Strony

17 marca 2017

Od Reny "Cel: zbrojownia" #2

Siedziałam w namiocie w rękach trzymając kasetę, którą otrzymałam od Tytanii. Obok mnie znajdowała się Nel Tu, w którą wtulały się dzieciaki. Cieszyłam się, że pomimo całej tej okropnej sytuacji były w stanie zasnąć. Znów skupiłam swój wzrok na magnetofonie. Chwilę zajęło mi odkrycie jak go uruchomić, jednak w końcu udało mi się. Naprawdę nie cierpię technologii. Włożyłam kasetę i odtworzyłam ją. Taśma zaczęła powoli się przesuwać pozwalając, by do mych uszu dotarł głos alphy. Z początku głos brzmiał jakby Tytania znajdowała się daleko. Głównie słychać było szumy jednak udało mi się wycedzić z nich słowa:
- Viper! Skurwielu, dawaj mi mikrofon! - ta... nie tego się spodziewałam. Po tej wypowiedzi nastała cisza po czym znów słychać było szumy. Nie trwało to jednak długo. Już po chwili rozbrzmiewał głośno i wyraźnie głos mojej przywódczyni - Słychać mnie? To już się nagrywa..? Dobrze, więc zacznę od początku… Dostaliśmy cynk o tym, gdzie znajduje się zbrojownia krukonów. Jest to mały, czarny budynek znajdujący się na obrzeżu Is’Mord. Zadaniem Twoim jest jej zniszczenie, jednak nie będzie to wcale takie łatwe. Zbrojownia jest pilnie strzeżona, nie wspominając już o tym, że aby dostać się do obozu będziesz musiała minąć wiele magicznych pułapek i czujników umieszczonych w środku. Odkąd tylko Darkness wrócił do nas Mroku podjęła.. podjął znaczne środki ostrożności. Jeżeli spalisz zbrojownię, nasi nieprzyjaciele stracą znaczną część broni.. o ile nie pomylisz budynków. Ufam ci, Reno. UWAGA! Kaseta ulegnie samozniszczeniu za…trzy..dwie.. - w tamtej chwili kaseta wybuchła niszcząc urządzenie. Szczerze? I tak nie byłoby mi ono do niczego potrzebne. Ważniejsze stało się dla mnie to co powiedziała alpha... Dostałam zadanie. Tytania... ona liczyła na mnie. Niebezpieczna misja na której mogę stracić życie jednak dla nikogo nie byłoby przyszłości, gdyby Mroku wygrał. Jeśli nie wróciłabym jestem pewna, że Tytania na pewno zaopiekowałaby się szkrabami.
W mniej niż godzinę zajęłam się niezbędnymi przygotowaniami: sprawdziłam ostrość grot i ewentualnie doszlifowałam ją a także wykonałam parę testów wytrzymałości łuku. Byłam gotowa. Przemieniwszy się stanęłam w wyjściu i ostatni raz rzuciłam okiem na dzieciaki po czym wymknęłam się bezszelestnie z namiotu pędem kierując się w stronę Is’Mord.

                                                                     * * *

Księżyc na dobre zagościł na niebie, gdy dotarłam w tamtejsze jakże w owym czasie nie gościnne okolice. Wdrapałam się wysoko na pobliskie drzewo w nadziei, że wypatrzę gdzieś budynek o którym wspominała Tytania. Niestety nigdzie nie dostrzegłam takowego budynku, zamiast tego wszędzie roiło się od krukonów. Nie wiedząc dokąd się udać postanowiłam zagadać do tutejszych drzew jednak żadne się nie odezwało – wciąż jeszcze spały zimowym snem. Westchnęłam głęboko po czym zeskoczyłam z dębu wprost na ziemię. W ten niedaleko mnie, bo kilka metrów dalej przeszła grupka krukonów. Dokąd szli? Postanowiłam to sprawdzić śledząc ich. I tak nie miałam lepszego pomysłu. W tamtym garnizonie nie znalazłabym tego czego szukałam. Krukoni szli gorączkowo o czymś dyskutując jednak nie byłam w stanie usłyszeć o czym. W pewnej chwili przez moją nieuwagę spod mojej łapy dotarł dźwięk łamanej gałązki. Spłoszeni przeciwnicy szybko się odwrócili. Nim zdążyłam się dobrze skryć dostrzegli mnie. Rozpoczęli walkę. Pierwszy, drugi, trzeci atak... wszystkie ominęłam i puściłam się w bieg w stronę w którą szli nim zostałam zdemaskowana. Przewracałam się ale i tak szybko wstawałam biegnąc jeszcze szybciej niż wcześniej. Za mną leciały kruki lecz wśród nich dostrzegłam ubytek ich sił. Byłam pewna, że ten jeden gagatek poleciał zaalarmować. Dobra, przyznaję, że spieprzyłam. W pewnej chwili dotarło do mnie, że nawet nie próbują mnie złapać. To bardziej przypominało jakby mnie dokądś zaganiali. Nie było opcji bym grała w ich chore gierki. Gwałtownie się odwróciłam i rzuciłam na pierwszego z brzegu ptaka. Moje pazury przeszyły go na wylot. Odskoczyłam nieco w tył zmieniając się w człowieka. To samo zrobiły sługusy Mroku. Naciągnęłam błyskawicznie cięciwę umieszczając jedną... drugą... trzecią strzałę ciągle unikając ich ataków. Nie powiem parę razy udało się im mnie trafić w końcu wszyscy prócz jednego padli ugodzeni strzałą. Ostatni widząc jak skończyli jego koledzy stchórzył. Nie zdołał jednak uciec. W mgnieniu oka doskoczyłam do niego i zacisnęłam mocno swe dłonie na jego szyi aż nie osunął się martwy. Żałosny tchórz. Zdjęłam z niego strój sama zaś przyodziałam się w szatę mężczyzny. Jego zwłoki starannie ukryłam po czym po skończonej pracy naciągnęłam mocno kaptur na głowę aby nikt nie dostrzegł jej prawdziwego oblicza. Ruszyłam w dalszą drogę. Faktycznie obóz znajdował się niedaleko. Głupcy wpuścili mnie bez najmniejszych „ale” i bez żadnych przeszkód mogłam się rozejrzeć. Bingo! Na tyłach znajdował się mój cel. Musiałam tylko jakoś odwrócić uwagę strażników. Wróciłam na sam środek obozowiska gdzie znajdowało się ognisko. Wyciągnęłam ukradkiem spod płaszcza jedną ze strzał i ujrzałam jej do przeniesienia ognia. Nie powiem ciężko było ale udało mi się je przemycić. Weszłam do jednego z sąsiednich budynków po czym jakby nigdy nic podłożyłam ogień. Nie minęło dużo czasu i płomienie objęły całą chatę. Cały obóz, łącznie ze strażnikami, był poruszony. Robili wszystko by pożar się nie rozprzestrzenił dalej. W tym czasie miałam chwilę by wemknąć się do wnętrza budynku. Nie ukrywam ilość broni była ogromna ale w końcu miała starczyć dla całej armii Mroku. Sięgnęłam po woreczek który zawieszony był na mojej szyi i wyciągnęłam z niego flakonik z trucizną Nel Tu rozcieńczoną w wodzie. Upuściłam kropelkę na pierwsze ostrze w moim zasięgu. Na moich oczach metal oraz rozpuścił się. Podobnie potraktowałam kilka kolejnych broni, gdy w ten drzwi otworzyły się a w wejściu stanął krukon. Szybko skojarzył ze sobą fakty i wezwał resztę strażników. Rozlałam w nieładzie truciznę na resztę jednocześnie z kilku kropel robiąc sople lodu. Nie doglądałam już dłużej mojego dzieła, musiałam jak najszybciej się zmyć, jednak syk rozpuszczającego się metalu upewniał mnie, że dobrze wykonałam swoją robotę. Sople pomknęły do przodu próbując przebić ciało przeciwnika podczas gdy ja rzuciłam w czarnowłosego zawadzający mi płaszcz krukona i dobyłam łuku. Mężczyzna, by nie upaść cofnął się parę kroków co wykorzystałam i wybiegłam z magazynu. Na zewnątrz czekała na mnie dwójka kolejnych przeciwników. Wystrzeliłam w nich strzały. Niestety uniknęli pocisków ale udało mi się wyminąć ich przy okazji przemieniłam się. Z trudem ale jednak opuściłam obóz w jednym kawałku. Puściłam się w bieg. Z całych sił przebierałam łapami nawet na moment nie zatrzymując się czy odwracając głowę. Mięśnie paliło mnie od środka zupełnie jakbym stała w płomieniach. Nie zatrzymałam się ani razu a wręcz przeciwnie nabierałam tępa. Jestem pewna, że podążał za mną pościg lecz gdy padłam wycieńczona nieopodal naszego obozu nikogo nie było. Uśmiechnęłam się nieco. W końcu przydałam się na coś Tytanii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!