28 marca 2017

Od Shadow "Pełna Historia przyłączenia do watahy"

Jak co dzień, wieczorną porą, poszedłem z moim starszym bratem Havenem nad rzekę między naszą przełęczą a górą Joahen, połowić ryby. Łowy w wodzie nigdy mi dobrze nie wychodziły, w przeciwieństwie do mojego brata. Gdy mi udało się złapać jakąś małą płotkę, Haven już czekał na lądzie z kilkoma dużymi Amurami. Tego dnia, nie było inaczej. Znów chodziłem przy brzegu, szukając jakiejś w miarę sporej ryby, Haven w tym czasie pływał w głębszej wodzie, łapiąc pstrągi
-Młody, dalej nie masz zamiaru zmoczyć ogona? -Żartował sobie.
-Nie, dzięki. Na brzegu pływają smaczniejsze okazy. -Starałem się jakoś wybronić, gdyż nie jestem dobrym pływakiem. Nie bardzo lubię wodę, a fakt, że łowie z bratem ryby, to prawdziwy cud.
Niedługo po tym, z brzegu zaczął wołać nas nasz kuzyn Gunnar
-Przestańcie łowić i chodźcie do przełęczy. Musicie to zobaczyć!!!-Krzyknął
-Dlaczego? Coś się stało? -Zapytał Haven
-Nie, tylko... Po prostu chodźcie, tego nie da się wytłumaczyć. Coś cudownego. -Powiedział Gunnar, po czym pobiegł z powrotem.
Przez parę chwil, zastanawialiśmy się, o co chodzi. Z naszego położenia, nie było za bardzo nic widać.
-Shadow, bierz to, co tam złowiłeś, i wracamy. -Powiedział do mnie Haven.
-Dobra. -Odpowiedziałem.
Po kilku chwilach byliśmy już w przełęczy, gdzie czekał na nas Gunnar.
-Jesteśmy, gdzie są wszyscy?-Zapytałem
-Poszli na Johaen, stamtąd wszystko widać. - Odpowiedział, po czym pobiegł w stronę góry.
Położyliśmy wszystkie ryby do małej jaskini, gdzie trzymamy żywność, i pobiegliśmy na szczyt góry. Tam już wszyscy na nas czekali i zachwyceni patrzyli w niebo. Widok był oszałamiający. Widzieliśmy pełno ,,spadających gwiazd". Wszystkie lecące w jednym kierunku. Normalnie, nie wywołałoby to takiego wrażenia, gdyby nie fakt, że jest ich tak dużo, i wszystkie spadają prawie równo. Dodatkowo blask, jaki dawały, był piękny.
Trwało to jakoś 2 godziny. Po całym zjawisku, wszyscy wróciliśmy zachwyceni do przełęczy, by zjeść wspólnie złapane przez mnie i Havena ryby, po czym położyliśmy się spać.
Następnego dnia, obudził mnie przestraszony Haven, i krzyki dookoła.
-Wstawaj szybko!!! Z naszym ojcem i wujkiem, dzieje się coś złego, tu nie jesteś bezpieczny.
-Co, co się dzieje? -Zapytałem zdezorientowany.
-Są strasznie agresywni, wujek ugryzł Gunnara, po czym zaczął walczyć z Tatą. Reszta stada stara się ich powstrzymać, ale nie da się. Straciliśmy już większość stada, nie jesteś tu bezpieczny.
Brat zaprowadził mnie pod półkę skalną i kazał mi tam siedzieć, aż po mnie przyjdzie, po czym wrócił do przełęczy.
Czekałem na niego, około pół godziny. Wrócił w siniakach i był smutny.
-O, jesteś. Co się stało? Reszta stada cała? -Zapytałem
-Eh. Nie wiem jak ci to powiedzieć. -Odpowiedział smutny Haven.
-No gadaj!!! -Krzyknąłem ze łzami w oczach.
-Stado nie żyje. Tato z wujkiem zagryźli większość stada, po czym walczyli ze sobą. W ich oczach widziałem jakby fioletowy blask, prawdopodobnie coś ich opętało. Starałem się ich od siebie odciągnąć, ale byli zbyt silni i zajęci walką ze sobą, że mi się nie udało. Tato wygrał. Zacząłem szukać matki, ale on był szybszy. Walczył z nią, ale ona była słabsza. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tato był tak agresywny, nigdy nawet nie widziałem, by atakował stado. Zabił mamę, po czym padł na ziemię. -Odpowiedział, zapłakany.
Od razu pobiegłem do wioski. Widziałem całe martwe stado oraz konającego ojca. Zapytałem się go, co się stało, ale on jakby mnie nie słyszał. Jego oczy błyskały coraz ciemniejszym fioletem, po czym popatrzył się w moją stronę.

-Przepraszam za to, co się stało. Nie mogłem nic na to poradzić. Musicie się stąd wynieść, tu nie jest zbyt bezpiecznie. Za dużo złych duchów się tu ostatnio kręci. -Powiedział konający ojciec, podając mi swój pierścień.

-Dlaczego mi to dajesz? -Zapytałem.

-Jesteś jeszcze słaby, ten pierścień powinien bronić cię przed złymi mocami, na mnie już nie działa. -Powiedział, po czym zmarł.

Siedziałem przy nim, zastanawiając się, co się dokładnie stało.
Z bratem, postanowiliśmy zrobić pogrzeb całemu stadu. W tej przełęczy jeszcze nigdy nie było tak smutno, jak tego dnia.

-Musimy posłuchać taty, tu się serio dzieje coś dziwnego. Tu nie jest już bezpiecznie.-Powiedział stanowczo brat.
-Ale gdzie pójdziemy? -Zapytałem
-Do Migradu. Kojarzysz? Takie miasto, jakieś 16 km na Zachód od góry.-Odpowiedział.
-No coś kojarzę, ale na pewno będzie tam bezpiecznie? -Zapytałem
-Na pewno, zaufaj mi. Ruszymy w południe, będzie jaśniej. -Powiedział.
Po południu wyruszyliśmy w podróż.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits