Siedziałam w
namiocie w rękach trzymając kasetę, którą otrzymałam od
Tytanii. Obok mnie znajdowała się Nel Tu, w którą wtulały się
dzieciaki. Cieszyłam się, że pomimo całej tej okropnej sytuacji
były w stanie zasnąć. Znów skupiłam swój wzrok na magnetofonie.
Chwilę zajęło mi odkrycie jak go uruchomić, jednak w końcu udało
mi się. Naprawdę nie cierpię technologii. Włożyłam kasetę i
odtworzyłam ją. Taśma zaczęła powoli się przesuwać pozwalając,
by do mych uszu dotarł głos alphy. Z początku głos brzmiał jakby
Tytania znajdowała się daleko. Głównie słychać było szumy
jednak udało mi się wycedzić z nich słowa:
- Viper!
Skurwielu, dawaj mi mikrofon! - ta... nie tego się spodziewałam.
Po tej wypowiedzi nastała cisza po czym znów słychać było szumy.
Nie trwało to jednak długo. Już po chwili rozbrzmiewał głośno i
wyraźnie głos mojej przywódczyni - Słychać mnie? To już się
nagrywa..? Dobrze, więc zacznę od początku… Dostaliśmy cynk o
tym, gdzie znajduje się zbrojownia krukonów. Jest to mały, czarny
budynek znajdujący się na obrzeżu Is’Mord. Zadaniem Twoim jest
jej zniszczenie, jednak nie będzie to wcale takie łatwe. Zbrojownia
jest pilnie strzeżona, nie wspominając już o tym, że aby dostać
się do obozu będziesz musiała minąć wiele magicznych pułapek i
czujników umieszczonych w środku. Odkąd tylko Darkness wrócił do
nas Mroku podjęła.. podjął znaczne środki ostrożności. Jeżeli
spalisz zbrojownię, nasi nieprzyjaciele stracą znaczną część
broni.. o ile nie pomylisz budynków. Ufam ci, Reno. UWAGA! Kaseta
ulegnie samozniszczeniu za…trzy..dwie.. - w tamtej chwili kaseta
wybuchła niszcząc urządzenie. Szczerze? I tak nie byłoby mi ono
do niczego potrzebne. Ważniejsze stało się dla mnie to co
powiedziała alpha... Dostałam zadanie. Tytania... ona liczyła na
mnie. Niebezpieczna misja na której mogę stracić życie jednak dla
nikogo nie byłoby przyszłości, gdyby Mroku wygrał. Jeśli nie
wróciłabym jestem pewna, że Tytania na pewno zaopiekowałaby się
szkrabami.
W mniej niż
godzinę zajęłam się niezbędnymi przygotowaniami: sprawdziłam
ostrość grot i ewentualnie doszlifowałam ją a także wykonałam
parę testów wytrzymałości łuku. Byłam gotowa. Przemieniwszy się
stanęłam w wyjściu i ostatni raz rzuciłam okiem na dzieciaki po
czym wymknęłam się bezszelestnie z namiotu pędem kierując się w
stronę Is’Mord.
* * *
Księżyc na
dobre zagościł na niebie, gdy dotarłam w tamtejsze jakże w owym
czasie nie gościnne okolice. Wdrapałam się wysoko na pobliskie
drzewo w nadziei, że wypatrzę gdzieś budynek o którym wspominała
Tytania. Niestety nigdzie nie dostrzegłam takowego budynku, zamiast
tego wszędzie roiło się od krukonów. Nie wiedząc dokąd się
udać postanowiłam zagadać do tutejszych drzew jednak żadne się
nie odezwało – wciąż jeszcze spały zimowym snem. Westchnęłam
głęboko po czym zeskoczyłam z dębu wprost na ziemię. W ten
niedaleko mnie, bo kilka metrów dalej przeszła grupka krukonów.
Dokąd szli? Postanowiłam to sprawdzić śledząc ich. I tak nie
miałam lepszego pomysłu. W tamtym garnizonie nie znalazłabym tego
czego szukałam. Krukoni szli gorączkowo o czymś dyskutując
jednak nie byłam w stanie usłyszeć o czym. W pewnej chwili przez
moją nieuwagę spod mojej łapy dotarł dźwięk łamanej gałązki.
Spłoszeni przeciwnicy szybko się odwrócili. Nim zdążyłam się
dobrze skryć dostrzegli mnie. Rozpoczęli walkę. Pierwszy, drugi,
trzeci atak... wszystkie ominęłam i puściłam się w bieg w stronę
w którą szli nim zostałam zdemaskowana. Przewracałam się ale i
tak szybko wstawałam biegnąc jeszcze szybciej niż wcześniej. Za
mną leciały kruki lecz wśród nich dostrzegłam ubytek ich sił.
Byłam pewna, że ten jeden gagatek poleciał zaalarmować. Dobra,
przyznaję, że spieprzyłam. W pewnej chwili dotarło do mnie, że
nawet nie próbują mnie złapać. To bardziej przypominało jakby
mnie dokądś zaganiali. Nie było opcji bym grała w ich chore
gierki. Gwałtownie się odwróciłam i rzuciłam na pierwszego z
brzegu ptaka. Moje pazury przeszyły go na wylot. Odskoczyłam nieco
w tył zmieniając się w człowieka. To samo zrobiły sługusy
Mroku. Naciągnęłam błyskawicznie cięciwę umieszczając
jedną... drugą... trzecią strzałę ciągle unikając ich ataków.
Nie powiem parę razy udało się im mnie trafić w końcu wszyscy
prócz jednego padli ugodzeni strzałą. Ostatni widząc jak
skończyli jego koledzy stchórzył. Nie zdołał jednak uciec. W
mgnieniu oka doskoczyłam do niego i zacisnęłam mocno swe dłonie
na jego szyi aż nie osunął się martwy. Żałosny tchórz. Zdjęłam
z niego strój sama zaś przyodziałam się w szatę mężczyzny.
Jego zwłoki starannie ukryłam po czym po skończonej pracy
naciągnęłam mocno kaptur na głowę aby nikt nie dostrzegł jej
prawdziwego oblicza. Ruszyłam w dalszą drogę. Faktycznie obóz
znajdował się niedaleko. Głupcy wpuścili mnie bez najmniejszych
„ale” i bez żadnych przeszkód mogłam się rozejrzeć. Bingo!
Na tyłach znajdował się mój cel. Musiałam tylko jakoś odwrócić
uwagę strażników. Wróciłam na sam środek obozowiska gdzie
znajdowało się ognisko. Wyciągnęłam ukradkiem spod płaszcza
jedną ze strzał i ujrzałam jej do przeniesienia ognia. Nie powiem
ciężko było ale udało mi się je przemycić. Weszłam do jednego
z sąsiednich budynków po czym jakby nigdy nic podłożyłam ogień.
Nie minęło dużo czasu i płomienie objęły całą chatę. Cały
obóz, łącznie ze strażnikami, był poruszony. Robili wszystko by
pożar się nie rozprzestrzenił dalej. W tym czasie miałam chwilę
by wemknąć się do wnętrza budynku. Nie ukrywam ilość broni była
ogromna ale w końcu miała starczyć dla całej armii Mroku.
Sięgnęłam po woreczek który zawieszony był na mojej szyi i
wyciągnęłam z niego flakonik z trucizną Nel Tu rozcieńczoną w
wodzie. Upuściłam kropelkę na pierwsze ostrze w moim zasięgu. Na
moich oczach metal oraz rozpuścił się. Podobnie potraktowałam
kilka kolejnych broni, gdy w ten drzwi otworzyły się a w wejściu
stanął krukon. Szybko skojarzył ze sobą fakty i wezwał resztę
strażników. Rozlałam w nieładzie truciznę na resztę
jednocześnie z kilku kropel robiąc sople lodu. Nie doglądałam już
dłużej mojego dzieła, musiałam jak najszybciej się zmyć, jednak
syk rozpuszczającego się metalu upewniał mnie, że dobrze
wykonałam swoją robotę. Sople pomknęły do przodu próbując
przebić ciało przeciwnika podczas gdy ja rzuciłam w czarnowłosego
zawadzający mi płaszcz krukona i dobyłam łuku. Mężczyzna, by
nie upaść cofnął się parę kroków co wykorzystałam i wybiegłam
z magazynu. Na zewnątrz czekała na mnie dwójka kolejnych
przeciwników. Wystrzeliłam w nich strzały. Niestety uniknęli
pocisków ale udało mi się wyminąć ich przy okazji przemieniłam
się. Z trudem ale jednak opuściłam obóz w jednym kawałku.
Puściłam się w bieg. Z całych sił przebierałam łapami nawet na
moment nie zatrzymując się czy odwracając głowę. Mięśnie
paliło mnie od środka zupełnie jakbym stała w płomieniach. Nie
zatrzymałam się ani razu a wręcz przeciwnie nabierałam tępa.
Jestem pewna, że podążał za mną pościg lecz gdy padłam
wycieńczona nieopodal naszego obozu nikogo nie było. Uśmiechnęłam
się nieco. W końcu przydałam się na coś Tytanii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!