26 września 2016

Od Zdrajcy - Walka z Wściekłym Wilkiem

Wilk stał w milczeniu przed ciemnym wylotem nory. Nie był pewien powodu, dla którego został wezwany przez Alphę i nie był pewien, czy chce go znać. Dotychczasowe doświadczenie z Darknessem kazało mu się spodziewać, że albo basior będzie chciał go zgwałcić, albo sprawdzić, co Zdrajca ma w środku. Jednak nie było wyboru. Wilk wiedział, jak należy postąpić. Czuł jakiś wewnętrzny przymus, jakiś cień uczuć, którymi darzył kogoś innego, a które kazały mu stawić się na wezwanie. Wezwanie jego Alphy. 
Skulił się jeszcze bardziej niż zazwyczaj i położył po sobie uszy. Powoli wkroczył do królestwa Darknessa. Powoli i bezszelestnie przemierzał rozległą jaskinię, pełna różnego rodzaju okultystycznymi gadżetami i księgami, rozrzuconymi na podłodze. Wreszcie dojrzał Alphę, krzątającego się niemal na samym końcu jaskini, w blasku czarnych świec. I dokładnie w tym momencie pod łapami Zdrajcy pojawiło się niezwykle ciężkie i niezwykle opasłe tomisko, zaburzając chwiejną równowagę wilka. Czarnowłosy, nie wydając przy tym praktycznie dźwięku, poleciał do przodu wyrżnął głową o twardy kamień. Zaalarmowany czymś, czego przybysz nie mógł wyczuć, Darkoss odwrócił się z groźnym warknięciem. 
- Uważaj jak leziesz. – Koło nosa Zdrajcy wylądował kawałek białego kamienia. – Lepiej napraw, co zepsułeś, zanim coś paskudnego nie upomni się o twoje ciało.
Czarny wilk podniósł się ostrożnie, chwytając kredę w pysk. Dopiero teraz zauważył, że nieszczęśliwie lądując przerwał wyrysowany białą linią krąg, otaczający pentagram, wewnątrz którego leżała już martwa przepiórka. Nie był pewny, co to oznacza, jednak szybko dorysował brakujący fragment i na wszelki wypadek cofnął się o krok.
- Msza za krwawe Igrzyska – zarechotał basior, po czym chwycił odciętą głowę kozła i rzucił na przepiórkę, chlapiąc wszystko dookoła krwią. Poprawił jeszcze krzywo stojącą świecę i wszedł do drugiego, mniejszego pentagramu. – Lepiej się cofnij.
Jednak Zdrajca ani myślał posłuchać polecenia. Przed jego oczyma działo się właśnie coś, czego sensu nie rozumiał, a co zrozumieć chciał. Darkoss przez chwilę patrzył na błyszczące z podniecenia oczy wilka, na jego ciekawość. Pochlebiała mu, o tak, ale nie zamierzał niańczyć tego dziwaka. Wzruszył do siebie ramionami i odczytał dudniące głębinami oceanu słowa. Uszy Zdrajcy poderwały się czujnie, próbując zrozumieć ich znaczenie, a nie mogąc. Wewnątrz kręgu całkiem niespodziewanie wybuchł czarny ogień, miotając się i pożerając wszystko, co znajdowało się w środku. I szukając drogi wyjścia. Zdrajca zrobił krok do przodu, a płomień rzucił się jego kierunku i… równie niespodziewanie jak się pojawił – zniknął.
- Po wszystkim – powiedział Alpha, wychodząc ze swojego pentagramu i ruszając w kierunku przybysza. Zniżył łeb na wysokość oczu wilka, w których nadal szalał czarny ogień ekscytacji. – A ty tu po co?
- …zywa…ś ..ie – wymamrotał wilk, wciąż nie mogąc się skupić po niedawnym pokazie.
- Co? – warknął Darkness. – A zresztą nieważne. Z tobą i tak się nie dogadam. – Dolna szczęka basiora wykrzywiła się w wyrazie niezadowolenia. – Ale skoro już tu jesteś to zajmiesz się czymś. Wiesz, nic nie może przeszkodzić w Igrzyskach. Nawet taka drobna niedoskonałość. – Zdrajca zogniskował całą swoją uwagę na Alphie. Zadanie. Poczuł w głębi siebie jakiś impuls, każący skupić się na poleceniu. – Chory. Na wściekliznę. Wilk z Zachodu, zdecydowanie zbyt blisko granicy. Nie byłoby miło, gdyby rozpraszał uwagę oglądających Igrzyska. – Wargi basiora rozciągnęły się w złowrogim uśmiechu do granic możliwości. – Pozbędziesz się go. Jak dobrze się sprawisz, to może częściej będziesz mi pomagał. – Po tych łowach niespodziewanie uderzył przyszłego zabójcę w łopatką. – Powodzenia.
Zaskoczony Zdrajca poleciał na prawy bok, przekoziołkował dwa razy i wylądował rozpłaszczony na już drugi raz w ciągu tego spotkania na kamieniu. Tym razem wyraźnie wyczuwalna żądza mordu od Darnessa przybrała na sile. Czarny wilk się podniósł, by stanąć pysk w pysk z jarzącymi się oczyma basiora , wpatrzonymi w… rozmazaną, białą kredę w miejscu, w którym jeszcze przed chwilą był spory kawałek pentagramu, pełen skomplikowanych run i symboli.
- Albo wiesz co? Zajebię cię tu i teraz. A tamtym wilkiem zajmie się kto inny – warknął basior, rzucając się na podwładnego. Zdrajca cofnął się o krok, na rozjaśnianą światłem księżyca Dolinę Brux. Dlaczego właśnie tu? Rozejrzał się. Ah tak. To tu przebiega granica terenów watah. Jak mógł zapomnieć? Światło księżyca nieprzyjemnie paliło futro wilka, jednak dało się to znieść. Cel. Teraz cel był najważniejszy. Zdrajca przyłożył nos do gruntu i zaczął wąchać. Choroba. Sam nie wiedział skąd zna ten zapach. Był słaby, ale dość mocny, by powieść naszego niezdarnego zabójcę przez polanę. Nie odrywając nosa od woni, z brzuchem przy ziemi, zygzakami ruszył na poszukiwania. 
Zapach doprowadził go do wylotu jaskini, a woń, z niej dochodząca była tak… przyjemna. Brudnozielona i sycząca. Przywodząca na myśl pianę, kapiącą z pyska na zimny kamień. Woń gnijącej za życia duszy. Niespodziewanie dla siebie samego, pewnie ruszył w mrok. Pierwotny mrok, który zalega tylko w miejscach, do których nigdy nie dociera światło słońca. O dziwo jego wzrok wyostrzył się i był w stanie widzieć wszystko, ze szczegółami. W ciągu dnia czy w nocy nie był w stanie dostrzec tyle, ile było mu dane w tym ciemnym zaułku świata. Czuł się jak stworzenie, żyjące we mgle, które nagle wyszło z białej chmury. 
Zapach choroby stawał się coraz silniejszy, na podłodze groty widać było coraz więcej szczątków zwierzęcych. Niektóre nie były nawet objedzone do końca i zalęgły się już w nich białe robale. Z głębi słychać było ciche chrapanie. Bezszelestnie dotarłem do umoszczonego z kości, skór i mięsa posłania, na którego środku leżał szary wilk. Sen. Zdrajca ostrożnie podszedł do karku wilka i delikatnie dotknął łapą jego głowy. Poczuł na języku gorzki smak toksycznej zieleni, a gdy się cofnął o kamień uderzyły trzy, niewielkie, brudnozielone kryształy. Wilk je podniósł i schował do niewielkiego woreczka, który nosił na szyi. Nagle cel poruszył się gwałtowniej. Zawarczał i otworzył do połowy oczy. Białka zaczęły poruszać się z niesamowitą prędkością. Przez chwilę Zdrajca patrzył na niego z zaciekawieniem, po czym znudził go widok katuszy chorego. Pochylił się nad jego szyją i powoli, niemal delikatnie, wbił kły w żywe ciało. Chory się przebudził i zaczął miotać ze skowytem. Jednak było już za późno. Dużo za późno. Brudna krew spłynęła na szczątki zwierząt, a wilk powoli zwalniał swoje ruchy. Wreszcie nastąpiły ostatnie, już pośmiertne konwulsje i znieruchomiał na zawsze. Zdrajca cofnął się, patrzył na ciało celu. Próbował odnaleźć w sobie jakieś uczucia, związane ze śmiercią tamtego… jednak nie czuł nic. Wzruszył ramionami i obrócił na pięcie, by wygodnie umościć sobie posłanie w cieniu drzewa. Krew nadal spływała mu z pyska. Wiedział, że powinien zameldować o swoim sukcesie Alphie, jednak postanowił to zrobić dopiero rano. Nie chciał narażać się na pozostałości gniewu Darkossa. Nie w tym niepewnym stanie… gdy nie czuł nic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits