Cztery znaki zaświeciły na dłoni czarnowłosego, kiedy Tyks zaczęła nucić cichutko zaklęcie. Mężczyzna nie mógł się już doczekać efektu końcowego, jednak nie dawał tego po sobie poznać. Kotka nadal śpiewała po starodeltowsku, próbując rzucić czar. Była to już trzecia próba. Nie chciała martwić Wilkobójcy, ale to powoli stawało się bezsensowne. W końcu zmęczona kotka spuściła głowę i spojrzała zdenerwowana na swojego przywódcę.
- Nic z tego. - warknęła w końcu.
Jej negatywne emocje sprawiły, że runy nad ręką Wilkobójcy zwyczajnie się rozpadły. Kawałki świeciły jeszcze przez dziesięć sekund, a po chwili całkiem zniknęły. Tak, jak wiara Darkossa w magiczne umiejętności Tyks. Dopiero, kiedy kotka zobaczyła tą złość na jego twarzy, odsunęła się przerażona i skuliła w kącie.
- Wybacz mi, mój panie. Tego nie da się wyzbyć. - westchnęła. - Ty nie jesteś demonem. I nawet, jeżeli jest jakiś sposób, to go nie szukaj. Nie...
Darkness jednak już nie słuchał biadolenia kotołaka. Wyszedł, trzaskając z całej siły drzwiami. Jeszcze raz spojrzał na wizytówkę, którą otrzymał od tej kobiety. Dokładny adres klubu oraz data i godzina jej występu. Przyjść? Naprawdę warto zmarnować ten czas na oglądanie laski, która nawet go nie pamiętała. I miała narzeczonego. A on w głębi duszy nadal czuł coś do Fragonii. I to było... jebanie wkurwiające. Nie na miejscu. Po co to wszystko? Dlaczego do cholery?!
Czyli tęsknisz.
Nie kurwa, nie tęsknił. Był pewny, że nie chciał jej już więcej widzieć i robić sobie nadziei. To nie była ona. Nie chciał już widzieć ani jej, ani tej jebanej smarkuli, która musiała wywrócić jego życie do góry nogami. Ona miała narzeczonego, a z kolei nastolatka nie dość, że była zauroczona w Marco, to jeszcze nagle dostała wielkiego focha, bo ten się o nią troszczył i wywiózł do internatu. I po huj?
Zamknął oczy i znowu myślami był przy swojej żonie. Białowłosa siedziała obok Wilkobójcy i gładziła jego czarną sierść. Byli jak ying i yang. On był mściwy, ona potrafiła wybaczyć każde głupstwo. On rozsądny, zimny, a ona wiecznie uśmiechnięta ale głupiutka. Młoda duszyczka.
- Dlaczego ty to robisz? - zapytała nagle Elaine, wpatrując się w oczy basiora. Ten tylko westchnął zdenerwowany i przewrócił się na drugi bok, mając nadzieję, że wadera odpuści sobie robienie mu kolejnych wyrzutów.
- Bo może nie chcę kochać. - warknął, spoglądając na waderę. - Nie jestem jędzą, która mówi, że miłość nie istnieje. Po prostu nie chcę znowu tego czuć. Nie chcę się poświęcać. Powinienem być niezależny i móc poświęcić nawet własnego syna, jeżeli to przysłuży się watasze.
Elaine spojrzała na niego zdenerwowana i niespodziewanie uderzyła go w pysk. Wilkobójca spojrzał na nią zdezorientowany, a na pysk białej wpełzł ten sam uśmieszek, co przed chwilą. Darkness spojrzał na nią zrezygnowany. Tak, teraz będzie mu prawić długie kazanie.
- Chcę, żebyś był szczęśliwy. Mnie już nie ma, ale będę czekać, czy znajdziesz sobie kogoś, czy nie. Będę. Nie mogę patrzeć, jak rujnujesz sobie życie. Zapomnij o mnie. Zaopiekuj się tymi, których naprawdę kochasz. I z nikogo nie rezygnuj. Nawet z Nemain. Walcz, jeżeli ci zależało. A Frago? Bądź dla niej jak prawdziwy ojciec, którego nigdy nie poznała. Nie rób jej nadziei, ale zastąp jej rodzinę.
Cała fizja po chwili zniknęła, a Darkoss został sam. Wiedział, co musiał teraz zrobić. To... o której miał być ten występ?
Nemain? *Jest przygotowana na baty za długość*
Słowa: 542
Darkness zdobywa punkty dla WKNu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!