zdziwiony.
-Naprawdę. Jad tkwi w twojej krwii do czasu, aż nie stracisz całej energii życiowej - usiadł obok mnie.
-Nie można go usunąć za pomocą magii?
-Niestety nie. Trucizna neutralizuje twoje umiejętności magiczne, stajesz się wtedy zupełnie bezbronny.
-Kto zna takie zaklęcia?
Wsłuchiwałem się w jego słowa z coraz większą ciekawością.
-Złoty wąż jest już zapomnianym zaklęciem, raczej mało stosowanym. Używali go starożytni czarnoksiężnicy.
-Mistrzu, a ty miałeś styczność ze złotym wężem?
-Bezpośrednio nie, dlatego nadal żyje - zaśmiał się.
-Czyli to wyłącznie plotki?
-Dokładnie. Tego typu zaklęcia nigdy tobie się nie przydadzą.
-Masz rację, mistrzu.
-Jak już o tym mowa… Słyszałem legendy, że ugryzienie ma wpływ na duszę.
-Na duszę?
-Kiedy umierasz, dusza opuszcza twoje ciało, prawda?
-Tak.
-Ugryzienie złotego węża zatrzymuje duszę. Pozwala opuścić ciało, ale tylko dlatego, żeby znalazła inne. Najbliższe ciało, najlepiej takie w zasięgu wzroku, bez duszy.
-A jak już połączy się z tym ciałem, to powstaje nowa osoba?
-Nie, podobno wspomnienia z poprzedniego ciała są zachowane.
TERAŹNIEJSZOŚĆ.
Złoty wąż, co? - spoglądałem na swoje odbicie, zastanawiając się, jak od teraz będzie wyglądać moje życie. Wszystko się zmieniło w jednej chwili.
Postanowiłem ukryć się w pobliskim lesie i przeczekać aż strażnicy opuszczą wieżę.
-Zgubiłeś się? - zapytał nieznajomy.
-Ja... Nie jestem stąd -  odwróciłem się w kierunku głosu.
-Nazywam się Felix, jesteś może głodny? - zobaczyłem naprzeciwko mnie szopa, który potrafił mówić.
-Ty mnie rozumiesz? -  podniosłem oczy i przypomniałem sobie, że również jestem szopem.
-Oczywiście, przecież mówimy w tym samym języku.
-Czuję się jakbym spał bardzo długo...
-Dopiero co się przebudziłeś?
-Można tak powiedzieć - podrapałem się po grzbiecie.
-Według mnie wyglądasz na głodnego.
-Nie mylisz się.
-Zatem chodź ze mną, niedaleko stąd znajduje się nasza kryjówka.
-Nasza?
-Poznasz całą rodzinę szopów - powiedział z entuzjazmem, jakby moja obecność w ich gronie miała coś zmienić.
-Nie chcę się narzucać… - próbowałam się wykręcić.
-Przestań! Masz szczęście, że cię znalazłem. - ostatecznie poszedłem z Felixem, bo umierałem z głodu.
-Co tutaj robiłeś? - nie mogę uwierzyć, że rozmawiam z szopem.
-Jestem zwiadowcą, ostatnio zauważyłem, że królewscy strażnicy urządzili sobie obóz w pobliżu lasu.
-Nie da się ukryć - miałem nadzieję, że czarnoksiężnik był bezpieczny.
-Wszędzie układają te swoje straszne pułapki. Podobno szukają zaginionego księcia - nawet zwierzęta wiedzą o poszukiwaniach mojej osoby.
-Kida - powiedziałem cicho.
-Co tam szepczesz?
-Moje imię.
-Kida? Brzmi podobnie jak imię tego księcia, którego tak wszyscy szukają.
-Zbieg okoliczności - odparłem po chwili zastanowienia.
-Nie twierdzę przecież, że ty nim jesteś - całe szczęście.
W końcu dotarliśmy na miejsce, do fortecy szopów - mały otwór w gigantycznym drzewie, które dookoła otaczała tama. W oddali widać było już robotników, którzy zajmowali się tamą. Duże zaskoczenie, drzewo wydawało się większe od mojego królestwa.
Nie spodziewałem się, że szopy mogą być aż tak zaradne. Kiedy weszliśmy do środka, ponownie zaniemówiłem. Ujrzałem wiele pomieszczeń, które były utrzymane w najwyższym porządku. Na gałęziach znajdowały się pokoje mieszkańców. Felix oprowadził mnie niemal wszędzie, w dodatku przedstawiłem się chyba wszystkim szopom. Nie sądziłem, że będą tak przyjaźnie do mnie nastawieni. Dopiero w nocy przypomniało mi się o czarnoksiężniku, który pewnie na mnie czeka. Nie mogłem od razu się wymknąć, musiałem wymyślić odpowiedni plan ucieczki. Dlatego zdecydowałem się zostać jeszcze kilka dni. Każdy szop miał swoje stanowisko, ja miałem je dopiero otrzymać. Po naradzie i z pomocą Felixa została mi przydzielona rola zwiadowcy. Felix obiecał, że pomoże w moich nowych obowiązkach.
Od razu zaczęliśmy szkolenie. Pokazał mi jak wtopić się w cień, tak by nie zostać zauważonym oraz jak wytropić przeciwnika. Zastanawiałem się, dlaczego nie mają do mnie zastrzeżeń.
Moje spostrzeżenia były trafne, podsłuchałem rozmowę Felixa z innymi szopami. Okazało się, że Felix ręczy za mnie. Nie do końca rozumiałem dlaczego, w końcu prawie mnie nie zna. Nie chciałem mówić mu o ucieczce, ale tracąc jego zaufanie, nie będę mógł tam więcej wrócić. Wtedy przypomniałem sobie, że przecież jestem księciem. Muszę się od tego uwolnić, nie tak wyobrażam sobie resztę swojego życia. Byłem już obeznany jako zwiadowca, więc wymknąłem się po północy. Za późno, żeby zawrócić. Czarnoksiężnik się martwi, na pewno mnie odczaruje. Znałem drogę, więc szybko zlokalizowałem wieżę mojego mistrza. Nigdzie nie było strażników.
-Co ty próbujesz ukryć? - usłyszałem znajomy głos za moimi plecami.

Od Darknessa C.D Mephisto

  Mężczyzna spojrzał ze zdziwieniem na swojego byłego. Nie miał raczej ochoty włóczyć się z nim aż do jego chaty.
- Możemy iść do mnie. - mruknął jakby od niechcenia, ziewając przy tym. - Jest bliżej.
   Mephistofelowi chyba nie spodobał się ten pomysł. Wstał jednak i otrzepał kolana z kurzu, po czym wziął do ręki walizkę z ziołami. Wolał się nie kłócić z czarnowłosym. Nie okazywał tego, ale..bał się go. Darkness to wiedział, co bardzo go zadowoliło. Jego EX nie był w stanie wydusić choćby słowa. Otarł rękawem twarz i spojrzał w oczy Warrena.
   Głęboko w duchu Wilkobójca zastanawiał się, czy aby nie lepiej byłoby po prosu go tutaj zostawić. Pewnie nie bez powodu wyjechał, jednak Warren nie zdawał sobie z tego sprawy. On nie potrafił dostrzec winy w sobie. Dostrzegał winę w innych osobach, tak jak było w przypadku Fragonii i właśnie Mephiego. Z drugiej jednak strony Fragonia wytrzymała z nim dłużej, niż Airay i w dodatku nie żywiła urazy do niego, mimo iż nie raz podnosił rękę na dziewczynę. Czyżby była ona sadomasochistą, jak on? Czy może po prostu miłość tego kurdupla była fałszywa? Czyżby było to tylko zauroczenie?
   Na samą myśl o tym w Warrenie odnowiła się na powrót nienawiść do tego człowieka. Miał ochotę go zabić. Tu i teraz, a potem nabić jego głowę na płot dla ozdoby. Był jednak tylko jeden powód, aby dowiedzieć się, czy aby faktycznie go oszukał. Cały czas wpatrywał się w niego jak zahipnotyzowany, czytając z duszy mężczyzny. Dopiero po chwili z zamyślenia wyrwał go głos czarnowłosego:
- Mam coś na ubraniu?
   Darkness zaprzeczył ruchem głowy, odrywając wzrok od garnituru. Nie zrobi tego teraz. Za dużo czasu zajęłoby mu odnalezienie tych wszystkich informacji. Bez słowa skierował się w stronę swojego zakładu pogrzebowego, gdzie miała czekać na niego Fragonia. Z kolacją. (...)
   Kroki Mephistofela odbijały się głuchym echem po zakładzie pogrzebowym. Z pozoru miejsce to wyglądało jak opuszczone, jednak kiedy były dobre dni przychodziło kilku klientów. Fragonia chrząkała się po kuchni, próbując ugotować sobie coś na kolację. Darkness wpatrywał się beznamiętnie w surowy stek położony na talerzu. Oczywiście polany był kechupem.
   Fragonia od czasu do czasu rzucała złowrogie spojrzenie przybyszowi. Sama już nie wiedziała, czy ma ochotę sama go ukatrupić, czy patrzeć, jak robi to jej pan. Zapomniała już dawno jak uratował jej tyłek przy pierwszym spotkaniu. Teraz wypominała mu w duchu cały ten czas, w którym mężczyzna zamiast na nim, wyżywał się na niej. Zostawił go. Zachował się jak nielojalny dupek, a takich dziewczyna nienawidziła najbardziej. Nie wspominając o tym, że był to gej, który lizał się z jej ukochanym, który nigdy przez niego nie zwrócił na nią uwagi, mimo iż była płci pięknej.
   Darkness zazwyczaj wolał kobiety. Kochał duże piersi i uda. Dziewczyna nie potrafiła pojąć, dlaczego wybrał akurat Mephiego.
   Czarnowłosy spojrzał znudzonym wzrokiem na Fragonię i wstał z siedzenia. Najwyraźniej nie miał dzisiaj ochoty jeść. Spojrzał w stronę Mephistofela, który z przerażeniem wpatrywał się w męskie genitalia, powieszone na drzwiach WC dla mężczyzn.
   Wtedy Wilkobójca wpadł na pewien pomysł. Spojrzał na Mephistofela, a potem na Fragonię. Test, dzięki któremu będzie mógł się i pobawić i zobaczyć, czy aby uczucie żywione do mężczyzny jeszcze nie wygasło. Podszedł do dziewczyny i objął ją w pasie, zatykając usta ręką. Małolata nawet nie stawiała większego oporu, co bardzo zadowoliło Warrena. Trzydziestokilkulatek włożył swoją rękę pod sweter dziewczyny. Zaczął dotykać jej brzuch, powoli zmierzając ku piersiom dziewczyny. Kiedy poczuła, jak mężczyzna zdejmuje jej stanik, zaczęła się szarpać. Darkness często ją dotykał, czasem też klepał po tyłku co w ostateczności była w stanie tolerować, ale nigdy, przenigdy jej nie rozbierał.
  Brązowowłosy wyrwała się z jego niezbyt mocnego uścisku i wycofała się w stronę drzwi przerażona. Darkness był pewien, że po jego pieszczotach z pewnością szybko do domu nie wróci. Otworzyła drzwi i wybiegła na dwór.
   Warren czuł na sobie wzrok Mephistofela. Widział kątem oka, że mężczyzna ubiera kurkę. Prawdopodobnie chciał popędzić za dziewczyną, jednak czarnowłosy zablokował mu dostęp do wyjścia. Teraz nikt nie będzie im przeszkadzał.

Mephisto? Sama powinnam cię przeprosić za tę beznadzieję w swoich opowiadaniam ;-; Ostatnio cały czas pisałabym dialogi. Nienawidzę szkolnych lektur. Te cholerne dramaty źle działają na moją wenę i moje opowiadania.

Od Evangeline C.D. Zdrajcy

- No więc... Ona... - Błagam Ev, tylko się nie rozpłacz. Tylko nie wyj jak zraniony bóbr
- Jestem siostrą Williama, kochanie - powiedziałam do dziewczynki. - A jak ty się nazywasz? 
- Ashley. 
- Ślicznie
- Tatusiu? - dziewczynka odwróciła się do Williama - Dlaczego próbowałeś zabić swoją siostrę? - dziecięca szczerość jest doprawdy piękna - Przecież mama mi mówiła, żebym uważała, bo kiedy mój braciszek się urodzi, mam go chronić - dziewczynka spojrzała na ojca gniewnie i tupnęła nóżką. - Chyba taki średni był z ciebie braciszek, co? 
- Ash, to nie takie proste - kucnął przy niej i położył jej dłonie na ramionach - Mam dla ciebie tajną misję. Zgoda? - dziewczynka z uśmiechem kiwnęła głową - Idź do pani kapitan i przekaż jej, że oferujesz jej swoją cenną pomoc w robieniu obiadu. 
- Tak jest, Kapitanie! - dziewczynka wymaszerowała z pokoju, a William znowu obrócił się do nas wstając.
- Rzadko się zdarza, że dziecko jest mądrzejsze od ojca - skomentowałam. Spojrzał nie mnie z wyrzutem. - A wracając do naszej poprzedniej dyskusji: Tak, nie wiem co TY przeżyłeś. Po prostu po zabiciu naszych rodziców, elegancko wróciłeś tutaj jako pan i władca i patrzyłeś spokojnie na to, jak mnie torturowali!
- I naprawdę myślisz, że to prawda?! Od początku błagałem ich, żeby cię wypuścili. Nie wiem czy słyszałaś, ale mówiłem, że mnie więzili bardzo długo. Myślisz, że nie żałuję, że ich zabiłem?! Byłem opętany, nie wiedziałem co robię! 
- Wolałabym całe życie gnić w tym zamku, niż zrobić komuś to, co ty zrobiłeś mnie! - wykrzyknęłam, po czym wyszłam z pokoju. Nie wiem, czy Zdrajca wyszedł za mną, nie wiedziałam w ogóle, co się działo. Osunęłam się po ścianie, kilkadziesiąt metrów dalej i po prostu pozwoliłam łzom wypłynąć. 
(Zdrajca? Tamto było świetne *^* I co teraz zrobisz? )

Od Kasai C.D Tytanii

Zauważyłam że Alfa nie reaguje na wołanie i miała inny wyraz oczu niż zazwyczaj. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam w stronę Tytan, niestety w połowie drogi zatrzymały mnie łańcuchy nie mogłam ich zerwać. Po paru minutach siłowania się z żelastwem usłyszałam kroki dobiegające z korytarza. Do pokoju weszła postać po chwili zorientowałam się że to krukon, podszedł do niej i wyszeptał jej coś do ucha, a ta zaczęła ryczeć jak wystraszone szczenię.
-Odsuń się od niej!
Krzyknęłam, a ta podróbka ptaka spojrzała na mnie.
-A co mi zrobisz? Przecież jesteś na uwięzi.
-Jak matkę kocham, zagryzę go.
Powiedziałam w myślach, wszystkie możliwe mięśnie się napięły, a źrenice zmniejszyły. Zaczęłam przez naprzód dźwięk szelostrzacych łańcuchów brzmiał w całym pomieszczeniu, po niedużym czasie na ścianie zaczeły ukazywać się pęknięcia. Cofnęłam się i wzięłam rozbieg wtedy łańcuchy zerwały się z ściany, rzuciłam się z głośnym warknięciem na zaskoczonego kurczaka i go zadusiłam. Podeszłam do Tytani.
-Ej! Ocknij się. To tylko sen.
  Zauważyłam że zaczyna reagować na moje wołanie, nagle ktoś mocno pociągnął za łańcuchy Z poteżna siła uderzyłam o ścianę, a po chwili siedziała na mnie spora ilość kurkonów. Darkness podszedł do Tytani i coś zrobił bo się ocknęła, Tiff spojrzała na mnie, a jej oczy były wielkosci piecio złotówek. Spróbowałam wstać, ale w tamtym momencie krukony wbiły we mnie rozmaite ostrza, przez co zrobiłam niecałe dwa kroki na czworaka. Darkness mówił coś do Tytani, ale nie słyszałam co takiego .
(Tytanio)

Od Zdrajcy cd. Evangeline

  Zdrajca stanął nieco z boku, bezwiednie trzymając dłoń na opatrunku. Wszystko się uspokoiło, a czarnowłosemu nie pozostawało nic, jak tylko obserwować, co teraz się wydarzy.
- Tak. Evangeline - potwierdziła oschle dziewczyna nie odwracając się do brata.
  Ten wyglądał, jakby próbował coś powiedzieć, jednak nie znajdował odpowiednich słów do wyrażenia tego. Jego córka nieśmiało wychynęła zza szafy. Wciąż wyglądała na przerażoną, jednak... w jej oczach widać też było typową dla dziecka ciekawość.
- Minęło tyle czasu... - spróbował się wytłumaczyć William, jednak zamilkł, najwyraźniej stwierdzając, że to nie jest najlepsza droga do wyrażenia tego. - Byliśmy jeszcze dziećmi...
  Białowłosa odwróciła się gwałtownie.
- Tak. Byliśmy dziećmi. Jednak ja... pamiętam to, jakby to było wczoraj. - Jej oczy były lekko szkliste, jednak pełne wściekłości. - A ty? Czy zapomniałeś?!
- Może zapomniałaś, ale musiałem borykać się ze znacznie poważniejszymi problemami - odparł z przekąsem. - Całe to zamczysko - tu wykonał zamaszysty ruch ręką, który niemalże nie znokautowałby Zdrajcy, gdyby ten nie uchylił się gwałtownie - było jak więzienie. Jednak godziłem się na to, bo wiedziałem, że w ten sposób przynajmniej ty będziesz wolna. Możesz mi wierzyć lub nie, ale chciałem zatrzymać twój obraz. Bardzo chciałem. 
  Oczy chłopaka też stały się lekko szkliste. Jednak i on trzymał się dzielnie, skrywając łzy za maską złości.
  W ciszy, która zapadła rozległ się cichy tupot małych stópek. Dziewczynka, mała córeczka Williama, opuściła swoją kryjówkę i podreptała w kierunku ojca. Stanęła przy nim i delikatnie chwyciła go za palec wskazujący. Jej wielkie, dziecięce oczy spojrzały w górę na olbrzyma, jakim musiał jej się wydawać jej tato.
- Tato? Kim jest ta pani? - spytała. - To jakaś znajoma tatusia?
  Twarz Williama złagodniała, gdy patrzył na swojego potomka.
(Evangeline? Cukrzycy nie ma... chyba. Mam nadzieję, że nic nie schrzaniłam ;-) starałam się być ostrożna.)

25 lutego 2017

Zakładnik (Od Reny do Kirisa)

Miałam taki cudowny sen... Szkoda, że ktoś mnie z niego brutalnie obudził. Jakiś nieznajomy basior. Wymieniliśmy się spojrzeniami.  Przeciągnęłam się ospale po czym przerwałam ciszę.
- Straszny harmider... - rzuciłam ni to do niego ni do siebie po czym zwróciłam się do nieznajomego – To ty jesteś tym nowym jak mniemam. Głośno jest o tobie. Jak cię zwą? Nie, nie mów. Zaraz sobie przypomnę... Belial, racja?
Gdy to mówiłam, wilk wydawał się nieco skołowany. Nim uraczył mnie swoją odpowiedzią, ziewnęłam przeciągle. Basior niepewnie pomachał głową w górę i w dół. A ja zaczęłam klepać swoją formułkę, którą zawsze recytuję nowym.
- Powiem ci coś, aby między nami nie było niezgody. Po pierwsze, dla własnego dobra, trzymaj się ode mnie z daleka, a po drugie... Łapy precz od mojego małego zakątka – warknęłam, a on wydawał się nieco zdziwiony. - Łatwo poznasz, w końcu nie w każdym miejscy zobaczysz wtulającego się w lisa królika. Długo zajęło mi stworzenie mojego raju i nie chcę aby jakiś głupiec wszystko to zaprzepaścił.
Widząc jego reakcję westchnęłam. Zirytowana warknęłam aby po prostu szedł za mną. Gołym okiem widziałam, że nie czuje się raczej komfortowo. W dodatku całe to zamieszanie... Prawdopodobnie ktoś obcy wkroczył na nasz teren. Dziwna również była reakcja Belialiego na mój komentarz tej całej sytuacji. Nigdy nie ufam nowym lecz jego zachowanie było szczególnie podejrzane. Podejrzewałam, że może znać intruza. Lepiej było poruszyć ten temat, gdzieś gdzie nikt by nas by nie widział. Ciężko byłby się wytłumaczyć z zabójstwa nowego. Zresztą i tak nie uwierzyliby nawet gdybym miała niezbite dowody. Pozwoliłam poczuć mu się nieco mniej osaczonym i oddaliłam się od niego kawałek. W końcu dotarliśmy.
- Usiądź. Ten jeden raz możesz się tu zrelaksować. Zatem witaj w moim raju. Słyszałam jakie masz podejście do tego typu spraw ale powiem to wprost – tknij tu chociaż mrówkę albo złam choćby źdźbło a rozszarpię cię tymi o to pazurami – to mówiąc pokazałam mu moją biologiczną broń z której byłam bardzo dumna. Nagle usłyszałam trzask gałązki. Nim się odwróciłam poczułam na swoim grzbiecie mały ciężar. To Apollo ściskał kocią mnie z całej siły. Zapewne mój wzrok złagodniał. Nie potrafię przy moich szkrabach zachować kamiennej twarzy. Chłopiec cieszył się z mojego wcześniejszego powrotu po czym z zaciekawieniem spojrzał w stronę Belialiego.
- Mamo, kto to? - zapytał. W tamtej chwili przypomniałam sobie o obecności nowego. Złapałam pyskiem za przedramię Apolla i odciągnęłam go od basiora. Ten pod siłą mojego pociągnięcia przewrócił się na ziemię. Wzięłam głęboki wdech.
- Apollo, mówiłam ci tyle razy, że masz się nie pokazywać przy obcych. - zaczęłam poważnie starając się przybrać srogi ton lecz jak zwykle średnio mi się udało. Chłopiec tylko się uśmiechnął i zaczął się tłumaczyć tym, że skoro ja też jestem to nie jest to całkiem obca osoba. Przewróciłam tylko oczyma i odwróciłam się do Belialiego, który dziwnie się na mnie patrzył.
- Czego?! -warknęłam. Nie dostałam jednak odpowiedzi. Usłyszałam zamiast tego krzyk Alishy, abym się odsunęła. Nim zrozumiałam co się dzieje basior pomknął do przodu i rzucił się na Apollo, czyniąc z niego swojego zakładnika. Ali wyjaśniła mi później, że to nie był Beliali tylko intruz jednak w tamtej chwili byłam zdezorientowana. Dopiero kiedy dostrzegłam jego kły blisko krtani mojego syna zmieszanie zmieniło się w strach. Przed oczami pojawił mi się widok ciała matki rozszarpanej przez wilki. Bolesne wspomnienia... Byłam przerażona. Nie chciałam aby sytuacja z tamtych lat powtórzyła się. Stworzyłam szybko sople, którymi zaczęłam miotać w obcego. Nie byłam wtedy sobą. Robiłam to na oślep byleby jak najszybciej go zarżnąć. Całe szczęście, że nie zraniłam Apolla. Nie wybaczyłabym sobie!

Od Tytanii C.D Kasai

  Czarnowłosa poruszyła lewą ręką. Była ona sprawna. Potem wzięła się za resztę kończyn. Nie czuła bólu. Prawdopodobnie nic jej nie było. Otworzyła delikatnie oczy i spojrzała na Kasai lekko zasmucona. Nie pamiętała nic z tych ostatnich czternastu godzin. Była przykuta do ściany.
  - K-kasai. - jęknęła cicho i podniosła się na nogi. - J-już dobrze. J-jestem tu.
 Dziewczynka wpatrywała się w nią przerażonym wzrokiem. Alpha była w tej chwili bezradna. Czuła się jak porzucona gdzieś na bok szmaciana lalka.
  - Tęsknię. - powiedziała cicho i oparła się o ścianę. - Przepraszam cię, Viper. To sie już nigdy nie powtórzy. Nigdy już więcej nie zostawię cię samego..
  - Tytanio? - zapytała nieśmiało Kasai.
  Kobieta jednak nie słuchała. Zachowywała się jak zahipnotyzowana. Była w transie. Zobaczyła chłopaka. Nie była już w celi. Była na pikniku z resztą Watahy Karmazynowej Nocy. Obok niej siedziała Yo, Grece i Raz. Prócz tego dookoła byli staży członkowie watahy, Hellmestin, Shiriov, Darth, Night, Aragorn i nawet Agon. Byli wszyscy. Wszyscy byli martwi.

<Kasai?>

Ciemność...

...mnie nie pokona, tylko ogień.
 
Shiinrai

GODNOŚĆ: Berbali Blood, jego drugie imię to  yanğın co po Azerbejdźansku to oznacza ogień
PRZYNALEŻNOŚĆ:Wataha Karmazynowej Nocy
PŁEĆ: Basior
ORIENTACJA: Heteroseksualny
WIEK: 8 lat jako smok 6 lat jako człowiek 17 lat
SYMPATIA: Soey
Tiffashy
RODZINA: Kimuro-ojciec brat-Evil matki imienia nie zna
STANOWISKO: Wojownik, Nauczyciel szczeniąt
CHARAKTER: Yanğın jest zabawnym i miłym basiorem. Radosny i przyjacielski. Kiedy ma zły humor nie można mu dokuczać. Czasem ma dni w których jest ponury i nie miły, kiedy z daleka  kogoś widzi. Nie słucha nikogo,
ŻYWIOŁY: Śnieg, chaos, pół diamentu
MOCE: 
  • Half Diamond-Talizman, diamentu dał mu tylko jedną moc po Berbali'ox mu go zabrał tą mocą może tworzyć jedną połówkę diamentu i tworzyć też połówki diamentowych mieczów 
  • Snow Chaos- potrafi wywołać śnieżny chaos (śnieżne tornado) 
  • Snow lion- Potrafi tą mocą zamienić się w śnieżnego lwa
ZAINTERESOWANIA/TALENTY: Interesuje go łucznictwo ale kiedyś interesował się w szamanowaniu.
Talent w walce i trudnych dla innych łamigłówkach.
MOC SPECJALNA: 
  •   Rainbow Snow- robi tęczowy śnieg kiedy go się poliże będziesz czół dziwny smak w buzi a potem będzie piekło w twoim pysku albo buzi
HISTORIA:  Berbali, urodził się jako mały chłopczyk w małym chińskim miasteczku マウリ・タイグリーズ(Mauri taigurīzu)  Chodził, do szkoły ludzkiej a potem do szkoły jego ojca. Pewnego, razu w szkole ludzi zamienił się w wilka i dzieci przestraszyły się go.- W tej! SZKOLE JEST WILK!Po, całej szkole były odłamki szyby. Berbali, leżał na chodniku jako chłopak. Ludzie, znaleźli go był poplamiony krwią.Jego, ojciec był tam i zadzwonił do szpitala. Yanğın, stracił pamięć. Spał, do 2014 roku potem zniknął i wrócił.W jego, pokoju była kartka na której pisało.
Synu, jeśli to czytasz nie dotykaj ....... ..............................

............................................................................................................................................................................................................................................ Twój ojciec Kimuro.
Wszystko było, umarzane czarną mazią.
Berbali, trafił tu i dołączył do watahy karmazynowej nocy.
PRZEDMIOTY: Magiczny biały miecz, magiczna książka od ojca,
PAMIĄTKI:  Kartka z zamarzaną wiadomością
BANK: 200$
INNE:
*Potrafi, prze teleportować się do Equestrii.
*Przyjaciółmi jego z Equestrii są: Orion, Twilight Sparkle, i wiele innych.
INNE ZDJĘCIA: Jako chłopak http://img14.deviantart.net/10fb/i/2016/255/c/f/online__the_boy_and_the_wolf__by_z_pico-daheu4k.png jako kucyk (Pegaz) z Equestrii http://pre03.deviantart.net/4e6c/th/pre/f/2016/222/a/7/calamity_by_leviru-dadevbo.png
TOWARZYSZ:  Felixio
CHAT: Berbali_Czerwony_ktoś
 
Siła - 550 Szybkość - 423   Zwinność - 833 Moc - 678
Technika - 402 Równowaga - 278 Zręczność 123 Ukrycie - 167

Od Mephisto C.D Darkness

Nastała noc, Mephisto był już po pierwszym dniu powrotu do pracy i kierował się w stronę swojego mieszkania. W dłoni trzymał walizkę z dość dużym zamówieniem, był zadowolony, że już pierwszego dnia dostał tak duże zlecenie. Jako zielarz, mógł chwalić się dużymi umiejętnościami, jeśli chodzi o wyrób leków. Już kilka lat pracował w tym zawodzie, miał jakieś tam doświadczenie. Może dlatego mieli do niego takie zaufanie. Skręcił do jednej z uliczek, na jego nieszczęście właśnie na niej nie działały wszystkie lampy. "Szlag", pomyślał wyjmując komórkę, żeby mieć chociażby małe źródło światła. Odblokował telefon, od razu pokazały mu się powiadomienia o kolejnych wiadomościach od Shinijro, jakoś niesamowicie nie zdziwiło go to. W większości pytania o jego samopoczucie, jak radzi sobie w pracy i inne mniej ważne sprawy. Brat był typem takiej ciepłej, towarzyskiej i strasznie rodzinnej osoby. Strasznie lubił grupowe spotkania i wspólne rozmowy. Taki typowy misiek. Często jednak jego uprzejmość potrafiła obrócić się przeciwko niemu, bywał wykorzystywany przez innych ludzi. Wielokrotnie złamano mu serce, porzucono, odsunięto od reszty. Ten nie zwracał na to uwagi, po prostu żył dalej i nawiązywał nowe znajomości. Czarnowłosy jako jego straszny brat darzył go wielkim szacunkiem, sam nie potrafiłby kochać innych po tylu problemach z nimi. Przynajmniej sam tak uważał. Natomiast tamten nie żywił nienawiści do nikogo, był prawdziwym wzorem do naśladowania. Mephi pochłonięty myślami szedł dalej, myślał nad jakąś krótką, ale odpowiednią odpowiedzią. Nagle coś w niego uderzyło. Wylądował na podłodze, podobnie jak zawartość jego teczki.
- Szukasz darmowego wpierdolu?- głos wydawał się znajomy, jednak w tej chwili były ważniejsze sprawy. Takie jak na przykład jego zioła. Zaczął pośpiesznie zbierać je do teczki, cały się trząsł.
- Ej, słyszysz Ty mnie w ogóle?!- mężczyzna na którego wpadł powoli zaczął irytować się tym, że to nie on jest w centrum uwagi. Delikatnie kopnął Mephisto, czym sprawił, że tamten ponownie upadł na ziemię. Wzrok czarnowłosego spoczął na Darknessie.
- Znowu piłeś...?- w jego głosie można było usłyszeć strach, jednak wymieszany z odrobiną zmartwienia. Alkohol to codzienność Warrena, nawet on to wiedział. Za czasów, gdy byli razem, starał się unikać mężczyzny, gdy ten był pod jego wpływem. Siedział na kolanach, sam nie wiedział, co ma robić. Wiedział, że mężczyzna jest niepoczytalny i musi na niego uważać. Zdawał sobie też sprawę z żywionej do niego nienawiści, w końcu porzucił go i po prostu odszedł. Nie sprostał swojemu zadaniu. Wolał zająć się sobą, zamiast pomóc mu. Zachował się jak zwyczajny egoista, ale czemu niby miałby pomagać osobie, która też zrobiła mu krzywdę? Kilka razy ledwo uszedł z życiem, a na jego ciele było wiele ran i blizn. Czyja to mogła być wina? Miłość do niego była błędem, ale nie potrafił od niej w żaden sposób uciec. Po jego policzkach zaczęły płynąć łzy, jednak jego wyraz twarzy pozostawał taki sam, bez względu na to jak się czuł. Starał się szybko wytrzeć je rękawem. Starał się nie okazywać tego, jak się czuje.- Wrócmy razem do domu, proszę.

Darkness?

Od Beliala - Quest 16

Belial przechadzał się dumnym krokiem poprzez zlodowaciały lass. W jego twarz wiał mroźny, ci porywisty wiatr. Basior myślał o zamierzchłych czasach. Myślał o Bogu, który postanowił zamknąć go w piekielnej otchłani. Idiota. Spojrzał na niebo, które w tej chwili zakryte było częściowo przez niewielkie chmurki. Ciekawe, czy jego dawni przyjaciele jeszcze o nim pamiętają?
Z zadumy wyrwał go dziwny dźwięk dobiegający z północy, tuż przy końcu lasu. Nie był to dźwięk, który mógłby wydawać z siebie wilk lub jakiekolwiek inne zwierzę. Nawet ludzie nie mogliby wydawać z siebie takich odgłosów. Belial był pewien, że już go gdzieś słyszał, ale nie wiedział gdzie. Nie pamiętał również, co mogłoby go wydawać.
Belial przyspieszył nieco kroku i poszedł za dziwnym odgłosem.

* * *

Teleport! Jak mógł tego nie pamiętać?
Kiedyś, bardzo dawno temu, Bóg zlecił jednemu z jego znajomych, by stworzył ten oto teleport. Nigdy nie powiedział, dokąd ma on prowadzić. Belial wiedział, że skoro już nie jest jednym z posłusznych Bogu aniołów, może bez problemu to sprawdzić. Bo niby kto mu tego zakaże?
Teleport był wysoki. Wyglądał jak lustro z fioletowym zwierciadłem i masywną, kamienną ramą.
Raz się żyje – pomyślał Belial, po czym zamknął oczy i wszedł przez teleport do innego wymiaru.
Basior poczuł na piekielny żar. Otworzył oczy. Był na dużej pustyni. Dookoła niego był tylko piasek.
Basior chciał wycofać się i wrócić do Delty, tu nie było nic ciekawego, ale nie było za nim teleportu. Basior wiedział, że to może oznaczać jego koniec: jest na ogromnej pustyni, nie ma nic do picia, a temperatura panująca tu wynosi chyba z °C. Nie może tu tak po prostu umrzeć! I to przez własną ciekawość... a raczej głupotę.
Zaraz, zaraz, czy tam w oddali widać miasto?
W miastach mieszkają ludzie. Jeżeli znajdzie tam jakiś ludzi może będą wiedzieli, gdzie jest jakiś teleport... albo chociaż będą mieli wodę.
Belial rozłożył swoje duże, czarne skrzydła i wzleciał wysoko w powietrze.
Wielogodzinny lot w takim skwarze, szczególnie kiedy masz czarne skrzydła przyciągające promienie słoneczne, nie jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, ale jeżeli pozostałby na pustyni mógłby od razu poderżnąć sobie gardło. A on się przecież nigdy nie poddaje i gardzi samobójcami.

* * *

Jakieś pięć godzin lotu nad pustynią później Belial dotarł na obrzeża miasta. Basior sprawił, że jego skrzydła zniknęły i położył się wykończony na piasku. Potrzebował chociaż chwili przerwy. Był zmęczony i chciało mu się pić. Nie zasnąć. Nie teraz! Musi mu się udać dostać do miasta. Może tam mu pomogą.
Belial wstał i poszedł chwiejnym krokiem w stronę pierwszych budynków. Miasto było zamieszkane przez ludzi. Na ulicy, którą szedł Belial zauważył jakieś pięć osób. Reszta pewnie siedzi w prymitywnych kamiennych domach.
Do tej pory nikt nie zauważył wilka. Pewnie dlatego, że ludzie byli zbyt zajęci swoimi sprawami. Albo dlatego, że wtopił się w piasek niczym kameleon. Basior wędrował powolnym krokiem przez ulice miast, rozglądając się za wodą. Lub jakimś teleportem. Wszędzie byłoby lepiej niż tutaj.
Kiedy basior dotarł do centrum miasta zauważył, że jest ono zbudowane w kształcie okręgu, na środku którego jest staw! To stąd ludzie biorą wodę!
Belial, Tak bardzo chciało mu się pić.
Odczuł rozkosz, kiedy wziął kilka łyków zimnej niczym deltowskie noce wody.
Tym razem ludzie go jednak tym razem zauważyli. Nie chcieli podzielić się z przybyszem ich drogocenną wodą. Kilku mężczyzn ruszyło w stronę basiora. Byli uzbrojeni w długie kije zakończone ostrymi kamiennymi grotami. Pierwszy z nich próbował dźgnąć Beliala w kark, ale basior był szybszy i odskoczył. Po chwili tuż nad jego uchem przeleciała kolejna dzida. Belial nie myślał ani chwili dłużej i rzucił się w ucieczkę. Słyszał za sobą krzyki ludzi zamieszkujących pustynny wymiar, ale nie odwrócił się za nimi. Basior skręcił w jaką małą uliczkę.
Ślepy zaułek.
Było już za późno, aby uciec stąd – ludzie goniący go odcięli mu drogę ucieczki.
Mógł odlecieć, ale było za mało miejsca, aby wzbić się w powietrze.
Będzie walczył.
Basior oparł się o ścianę...
i w tej chwili poczuł, że spada.
Teleport!
Kiedy basior otworzył oczy znajdował się już w z powrotem w deltowski lesie. Odetchnął zimnym powietrzem i uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się uciec.
- Nigdy więcej teleportów – mruknął z odrazą przyglądając się teleportowi i zastanawiając się w jakim celu Bóg stworzył ten teleport. Potem odszedł swoim dumnym krokiem. Jak najdalej stąd.

Zaliczone!

Od Evangeline

Dzień jak co dzień. Kolejne zlecenie. Tym razem miałam zakraść się do domu jakiegoś Mephistofelesa i coś z niego ukraść. Nie miałam mieć z tym zbyt dużych problemów, bo właściciel mieszkania zaginął i nie pojawił się w okolicy od roku, więc nie musiałam za bardzo uważać. Ale jak się później okazało: ostrożności nigdy za wiele. Gdy znalazłam już dom, który miał być moim celem, zbliżyłam się do niego powolnym krokiem. Nie wiedziałam za bardzo, czego mam się spodziewać. Podeszłam do drzwi, które, o dziwo, były otwarte. Nacisnęłam klamkę i przeszłam przez nie. Dom był ładnie urządzony i dość przytulny, ale na każdym meblu, na podłodze, dosłownie wszędzie był kurz. Przeszłam kawałek, starając się iść jak najciszej, gdy usłyszałam jakieś dźwięki. Czyżby ktoś próbował mnie wyprzedzić w kradzieży?! Wyjęłam moje miecze i ruszyłam w stronę źródła dźwięku. I tak dotarłam do salonu, gdzie tyłem do mnie stał jakiś mężczyzna.
-Kim jesteś? - zapytałam zimno.
-...
(Mephiś? Tak krótko na początek, bo nie wiem, jak się zachowasz ;)) 

"Ludzkość boi się ciemności...

  ...i przepędza ją światłem.

Imię: Kida
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Heteroseksualizm
Wiek: 19 lat
Sympatia: Brak
Rodzina: Królewska rodzina Korin.
Przynależność: WKJN

Stanowisko: Adwokat, druid, uczeń maga
Charakter: Mimo, że w dzieciństwie był rozpieszczany, potrafi poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Jego spryt w połączeniu z inteligencją nieraz uratował go przed niebezpieczeństwem. Z nastawienia miły, pomocny i przyjacielski, ale mały egoizm jest częścią jego charakteru. Posiada również dość specyficzne poczucie humoru. Wyraża się w niezbyt wyszukany sposób, a jego wypowiedzi wzbogacone są o rozmaite insynuacje. Nie lubi narażać osób, które są dla niego ważne, dlatego nie zawiera bliskich relacji.
Aparycja: Jako człowiek był szczupły i dość wysoki. Czarne włosy, które układał na bok. Jego oczy były dwóch różnych kolorów. Jedno oko zielone, zaś drugie purpurowe. Blada skóra, gdyż unikał słońca. Zawsze zadbany, schludnie ubrany w przeróżne szaty czy zbroje.
Jako szop jest on małej wielkości. Jego sierść dominuje w kolorach czerni, brązu oraz szarości. Jego jedyne znamię to ślady po ugryzieniu złotego węża. Oczy w tej postaci są brązowe. Jeśli chodzi o kły i pazury, to nie należą do najstraszniejszych.
Żywioł: Umysł
Moce:
  • Togomia - pozwala powrócić po śmierci do życia w ostatnim miejscu docelowym.
  • Yorm - zaklęcie, która pozwala stać się niewidzialnym na pewien okres czasu.
  • Lisick - zaklęcie, które potrafi z ciał martwych osób odczytać ich wspomnienia.
  • Kermit - zaklęcie, które wzmacnia broń.
  • Ua - zaklęcie, które zapewnia osłonę na określony czas.
  • Retrorda - umiejętność, które zatrzymuje czas na wyznaczony moment.
  • Zwój Mephisto - pozwala na przywołanie cienia.

Zainteresowania/Talenty: Jego pasją jest opisywanie w dzienniku swoich przygód. Chociaż uwielbia samotnie podróżować, to często odwiedza znajome miejsca. Podczas wolnego czasu, większość chwil spędza w łaźniach. Odczuwa zamiłowanie do słodyczy. Jeśli chodzi o talenty, to może nie talent, ale po prostu ma szczęście do kart. Nikt jeszcze nigdy z nim nie wygrał w żadną grę karcianą. Często zakłada się o pieniądze, które później wyznacza na kąpiele i słodycze.
Historia: Jako dziecko zamieszkiwał południowe królestwo Korin, gdzie miał zostać następcą tronu. Życie chłopca od początku do końca było zaplanowane przez jego podopiecznych. Kida od początku narodzin szczycił się nieprzeciętnymi umiejętnościami, co z czasem jeszcze bardziej się w nim rozwinęło. Będąc nastolatkiem, zaczynał zauważać, że świat wokół niego od zawsze był ograniczony. Każdy dzień młodego władcy wyglądał tak samo, a wszyscy byli na jego skinienie. Pewnego dnia, bohater poznał dziewczynę, która należała do niskiej strefy społecznej. Nie wiedząc o tym, codziennie się z nią spotykał i spędzał miło czas. Beztroskie chwilę nie trwały długo, przynajmniej dla dziewczyny, ponieważ rodzice chłopca przyłapali nastolatków. Kida dostał szlaban na wychodzenie poza granice królestwa. Nie wiedział, że jego przyjaciółka otrzymała karę śmierci. Nigdy więcej jej nie spotkał, za co znienawidził swoich rodziców. Następną dziewczyną w życiu chłopca, z którą umocnił swoje relacje, okazała się być pokojówka w królestwie. Nigdy wcześniej nie zwracał na nią uwagi, tak właściwie to z jej inicjatywy zrodziło się to uczucie. Bohater w końcu odkrył prawdę, okazało się, że rodzice chłopca opłacali każde spotkanie pokojówki z młodym księciem. Plan polegał na tym, żeby poprawić stosunki rodzinne. Kida nie chciał być dłużej okłamywany przez swoich rodziców i przyrzekł sobie, że nie poślubi żadnej księżniczki. Taki obowiązek tyczy się przyszłego króla. W dodatku, młodzieniec odmawiał posłuszeństwa. Na pomoc przybyło królestwo Ephas z północy. Obiecali, że zaopiekują się nastolatkiem aż wrócą do niego maniery. Podczas podróży do drugiego królestwa, karoca została zaatakowana przez bandytów. Mało osób przeżyło, a pozostali zostali uwięzieni. Kida pierwszy raz w swoim życiu doświadczył takiego przeżycia. Został uratowany przez czarnoksiężnika, który pozbył się wszystkich bandytów. Chłopiec przekonał go do siebie i zamieszkał z mężczyzną w jego wieży. To tam nauczył się magicznych zaklęć. Minął rok i strażnicy zlokalizowali wieżę czarnoksiężnika. Kida uciekł, ale jego mistrz przypłacił życiem. Zdezorientowany bohater wpadł w pułapkę, która znajdowała się obok obozu strażników. Kiedy próbował się wydostać, został niespodziewanie ugryziony przez złotego węża. Pod wpływem adrenaliny, nastolatek wyskoczył z pułapki i pobiegł przed siebie. Nie miał pojęcia, że jad złotego węża był śmiertelny. Obraz coraz bardziej mu się rozmazywał. Zrobił się słabszy, a był w dodatku wygłodzony. Przez przypadek potknął się o sznurek, który aktywował kolejną pułapkę strażników. Ogromny głaz zmiażdżył nogi chłopca. Kida krzyczał z bólu, próbował daremnie przesunąć głaz. Po kilku minutach wyzionął ducha. Jad złotego węża nie tylko oddziałuje na ciało (neutralizując efekty magiczne), ale również na duszę. Dusza bohatera, wraz z jego wspomnieniami została przeniesiona do pobliskiego martwego ciała, z którego uszła dusza. Nowym ciałem okazał się być szop. Kida początkowo nie potrafił siebie zaakceptować, ale w miarę rozwoju wydarzeń, coraz bardziej był przekonany do tego, że to była najlepsza opcja. Jako szop przemierza świat, aby opisywać swoje przygody i korzystać z życia, które otrzymał.
Przedmioty:
  • Przy pasie: Sztylet, noże do rzucania i bomby dymne.
  • W plecaku: Zwoje, dziennik i zaopatrzenie.

Bank: 200 $
Siła: 700 | Szybkość: 400 | Zwinność: 500 | Moc: 300
Technika: 200 | Równowaga: 100 | Zręczność: 500 | Ukrycie: 300

Od Fragonii C.D (Niby)Darkness

  Dziewczyna zamknęła oczy, próbując jeszcze raz przemyśleć to, co przed chwilą się stało. Czuła się trochę nieswojo w towarzystwie tej "ślunzaczki" i per pana zboka. Zagryzła wargę. Kuźwa, znowu. Ile razy można tak tchórzyć?
 Z jednej strony chciała się wyrwać z cichym "spokojnie, Darkuś" ale wiedziała, że jeszcze bardziej go to rozwścieczy. Oddaliła się więc od mężczyzny na kilka kroków, wpatrując się w niego i zadając sobie różne pytania o tematyce "co by było, gdyby Darkness..?". Znowu czuła ten cholerny przytłaczający smutek. Nie wiedziała, co się z nią dzieje. I te słowa, krążące cały czas po jej głowie: znowu nawaliłam. 
  - Przepraszam cię, panie. - powiedziała cichutko dobrze wam znana Tyks. Czuła na policzku pierwsze słone łzy. 
  Jego też krzywdzili a ona była po prostu bezczelna i głupia. Miała ochotę zniknąć, zapaść się po ziemię. Fragonia wzięła jeszcze jeden oddech. Chwila ta była dla niej jak godzina. Miała wrażenie, że zaraz jej prześladowca ją zabiję.
  Darkness jednak wyszedł z pomieszczenia bez słowa. Znając życie pewnie skierował się w stronę piwnicy, gdzie mógł się spokojnie wyżyć na reszcie ciał. Nie zabrał nawet trupa zostawionego przez nieznajomą na kanapie. Wyglądało to okropnie, jednak Fragonia była już przyzwyczajona do tego typu widoków.
  - Przepraszam za niego. Dużo przeszedł. Chcesz może..herbaty? - dziewczyna chciała jakoś wznowić rozmowę z zakapturzoną panią. Była pewna, że dobrze się znają.

Darkuś? Wyybacz tą beznadzieję D:

"Człowiek to bardzo dziwna istota...

..Aż nazbyt interesuje się tym, co nie jest nim samym. Dla kogoś się wścieka, dla kogoś wpada w panikę, przejmuje się, wpada w obsesję."


GODNOŚĆ: Mephistopheles Anthonio Airay
PRZYNALEŻNOŚĆ: Nieznana
PŁEĆ: Mężczyzna
ORIENTACJA: Homoseksualny
WIEK: 40 lat
SYMPATIA: Darkness "Wilkobójca"
kur0jii
RODZINA: Ludzie oddalają się od siebie z wiekiem, z tym osobnikiem było podobnie.
STANOWISKO: Zielarz, Gamma (za zasługi dla watahy)
CHARAKTER: Mephisto nie należy może do osób najciekawszych, nie jest jakim seryjną mordercom, czy też bohaterem ratującym świat. Jest zwyczajnym, ciągnącym swoje życie obywatelem. Nie zależy mu na uwadze innych, wręcz stara się jej na sobie nie skupiać. Jest pewien, że jej nie potrzebuje, stara się być niezależny od innych i nie wiązać z nimi zbyt bliskich relacji. Często jednak, gdy już dochodzi do takich sytuacji, staje się on strasznie wylewny emocjonalnie i często przesadza. Potrafi małą kłótnię zmienić w walkę na śmierć i życie, która nigdy nie posiada swojego końca. Jego talent do wypominania jest nadludzki, po kilku latach potrafi wytknąć Ci to, że zapomniałeś do niego zadzwonić danego dnia, nie dotrzymałeś jakiegoś mało ważnego słowa, lub po prostu zażartowałeś sobie z niego w małym stopniu. Ma on do tego tendencję przez złe doświadczenia z jego, już trochę trwającego, życia. Przez swój wiek uważa się za staruszka i często tak zachowuje, skarży się na "dzisiejszą młodzież" i opowiada o tym, jak w bardzo złym stanie zdrowotnym się znajduje. Nie przepada za aktywnym stylem życia, ponieważ "jest za stary", zazwyczaj przesiaduje w swoim mieszaniu i stara trzymać się zd ala od społeczeństwa. Inne osoby mu nie przeszkadzają, ale lepiej czuje się w swoim własnym, cichym towarzystwie przy książce i herbacie. Czarnowłosy ma strasznie rozwinięty zmysł rodzicielski, czuje się odpowiedzialny za każdego swojego znajomego (kolejny powód, dlaczego woli ich nie mieć) i zazwyczaj traktuje swoich rówieśników jak dzieci. Nie robi tego ze złośliwości, bardziej można nazwać to... Matczyną troską? Dużo osób nie lubi go właśnie z tego powodu, ten typ zachowania czasami trudno zaakceptować, jest on nie tyle irytujący, co po prostu dziwny. Zwłaszcza u 39 letniego mężczyzny. Lubi wiedzieć dużo o innych ludziach, słuchanie o nich sprawia mu niemałą przyjemność i jest jakimś sposobem na nudę. Sam raczej nie opowiada o sobie, chyba, że osoba towarzysząca mu tego wymaga. Zdaje sobie sprawę, że nigdy nie miał za ciekawego życia. Jedynie jego fragmenty, z których nie jest jakoś niesamowicie dumny, wręcz są powodem do wstydu- są czymś o czym warto byłoby posłuchać. Jest strasznie uparty, nie przyznaje się do własnych błędów i uważa, że ma zawsze rację. Obrażać można go do woli, ale postać z jego ulubionego serialu... Ach, to już całkowicie inna sprawa. O swoich ulubieńców walczy jak prawdziwy lew, zwłaszcza jak przywiąże się do jednej z postaci. Sam nie ma do siebie zbyt dużego szacunku, przywykł do pozostawania go całego dla innych. Zdaje sobie sprawę, że może nie robi złych rzeczy, ale dobrych tak samo. Po prostu sobie jest. Nie trzyma się żadnej ze stron i wyznacza sobie własne zasady, które próbuje przestrzegać. Jest niepoprawnym idealistą, który dąży do 100% porządku w swoim życiu. Każdy dzień ma zaplanowany co do minuty, uwzględniając czas na odpoczynek (którego co ciekawe, jest najwięcej). Często mówi, że jest czymś zajęty, po czym okazuje sie, że po prostu wyleguje się w swoim domu. Jego mieszkanie, jest jak jego mała forteca, rzadko kiedy je opuszcza i wychodzi do ludzi. Nie czuje takiej potrzeby. Jedyne osoby z jakimi ma stały kontakt to brat i Darkness, z siostrą ograniczył się do jednego telefonu w miesiącu. W końcu jest jeszcze młoda i głupia, nie wiadomo, co może wpaść jej do głowy (na przykład romans z Hellmestinem).
ŻYWIOŁY: Wiatr
ZAINTERESOWANIA/TALENTY: Interesuje się literaturą, zwłaszcza kryminałami. Podczas urlopu potrafi zrobić sobie zapasy na tydzień i nie wychodzić z domu, jedynie czytać . Swego czasu uczęszczał również na zajęcia z języka koreańskiego, które ukończyły się klapą. Stracił całkowicie chęci i uznał, że wystarczy mu japoński i angielski (w których też robi błędy). Co do talentów... Nigdy nie należał do osób znanych z czegoś konkretnego. Nie posiadał czegoś, w czym był w jakimś wyższym stopniu dobry. Jego umiejętności były we wszystkim na poziomie normy, nie wyróżniał się niczym. W rysowaniu szło mu dobrze, ale nie przepadał za tym. Kilka razy był też na meczach shougi, jednak bez większych osiągnięć.
HISTORIA: Wychowywał się w sierocińcu, jego historia nie należała do jakiś dramatycznych. Nie znał swoich rodziców, nie wiedział co się z nimi stało, kim są, czy kim byli. Pewnie większość osób starałaby się zdobyć o tym jakieś informacje, odszukać ich (jeśli okazałoby się, że żyją). Jednak Mephiso nie chciał tego, w końcu, skoro oddali go, musieli mieć do tego jakiś powód. Miał kilka problemów dotyczących mieszkania w takim miejscu, ale starał się nimi nie przejmować i kontynuuować drogę ku lepszej przyszłości. Podczas dzieciństwa planował karierę adwokata, chiruga, czy czegoś podobnego. Czegoś, na czym mógłby porządnie zarobić. Jednak później zdał sobie sprawę, że nie ma środków na odpowiednią edukację i nie może robić sobie nadziei. W wieku 15 lat popadł w złe towarzystwo, jakoś nadzwyczajnie na niego nie wpłynęło. Zaczęły się imprezy, narkotyki, alkohol i problemy, dużo problemów. W wieku 19 lat stał się pełnoprawnym członkiem yakuzy. W dodatku na wysokim stanowisku i nieźle zarabiającym. Wynajął sobie porządne mieszkanie i zapewnił wysoki poziom życia, taki, którego nigdy nie był w stanie wieść. Po ukończeniu 25 lat, co ciekawe, bez palca i oka, poczukiwany przez yakuzę, po prostu porzucił swoje życie. Udało mu się stworzyć fałszywą tożsamość i wyjechać za granicę w poszukiwaniu spokojnego życia.
BANK: 0$ (ze starego konta)
1 diament
INNE:
- Uzależniony od nikotyny i leków.
- Był kilka razy w związku z kobietą, co niekoniecznie wyszło.
Siła - 250 Szybkość - 755  Zwinność - 1000Moc - 0 
Technika - 900 Równowaga -100 Zręczność - 125 Ukrycie - 125

Pierwsze spotkanie (Od Kirisa)

Księżyc widniał już na niebie. Wokół znajdowały się rozstawione, samotne domki. Widoczność była fatalna, a w okolicy nie dało się usłyszeć żadnego zwierzęcia. Teren okazał się mroczniejszy niż wszystkie dotychczasowe lokacje. Czułem się obserwowany od jakiegoś czasu. Wszystko składało się w jedną całość... Jestem w Strefie Cieni.
Szybko wyczułem, że jestem obserwowany przez dwa wilki z około 50 metrów. Stwierdziłem, że walka przysporzyłaby wiele problemów, więc zdecydowałem się na ucieczkę. Nim się zorientowałem, były już cztery wilki. Na moje nieszczęście nie znałem terenu. Ciągła ucieczka między domkami i krycie się gdzie tylko się dało, spowodowało moje zagubienie. Wrogie wilki krążyły z jednej lokacji, do drugiej, patrolując okolicę. Mrok oraz rozstawienie budynków stało się moją jedyną szansą na wydostanie się stąd. Szybko zacząłem wędrować między domami. Poczułem zmęczenie... ciągła gonitwa w strefie cieni okazała się nie być prosta. W pewnym momencie ujrzałem płot. Intuicja mówiąca mi, że tuż za mną są wilki cieni oraz przeczucie, że za płotem jest bezpiecznie, zmusiło mnie do natychmiastowego przeskoczenia płotu.
Spadłem na kogoś. Myślałem, że to już koniec, że już mnie mają. Szybko odskoczyłem i się otrząsnąłem. Zobaczyłem ją...
Zacząłem szybko myśleć, co powinienem zrobić. Pierwsza myśl chciałabym uciekał stąd, jak najszybciej. Najgorsza była myśl w przypadku zawołania wilków cieni. Cała ucieczka zakończyłaby się w taki sposób? A gdyby pozbyć się nieznajomej.. Póki jest cicho. W momencie, gdy wyciągnąłem już kły i przyjrzałem się postaci i ujrzałem coś, co sprawiło, że nie planowałem się nawet ruszyć. Po chwilowym wyminięciu się wzrokiem kocica przemówiła do mnie.
(zmieniaj ten opis ;-;)

Życie stworzył Bóg...

...lecz światem rządzi szatan
Shiinrai
GODNOŚĆ: Jego imię brzmi Belial, ale jest również nazywany Angel lub Shadow.
PRZYNALEŻNOŚĆ: Sekta Cieni
PŁEĆ: basior
ORIENTACJA: Heteroseksualny. Pociągają go żywe, jak i martwe przedstawicielki płci pięknej.
WIEK: Belial jest nieśmiertelny i wiecznie młody. Ma lat 1632, tyle ile ma Delta, lecz czuje się, jakby miał ciągle 18.
SYMPATIA: Jeśli ma być szczery to w tej chwili podoba mu się Alisha.
RODZINA: Jeśli Boga można uważać za rodzinę, to jest on jego tak jakby ojcem. Bo to właśnie z jego myśli został stworzony.
STANOWISKO: Rekrut Werranów
CHARAKTER: Belial jest niezwykle zmiennym wilkiem. Potrafi się w parę chwil rozmyślić z decyzji, którą podjął. Lecz jest jedna rzecz, której zawsze się trzyma: swoich celów. Belial potrafi raz być niezwykle miły, by po chwili znienacka zaatakować. Jest świetnym manipulatorem. Zawsze stawia siebie na pierwszym miejscu, jako osobę najważniejszą, z której zdaniem trzeba się liczyć. Czasami bywa bardzo gadatliwy i żartobliwy, czasami poważny i majestatyczny. Jeśli kogoś polubi, może zabić dla tej osoby, jeśli oczywiście nie postawi go to w złym świetle. Lubi być uważany, za tego dobrego i najbardziej uczciwego, mimo że jest zupełnie na odwrót. Potrafi kłamać w żywe oczy i przekonać nawet siebie do wymyślonej przez siebie wersji wydarzeń. Jest bezlitosny i nie ma wyrzutów sumienia. Nigdy. W stosunku do kobiet potrafi być miły i dystyngowany. Oczywiście do chwili, w której zrobią coś nie po jego myśli. Belial kocha zwierzęta. Kiedy się go słuchają i boją. Jego ulubione to smoki, lecz nie mógłby się opiekować zwierzakiem, bo najzwyczajniej na świecie znudziłby mu się. Tak jest też z reguły z jego dziewczynami: po jakimś czasie nudziły mu się i aby urozmaicić związek znęcał się nad nimi, aż w końcu, niestety, zabijał je. A potem ostro ruchał ich martwe ciała. Belial to pierdolony psychol. Za maską spokoju i majestatyczności jest bezdusznym sukinsynem.
APARYCJA: Belial jest wysokim, dobrze zbudowanym wilkiem o futrze w kolorze piasku. Jego uszy, ogon i skrzydła mają kolor czarny. Czarne są również pasy na jego plechach pasemka na grzywce oraz pręgi ciągnące się od jego błękitnych, niczym niebo w wyjątkowo jasny i słoneczny dzień oczu. Belial może zmienić się również w demona. Staje się wtedy wyższy i silniejszy, jego sierść i ogon stają się dłuższe, a runy na jego ciele zaczynają świecić na biało i czerwono. Jego spojrzenie staje się przebiegłe i przenikliwe, a kolor oczu zmienia się na czerwony niczym krew, która dopiero co wypłynęła z ciała jego ofiary. Stają się one również nienaturalnie zwężone. Niczym oczy węża.
ŻYWIOŁY: Głównym i najsilniejszym żywiołem Beliala jest cień. Z biegiem czasu odkrył w sobie dodatkowo żywioły ognia i ziemi, lecz z nimi radzi sobie trochę gorzej.
MOCE:
  • Czyściec – moc ta polega na kontrolowaniu żywiołu ognia przez Beliala. Jego skóra jest również odporna na ten żywioł i nie może mu zrobić krzywdy.
  • Your not my family – basior potrafi sprawić, aby nagle wyrosły słupy stworzone z ziemi, które zazwyczaj przebijają ciało przeciwnika. Minusem tej mocy jest to, że Belial może jej użyć tylko jeśli jego ofiara znajduje się w odległości mniejszej niż pół kilometra od niego raz jeśli stoi na ziemi. Nie może jej używać w błocie, lodzie itp.
  • Kamienna tarcza – skóra wilka staje się twarda niczym kamień i żadna broń nie jest w stanie jej przebić. Wadą tej mocy jest to, że spowalnia ona ruchy wilka.
  • Inferno – moc ta polega na zmianie wyglądu Beliala w demona. Wbrew pozorom bardzo przydatna umiejętność: jego zmysły wyostrzają się, staje się szybszy, silniejszy, zwinniejszy.
  • Shadow wings – Belial może sprawić by jego skrzydła pojawiły się, bądź zniknęły kiedy chce. Dzieję się tak, gdyż są wbrew pozorom stworzone nie z piór, lecz z cienia.
  • Mroczne cienie – moc ta wymaga wiele siły i energii od Beliala. Wilk tworzy z cieni cztery wilki, które pomagają mu w walce.
  • Nocny łowca – kiedy zajdzie słońce Belial potrafi zmienić się w cień. Jeśli pozostanie cieniem kiedy wzejdzie świt – umrze.
ZAINTERESOWANIA/TALENTY: Belial lubi obserwować innych. Interesuje się również religią, w do innych wie, że to wszystko jest prawdą, a on jest żywym dowodem na to. Belial ma talent do pisania i lubi śpiewać, kiedy nikt go nie widzi. Trzyma to w sekrecie.
MOC SPECJALNA:
  • Pocałunek śmierci – Belial nie ma kontroli nad tą mocą. To dzieje się samo z siebie i nie zawsze wtedy, kiedy on by sobie tego życzył. Pocałunek śmierci, jak mówi jego nazwa, uśmierca osobę, z którą całuje się Belial. Jeśli pocałunek trwa krótko może tylko odebrać energię drugiego wilka.
HISTORIA: Kiedy Bóg stworzył magiczny wymiar zwany Deltą pomyślał również, aby stworzyć stróży, którzy pomagaliby i strzegli przed złem istoty zamieszkujące go. Tak oto powstali aniołowie. Aniołem był również Belial. Przez pierwsze lata swojego istnienia wypełniał rozkazy Ojca swego i pomagał stworzeniom zamieszkującym Deltę. Były to czasy dobre, a i Belial był wtedy „tym dobrym”. Były to czasy, kiedy jeszcze basior był biały niczym chmury przecinające niebo późną wiosną. Lecz z biegiem czasu, kiedy w sercach deltowskich stworzeń zaczęło rosnąć zło, a kraina ta przestała być rajem Belial również zaczął się zmieniać. Na złe. Często zjawiał się na Delcie by mordować wilki i rżnąć wadery. Bóg Ojciec rozgniewał się i zamknął Beliala w piekielnych odmętach. Ale i to nie powstrzymało Beliala. Po tylu latach udało mu się wydostać. Przez wiele dni wędrował po Delcie, by nauczyć się świata na nowo. Podczas swej podróży wilk dotarł do watahy zwanej Sektą Cieni i dołączył do niej.
PRZEDMIOTY: Belial na prawej tylnej łapie nosi czarny bandaż. Basior ma również przy sobie swój nóż i klejnot, który powala mu teleportować się do piekła.
BANK: 200$
INNE ZDJĘCIA: X X X
CHAT: Nox
Siła - 550 Szybkość - 300 Moc - 750 Technika - 400
Równowaga - 460 Zręczność - 400 Ukrycie - 140

Od Tytanii C.D Saphiry "Walka z Matheo Laionel"

  Wadera przegryzła z nerwów swój język, po czym rozejrzała się po kryjówce, w której się znalazła wraz z Saphirą. Mniejsza wadera słysząc kolejny huk tylko skuliła się i jeszcze mocniej wtuliła w futerko alphy.
- Spokojnie. - powiedziała cicho Tytania i polizała czule swoją uczennicę.
   Niespokojne dźwięki na zewnątrz świadczyły tylko o jednym - muszą przeczekać burzę, a znając życie to trochę potrwa. Wadera miała podejrzenia, kto wywołał to wszystko, jednak wolała nie niepokoić swojej małej podopiecznej. Mroku był dla niej zbyt trudnym tematem.
   Czarna Nemezis oddaliła się trochę od młodej waderki, która jednak po chwili znowu się do niej przybliżyła. Było to trochę krępujące dla władczyni, jednak zdawała sobie sprawę, że małolat po prostu się boi. Aura strachu była zbyt wyraźna.
- Jestem tu. - mówiła wciąż Tytania czułym tonem. - Nic ci się nie stanie.
   Saphira skinęła głową, lecz kiedy piorun znowu rozświetlił niebo, szczeniak po raz kolejny wtulił się w swoją alphę.
   Tytania zdecydowała, że najlepiej będzie schować się wgłąb jaskini. Przy odrobinie szczęścia gdzieś ich doprowadzi i odkryją nowe, dogodne miejsce dla członków Sekty Cieni. Marsz nie stwarzał młodym waderom większej trudności. Jedynie kilka razy Nemezis musiała uspokajać Saphirę. Wkrótce dotarły do jakiegoś podziemnego jeziorka. Alpha postanowiła zostać tutaj wraz z podopieczną.
- Będzie bezpiecznie. Nie zbliżaj się tylko do jeziora, bo jeżeli wpadniesz, to mogiła a ja mam lekkie problemy z pływaniem. - mruknęła Tytania i położyła się na półce skalnej.
   Saphira jednak nie zamierzała wykonywać rozkazów młodej wadery. Ciekawość okazała się zbyt duża. Szczeniak podszedł do jeziora i dotknął go łapą. Widziała na samym dnie jeziora piękne, kuszące kryształy w kolorach tęczy. Tak bardzo pragnęła jeden z nich..
   Nagle poczuła, że coś chwyta ją za łapę, chciała się wyrwać, jednak czuła, że coś wciąga ją na dno. Z wody wynurzyła się szpetna postać. Prawdopodobnie dawniej był to człowiek, jednak teraz wyglądał podobnie jak tryton. Zatkał usta młodej waderze i zaczął ją wciągać do wody, coraz głębiej i głębiej.
- ...anio! ..pho! - zdążyła wykrztusić, zanim monstrum zupełnie ją porwało.
   Alpha podniosła się nagle i podbiegła w stronę jeziorka, gdzie widziała potwora, który próbował zabić jej podopieczną. Postanowiła zanurkować. Wzięła głęboki oddech i skoczyła do wody. Złapała potwora za kark i z całej siły pociągnęła go w kierunku brzegu. Po chwili wszyscy troje znaleźli się na powierzchni. Saphira, Tytania i monstrum.
   Czarna wadera zaczęła go atakować, jednak potwór miotał się i uderzał ją swoimi kończynami. Poirytowana Tytania postanowiła sięgnąć po magię. Ku jej zdziwieniu, mgła wytworzona przez nią nie działała na zjawę. Musiała załatwić go mechanicznie.
- Nie patrz, Saph. - powiedziała zdenerwowana i ugryzła potwora w szyję.
   Zaczęła go szarpać jak nic niewarty kawał mięsa. Zaczęła używać też i pazurów. Krew lała się z monstrum strumieniami. Po chwili...był już martwy. Tytania wyrzuciła ciało z powrotem do jeziora.
Saphiro?
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits