31 grudnia 2016

Atos zaadoptowany!

ZAWITAJMY PONOWNIE ATOSA! 
ŻYCZYMY WIELE WENY I JAK NAJLEPSZYCH DOŚWIADCZEŃ!
:)


Od Darknessa cd. Tary

- Owieczko?! - Zmiąłem kartkę w palcach. - Ktoś sobie z nas chyba żarty robi. 
Spojrzałem na strzałę i powiodłem wzrokiem, przewidując prawdopodobna trajektorię lotu. Mój wzrok zatrzymał się na wysokim budynku, którego dach był położony pod idealnym kątem do oddania strzału. Zwęziłem oczy w cienkie szparki.
- Tam - oznajmiłem i nie czekając na dziewczynę ruszyłem w kierunku domu. 
- Zaczekaj. - Tara chwyciła mnie za rękę. Zrobiła to w samą porę, bo sekundę później kilka milimetrów ode mnie przemknął z dużą prędkością samochód. Zrobiłem krok do tyłu i spojrzałem na dziewczynę.
- Dzięki... - powiedziałem, po czym uśmiechnąłem się cierpko. - Nie powinienem się tak wściekać... to tylko głupi dowcip w końcu...
- Właściwie to wcale nie musi być głupi dowcip - sprzeciwiła się dziewczyna. - Wiesz, na pewno masz całkiem sporo wrogów i to może być jeden z nich, który w zemście chce się z tobą zabawić.
- Może... - westchnąłem. - Czyli sądzisz, że jednak powinniśmy tam pójść...
- Pewnie i tak już uciekł, jednak może zostawił nam jakieś ślady i dowiemy się kim jest? Oczywiście, jeśli był tylko zwykłym dowcipnisiem to nie będziemy musieli się dalej męczyć...
- A zresztą i tak mamy trochę wolnego czasu. - Uśmiechnąłem się nieco drapieżnie. - Czemu nie?
Ponownie zrobiłem krok w kierunku budynku, jednak tym razem zakręciło mi się w głowie. Poczułem, że odlatuję...
- Ał! - syknąłem, gdy poraziło mnie jasne światło. Przez chwilę nie widziałem nic, jednak już wkrótce wzrok powrócił i byłem chociaż w stanie odróżnić górę od dołu.  Spróbowałem się poruszyć, jednak poczułem, że coś krępuje mi ruchy. Byłem związany. 
- Czego ode mnie chcecie? - warknąłem, nieruchomiejąc i szukając dłonią dojścia do supła.
- Uspokój się Wilkobójco! - warknęła postać przede mną i ktoś wymierzył mi policzek. - To ja tu zadaję pytania!
- E-erna? - spytałam drżącym głosem. No cóż... nie spodziewałem się, że powrót będzie tak gwałtowny i gorzki...
(Darkness? Tara?)

Od Est, Miyashi i Zdrajcy C.D.

Zdrajca/Kerneg
Miyashi/Sadoko
Est

Zdrajca położył ostatnią dokładnie wymierzona i przyciętą deskę na pokaźny stos. Dzięki pomocy Zguby i przekształcenia niemal połowy swojego ciała w ostrza udało mu się uporać z połową lasu. Więcej na razie nie było potrzeba.
Odwrócił się zmachany dokładnie w chwili, w której nadeszły Est i Miyashi. Uśmiechnął się do dziewczyn i zarył pyskiem w podłoże wyczerpany.
Dziewczynka patrzyła trochę niepewnie na basiora. Nie zwróciła uwagi na jego ostrza, tylko podeszła. - 大丈夫か? - zapytała trochę przestraszona że coś mu jest.
Niebiesko włosa spojrzała na Miyashi, po czym skierowała wzrok na Zdrajcę. Była także zmęczona zabawą z Miyashi, jednak dziewczynka wyglądała, że wciąż posiada jej duże pokłady. Zdrajca zaś na pierwszy rzut oka wyglądał na zmarłego, co trochę przeraziło niebieskooką.
Zdrajca podniósł głowę, a wyraz jego pyska wyrażał dosłownie: "Hę?". Pozbierał się nieco z podłoża i spojrzał dość błędnym, pytającym wzrokiem na Est. Z przepracowania był jak naćpany.
A ona dalej patrzyła. Gdy wstał, ujrzała ostrza, co ją przeraziło i powoli cofnęła się, z trzęsącymi się rączkami
Widząc dziewczynkę wystraszoną, Est wkurzyła się.
- Zdrajco... - Jej głos brzmiał jak wściekła dziewczyna po kłótni ze swoim chłopakiem. - Na co straszysz Miyashi?! - wydarła się. - Znowu chcesz by dostała tego cholernego przegrzania i było jeszcze gorzej?! Przed chwilą ją uspokoiłam! 
- ...sssso? - spytał Zdrajca. Jego świadomość bardzo powoli przetrawiła informację, że sterczące z wilka ostrza mogą straszyć dziewczynę i bardzo powoli stwierdziła, że w takim razie trzeba się ich pozbyć. Już sięgnął łapą, by oderwać najbliższe z nich, gdy...
Dziewczynka padła na ziemię i się skuliła. - いいえ。。。いいえ!
- I coś żeś zrobił, imbecylko! - niebieskooka czuła jak jej serce wypełnia nienawiść. - Teraz weź i to napraw! 
- Hę? - Zdrajca przechylił głowę na bok, patrząc na dziewczynę z wyraźnym niezrozumieniem.
Potem spojrzał ponownie na Miyashi, znów na Est i podniósł się ociężale, na chwilę znikając za stertami desek. Zza zasłony rozległa się seria nieprzyjemnych, ciamkajacych odgłosów i po chwili wszystko ustało.
いいえ!お願いします!- płakała. Myślała, że on chce ją zabić.
Est usiadła obok Miyashi, jednak kompletnie nic nie robiła. Nawarzyłeś piwa to teraz je wypij, pomyślała.
Zdrajca leniwie przerzucając łapy nad grzbietem wytoczył się zza desek i pozostając na boku spojrzał na dziewczyny. Est wyglądała na obrażoną - o co jej znowu chodzi? Przecież pozbyłem się ostrzy? Miyashi na przerażoną - czego mogła się tak bać? W okolicy nie było przecież nic strasznego.
Nagle poczuł, jak coś podrywa go do góry i zorientował się, że znajduje się na rogach Kernega. Stwór zrobił jeszcze kilka kroków i rzucił wilkiem prosto w jakiś dół w ziemi. Po kilku sekundach, plując i charkając ziemią Zdrajca wychynął z dołu, całkiem bystro patrząc na wszystkich.
- A ...o ...a co? - warknął.
Powoli się uspokajała. Teraz po prostu zasnęła.
Niebieskooka westchnęła i spojrzała na Zdrajcę oraz dziwne stworzenie. Zasłużył sobie, przeszło jej przez myśl, po czym zaśmiała się cicho. 
Zdrajca spojrzał ponuro na dziewczynę.
- ...ygotowałem ...eski, ...dy wy ...ię ...ylegiwałyście - burknął, najwyraźniej nadal nie do końca wróciwszy do siebie. - A ...y ...ię ...eszcze na ...ie ...yżywacie.
I dalej śpi spokojnie lekko skulona, zmęczyła ją zabawa.
Est nagle się podniosła.
- A co JA zrobiłam?! Zaopiekowałam się Miyashi, która straciła wspomnienia, bo tobie się nie chciało nawet pomóc! - wykrzyczała urażona.
Zdrajca przybrał nieco mniej naburmuszony wyraz pyska i spojrzał na śpiącą dziewczynkę. Podszedł do towarzyszek i usiadł przed nimi.
- ...eba było ...u ...yjść... lub ...ie ...awłołać, albo ...ysłać po ...ie ...ansa - powiedział łagodnie, patrząc na Est wielkimi, turkusowymi oczyma.
Sadako podeszła do dziewczynki. 
- Co się dzieje? - spytała.
Est, jednak nie słuchała. Czuła się jakby ktoś ugodził jej serce. Wstała z ziemi i odwróciła się.
- W sumie masz rację. - Powiedziała ze smutkiem, czując jak łzy zbierają się jej w oczach. Otarła szybko oczy ręką i z powrotem odwróciła się w jego stronę. Na jej ustach gościł fałszywy uśmiech.
Coś było z dziewczyną zdecydowanie nie tak. dziwnie się zachowywała, już od jakiegoś czasu. I ta rozmowa z Sansem...
- Est, ...o ...ię stało? - spytał, nadal patrząc jej nieruchomo w oczy.
Tymczasem Kernego podszedł do Sadoko i pochylił głowę, by znalazła się na wysokości jej głowy. Zdawał się mówić: "Na razie wypoczywa. Być może najlepsze, co można dla niej teraz zrobić to pozwolić wypocząć".
- I tak zrobiłeś co mogłeś... Dziękuję - lalka uśmiechnęła się do Kernega. Chciała go przytulić, ale czy on pozwoli...  Po kilkunastosekundowym wpatrywaniu się w siebie wróciła do dziewczynki i ją przytuliła.
- Wszystko gra. - Stwierdziła zezłoszczona. Nie chciała brzmieć zbyt agresywnie, lecz nie potrafiła się powstrzymać. - Możemy wrócić do poprzedniego tematu i wreszcie zacząć budować?
- Na ...ewno? - dopytywał się Zdrajc. Nerwowość dziewczyny wydała mu się jeszcze bardziej podejrzana. - ...eśli ...oś cię ...ębi to ...oże ...ędę w stanie ...omóc?
A lalka wtulała się w Miyu i co chwilkę ją głaskała. A dziewczynka poruszała uszkiem, czasem ogonkiem.
- Nie trzeba. - Odpowiedziała spokojnie.
Zdrajca pokiwał powoli głową, jednocześnie postanawiając, że pogada potem o tym z Sansem.
Tymczasem wjął zza pleców projekty i podał je Est.
- ...y to ...ysowałyście, więc ...ewnie ...iecie jak ...o ...ożyć.
Po chwili lalka wstała zostawiając dziewczynkę. Podeszła do nich. - Co teraz?
- A myślisz, że jak powinniśmy? - spytała. - My tylko to rysowałyśmy, nie jestem budownikiem.
- ...ie wiem... - odparł Zdrajca. - ...am są ...ęści ...eba je ...ylko złożyć...
- Mogę jakoś pomóc? - spytała lalka. Dziewczynka się obudziła.
- Oh, Sadako. - Est rozweseliła się. - Może ty potrafisz nam powiedzieć? - zbliżyła się do niej i pokazała plany. 
Zdrajca pokiwał entuzjastycznie głową. Lalka wcześniej już mówiła, że zna się na takich rzeczach.
Więc wzięła plany do rączek i zaczęła je czytać. Potem zaczęła na ziemi mniej więcej zaznaczać gdzie co ma leżeć, co jakiś czas spoglądając na kartki. 
Niebieskooka przypatrywała się temu z uwagą.
Zdrajca patrzył z fascynacją, jak małe rączki lalki przenoszą z papieru na ziemię to, co wilkowi wydawało się czarną magią.

Od Zdrajcy - Walka ze St(r)achem

Zdrajca nie wiedzieć czemu od jakiegoś czasu czuł się obserwowany. Jednak ilekroć się odwracał za sobą nie widział nikogo. A próbował już wszystkiego. Kilka razy przeskakiwał między różnymi punktami na Ziemi i Delcie, a raz nawet przeskoczył do antyświata. I nic. Kompletnie nic się nie zmieniło. Przez cały czas obserwator wymykał się zmysłom. Pojawiał się gdzieś, na samym skraju świadomości, w kąciku oka, gdzieś pomiędzy istnieniem a nieistnieniem. Prawie zapomniany. Prawie.
Czarny wilk padł wycieńczony na plażę. Fale szumiały cicho, obijając się o brzeg. A to tam stało. Na samym skraju świadomości. 
- Jak ja mam ...ię ciebie ...ozbyć, co? – mruknął do siebie, popadając w dany styl wypowiedzi. Gdy tylko skierował wzrok w kierunku, w którym jego świadomość umiejscawiała stwora, ten przesunął się dalej, pozostając tylko cieniem na granicy.
Granicy. Stworzenie z granicy. Jeśli chce się go pozbyć sam musi się na niej znaleźć.
Zdrajca wstał. Nie pozostało mu już wiele energii... tym lepiej. Dopiero teraz poczuł, że poza zmęczeniem jest też zirytowany i sfrustrowany obecnością tuż obok. Gdzieś wewnątrz czuł też w sobie czerwony gniew i coś... coś turkusowego, czego nie potrafił określić uczuciem. Granica, stanąć na granicy. Wilk pozwolił, by uczucie frustracji narastało, wyciągając gniew z głębokich pokładów świadomości. Jakaś rozpacz, bezsilność... turkus zaczynały stawać się coraz bardziej wyraźne... Zdrajca poczuł gwałtowne uderzenie napływających wspomnień. Aż się zachwiał.
Teraz!
Przemienił się w człowieka i chwycił stwora za kark. Przyciągnął do siebie wypchaną głowę stracha na wróble i czując, że cała własna postać zaczyna falować, wpatrywał się nieruchomo w puste oczy stwora... równie pustymi oczodołami. 
W jednej chwili wszystko wybuchło. A gdy Zdrajcy wróciła świadomość poczuł straszliwy ból w nodze. Ryknął chrapliwie, chwytając się za kolano... i odkrywając brak całej reszty kończyny. 
- Co...? – zdołał tylko wykrztusić, siadając. Z przerażeniem patrzył na brakującą kończynę. Kikut szybko się zasklepił, jednak gdy czarnowłosy spróbował wstać, nie udało mu się to.
Za to na granicy swojej świadomości poczuł delikatny dotyk innej świadomości. Rozejrzał się gwałtownie. On tam był. Cały czas tam był. Mimo że jego forma uległa zmianie, a ciało całkiem zniknęło, pozostawiając po sobie wyłącznie kij – jedyny element, najwyraźniej należący do tego świata, on dalej przebywał na granicy. Nie chciał się odczepić. Nie chciał wypuścić raz upatrzonej zdobyczy, nawet jeśli oznaczało to przechytrzenie jej w ten sposób.
- Nie chcesz się odczepić, co? – mruknął ni to do siebie, ni to do stworzenia Zdrajca. – Mniejsza z tym. 
Człowiek padł na plecy wyczerpany. Postanowił, że jutro pomyśli nad tym problemem. A tymczasem się wyśpi. 

30 grudnia 2016

Blood Arena!

Uwaga! Do każdej areny został zarejestrowany jeden wilk! Zapraszamy do wzięcia udziału!

Od Kasai c.d Tytanii

Tytania rzucała się po ziemi nie wiedziałam co robić, dopiero po chwili do mnie dotarło wykrzyczała coś do danej osoby. Przemieniłam się w człowieka i zaczęłam przeszukiwać kieszenie, wreszcie znalazłam kartkę z zaklęciem. Wtedy moje ciało upadło, a ja dalej stałam podeszłam do Tytanii, która otaczał czarny dym z pazurami. Udało mi się go chwycić i odciągnąć od wadery.
-Zostaw nas! Zostaw Tytanie pomęcz może tak syna niż ją. Wystarczająco się przez ciebie nacierpiała!
Dym się zaśmiał i ruszył w moim kierunku. Momentalnie zostałam otoczona przez mrok, zero światła tylko złowieszczy śmiech.
-I co teraz nie jesteś taka mądra!?
  Rozjaśniłam mrok niebieskim ogniem.
-Nie dam ci wygrać!
Moje ciało słabło co atak czarnej chmury. Koniec końców cień się wycofał się a ja wróciłam do siebie. Z wielkim trudem otworzyłam oczy, po którejś próbie. Moje ciało pokrywały niewielkie rany, podeszłam do rozszczepionej wadery i ja przytuliłam.
-Już dobrze.
Wilczyce odepchnęła mnie nagle, gwałtownie i z silną siłą. Wystarczająco by przyrznąć plecami o najbliższe drzewo.
-Czego ja się spodziewałam, po takim nie przemyślanym ruchu.
Powiedziałam w myślach zanim straciłam przytomność.
(Tytanio)

Od Reny "Pierwsze spodkanie" do Alishy

Leżałam wygodnie na gałęzi drzewa oglądając ptasie zaloty. Po mimo dnia wolnego robiłam wszystko by nie zasnąć - obiecałam staremu dębowi, że porozmawiam z  parą sów o zbyt głośnym zachowaniu ich dzieci w nocy. Nie chciałam ich budzić. Musieli być zmęczeni po polowaniu, a poza tym nigdzie mi nie było spieszno. „Najwyżej wyśpię się, gdy pójdę do roboty.”  - pomyślałam. Kocham moją pracę! Nagle nowo zapoznana ptasia parka odleciała, wyraźnie czymś spłoszona. Usłyszałam szelest  roślin a potem trzask gałęzi.  Ktoś szedł.  Ale kto? Nie mógł ich przestraszyć stały mieszkaniec tego miejsca. Ze wszystkimi zwierzętami zawarłam ugodę – żadnych polowań na moim terenie, więc kto to?Pewnie znowu przypałętał się jakiś wilk. Zeskoczyłam zirytowana w pobliskie krzewy jeżyny.
- Mam nadzieję, że tym razem mnie nie wydacie wy figlarze. - szepnęłam. One tylko zachichotały. Naprawdę nie lubię jeżyn. Czujnie obserwowałam. W końcu po dłuższej chwili z gęstwiny wyłoniła się wilcza postać. Nie znałam jej. Wprawdzie słyszałam, że nasza wataha powiększyła się o jednego członka ale po ostatnim incydencie wolałam mieć pewność. Słyszałam, że może przeobrazić się w demona. To dobrze. Tytani będzie raźniej... Ja sama niestety nie mogę w tej sprawie być dla niej wsparciem. Nie mam nic do demonów a także nie rozumiem dlaczego gardzą Tytanią za to, że  została opętana. Przecież to nie jej wina.
Wadera jakby nigdy nic usiadła pod drzewem na którym wcześniej odpoczywałam. Nie zapowiadało się by szybko zechciała opuścić to miejsce.  Naprawdę irytujące. Chciałam wiedzieć chociaż czy mam do czynienia z wrogiem czy sojusznikiem. Czekałam i czekałam i... czekałam. A ona nic. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy wadera przypadkiem nie zasnęła, gdy w ten usłyszałam wołanie o pomoc. W tej samej chwili poczułam na swej skórze  silny strach. Pędem pobiegłam w stronę skąd dochodził krzyk zapominając o świecie i o tym, że bite dwie godziny spędziłam na ukrywaniu się bezsensu. Moim oczom ukazał się pościg lisa za zającem. Biedak nie miał już sił uciekać. Krwawił. Gdy tylko mnie spostrzegł pobiegł w moim kierunku. Lis chciał już czmychać, gdy drogę ucieczki zagrodziły mu moje strzały. Podeszłam do skulonego lisa. Nie był stąd.
- Och, czyli nowy? W takim razie mogę ci wybaczyć jednak musisz obiecać, że nigdy nie będziesz tu polował jasne? To mój dom, mój azyl i nie życzę sobie rozlewu krwi pomiędzy moimi pomniejszymi braćmi, zrozumiano? - Powiedziałam wesołym ale i stanowczym głosem. Lisek pokiwał głową na znak, że zrozumiał. Gdy odwróciłam się w stronę zajączka prócz niego za nim zobaczyłam tamtą waderę. Czyżby obserwowała całe zajście?
- On tego raczej nie przeżyje. -  padło z jej ust takie zdanie. Zignorowałam ją po czym usiadła obok niej i wzięłam zajączka  na kolana. Palce położyłam na wciąż krwawiące ślady po ugryzieniach. Leczenie nie zajęło mi nie dłużej niż dwie minuty. Pod koniec czując nagły ból wykrzywiłam twarz w grymasie. Przy ranie, którą przejęłam od Haylee był niczym co jednak nie zmienia faktu, że mnie nie bolało. Biedny zajączek.  Rzuciłam okiem na waderę. Jeszcze mnie nie zaatakowała. Jak miło.
- Schowaj się – poleciłam cicho malcowi. Spytał się czy wszystko ze mną wpożądku. Pokiwałam twierdząco głową po czym posłałam mu promienny uśmiech. Miałam nadzieję, że ona tego nie widziała. Maluch zniknął w trawie.
- Zatem.. - zaczęłam odwracając się do wadery – Czego chcesz?
Nie wiedziałam czego po niej oczekiwać.
< I co Ali. No przyznaj się czego szukałaś w moi "domu" ;) >

Od Reny do Katelyn

-Co to jest?!
„Cholera! Zauważyła mnie.” Byłam zbyt nieuważna. Przeklęte krzewy nie chciały ze mną współpracować. Postanowiłam zmienić kryjówkę, by mnie nie znalazła ale wtedy było już to bezsensu.
- Kim jesteś? - zapytała śledzona.
Od tamtej pory wiem, że szpiegiem to ja nie zostanę...
- A ty kim jesteś? - odparłam.  Nie należała do mojej watahy. Nie znałam jej. Tym bardziej nie podobało mi się, że kręciła się w miejscu, które chwilowo pomieszkuję. „Rany, nie było mnie tylko pół dnia a od razu ktoś się przypałętał.”  -pomyślałam. Nie chciałam sprowadzać na siebie kłopotów. Nie wyglądała na szpiega a raczej na zwykłego spacerowicza. Odejdzie do siebie w niewiedzy i bez rozlewu krwi. Taki układ mi pasował. Poczęłam się powoli wycofywać gdy wadera znów się odezwała.
-J-Jestem wilkiem... A ty...?
Serio... Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Nie miałam zamiaru się przedstawiać ale i tak otrzymała odpowiedz zgodnie z prawdą.
- Jestem uosobieniem nienawiści. - rzekłam - Nienawiści wszystkich istot z Delty skrzywdzonych przez wilki. Odejdź z tego terenu. Chyba, że szukasz śmierci. - zagroziłam. Starałam się wyjść na groźną. Wilczyca mimo tego nie odeszła. Być może brzmiałam zbyt sztucznie?
- A tak naprawdę?
- Nie musisz wiedzieć.  - rzuciłam. Wadera ostro mnie irytowała. Jeśli jednak rozpoczęłabym walkę musiałabym ją zabić. Nie zrobię tego. Przenigdy! Chciałam czmychnąć stamtąd jak najszybciej. Nagle straciłam ją z oczu. Gdy odwróciłam głowę, ona stała za mną. Czyżby użyła magii? Jakiej?! I... kiedy?
- A więc jesteś koteczkiem! - powiedziała z tryumfalnym uśmieszkiem. Świetnie. Nie dość, że mnie nakryła to do tego porównała mnie do dachowca. To chyba naprawdę nie był mój dzień.
<Katelyn? To jest odpowidź na twoje opowiadanie z 5 października. Jeżeli ktoś ci już odpisywał to sorki. Poprostu napisz w komentarzu, że jestem ślepa i zlej to opowiadanie.>

Od Networka c.d Fragonii

Nie mogłem w to uwierzyć. Spojrzałem na przedmiot. Rzuciłem nim. Nie interesowała mnie już. Wybiegłem ze szpitala. Spojrzałem na drogę, a tam ujrzałem... leżącą Fragonię, trochę krwi i ludzi, którzy byli przy niej i coś robili. Podszedłem do miejsca wypadku. Ze szpitala wybiegli ludzie. Popatrzyłem na Fragonię. Postanowiłem zrobić to, co ona zrobiła mi - odrzucić i zignorować. Odszedłem (ale gangster xD). Szedłem drogą nie wiadomo gdzie. Słyszałem tylko krzyczących ludzi. Nie patrzyłem w tył. Nie interesowało mnie to, co będzie z Fragonią. Czułem się okropnie. Odrzucenie nie jest fajne. Założyłem swoje okularki.

29 grudnia 2016

Od Tytanii c.d Kasai

- Tobie na pewno zaufam w tej kwestii. - powiedziałam, po czym ominęłam waderę szerokim łukiem i zaczęłam wpatrywać się w pobliski punkty na niebie.
 Nienawiść napędzała mnie teraz jak paliwo. Czułam się bezużyteczna, jednak byłam pewna, że dam radę osiągnąć swój cel. Sprzymierzeńców mogłam łatwo zdobyć. Wilki nie były jedynymi żywymi istotami na tej planecie. Poza tym.. wiedziałam, że muszę odwrócić całą planetę używając potężnej magii od potężnego czarnoksiężnika.
 Taka magia była możliwa do zdobycia, a ja musiałam to zrobić i to jak najszybciej. Khajit, elfy i kranosludy mogły się zgodzić na taki układ. Nagle poczułam coś, czego nie czułam od dawna. Ból w skroni. Zacisnęłam zęby i ugryzłam się z całej siły w język, aby chociaż odciągnąć uwagę mojego organizmu od bolącego miejsca.
 Młoda wadera zauważyła, że coś jest ze mną nie tak. Zawyłam z bólu. Ostatni raz tak się czułam, kiedy opętywała mnie Mroku.
 - OPUŚĆ MNIE! MATKO! ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! - zawołałam rozpaczliwie i zaczęłam się rzucać po ziemi, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.
 Mroku wyczuła, że zorientowałam się, iż jest przy mnie. Zaczęła coraz mocniej na mnie nacierać. Poczułam dotyk w okolicy intymnego miejsca, jakby ktoś przejechał po nim pazurem.
<Kasai?>

Od Fragonii c.d Miyashi

 - Pani? - zdziwiłam się. Od kiedy osoba o dwa-trzy lata starsza, mówi mi per "pani"? - Cornelia. Znaczy Fragonia. - wyciągnęłam nieśmiało rękę w kierunku dziewczynki.
 Miyashi wyglądała na przerażoną i bała się dotknąć mojej dłoni. Jednak w końcu lekko nią potrząsnęła i szybko oddaliła się do kuchni. Weszłam za nią, aby trochę jej pomóc, jednak dziewczyna nie chciała pomocy. Zrezygnowana usiadłam przy stole, czekając na herbatę.
 - P-proszę. - odezwała się cicho dziewczynka taszcząc ze sobą tacę.
 Jej lalka, jak już wcześniej zauważyłam - magiczna, wpatrywała się we mnie z nieufnością. Co zrobić, że wyglądam jak płaska licealistka
 - Dziękuję. - odpowiedziałam i dosypałam sobie kilka łyżeczek cukru.
 Z natury rzadko słodzę herbatę więcej niż dwiema łyżeczkami, jednak ta, którą piłam, była wyjątkowo gorzka. Wpatrywałam się w Miyashi, jak chrząka się po domu i sprząta. Nie chciałam jej zawracać głowy żadnymi głupotami. I tak miałam zaraz wyjść. Wstałam i już miałam poinformować Miyashi, aby moje uprane rzeczy dała mi jutro, kiedy poczułam ucisk.
 To była tylko chwila. Nie zdążyłam zareagować kiedy ktoś mnie zaatakował. Wiedziałam. Przyszli po mnie. Po raz kolejny, a ja byłam ze opieki. Mężczyzna przyłożył mi mocno nóż do krtani i przejechał jego tępą stroną po moich wargach. Trzymał ten nóż dość nietypowo, nawet jak na skrytobójcę.
- Dawaj, mała. Piśnij, a źle się to dla ciebie skończy.
 Zamknęłam tylko oczy i zaczęłam w duchu błagać mojego Boga o pomoc. W tym momencie z łazienki wyszła Miyashi.
<Miyu? Brak weeeny i jeszcze ta playlista..>

28 grudnia 2016

Od Hikaru - Quest 5

Spojrzałam krzywo na kelnera, który podszedł do mnie by spytać, jak smakuje mi posiłek. Siedziałam w jakiejś wyszukanej restauracji. Zaciągnęła mnie tu znajoma, która postanowiła zrobić ze mnie swojego przydupasa, bo miała spotkać się z jakimś gościem z Internetu. Krótko mówiąc, facet nie przyszedł a ja musiałam siedzieć z użalającą się znajomą przez  dobrą godzinę i czekać na zamówione żarcie. Kto na pierwsze spotkanie umawia się do tak drogiej restauracji? No, znajoma mnie przekupiła tym, że miała za cały ten obiad zapłacić. Chwilowo zwiała do łazienki żeby poprawić makijaż, co niezbyt mnie interesowało.
Wracając jednak do kelnera i samego posiłku. Spodziewałam się czegoś lepszego, zamówiłam jakieś mięso, z wykwintną, niezrozumiałą francuską nazwą i zaledwie po jednym kęsie, czułam, jak umieram. Jedzenie było ohydne. Zajeżdżało dziwnym zapachem, którego nie mogłam rozpoznać.
- Przepraszam, ale co zostało dodane do tego mięsa? – spytałam zieleniejąc na twarzy.
- Tajemniczy dodatek szefa kuchni – odparł kelner.
- A mogę wiedzieć, czym jest ten dodatek? – zapytałam powstrzymując się od wymiotów.
Kelner pokręcił głową.
- Tajemnica.
Ja mu dam tajemnice. A jak to jakaś trucizna? Może to restauracja morderców?
- Wolałabym jednak wiedzieć co zjadłam – mruknęłam trzymając się za brzuch, w którym akurat trwała rewolucja. Kelner stanowczo jednak nie chciał się zgodzić. – Nalegam – powiedziałam uparcie i chwiejąc się, wstałam od stołu.
Ignorując protesty kelnera, doczłapałam do kuchni. Weszłam do pomieszczenia, gdzie uwijał się tłum ubranych na biało ludzi i innych kelnerów. Pachniało tu dosłownie wszystkim – makaronem, mięsem, warzywami ale również alkoholem, kawą i różnymi przyprawami. Dogonił mnie mój kelner.
- Który to kucharz? – zapytałam rozglądając się naokoło.
Nogi mi się trzęsły, czułam się okropnie. Podeszłam do mężczyzny wskazanego przez kelnera. Był to gruby facet ubrany w biały strój i czapkę szefa kuchni.
- Panie – mruknęłam trzymając się za brzuch – Co to za „sekretny składnik” co był w moim jedzeniu?
- Nie zdradzam takich szczegółów – stęknął po chwili.
- Gwarantuje panu, że pozwę pana i całą tą restaurację jak się nie dowiem! – prychnęłam niezadowolona.
Kucharz patrzył na mnie przez chwilę, by wreszcie pokazać mi fiolkę z jakimś fioletowym płynem. Odczepiłam korek i powąchałam. Kojarzyło mi się z Deltą. Cholera, czyżby to była jakaś magiczna trucizna? Świetnie! Umrę za młodu przez jakiegoś durnego kucharza!
- Skąd to masz?
- Od pewnego handlarza.
Pokręciłam głową, raczej nie było szans bym odnalazła sprzedawcę.
- Konfiskuje – stęknęłam i wyszłam z kuchni.
Na zewnątrz spotkałam moją znajomą, której ewidentnie przybyło makijażu. Bez zbędnych tłumaczeń, pożegnałam się z nią i wsiadłam w pierwszą lepszą taksówkę. W domu byłam po piętnastu minutach. Do mieszkania dosłownie padłam, gdyż nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dotoczyłam się do szafki w salonie i zaczęłam gorączkowo przeglądać ukryte tam przedmioty z Delty. Musiałam mieć tu jakąś odtrutkę, pamiętałam, że kiedyś kupowałam jakieś wielofunkcyjne świństwo, które ponoć miało działać na wszystkie trucizny. Wzrok mi się rozmywał, literki latały wkoło mnie, nie mogłam rozczytać napisów na fiolkach. Wzięłam do ręki kolejną i spróbowałam coś wyczytać. Na próżno. Odkręciłam, to mogło być to. Oparta o szafkę, wypiłam prawie całą fiolkę. Mikstura była okropna i mało co nie zwymiotowałam.
Po chwili jednak zrobiło się lepiej. Widziałam coraz lepiej, rzeczywiście, okazało się, że dobrze trafiłam. Po około kwadransie, mogłam już spokojnie się poruszać a po godzinie przeszła cała reszta efektów. Podeszłam do biurka i wzięłam kartkę. Napisałam na niej „Trucizna” i przykleiłam ją do fiolki zabranej kucharzowi. Następnie posprzątałam w szafie i odstawiłam wszystko na miejsce. Zaparzyłam sobie kakao i włączyłam telewizje. Póki co koniec eleganckich restauracji na jakiś czas. 

Od Hikaru - Quest 2

Przekręciłam się z boku na bok żeby znaleźć lepszą pozycję. Nie udało mi się, bo powstrzymał mnie ból głowy. Moja biedna główka, bolała jak nigdy dotąd. Czyżbym znów miała kaca? To było całkiem prawdopodobne i mogłam brać to pod uwagę. Ale w przeciwieństwie do zwykłego kaca, nie chciało mi się wymiotować ani nie było mu niedobrze. Przyłożyłam dłoń do tyłu głowy. Auć. Miałam tam niezłego guza, ktoś musiał mnie czymś uderzyć. Podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam naokoło. Było jednak tak ciemno, że nie widziałam nawet czubka własnego nosa. 
Pstryknęłam palcami a obok mnie pojawił się drobny, jasny płomyk. Rozświetlił on małą przestrzeń na około mnie. Otaczały mnie trzy kamienne ściany, były zimne i chropowate – jakby wykute. Temperatura sugerowała, że jestem gdzieś pod ziemią. Płomyk oświetlił przestrzeń przede mną. To były kraty? Jak  w jakimś więzieniu.  Ale chyba w normalnym zakładzie karnym, ściany nie byłyby litą skałą. Może to jakieś lochy? Jeśli tak, to jestem na Delcie. Próbowałam przypomnieć sobie co działo się wcześniej, jednak moja głowa była zupełnie pusta. To może jednak to był kac?  A może się naćpałam i teraz leżę gdzieś w rowie i majaczę? Powoli, opierając się o ścianę, wstałam. Czułam jakby zaraz miała wybuchnąć mi głowa, jakby siedział w niej mały arab z kebabem i szykował się do detonacji bomby. 
Ale jakoś udało mi się utrzymać na nogach. Powoli podeszłam do krat. Po lewej znajdowały się stalowe drzwi, które na szczęście nie były zamknięte.  Pchnęłam je mocno a one ustąpiły skrzypiąc. Powoli wyszłam na korytarz. Sklepienie było niskie, mogłam dotknąć go palcami. Po obu stronach korytarza znajdowały się kolejne puste cele.  Ignorując ból głowy, udałam się korytarzem, licząc, że znajdę tam jakieś wyjście. Rzeczywiście, po kilku minutach dreptania przed siebie, natrafiłam na kolejne drzwi ze stali.  Te jednak zamknięte były na klucz i nie byłam w stanie ich otworzyć. Chciałam rozwalić je mieczem, jednak spostrzegłam, że nie mam go przy sobie.  Byłam pewna, że nigdzie go nie odkładam przed pobudką w tym miejscu. 
Weszłam do kilku cel, wszystkie wyglądały tak samo, śmierdziały stęchlizną. Następnie zaczęłam oglądać ściany, licząc, że znajdę klucz do drzwi zawieszony na jakiś haczyku. Moja ręką natrafiła na mój cel – klucz był cały zardzewiały. Pasował do drzwi. Otworzyłam je I znalazłam się w przestronnym pomieszczeniu. Przez dziurę w kamiennym dachu prześwitywało światło, które oświetlało... smoka śpiącego na samym środku pokoju. Wszędzie walały się monety i złote przedmioty. A tuż przy smoki leżał mój miecz! Powoli zaczynałam przypominać sobie co tu robię. Ta gnida ukradła mój miecz! Przechadzałam się po Delcie, gdy ta kreatura zaatakowała mnie i podpierniczyła miecz! A gdy zaczęłam go gonić, wpadłam do owych lochów i uderzając o podłogę, zemdlałam. A co robiłam w celi? Pewnie mnie tam zaniósł, gdy straciłam przytomność.
Po chwili namysłu, krok po kroku zaczęłam zbliżać się do smoka. Wreszcie znalazłam się tuż przy moim meczu.  Podniosłam go ostrożnie. Musiałam jakoś się stąd wydostać a jedyną drogą ucieczki była chyba dziura w sklepieniu. Ale żeby się tam dostać, musiałam wspiąć się po śpiący smoku. 
Jego jasne, błękitne łuski błyszczały w świetle. Delikatnie dotknęłam smoka i zaczęłam wspinaczkę. Wdrapałam się na plecy gada, gdy ten nagle otworzył jedno oko i spojrzał na mnie. 
Skoczyła do góry i złapałam się krawędzi dziury. Podciągałam się, gdy smok  złapał mnie łapą za nogę i pociągnął w dół. 
Spadłam na ziemie. Potwór zaczął krążyć wkoło mnie.
Gad skoczył w moją stronę. Uciekłam, jednak smok zaczął mnie gonić. Po drodze obijał się o wszystkie ściany i kolumny, które jedna po drugiej zaczynały się walić. Musiałam uważać, by kawałki skały we mnie nie trafiły, bo to mogło się źle skończyć. Przed sobą ujrzałam kilka kawałków ścian i kolumn, po których mogłam spokojnie wspiąć się do wyjścia. Zaczęłam wdrapywać się na górę. Stojąc na samym czubku, ujrzałam jak spory kawał skały spada prosto na smoka. Gad został przygnieciony, spojrzał na mnie wściekły. Wystawiłam mu język, po co w ogóle kradł mi miecz?!
- Oddaj mi tą broń! – wycharczał.
- Po co? – spytałam zdziwiona.
- Bo jest magiczny! – warknął smok.
Spojrzałam na swoją broń z lekkim zdziwieniem.
- Ta kupa metalu?  Przecież to najzwyklejsza broń jaka może być.
- Ale on płonie! Na pewno ma jakieś właściwości.
Spojrzałam na smoka jak na idiotę.
- Ale wiesz, że on tak się jara tylko dzięki moim mocom?
Smok osłupiał. Spojrzał na mnie niezadowolony, a ja, najspokojniej w świecie wyszłam na zewnątrz i dziarskim krokiem udałam się gdzieś, gdzie tych okropnych poczwar nie ma. 

Od Hikar/Kano/Noxy - 24 godziny

*Opowiadanie czystkowe*
- To się nie uda – mruknęła Noxa, która co raz spoglądała na swoich kompanów i na gruby notes powierzony jej przez Darknessa.
Kano wzruszył ramionami i wrócił do spychania Hikaru z krzesła, które pełniło zadanie tronu Darka. Dziewczyna jednak nie ustępowała i odpychała chłopaka nogą. Zwinny Kano nie miał szans z jej siłą. Nie miał również zamiaru zbliżać się do jej rąk, w obawie, że dostanie w nos. Za to Noxa stała nieco na uboczu i niekoniecznie szczęśliwa, obserwowała konkurujących towarzyszy niedoli. Raczej nie podobała jej się perspektywa zajmowania się całymi zaświatami z kłócącą się dwójką. Skupiła się więc na notesie, który zawierał dokładną listę dusz w zaświatach. Noxa nie byłą zbyt zadowolona z trzymania owego przedmiotu w swoich małych łapkach, gdyż kleił się i był cały w pajęczynach.
Hikaru natomiast była całkiem zadowolona z całej tej sprawy. Jak tylko usłyszała, że Darkness wybiera się na jeden dzień na Ibizę by zaliczać panienki w kostiumach kąpielowych i wpieprzać owoce morza, była bardzo zadowolona. A gdy Dark wybrał ją, Kano i Noxe, zaciągnęła ich do zaświatów, gdzie mianowała się tymczasową królową, znalazła jakiś kijek i udając Darka, napieprzała nim wszystkich po głowach. Kano nie był z tego zbyt zadowolony i zaczął się awanturować, co Hikaru nazwała od razu buntem zdzieliła go po głowie. Noxa już przygotowywała listę rzeczy, które mogą zniszczyć i zrobić źle. Głównym zadaniem było pilnowanie dusz, ale te póki co nie sprawiały problemów. Problemem natomiast była Hikaru i Kano. Chłopak był już nieco zirytowany, więc postanowił użyć swoich mocy. Odsunął się od Hikaru siedzącej na krześle, a mebel po chwili uniósł się w górę. Oczywiście czerwono włosa siedziała na nim i razem z nim zaczęła lecieć ku górze.
- Wiesz, że cie zabije! – wydarła się na Kano i mocniej złapała się krzesła.
- Może ją już opuść? – zapytała nieśmiało Noxa i zaczęła nerwowo gładzić się po włosach.
Hikaru akurat dotarła na samą górę pomieszczenia, po czym wystawiła Kano język i pokazała mu środkowy palec. Noxa pokręciła głową z zażenowaniem. Ktoś zapukał do drzwi. Kano spojrzał w ich stronę a później posłał Noxie pytające spojrzenie. Drobna dziewczynka podeszła do drzwi i uchyliła je lekko. Na zewnątrz znajdowała się dusza, która w momencie otworzenia drzwi, wtargnęła do środka. Za nią, do pomieszczenia wlał się potok kolejnych dusz. Otoczyły Kano, a Noxe przyparły do ściany, więc nie mogła przedostać się do swoich kompanów. Hikaru obserwowała całą sytuację z góry.
- Hej, hej, co się dzieje? – Kano próbował uspokoić tłum dusz.
Nie poskutkowało, długie pazury i zęby niektórych istot wydały się Kano sporym zagrożeniem, więc dla bezpieczeństwa, wziął do ręki swoją katanę. Dusze szybko ją wyrwały i złapały Kano. Chłopak się wyrywał, jednak szybko został związany. Noxa natomiast broniła się jak umiała, jednak tłum dusz był silniejszy. Wynieśli dwójkę z sali. Gdy tylko chłopak stracił kontakt wzrokowy z wiszącą pod sufitem Hikaru, krzesło razem z dziewczyną zaczęło spadać, by po chwili roztrzaskać się o ziemię. Kilka dusz, które wciąż nie opuściły pomieszczenia, podeszły do nieprzytomnej Hikaru.
- Ej, jak sądzisz, żyje? – spytała jedna z dusz.
Druga szturchnęła Hikaru nogą od krzesła.
- Chyba nie, lepiej ją tu zostawić.
Noxa i Kano zostali wyniesieni do innej sali. Tam zostali powieszeni do góry nogami.
- Czego od nas chcecie? – awanturował się Kano.
- Ja bym się raczej obawiała, co mają zamiar z nami zrobić – pisnęła przerażona Noxa, która obserwowała jak pod jej głową rośnie stos drewna. – Spalą nas? – dodała po chwili.
Gdy stos był już gotowy, do przodu wystąpiła dość szpetna dusza, z długimi szponami i kłami.
- Nie podoba nam się wasza obecność! Jesteście słabi! Nie zasługujecie na władze nad nami!
Gdy skończył mówić, podszedł do stosu drewna i podpalił go. Już po chwili Kano i Noxa poczuli ciepło w okolicy swoich głów. Jasnowłosa dziewczyna piszczałą przerażona, Kano natomiast próbował jakoś wyjść z tej sytuacji, jednak jak się okazało, na niematerialne dusze ni jak nie działała telekineza. I gdy już oboje stracili nadzieje, w drzwiach stanął wilk, a właściwie wilczyca. Jedynie dwójka zakładników poznała w zwierzęciu Hikaru. Dziewczyna wytarzała się w ciemnym pyle a na pysk wsadziła znalezioną gdzieś czaszkę po jakimś męczenniku. Nieźle wciągała brzuch, by wyglądać jak wychudzony Dark, jednak na pierwszy rzut oka było nieźle. Kano szybko zareagował.
- O nie! Toż to wielki Darkness, przyszedł tu by poskromić zuchwałe dusze.
Hikaru warknęła ostrzegawczo na zgromadzone istoty. Te z przerażeniem zaczęły kręcić się dookoła.
- WYNOCHA MI STĄD! – Warknęła Hikaru, starając się by jej głos był jak najbardziej w stylu Darka.
Dusze czmychnęły w popłochu. Gdy już żadnej nie było, Hikaru zmieniła się w człowieka i zamknęła drzwi. Następnie ugasiła ogień i uwolniła Noxę i Kano.
- I co, teraz to chyba już mogę zostać królową podziemi?
Nikt nie zdążył odpowiedzieć, bo nagle tuż obok pojawił się Darkness. W materiałowych szortach, koszuli w palmy, kapeluszu i okularach, z walizką w ręce, wyglądał dość komicznie.
- Kobiety na Ibizie są naprawdę brzydkie! – powiedział niezadowolony i rozejrzał się po pomieszczeniu. – No kurcze no, nie spalili żadnego z was – mruknął z jeszcze większym smutkiem i teleportował nas na Ziemię.
- Czyli tyle z twojej władzy nad zaświatami? – prychnął Kano.
Hikaru wzruszyła ramionami a z kieszeni wyciągnęła kilka banknotów.
- Idziemy gdzieś? – zaproponowała patrząc się na Noxę i Kano. 

Towarzysz - Feloix

Imię: Feloix ale mów na nie go Felixo albo Felixio.
Rasa: Magiczny tygrys biały
Level: 1
Opis: Felixo jest miłym, tygrysem. Lubi ludzi. Jest przyjazny dla wilków, można go bardzo rzadko spotkać agresywnego, nie lubi feniksów. Feloix żył w rodzinie Bloodów. Był domowym tygrysem, pomagał panu Bloodowi, którego nazywał Blood. Jego najlepszym przyjacielem, był Evil. Pewnego razu, jego życie się zmieniło dorosły, Evil wyjechał, pan Blood uciekł , pani Blood umarła, Berbali'ego nie ma. Uciekł, do lodowej krainy i tam zamieszkał.
Modyfikacje Genetyczne: Ma metalową czaszkę,
Magiczne zdolności: zmienianie się w lodowego smoka, lodowy ogień,
Właściciel: Berbali
|Siła: 15|Szybkość: 15|Wytrzymałość 10|Magia: 20|

Pożar (Od Evil'a do Est)

Była noc. Nie spałem, tylko byłem w lesie. Po chwili ziewnąłem trzy razy i pobiegłem do domu, w postaci człowieka. Kiedy byłem już w domu, nie wiedziałem, że mój pokój się pali. Otworzyłem drzwi od pokoju i usiadłem na palący się łóżku, byłem zmęczony i myślałem że to tylko złudzenie czy coś innego. Po minucie zaczęła mi się palić ręka, nie poczułem nic. Zamknąłem na chwile oczy i otworzyłem. Moja ręka się spaliła, były tylko metalowe kości, widziałem tylko zwykłe białe. Moje książki, wszystko się spaliło, tylko nie ja. Nie wiedziałem czy to sen. Pomyślałem: "Tak to chyba jest sen za chwilę się obudzę i wszystko będzie tak jak przedtem."
(Est?)

Od Huntera C.D Larota


Kilka dni po wydarzeniu ze smokiem wreszcie nastąpił normalny dzień. Nareszcie. Zwykłe polowanie. Więc oczywiście coś musiało to zepsuć.
Byłem na tropie kilku saren od paru godzin. Kiedy już wreszcie je znalazłem, naciągnąłem cięciwę, próbując oddać taki strzał, żeby zabić jedną, nie płosząc reszty. Moje starania poszły na marne, kiedy między mnie a moje zdobycze wpakowała się Kelley.
-No hej, skarbuś - odezwała się, rozpromieniona. - Jak się cieszę, że cię widzę!
%O nie, zaczyna się%, pomyślałem, ze złością patrząc za odbiegającymi sarnami, przestraszonymi nagłym odezwaniem się wadery.
-Z wzajemnością - powiedziałem przez zaciśnięte zęby.
Tak jak się spodziewałem, wadera od razu przeszła do konkretów:
-Wiesz, mój drogi, mam taki mały problem... Muszę to zanieść Viperowi, a... No wiesz... Nie mam czasu bo... Bo...
-Bo? - Uniosłem brwi.
-Po prostu mam ważniejsze sprawy na głowie niż uganianie się za nim - fuknęła, rozdrażniona. - Leć szybciutko na tereny jego watahy i mu to daj.
Wcisnęła mi do ręki małą paczuszkę. Ciężko powiedzieć, co w niej było. Mogło być to naprawdę wiele, zaczynając od zwykłego listu a kończąc na potajemnie przemyconych narkotykach. Jeśli to była ta druga opcja, wolałem nie być dostarczycielem paczki.
-No nie wiem, Kelley... Byłem w trakcie polowania i...
-To rozkaz - warknęła.
Pierwszy raz widziałem Alfę tak zdenerwowaną. Wyglądało na to, że w tej paczce jest coś, czego wolałaby nie dostarczać sama.
Bez słowa wziąłem pakunek. Wolałem jej nie denerwować jeszcze bardziej.
Wadera szybko odbiegła, a ja pozostałem sam, nie bardzo wiedząc, co robić dalej. W końcu niepewnie ruszyłem w kierunku watahy.
Wyczułem jej obecność zanim ją zobaczyłem - na mojej drodze już po kilku minutach pojawiła się... No tak, oczywiście owa dziewczyna, która już kilka dni temu dała mi się we znaki. Larota, jak mniemam.
-Czy mnie oczy nie mylą? Hunterek? - spytała radośnie, kiedy mnie zobaczyła.
-Hunter - warknąłem.
Zignorowała moją uwagę.
-Co cię tu sprowadza? - zapytała.
Jej wzrok przeniósł się na trzymaną przeze mnie paczkę, zanim zdążyłem odpowiedzieć.
-Co to? - natychmiast zadała następne pytanie.
Nie miałem szczególnej ochoty z nią rozmawiać, ale w końcu uznałem, że może uda mi się namówić ją do dostarczenia paczki za mnie lub chociaż razem ze mną.
-Nie mam pojęcia. Przed chwilą dostałem to od Kelley. Mam zanieść to Viperowi. Wyglądała na zadowoloną, kiedy się tego pozbyła.
-Otwórzmy to! - zaproponowała natychmiast.
-Oszalałaś? Chcesz mieć na głowie gniew Kelley?
Wzruszyła ramionami.
-Nawet się nie dowie.
-A jeśli to coś niebezpiecznego? Może nadawca tej paczki nie miał dobrych zamiarów.
-Dobra, dobra, zrozumiałam, panie Ja-Wiem-Wszystko-Najlepiej. Po prostu dostarczymy to Viperowi, ale nie odejdziemy, zanim jej nie otworzy.
Wyjątkowo nawet nie przeszkadzała mi liczba mnoga. Niestety, muszę przyznać, mimo, iż nie miałem w zwyczaju wtykać nos w nie swoje sprawy, bardzo ciekawiła mnie zawartość paczki. Ucieszyłem się więc, słysząc, że być może zobaczę jej zawartość.
-Podoba mi się to rozwiązanie - przyznałem, nabierając nadziei, że ten dzień może nawet nie będzie taki zły.
Przez jakiś czas szliśmy w milczeniu. Zdążyłem parę razy rzucić okiem na dziewczynę i nie uszło mojej uwadze, że natura nie poskąpiła jej urody. Krótko ścięte włosy pierwszy raz spodobały mi się u jakiejś dziewczyny. Podkreślały urodę jej twarzy i szalone błyski w oczach.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, że gapię się na jej piersi. A także w tym przypadku było na co patrzeć. Idealnie zaokrąglone, duże, ale bez przesady... Ciekawe, jak wyglądałyby bez krępującego ich biustonosza. %O bogowie, Hunter, opanuj się!% Próbowałem walczyć z zalewającą mnie falą pożądania, ale ciężko było opanować obrazy Laroty w trochę bardziej skąpym stroju, jakie powstały w mojej głowie. Najgorsze było to, że wadera zauważyła, że się gapię, zanim zdążyłem odwrócić wzrok.

<Larota? Hunterek - mały zboczeniec ^^>

Od Tary c.d Darkness

Chłopak pomógł mi wstać a następnie oboje wyszliśmy na zewnątrz. Przez jakiś czas szliśmy przed siebie , bez celu w ciszy która trochę mnie dołowała. Wędrowałam swym wzrokiem po otoczeniu aż w końcu dostrzegłam przed sobą , jak niewielka śnieżynka upada pomału na ziemie. Po niej zaczęła lecieć cała chmara śnieżynek która tak samo pomału , bez pośpiechu opadała. Uniosłam ku górze swą głowę i rozkoszowałam się niezwykłym uczuciem. Totalnie poniosłam się fantazji gdy nagle poczułam jak ktoś mnie chwyta za ramie. Otworzyłam nerwowo oczy i uświadomiłam sobie że mało co nie weszłam na ulicę.
-Dokąd się wybierasz ?- spytał szarmancko chłopak
Spojrzałam mu w oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Zrobiłam tylko krok do tyłu nadal patrząc Darkowi w oczy gdy nagle usłyszałam ogłuszający świst przy uchu. Od razu obejrzałam się dookoła gdy dostrzegłam strzałę wbity w ceglaną ścianę. Niestety nic nie dostrzegłam podejrzanego.
-Co to? - spytał chłopak jak podeszliśmy oboje do przedmiotu.
Chwyciłam za nią dokładnie przyglądając się niej. Grotę miała pięknie zdobioną wzorkiem , reszta strzały nie wyróżniała się za bardzo. Wyczuwałam jeszcze z niej resztki mocy której nigdy do tond nie zdołałam wyczuć. Bardzo późno dostrzegłam że był zwinięty w nią bardzo dokładnie jakiś skrawek papieru. Darkness wyjął ten kawałek papieru. Czytając zawartość zmarszczył brwi.
-Co tam jest napisane?- zapytałam z ciekawości
-„Owieczko opowiedz mi coś...”
Ja również po usłyszeniu tych słów zmarszczyłam brwi.
(Dark? Wybacz że tak długo nie odpisywałem ale po prostu doszło do nieporozumienia...nie ważne, nie chcesz wiedzieć. Ważne że w końcu jest opowiadanie )

27 grudnia 2016

Od Zdrajcy - Quest 19

19~Siedziałeś sobie spokojnie na brzegu wyspy, wpatrzony w bezkresne morze, gdy zobaczyłeś płynąca niedaleko czarną gondolę. Jej zakapturzony sternik najwyraźniej miał problemy z utrzymaniem kontroli nad łódką, za pomocy jedynie długiego drąga. Postanawiasz pomóc nieznajomemu. Jak to zrobisz? Kim jest ów ewidentnie podejrzany osobnik i dlaczego Śmierć niemal nie utopił się, próbując pływać gondolom po morzu?
Wymagania: 700 słów. Nagroda: 600 monet
Plaża została doprowadzona do porządku, jednak wciąż gdzieniegdzie walały się kawałki drewna.  Z jakiegoś powodu to tylko dodawało uroku temu mrocznemu miejscu. Zdrajca leżał spokojnie, wpatrując się w odległy horyzont. Tylko tam widać było skrawki błękitnego nieba – w samej zatoce nieustannie kłębiły się chmury, nigdy nie rozwiewając się choćby na moment. Może dlatego tak bardzo ją lubił?
Niespodziewanie monotonny szum fal zakłóciły gwałtowne pluski. Czarny wilk podniósł głowę czujnie, wzrokiem szukając źródła hałasu. Jest! Znalazł go! Wysoka postać w czarnym płaszczu, stojąca na długiej, czarnej gondoli z trupią czaszką na dziobie rozpaczliwie próbowała długim kijem utrzymać łódkę w pozycji pionowej. Wreszcie większa fala pokonała walczącego przybysza i gondola wywróciła się do góry dnem.
Zdrajca poderwał się na wszystkie cztery łapy i ruszył biegiem w kierunku morza. Jednym susem zanurzył się w lodowatej wodzie i machając łapami podpłynął do łódki. Jednak nieznajomego przy niej nie było. Musiał pójść pod wodę! Wilk zanurkował, nie pamiętając nawet, że każde normalne stworzenie zaczerpnęłoby przed tym głęboki oddech.
Woda była dość przejrzysta i już po kilku sekundach Zdrajca zauważył poruszającą się w rytm fali czarną szmatę. Podpłynął do niej i przemienił się w człowieka, by łatwiej było mu wyciągnąć nieznajomego. Chwycił mono za jego rękę i pociągnął w górę. Nieznajomy był zadziwiająco ciężki, jak na kogoś, przebywającego pod wodą. Czyżby stracił już cale powietrze? Człowiek wynurzył się i zarzucając sobie ramię nieznajomego na kark popłynął w kierunku brzegu. Wypełzł powoli na plażę, kładąc nieznajomego na piasku. Na chwilę skamieniał, gdy ujrzał twarz... nie, tego nie można było nazwać twarzą. Pod czarnym kapturem była jedynie naga czaszka. W jej oczodołach ziała zimna pustka. „Może to jakiś krewny Sansa?” – pomyślał Zdrajca. – „Czy szkielet może utonąć?”
OCZYWIŚCIE, ŻE NIE rozległ się głęboki, pradawny głos, przywodzący na myśl trzask wieka od trumny. TO TYLKO TAKIE... PRZYZWYCZAJENIE. SAM ROZUMIESZ.
W oczach stworzenia zajarzyły się błękitne punkciki. Z jakiegoś powodu Zdrajca poczuł na plecach zimny dreszcz. Kościotrup się podniósł, poprawiając czarną szatę i otrzepując ją z piasku.
ZARAZ, GDZIE JEST MOJA KOSA? Zapytał.
- Ten drąg, którym próbowałeś się odpychać, gdy gondola tonęła? – upewnił się Zdrajca, a widząc przytaknięcie odparł: - Prawdopodobnie na dnie.
Kościotrup wstał i spojrzał ponuro w kierunku, gdzie unosiła się czarna gondola.
A CHCIAŁEM JĄ WZIĄĆ NA PAMIĄTKĘ... NO NIC. NIE BĘDZIE MI JUŻ POTRZEBA.
Odwrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku przeciwnym do morza. Czarnowłosy pobiegł za nim. Kościotrup go zaciekawił. Z jakiegoś powodu nieumarci budzili jego fascynację. Może dlatego, że byli podobni w pewnym sensie do niego.
- Kim właściwie jesteś? – Zdrajca dopadł szkieleta. Ten obrócił w jego kierunku czaszkę. Błyszczące światełka w jego oczach zdawały się przewiercać człowieka na wylot. Czarnowłosy jednak zdawał się tego nie zauważać. Nie wyglądał, jakby czuł się niezręcznie lub jakby się bał. Przeciwnie. W jego oczach lśniły jasne płomyki podniecenia.
NIE WIESZ, KIM JESTEM? Zdziwił się. LUDZIE Z REGUŁY MNIE ROZPOZNAJĄ.
- Nie wiem – potwierdził Zdrajca, cały czas wpatrując się w istotę.
JESTEM ŚMIERĆ... TO ZNACZY BYŁEM. SKOŃCZYŁA SIĘ PRACA DLA MNIE. CO ZROBIĆ? RYNEK PRACY JEST CORAZ BARDZIEJ WYMAGAJĄCY. NIE MA MIEJSCA DLA TYCH, KTÓRZY POZOSTANĄ W TYLE.
- To może się skończyć praca dla Śmierci? – zdziwił się czarnowłosy, ledwo dotrzymując tempa towarzyszowi.
JAK SAM WIDZISZ.  Westchnął, co brzmiało bardziej jak cichy podmuch wiatru, wydostający się zza jednych ze skrzypiących drzwi Nawiedzonego Domu.
- I co teraz zamierzasz zrobić? Przekwalifikować się? – To słowo Zdrajca usłyszał stosunkowo niedawno i bardzo mu się spodobało, jednak nie miał po co go użyć. Teraz, gdy zdarzyła się ku temu okazja był bardzo dumny z siebie.
 SAM NIE WIEM. Śmierć zamyślił się i omalże nie potknął się o kamień. Na szczęście Zdrajca go przytrzymał. „Zabawne” przemknęło mu przez myśl „zwykle to ja się przewraca o byle kamień”.
TO NIE JEST ŚMIESZNE burknął kościotrup, stając i patrząc na piętrzące się przed nim góry. Wyglądał, jakby widok gór nieco go przytłoczył. ZWYKLE NIE MIAŁEPO TRZEBY SIĘ NA NIE WSPINAĆ przyznał.
- Ja prawdę mówiąc też nie. – Zdrajca uśmiechnął się pogodnie i chwycił Śmierć za kościstą rękę. – Więc może razem spróbujemy?
I TAK NIE MAM...
A WIĘC TUTAJ SIĘ UKRYŁEŚ!
Jak na komendę Zdrajca oraz Śmierć odwrócili się i spojrzeli na siedzącą na grzbiecie kościstego konia postać. Postać w czarnej pelerynie, z kapturem nałożonym na głowę, spod którego wyglądały świecące błękitem oczy. A na ramieniu miał narzucony... karabin snajperski Barrett M82. W jednej chwili zsunął go z pleców, wycelował i strzelił. Jeszcze przed chwilą stojący koło Zdrajcy Śmierć upadł na plecy, na twarde skały. Czarnowłosy chciał go złapać, jednak w jego rękach pozostał tylko czarny materiał. Kości rozsypały się w drobny pył i z cichym sykiem opadły na ziemię. I tylko te świecące oczy jeszcze przez chwilę jarzyły się w powietrzu.
Zdrajca spojrzał na przybysz.
- Dlaczego go zabiłeś? – zapytał, półprzytomnie. – Przecież... wycofał się z zawodu...
ZMUSIŁEM GO DO TEGO oznajmił przybysz ŚMIERĆ MOŻE BYĆ TYLKO JEDEN.
Po tych słowach spiął konia i zniknął, pozostawiając Zdrajcę samego z peleryną śmierci w ręku. Czarnowłosy otrzepał czarny materiał z resztek pyłu i zarzucił go sobie na plecy. Pasował idealnie.
- Czemu by się nie przekwalifikować i dostać tego drania, co? – mruknął do siebie ponuro. – Przydałoby się jeszcze tylko znaleźć kosę Śmierci...

Od Huntera c.d Tytania

Spoglądałem pełnym skupienia wzrokiem na moją, można tak powiedzieć, panią. W moim sercu pojawiła się dzika, niepohamowana euforia. O, tak, nikt nie zadrze z Hunterem. A już na pewno nie wadera.
Gdyby ktoś w tej chwili zbadał mój puls, pewnie sporo przekroczyłby normę. Ręce już nieco zdrętwiały od naciągania cięciwy, jednak byłem zbyt pochłonięty triumfem, żeby zwracać na to uwagę. Każda komórka mojego ciała zdawała się drgać w oczekiwaniu na wystrzał. Teraz, teraz, podpowiadał każda po kolei. I niechybnie bym ich posłuchał, gdyby nie dziwny spokój malujący się na twarzy mojej potencjalnej ofiary. Mało brakowało, a wręcz wypuściłbym z rąk łuk. Zamiast odruchowo poluzować uchwyt, jeszcze mocniej zacisnąłem palce na cisowym ramieniu łuku.
-Proszę bardzo, strzelaj. - Wadera wyzywająco spojrzała mi w oczy.
Drgnąłem nerwowo. Chwila moment, przecież teraz powinna mnie błagać o litość, prawda?
Tytania robiła jednak coś zupełnie przeciwnego, burząc wszelkie moje pojęcia o waderach, jakich w całym swoim życiu zdążyłem się nauczyć.
Próbowałem naprostować myśli w kierunku mojego zadania: zabić waderę, wrócić do watahy i powiedzieć Alfie o zamiarze Tytanii, jakim miał być napad na Watahę Zachodu. Jednak w mojej, mimo wszystko honorowej, głowie, pojawiła się myśl, że to nie jest do końca w porządku. Oczywiście, nie mogłem pozwolić waderze na zamach na stado, którego byłem członkiem, a już tym bardziej pomóc jej w nim, ale kolejne zabójstwo również mi się nie uśmiechało.
W tej sytuacji najlepszym rozwiązaniem wydawało się być nakłonienie Tytanii do puszczenia mnie wolno. Pobiegłbym natychmiast do Kelley i o wszystkim jej opowiedział. I może tak powinienem zrobić. Przyszedł mi jednak na myśl nieco inny, głupio odważny pomysł. Próba sabotażu. Idea ta była dość... nietypowa, biorąc pod uwagę fakt, że nawet nie wiedziałem, na czym moje zadanie ma polegać. Coś wymyślę, kiedy już się dowiem, pomyślałem. Jakoś nie przyszła mi do głowy myśl, że tym wyborem mogę wszystko zawalić.
Tak naprawdę głównym powodem nie zabicia wadery, do którego nie przyznawałem się nawet przed samym sobą, było po prostu to, że nie potrafiłem puścić cięciwy, kiedy patrzyłem w oczy Tytanii. Na ułamek sekundy w mojej pamięci powrócił obraz gasnących ślepi mojego byłego prześladowcy, który zginął z moich rąk, budząc we mnie na powrót wstręt przed zabijaniem.
Tak więc, mając świadomość, że może to być największy błąd w moim życiu, opuściłem łuk. Na twarzy Tytanii pojawił się uśmiech, ale nie potrafiłem odczytać, czy miał on zabarwienie pozytywne, czy negatywne. Podeszła do mnie jak gdyby nigdy nic i mruknęła:
-Bardzo głupia decyzja.
Po czym, nawet na mnie nie patrząc, weszła do namiotu.
Kiedy ochłonąłem, wciąż stojąc w tym samym miejscu, przypomniałem sobie, co samica mówiła wcześniej o jakichś cieniach. Uzmysłowiłem sobie, że nie mógłbym jej zabić tak łatwo. Ale w takim razie dlaczego po prostu mnie nie unieruchomiła, skoro najprawdopodobniej potrafiłaby to zrobić? Czy to miał być rodzaj... testu?

<Tytania? Ale pokręciłam :3>

Od Miyashi, Zdrajcy i Est C.D.

Zdrajca/Kerneg/Zguba/Podporucznik
Miyashi/Sadoko
Est/Sans

Po kilku gdzinach Zdrajca poczuł się lepiej. Powoli wstał z cienia i się przeciągnął. Wszyscy pozostali wciąż jeszcze spali i czarnowłosy nie miał jakoś serca ich budzić. Zamienił się w człowieka i wziął zwoje do ręki. Przechodząc koło towarzysza szturchnął go lekko. Kerneg otworzył jedno oko i cicho mruknął. Coś w stylu "Radź se sam, opiekuję się tym dzieckiem, którym ty nie byłeś łaskaw się zaopiekować". To zabawne jak wiele może wyrażać jedno mruknięcie. Człowiek wzruszył ramionami i poszedł dalej, by nie przeszkadzać śpiącym.
Miyu lekko poruszyła uszkiem i znowu otworzyła oczka. Powoli jej normalny mózg wracał do normy, ale zanim w pełni dojdzie do siebie minie mnóstwo czasu, nie wiadomo, czy jeszcze dzisiaj będzie w pełni panować nad sobą. Lalka już zasnęła. 
Est przeciągnęła się ospale i wstała.
- To bierzemy się do roboty, moi drodzy. - Oświadczyła wesoło. 
Kerneg spojrzał na Est karcąco. "Dziewczynka odpoczywa" zdawał się mówić. Potem kiwnął głową za siebie, potrząsając grzywą. "Zdrajca poszedł tam."
Wtedy spróbowała wstać, jednak bezskutecznie, niemal od razu upadła, uderzając się w głowę.
Est podbiegła do Miyashi i schyliła się, po czym wyciągnęła w jej stronę dłoń.
- Pomóc ci? - spytała uprzejmie. 
Tymczasem Zdrajca rozłożył na ziemi plany. Spojrzał na nie dwa razy, po czym stwierdził, że cokolwiek z nich nie wynika na początek potrzebuje drewna. Przemienił się w wilka, po czym otarł się z dużą siłą o drzewo, rozdzierając bok do krwi. W kilka sekund w miejscu rozdarcia zregenerował kończynę, na której końcu powstało stalowe ostrze. Uśmiechnął się do siebie i zamachnął ostrzem na pień, przecinając go w pół. Drzewo cicho skrzypnęło...
Kerneg wstał i cofnął się, by zrobić miejsce dziewczyną. W naturze ducha było ustępowanie ludziom w ich sprawach. Nawet jeśli sam uważał, że zrobi coś lepiej.
- 痛い。。。- szepnęła dziewczynka. W tej chwili mogła mówić jedynie po japońsku, dopóki wszystkie połączenia się w pełni nie odnowią. 
Est pokiwała głową i odsunęła dłoń.
- Ey ty pomocniku... Zdrajcy? Mógłbyś mi tutaj jakoś pomóc? Miyashi coś boli i nie wiem co poradzić. - Spytała niepewnie dziewczyna patrząc na wielkiego rogatego potwora.
Stwój popatrzył na Est i pokręcił smutno głową. "Zrobiłem już, co byłem w stanie" zdawał się mówić.
- お名前は。。。?- spytała. Jeszcze połączenia nerwowe nie odnowiły się na tyle, by rozpoznawała osoby. Patrzyła niepewnie na Est przestraszona.
- To, przecież ja! Est! - krzyknęła przestraszona. Czy Miyashi jej... nie pamięta? 
(O).(O) - Kerneg się na was gapi
Zdrajca kontynuował twórcze ścinanie drzew. Nawet zaczęło mu to sprawiać jakąś sadystyczną uciechę. Patrzył, jak stuletnie (no prawie...) drzewa upadają od jednego ciosu sierpa.
- ごめんなさい。。。私はあなたわかりません。。。- spróbowała się cofnąć. Bała się jej, w końcu nie pamiętała jej. Przynajmniej tak jej się wydawało, pamięć jej była jeszcze odłączona.
Niebieskooka powoli zbliżyła dłoń do twarzy dziewczynki, po czym delikatnie ją pogładziła.
- Spokojnie Miyashi... nie musisz się bać... to ja. - Powiedziała uśmiechając się, po czym przytuliła dziewczynkę tak delikatnie jak potrafiła.
怪我いません。。。!お願いします。。。 - pisnęła Miyu płacząc. Nie ruszyła się nawet, była jeszcze sparaliżowana... Co ją jeszcze dodatkowo przerażało.
Est, jednak nie puszczała.
- Nigdy nie zamierzałam! Przenigdy bym cię, przecież nie skrzywdziła... Spróbuj sobie przypomnieć... może nie mamy wiele wspólnego, ale jesteś dla mnie jak młodsza siostrzyczka. - Mówiąc to Est, delikatnie wzmocniła uścisk, ale nie na tyle by można było to zauważyć. Nie znała Miyashi za długo, ale bardzo się do niej przywiązała. 
- 妹ーちゃん。。。? - spytała zaskoczona, aż przestała płakać. Bardzo ją to zaskoczyło.- 私は大家族ですか?
- No jasne! Dla ciebie zawsze... - Odpowiedziała spokojnie. Miyashi był jak mały, błyszczący skarb. Est nikomu nie pozwoli go sobie wykraść. 
- ごめんなさい。。。ごめんなさい。。。 - szeptała malutka. Próbowała się w nią wtulić, bezskutecznie. Jej rączki się poruszyły, ale nie tak, jak chciała.
Niebieskooka zaśmiała się cicho, próbując jakoś rozluźnić sytuację.
- Już kiedyś mówiłam, że nie musisz... - Powiedziała równie spokojnie. - A pamiętasz przynajmniej Zdrajcę lub... Sadako? - spytała dziewczyna zaniepokojona. 
- いーいいえ。。。- szepnęła. Ich też nie pamięta...
Znów trochę się przestraszyła.
- Przysięgam... pomogę ci sobie przypomnieć... - Obiecała, po czym zwróciła się w stronę lalki, która stała obok. - Sadako? Pomożesz jakoś? 
Lalka podeszła do nich. - W czym pomóc? - następnie spojrzała na Miyashi. Lekko się do niej uśmiechnęła. - Już wszystko w porządku?
I dziewczynka się uśmiechnęła. Nie rozumiała jej, ale kochała lalki z porcelany, więc ją przytuliła.
- 磁器人形~ - wymruczała tuląc ją.
- Właśnie w tym problem, że nie... do tego jeszcze rozmawia po japońsku. - Dodała. 
- Przynajmniej żyje... - powiedziała lalka. To dla niej było najważniejsze... Żeby jej właścicielka żyła. Po chwili Miyu spróbowała znowu wstać, ponownie się uderzyła. - Myślisz że co się jej stało? - spytała lalka. Nie rozumiała trochę tego, jak to możliwe. - 私はあなたわかりません。。。でも私はあなた大好き~ - powiedziała Miyashi do Sadako. 
- A jak myślisz?! Miyashi opada z sił i straciła wspomnienia... co możemy zrobić? - spytała zasmucona. 
- Nie wiem... jak się przywraca wspomnienia... - zmartwiła się
- Musi być coś, dzięki czemu odzyska pamięć... musi... - lalka jej się przyglądała, przytulana przez dziewczynkę, która teraz zachowywała się dość dziecinnie, nawet jak na nią. W sumie lalce by to nie przeszkadzało, ale bariera językowa była dla niej nie do pokonania. Poza tym bardzo chciała pomóc. - Nie uderzyła się w głowę? Nie przeżyła czegoś wywołującego spore emocje? - wypytywała. Nie wiedziała co się jej stało.
- W sumie to wszystko jej się przydarzyło... - Stwierdziła Est po chwili namysłu. 
- Niedobrze... Jeśli to wstrząs mózgu? Nie mamy tu chyba żadnego lekarza... Ani jak go wezwać, tu nie ma chyba pogotowia - zmartwiła się. Dziewczynka uśmiechała się i bawiła się z lalką, która intensywnie myślała. - Estuーちゃん、楽しむせますか?- Miyu lekko się uśmiechnęła. Kiedy złe wspomnienia jej nie atakowały to była naprawdę dzieckiem. Patrzyła się na Est czekając na jej odpowiedź, lekko poruszyła ogonem.
- J-jasne! - stwierdziła Est. - Ale czy możesz wstać? 
Więc spróbowała i stanęła na nogach, ale po pierwszym kroku się przewróciła. Prawie od razu zaczęła płakać, jakby miała tylko 5 latek. - 痛い。。。 これ痛い。。。- cicho pisnęła. Sadako odbiegła by nie zostać przygnieciona, po czym podeszła do dziewczynki przytulając ją. **
- Nie płacz! - Est także podeszła i próbowała jej pomóc wstać. - Spokojnie, na początku ci pomogę a potem spróbujesz iść sama, dobrze?
- ごめんなさい!ごめんなさい!- mówiła dziewczynka do niej. Nie chciała jej denerwować. Po chwili, gdy odrobinę się uspokoiła, odpowiedziała na jej pytanie. - はい、Estu-ちゃん - po tym się uśmiechnęła.

つづく

Mikstura - Rena

Rena do wody dodała żabi śluz oraz popiół. Miksturę mieszała przez 30 sekund. Co Rena otrzymała?

Rena otrzymała nowy składnik! Owym tajemniczym składnikiem jest tajemniczy ZIELONY PUCH!

Mikstura - Haylee

Haylee do wody wrzuciła smoczą łuskę, rdzeń meteoru oraz popiół. Miksturę mieszała przez dwie minuty. Co z tego wyszło?
Niestety, ale mikstura Haylee wybuchła. Spróbuj ponownie!

Od Haylee - Quest 20 "Prezent z Nieba"

Ach! Piękny błękit nieba oraz leniwie sunące do przodu obłoki z górskich szczytów. Można odnieść wrażenie, że wystarczy unieść rękę do góry, by  je dotknąć. Daleko od innych. Mimo że wcześniej reszta watahy  ją irytowała teraz Haylee czuła się lekko samotna. Gdy kolejny balon z gumy balonowej pękł  oślepiające słońce znów wyjrzało zza chmur. Dziewczyna zmrużyła oczy. Wydawało jej się, że jeden z śnieżnobiałych obłoków zbliża się do niej z zawrotną prędkością. Nim dziewczyna zorientowała się co to  naprawdę było obiekt rozbił się o nią.  Kobieta ze śnieżnobiałymi anielskimi skrzydłami to właśnie ona przeszkodziła Haylee w odpoczynku. Próba nawiązania jakiekolwiek kontaktu z nią było daremne - zbyt mocno oberwała podczas upadku. To w ogóle cud że żyła. Normalnie Hay zapewne zlałaby ją lecz aktualnie i tak nie miała nic do roboty a gdy aniołek się obudzi będzie mogła z nią porozmawiać. Kto wie może wytrwa jej ciągłe biadolenie albo uda jej się przykuć uwagę swej wybawczyni jakąś ciekawą historią?  Jak pomyślała tak zrobiła. Transport w dół z ciężarem na plecach nie należałby do najłatwiejszych. Od czego jest telekineza! Jednak i tak  zajął znacznie dłużej niż podróż w górę, a zmęczenie większe, toteż radość Haylee była wielka, gdy w końcu znalazła się w domu. Położyła delikatnie dziewczę na kanapę po czym zaczęła ją badać. Dopiero teraz przy oględzinach miała czas by dokładnie się przyjrzeć. Liczne sińce i zadrapania kontrastowały na tle jej opalonej skóry. Gdy ją dotykała Haylee miała wrażenie, że pod palcami ma jedwab. Długie czarne niczym serce Mroku  rzęsy oraz uniesione lekko do góry brwi sprawiały, że jej twarz emanowała  spokojem i to pomimo tego, że ich właścicielka doznała wielkiego uszczerbku na zdrowiu. Wydatne usta układały się w taki sposób, że wyglądały jakby oczekiwały one pocałunku, który złamie czar Śpiącej Królewny. Jej smukłą twarz okalała kaskada prostych, pistacjowych włosów. Sięgały jej do ramion. Dziewczyna była wysoka przy czym jednocześnie bardzo szczupła. Jedynie jej „oczy” były zbyt duże a tył zbyt krągły. Aż się prosiły o małe co nieco ale nie czas był teraz na to. Podczas przeglądu lewego skrzydła Haylee nie dostrzegła nic dziwnego jednak prawe było zmasakrowane. Większość piór było zwęglonych, wielu brakowało a w paru spłonęła większa część chorągiewki. Oprócz tego skrzydło było złamane a kość  przebiła skórę. Sama skóra też nie była w najlepszym stanie – sucha jak wiór, i spalona z licznymi ranami ciętymi. Zupełnie jakby ktoś próbował je odciąć. Hay tylko westchnęła. Nie było szans by uratować skrzydło. Nawet taki laik jak ona o tym wiedział.  Ono po prostu wisiało na ścięgnach.  Oczy jej zjechały bliżej początku skrzydła, gdy spostrzegła pojedyncze bordowe plamy zaschniętej krwi. Za pomocą telekinezy Hay uniosła ją ostrożnie do góry tak, aby ona sama mogła spokojnie przyjrzeć się jej plecom. Pod łopatką dziewczyny suknia zmieniała kolor z bieli na szkarłat. Przez rozdarcie widać było głęboką ranę kłutą. Krew nie przestawała się sączyć. Na tym badania Haylee się skończyły. Uznała, że sama sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy Tary. Kto jak kto ale ona na pewno wie jak jej pomóc.
* * *
Minęły już dwa dni od tamtego incydentu a aniołek jak spał tak wciąż się nie obudził. Hay była już lekko zmartwiona. Niby Tara ostrzegała, że jej organizm stracił dużo krwi i że nie prędko się obudzi ale mimo to stan anielicy irytował blondynę.  Poszła do kuchni aby nalać sobie trochę lemoniady na uspokojenie, a że w tle leciała piosenka jej ulubionego zespołu odkręciła radio na cały regulator. Nim się zorientowała zaczęła skakać w rytm muzyki i darła się na całe gardło w próbie śpiewania. Wyglądało to naprawdę zabawnie. Nagle Haylee usłyszała dźwięk tłukącego się szkła. Odgłos dochodził z salonu. Gdy stanęła w przejściu między pokojami ujrzała anielicę pochylającą się nad szczątkami wazonu. Aniołek, kiedy spostrzegł panią domu, zaczął się bardzo zgrabnie tłumaczyć, że zahaczył niechcący skrzydłem i że odkupi wazon. Jakby Hay to w ogóle obchodziło. Blondyna tylko wzruszyła ramionami co spotkało się ciepłym uśmiechem anielicy i kiedy chciała podejść bliżej gość straciła równowagę. Gdyby nie telekineza zapewne wywróciłaby się.
- Znów zmuszasz mnie do używania magii. Nie cierpię tego robić. Może w zamian podasz mi swoje imię? - zażartowała wadera jednocześnie przenosząc pistacjowowłosą (kto mi zabroni wymyślać nowe słowa) na kanapę. Nie otrzymała odpowiedzi.
- Zabrakło ci języka w gębie czy co?
- Ja... -zająknęła się- nie pamiętam.
- Czekaj, ty chyba mnie w konia robisz. Serio nie pamiętasz?!
Anielica pokiwała twierdząco głową.
- A wiesz chociaż skąd jesteś? Miejsce zamieszkania, rodzina, co się stało wcześniej, nie wiem, cokolwiek?
- Nie...
- O bracie, mamy problem... znaczy siostro.
Haylee usiadła obok dziewczyny. Naciągnęła mocniej czapkę, zamknęła oczy i oparła rękę w geście zamyślenia co sprawiło, że jej gość poczuł się niezręcznie. Po dłuższej chwili milczenia aniołek zaczął mamrotać coś o  jej wdzięczności za pomoc oraz o tym, że powinna już iść, gdy w ten blondynka krzyknęła:
- WIEM! Co powiesz na te imiona: Miwa, Mei,Nozomi, Eriko, Hikari, Ai, Aya...
- Przepraszam?
- ...Sophie, Ella, Isabella, Chloe, Mia, Amelia, Jasmine...
- Ja nie...
- ...Lily, Evie, Leona, Katharina, Reka bądź Ava? Które z nich najbardziej ci się podoba?
- Nie rozumiem...
- Nie wiem jak się do ciebie zwracać a głupio byłoby ciągle wołać „Hej Ty”, nie sądzisz? Jeśli mam ci pomóc odzyskać pamięć to znaczy, że spędzimy ze sobą sporo czasu więc muszę cię jakoś chwilowo nazwać, czy to nie oczywiste?
Anielica wybuchła śmiechem, co bardzo zdziwiło Haylee. Przekręciła głowę w bok z taką miną, że przypominała zdziwione zachowaniem dorosłego dziecko. Pisatacjowowłosa uznała to za bardzo uroczę. Mimo tego, że śmiech sprawiał jej ból nie potrafiła się uspokoić.
- Sama wybierz.
- Eeee? Jesteś okropna! To po co ja robiłam całą tą listę?
- Przepraszam.- odpowiedziała „oskarżona” ledwo powstrzymując się od kolejnego wybuchu śmiechu.
- Dobra, skoro żałujesz... Niechaj ci będzie. Co sądzisz o imieniu  Ava? Albo nie!  Lily! Lily zdecydowanie lepiej pasuje! Och! Nie, nie,nie... Już wiem! Miwa. Tak, Miwa jest ewidentnie lepszym wyborem. Albo może też Ai? Miwa czy Ai? Które fajniejsze? Szlak! Nie umiem zdecydować....
Dziewczyna spojrzała w oczy rozbawionej towarzyski. Tak ciemny niebieski chyba jedynie w głębiach oceanu można spotkać.
- Piękne... - wyszeptała po czym, gdy anielica powiedziała, że nie usłyszała odparła, że niech będzie Ai. Haylee pomogła wstać po czym asekurując niebieskooką zabrała ją do kuchni i pomogła usiąść jej na krześle, wyłączyła radio następnie wzięła się za przygotowanie posiłku.
- Musisz być głodna, nie jadłaś co najmniej od dwóch dni. Jaki posiłek sobię wtakim razie życzysz? Mogę ci zaoferować ekspresowy rosół, ekspresowy czerwony i biały barszcz, ekspresową pomidorówkę, sardynki z puszki i suchy chleb dla konia... O! Mam jeszcze różne smaki gum balonowych, więc jakby co sięgaj do tamtej szuflady. Na popitkę mam lemoniadę, colę, pepsi i wodę z kranu, więc częstuj się. Sorki za ten syf ale nie sprzątałam tu od.... w sumie sama nie wiem od kiedy.  - to mówiąc uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Nic nie szkodzi … Jak masz na imię?
- Haylee.
 - W takim razie dziękuję ci za pomoc Hay! Jestem ci dozgonnie wdzięczna i.. mam nadzieję, że nie będę ci zbytnio przeszkadzać.
- Luz. Tylko nie schodź do piwnicy. Nie zawsze jestem sobą, gdy tam jestem.
- Nie rozumiem.
- Cóż, to może nawet lepiej.  Po prostu mi zaufaj, spoko?
Ai pokiwała twierdząco głową. Resztę dnia dziewczyny spędziły na wspólnych rozmowach, wygłupach, śpiewaniu i grach. Haylee obiecała Ai, że gdy tylko jej stan się polepszy pójdą razem na zakupy. Jej  zniszczone ubranie leży gdzieś na wysypisku a te które pożyczyła jej Hay były za małe... zwłaszcza w okolicach „oczu”.  Wieczorem anielica została sam na sam z telewizorem i wazonem, który wcześniej stłukła, i którego szczątki chyba nigdy nie trafią do śmieci. W tym czasie właścicielka okupywała swoją piwnicę. Podobnie wyglądały następne dni – w dzień czas spędzały razem, wieczorami Hay bunkrowała się w piwnicy. Ta sama niezmienna rutyna, aż w końcu Ai odzyskała w pełni siły. Tak, to właśnie dzisiaj po raz pierwszy od wypadku pistacjowowłosa wyjdzie z czterech ścian.  Od rana biegała po domu podekscytowana pakując niezbędne rzeczy do podróży. Niestety Haylee nie podzielała jej zachwytu. W watasze był kategoryczny zakaz wpuszczania obcych na swój teren. Niby nic ale średnio jej się widziała chryja z resztą stada i to jeszcze przy Ai. Podeszła do szafy i sięgnęła z niej biało-różową opończę dla anielicy sama zaś zmieniła się w wilka.
- Czeka przed nami dość długa i niebezpieczna droga. Jeśli tylko kogoś zauważysz daj mi znać, dobrze? Hej! Słuchasz ty mnie?
- Ale jesteś urocza! Wybacz, słucham tylko masz taki ładny ogon.
- Heh, dzięki.
Droga  przebiegała szybko i spokojnie, nie napotkały żadnego wilka i już trzeciego dnia wieczorem dotarły do wioski elfów. Całe szczęście, bo Haylee zdążyła wyjeść prawie cały prowiant. Zatrzymały się w pobliskiej karczmie. Ze względu na to że za następnego dnia miał się odbyć jakiś festiwal z okazji tutejszego święta prawie wszystkie pokoje były już zajęte toteż dziewczyny zmuszone były nocować razem.  Zażenowanie jakie malowało się na twarzy Ai doszczętnie powaliło waderę. Minęło co najmniej pięć minut nim  przestała się śmiać. W końcu z pomocą anielicy wstała z ziemi i obie przysiadły do pobliskiego stolika. Dla towarzyski Hay zamówiła wodę z cytryną oraz owoce polane miodem podczas gdy ona sama zamówiła kufel piwa oraz wieprzowinę nadziewaną kasztanami. Kiedy próbowała poczęstować dziewczyna odmówiła mówiąc, że nie będzie się objadać zbytnio przed snem. Blond włosa tylko wzruszyła ramionami i wzięła się do jedzenia. Na scenie właśnie bard śpiewał jakąś balladę. Historia bardzo wciągnęła Ai. Opowiadała o tajemniczej, pierwotnej istocie stworzonej z lepkiego mroku. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy toteż gdy bard zszedł ze sceny anielica udała się do pokoju pozostawiając Hay z kolejną dolewką piwa.
Dziewczyna dopiero niedługo przed północą weszła do pokoju. Jakby grom z jasnego nieba runęła na ziemię. Starannie okryła się kocem leżącym nieopodal i próbowała spać. Daremnie. Zimna posadzka uniemożliwiała jej to. Spojrzała z zazdrością na śpiącą anielicę. Nagle wpadła na pomysł. Po cichu wślizgnęła się do łóżka Ai po czym mocno obięła ją w pasie. Zaczęła się w nią wtulać łapczywie chłonąc ciepłotę jej ciała. Gdy nastał kolejny dzień Haylee obudził krzyk Ai. Nie długo zajęło dziewczynie tłumaczenie się z tego wybryku bowiem uraczyła ją jedynie odpowiedzią „zimno mi było”oraz wzruszenie ramionami. Wadera szybko zmieniła temat na zakupy, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Dziewczyna szybko się rozpogodziła.  Po śniadaniu wyszły do miasteczka. Pracownia krawcowej mieściła się niedaleko placu głównego, gdzie trwały przygotowania do obchodów jakiegoś elfiego święta. W wejściu przywitał ich dobrze umieszczony elf. Był on tutejszym krawcom. Bez zbędnej gadki wziął się za zdejmowanie miar. Miał przygotowane wiele strojów gotowych już do założenia kilka akurat w rozmiarze anielicy, wystarczyło wprowadzić drobne poprawki. Niestety tylko jeden przypadł Ai do gustu, bowiem jak to w elfiej naturze leży kobiece stroje odsłaniały to i owo. Mimo to Hay kupiła prawie wszystkie, które na nią pasowały i to pomimo protestów towarzyszki. Gdy wyszły na ulicę uderzyła w nie fala głośnej muzyki. Tłumy elfów i nie tylko kierowały się centru całego zamieszania. W pierwotnym zamyśle dziewczyny tuż po zakupach miały szykować się w drogę powrotną jednak blondynka postanowiła zmienić plany. Gwałtownie chwyciła dłoń anielicy i zaczęła biegnąć do źródła całego zamieszania ciągnąć za sobą zaskoczoną towarzyszkę. Jej pytający wzrok zamiast wywołał tylko zaczepny uśmieszek u Haylee.
- Na festynie możemy spotkać kogoś kto cię zna. Ai, no chodź! - powiedziała zwalniając nieco tempo biegu.
Kolorowe stoiska, tance, śpiewy oraz odświętne stroje... To wszystko wprawiało w dobry humor.  Jako pierwsze uwagę dziewczyny przykuł konkurs łucznicy. Zawodnicy musieli trafić w ruchome tarcze z opaskami na oczach. Ten kto w najwięcej tarcz trafił wygrywał parę grudek złota i smoczą łuskę. Gra wyda1wała się łatwa. Tarcze nie były jakoś katastrofalnie daleko, więc czemu nie spróbować? Organizator widząc jak nieporadnie Haylee trzymała łuk udzielił jej paru wskazówek po czym upewnił się raz jeszcze czy dziewczyna ma zasłonięte oczy. Stojący nieopodal mężczyźni kpili i żartowali z niej. Ai z przejęciem patrzyła jak jej towarzyszka szykuje się do wystrzelenie pierwszej strzały. Napięła jeszcze mocniej cięciwę i puściła. Słychać było przez krótki moment świst strzały po czym wszystko się wyjaśniło. Trafiła samo centrum tarczy. Kolejna  strzała również. Tak samo kolejna i kolejna... Wszystkie idealnie. Ci co wcześniej ją wyszydzali  nie dowierzali jej celności. Organizator pogratulował Hay. Podczas gdy obserwatorzy chwalili ją Ai nie odezwała się nawet słowem, nie ruszyła się nawet o milimetr tylko wbijała z żalem w oczach wzrok w towarzyszkę. Dziewczyna udawała że nic nie widzi i dopiero gdy odeszły na tyle by żaden z uczestników widowiska nie słyszał zagadała
- Oj no weź! O co ci chodzi?
- To było nie fair. Sama mówiłaś że nie lubisz używać magii więc czemu wtedy użyłaś telekinezy?
- Dla zabawy. A poza tym, wiesz jak ciężko zdobyć smoczą łuskę? Ej no nie obrażaj się! No dobra! Poddaję się. Następnym razem nie będę oszukiwać, więc nie rób już takich min zgoda?
- Zgoda.
Kolejnymi przystankami były pokaz tresowanych niedźwiedzi, biegi  na rękach,  wystawa wypchanych egzotycznych stworzeń, wizyta u wróżbity, występ znakomitej trupy teatralnej oraz zaklinacza ognia. Imprezę zakończyła wielobarwna parada, która wywarła na Ai nie małe wrażenie. Niestety nikt kogo zagadywały dziewczęta nie miał pojęcia skąd ona pochodzi a tym bardziej kim jest. Wiele osób nie dowierzało w ogóle, że jest ona prawdziwym aniołem wszyscy myśleli, że jest ona jedną z aktorek. Pod tym względem czas był zmarnowany. Dziewczyny nie przejmowały się tym jednak. Świetnie spędziły razem dzień pełen niezapomnianych wspomnień a to się liczyło. Nazajutrz wyruszyły w drogę powrotną.

     *                 *                            *
Podróż minęła im bez przeszkud. Już tylko mały odcinek dzielił je od chaty blondynki toteż zamiast kolejnego postoju postanowiły doczłapać się już po ciemku. Nagle zerwał się porywisty wiatr, a niebo spochmurniało. Sklepienie przecięła błyskawica. W tej samej chwili runął deszcz. Hay nic sobie z tego nie robiła wciąż zachęcała anielicę do szybszego marszu. Nagle tuż obok policzka Ai świsnęła strzała, która następnie wbiła się w ziemię tuż przednią. Wilczyca doskoczyła do towarzyszki przybierając ludzką formę. Były już na terenie jej watahy a fakt, że strzała celowo chybiła sugeruje, że było to tylko ostrzeżenie. Zdezorientowana Ai nerwowo biegała  wzrokiem.  Nim kolejna strzała doleciała Haylee utworzyła pole siłowe. Gdyby nie one strzała trafiła by anielicę w serce.  Z pobliskiego drzewa zaszeleściły liście. Po chwili z gałęzi zeskoczyła jakaś postać.
- Yo, nie przesadzasz trochę? Po co te nerwy. - zagadała Hay.
- Znasz zasady. Z premedytacją złamałaś jedną z nich. Jeżeli ktoś się dowie, gdzie aktualnie się znajdujemy znów będziemy musieli się przenieść. Zarówno ja jak i ty tego nie chcemy. Daj sobie pomóc, a ja pozbędę się problemu raz na zawszę.
- Hmm... Kusząca propozycja. Normalnie bym na nią przystała ale wiesz? Tym razem się przeliczyłaś Youkami.
- W takim razie polowanie czas zacząć... - odparła półszeptem po czym z pomknęła do przodu. Zamachnęła się, ostrze przeleciało obok Haylee. Ledwo co udało jej się go uniknąć. Jeszcze parę takich ataków. Każdy nie trafiony mimo to  nie przestawała. Wręcz przeciwnie wzmocniła tempo. Blondynka z każdym ciosem zmuszona była cofnąć się o krok aż w pewnej chwili zahaczyła o korzeń i upadła. Wróg wykorzystał to. Youkami  zamachnęła się i nim ta zdążyła wstać wyprowadziła atak. W ostatniej chwili Haylee wytworzyła pole siłowe. Ai stała sparaliżowana nieopodal. Chciała pomóc lecz strach ją paraliżował. Przeciwniczka zmieniła taktykę. Odwróciła się w stronę anielicy. Nagle ta znieruchomiała. Nieobecnym wzrokiem spojrzała na przyjaciółkę. Okolicę przeszył krzyk przerażenia pistacjowowłosej. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Ty suko! Odpier*ol się od niej!
W tej samej chwili bańka pękła. Pierwszy celne pchnięcie. Ostrze wbiło się głęboko w  ramię w puszczając do krwi Haylee truciznę. Dziewczyna jęknęła z bólu.. Przeciwniczka zaczął wiercić ostrzem w taki sposób, by rana była jak najrozleglejsza, a ból jak największy.
- Lubię poznęcać się trochę nad ofiarom nim ją wykończę. - szepnęła Youkami.
W tej samej chwili obok niej przeleciał różowy pocisk. Gdyby nie odskoczyła najpewniej trafiłby ją.  To była Ai. Już się nie trzęsła chodź nadal miała łzy w oczach. Dzięki niej Hay miała czas by wstać.
- Widzę, że już nie jesteś pod kontrolą mojej iluzji... - dostrzegając różową kulę energii w dłoniach anielicy dodała szybko – Nie pozwolę ci na to.  Rzuciła się w jej stronę, gdy w ten tuż przed nią przeleciała różowa plazma.
- Jak mniemam trucizna zaczyna działać?
- Zamknij się! - krzyknęła Haylee.  Resztkami sił za pomocą telekinezy przyciągnęła do siebie Ai po czym stworzyła kolejną bańkę. Oparła się o ramię przyjaciółki. Sama nie miała nawet siły już stać.
- Żałosne... - rzuciła przeciwniczka po czym wolny krokiem zaczęła się zbliżać. Wystarczył jeden solidny cios by bańka pękła. W tym samym momencie Haylee wykończona upadła na ziemię. Ai stanęła przed dziewczyną zasłaniając ją własnym ciałem co wywołało u Youkami szyderczy uśmiech.
- Co to ma znaczyć ?! - odezwał się kobiecy głos z zarośli. Mina Yo wskazywała, że niebyła ona zbyt szczęśliwa słysząc go. Po chwili wyszła Rena.
- A ty czego tu szukasz, odmieńcu?
Dziewczyna kompletnie zlała ją po czym podeszła do rannej i zaczęła padać jej ranę. Po chwili spojrzała z pogardą na Yo.
- To kara za złamanie reguł. Ta tutaj ośmieliła się wprowadzić na nasz teren obcą.
- Słyszałaś oskarżenia, mam nadzieję że wiesz co to oznacza, więc zapytam cię czy masz coś na swoją obronę.
- Ai, nie jest szpiegiem.  Jest moją przyjaciółką. Mieszka ze mną od dawna i..
- Czy Tytania wie o tym? - wtrąciła Rena.
- Jeszcze nie ale...
- Rozumiem. Jesteś w stanie za nią poręczyć?  Nie będzie mogła opuścić już watahy... przynajmniej żywa.  Weźmiesz za nią odpowiedzialność?
- Tak.
- W takim razie nie widzę przeszkód. Osobiście poinformuję o tym alphę.
- Ty chyba sobie żartujesz! Puścisz ją tak po prostu? TY?! Błagam nie rozmieszaj mnie.
- Dałaś jej już wystarczającą nauczkę a teraz odejdź. Może pojedynczo jesteś od nas silniejsza ale razem nie masz szans.
- Łapię. Nawet ja wiem kiedy odpuścić ale wiedz, że będę mieć na ciebie oko, dziwaku. - rzuciła Youkami po czym odeszła.
- Gardzę takimi ludźmi jak ona.  Tylko potwory mieszają w umysłach innych. A ty, nowa, lepiej uważaj na nią. Nigdy nie wiesz co jej odbije. -rzekła Rena po czym przystąpiła do opatrywania ran.
- Co TY tutaj robisz?
- Spałam podczas pracy a wy mnie obudziliście. Doprawdy nie wiem co ci ona pokazała ale twoje przerażenie dotarło do mnie z takiej odległości...
- Ai?
- Nic... To tylko iluzja.
- Ai!
- Daj jej spokój. Ona po prostu nie chce cię martwić a co do twojej rany... mamy problem. Nie musisz się martwić o ślepotę. Trucizna niedługo przejdzie ale
- Trucizna?!
- Tak, nie zauważyłaś? Gdy Youkami ją dźgnęła wstrzyknęła jej jad. Działanie jest na szczęście chwilowe. Co do rany... cholera jedna potrafi nieźle uszkodzić. Musi cię mocno boleć. Łatwo może wdać się zakażenie a zarówno Tara jak i moje specyfiki są daleko stąd. Cóż, nie mam wyjścia.
- Co chcesz zrobić?
- Możesz poczuć się osłabiona ale zaufaj mi.
- Tobie? Nigdy!
- Haylee! - upomniała ja anielica. Dziewczyna więcej się nie odezwała. Rena położyła jej dłoń na ranie. Mimo, że trwało to tylko kilkanaście sekund ona miała wrażenie, że minęły godziny.  Po jej ciele przechodziły dreszcze. Czuła się okropnie. Na początku rana bolała nie miłosiernie lecz z każdą chwilą ból malał. Nim się spostrzegła zasnęła, a gdy się zbudziła Reny już nie było zaś ona sama leżała na swym łóżku. Obok niej siedziała Ai. Wyglądała na przybitą.
- Coś się stało?
- Haylee, już nie śpisz!
- Jak widać. Czemu jesteś smutna? Ta głupia smarkula coś ci powiedziała?
- Nie! Skądże Rena poszła już kilka godzin temu i to ona pomogła mi cię tu przynieść.
- To ile ja spałam?!
- Piętnaście godzin.
- Wow! Wybacz, musiałam cię zmartwić.
- Nie, to moja wina. To ja cię w to wpakowałam. Przeze mnie zostałaś ranna i... nie chcę być znów wpędzić w trapaty. Jeśli odejdę wszystko będzie w porządku.
- Nie nie będzie. Ai, słuchaj mnie, masz zły tok rozumowania... Spójrz na to z innej strony. Obiecałam, że się tobą zajmę, więc jeśli mnie teraz opuścisz to będzie to kłamstwem. Chyba nie chcesz, żebym była kłamczuchą.
- Ale-
- Żadnych „ale” Ai! Po prostu mi zaufaj. Wszystko będzie dobrze. A teraz nie smuć się, kapiszi?
- Dobrze...
- Więc... ten tego.... Witaj w nowym domu! Mam nadzieję, że nie będziesz mieć mnie dość po tygodniu mojej gatki. - zażartowała wadera.
Nie będę! - odparła pistacjowowłosa z uśmiechem na ustach.

ZALICZONE
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits