31 marca 2017

Od Darknessa C.D Mephisto

 Czarnowłosy pokręcił głową. W sumie.. ona była gówniarą. Tylko gówniarą. A może aż gówniarą? Był pewien - to zauroczenie. Przejdzie Frago, jednak dobrze wiedział, że ona tak łatwo nie odpuści. Wiedziała, na kogo się pisze i była pewna, że wygra z Mephim tę walkę. 
 Niestety, zdecydowanie bardziej interesowały czarnowłosego osoby dorosłe i dojrzałe. Najczęściej był to kobiety, jednak Mephisto był pierwszym gejem, do którego coś czuł. I nie, nie była to iluzja, czy zwykłe pożądanie. A w każdym razie nie TAKIE pożądanie. 
 Fragonia była młoda, miała przed sobą całe życie. Była w trudnym wieku i równie dobrze w przyszłości mogłaby zostać zakonnicą lub zwykłym pustelnikiem. Chodzenie z TAKIM facetem byłoby dla niej tylko problemem. Wiedział, że jej przejdzie i wróci z podkulonym ogonem, a on będzie mógł się na niej wyżyć. 
 Darkness położył rękę na torsie Mephistofela. Teraz w jego głowie narastał nowy pomysł. Czy uda mu się zachęcić czarnowłosego? Znając tego kurduplowatego geja - tak. 
 - Meeephi.. - mruknął i zaczął kreślić paznokciem na torsie mężczyzny niewidzialne wzory. - Co byś powiedział na lampkę wina? 
 Mężczyzna zawahał się. W końcu czarnowłosy pozbawił życia jego brata. Darkness spojrzał na truchło. Powoli zaczynało cuchnąć. 
 - Wskrzeszę go, jeżeli będziesz się upierał, jednak to trochę potrwa i będę musiał znaleźć odpowiedniego dawcę na..narządy. Albo kto wie, czy Shin nie będzie potrzebował całkiem nowego ciała? To chyba się zużyło, a na dole mam truchło pewnej prostytutki. Chciałbyś mieć może drugą siostrę?
 Mephisto chciał coś powiedzieć, jednak Darkness zatkał mu usta i pobiegł do szafki po kieliszki wina. Plan był prosty - upić się i wskoczyć do łóżka z czarnowłosym. Tak bardzo brakowało Darknessowi tego doznania i tak bardzo pragnął oznaczyć Mephiego i mieć go cały czas obok.

Mephi? Kill me plis :")

Od Caoth'a

Łaziłem sobie gdzieś. Tak wyszedłem i lazłem nawet nie wiem gdzie. Pamiętam, że było sporo drzew i nie dawno padał deszcz... Było to widać doskonale. Ziemia była mokra, co spowodowało dużą ilość błota. Okolica momentalnie zamieniła się w bagno. Trzeba wspomnieć, że byłem pod postacią człowieka, a traf chciał, że wpadłem do kałuży błotnej. Nie byłej jakiej kałuży, sięgała mi chyba do pasa. Westchnąłem głęboko, zażenowany zaistniałą sytuacją. Teraz mogło tylko znowu zacząć padać. No i tak się po chwili stało. W tym czasie zdążyłem wyjść z bagna, a gdy poczułem zimne krople wody opadające na moją głowę nie mogłem się powstrzymać od przekleństw. Kląłem tak dobre kilka sekund aż w pewnym momencie lekko się upoiłem. Złość raczej nie pomoże mi się umyć...
(ktooś?)

30 marca 2017

Od Miyashi cd Haylee

Kiedy Haylee wspomniała o moich bliznach, mało się nie rozpłakałam. Powstrzymywałam się, ale szło mi to bardzo źle. Płacząc wtuliłam się w dziewczynę.
- Już, spokojnie… Nic ci przy mnie nie grozi – zapewniała. 
Jej zapewnienia nie pomagały, cała drżałam.
- Jakbym wiedziała kto ciebie krzywdzi… Jak może! – powiedziała pod nosem, ale wszystko usłyszałam. – Niech no go dorwę…
- Ale… to moja wina… - szepnęłam z płaczem pokazując jej całe pocięte ręce. 
- Nie wierzę w to… Powiedz mi, kto ci takie coś zrobił?
Jednak już nie byłam w stanie odpowiedzieć. Przypomniałam sobie o nich… o rodzinie. I o części rzeczy, jakie mi robili. Dziewczyna mnie przytuliła, co chwilę szepcząc mi coś do uszka, co miało mnie uspokoić. Po dłuższej chwili już nie płakałam, ale mocno wtulałam się w Haylee. Ona mnie lekko pogłaskała i zaczęła drapać za uszkiem, co było miłym uczuciem. Tak miłym, że prawie zasnęłam. Po chwili poczułam jak woda polała się po mnie, trochę nalało mi się do oczu, które natychmiast zamknęłam. Po chwili poczułam pocieranie w okolicy moich oczu. 
- Już wycieram, wybacz mi – zachichotała dziewczyna. Wtedy otworzyłam oczy i popatrzyłam na nią. Lekko mnie pocałowała i wzięła płyn do kąpieli, który zaczęła lekko wcierać w moje ciało, zaczynając od ramion. 
- Lusia… Czy też będę mogła ciebie umyć…? – spytałam mrucząc. To było takie przyjemne…

Haylee?

Od Kirisa cd Haylee, Araya "( ͡° ʖ̯ ͡°)"

Patrzyłem na dziewczynę zmieszanym wzrokiem. Nie wyglądała dobrze i cała się trzęsła. Mówiła do siebie i wypowiadała moje imię. Nie byłem pewien czy chce wiedzieć co się aktualnie dzieje w umyśle wilczycy. Starałem się zachować zimną krew, ale nie dało się w momentach krzyku Haylee. Spojrzałem na Arayę która wyglądała tym razem dość spokojnie, a przede wszystkim zwyczajnie.
- Czy to aby na pewno zdrowe? Ona nie wygląda najlepiej. - spytałem, gdyż nie mogłem stwierdzić, co tu się dzieje. Zacząłem chodzić po pokoju a jedyne dźwięki, jakie się po nim rozchodziły to jęczenie Alphy.
- Tak to normalne. Masz szczęście, że gdy przynosiłam wam picie, zamieniłam kubki i dodałam środki nasenne. Nawet nie wiesz, co by cię spotkało. - powiedziała Araya jakby takie wydarzenie było dla niej formalnością. Cały czas patrzyłem na wszystko krzywo czy to jest bezpieczne, a co ważniejsze normalne.
- Ale skąd wzięła takie rzeczy?! - Zdawałem sobie sprawę, że jako jedna z Alph, Haylee miała dostęp do takich rzeczy, ale żeby trzymać to we własnym domu? Chyba jeszcze nie do końca rozumiałem, jak działa świat zewnętrzny, ale trzeba się pogodzić z takimi incydentami.
- Haylee ma całą komodę takich rzeczy, tylko że to było w małej szkatułce z medykamentami. - I mała dziewczynka tym razem pod postacią już wilka spoglądała na mnie, jakby czegoś ode mnie oczekiwała.
- W takim razie co jest w reszcie szaf? Co może zajmować tyle miejsca? - Po tych słowach różowo włosa zaczęła uciekać wzrokiem i powoli można było zauważyć na jej twarzy zaczerwienienie.
- N-Nie chcesz wiedzieć. - i nagle na jej twarzy widniał wielki pomidor.
- Może masz ochotę na coś? -i dziewczyna szybko próbowała zmienić temat. Zdałem sobie sprawę, co tam może być i zaakceptowałem brak odpowiedzi.
- A więc póki Haylee śpi, może opowiesz mi coś o sobie? - znudzony zadałem pytanie, a na twarzy Arayi pojawił się ogromny uśmiech.
- Z chęcią!
Hay? Araya? 

Od Evil'a ''Wierze oblężniczę cz 1''

List, od Herghelussa. *Basiora z pewnej watahy* 28 marzec rok 2017 wioska Trefiffgo
Evil'u, nazywam się Hergheluss. Jestem przyjacielem, twojego ojca Kimura.
Nie dawno, alfa watahy w której jesteś powiedziała mi że mam ci prze kazać zadanie. Piszę to w liście, po pewnie kiedy bym do ciebie poszedł wilki, no wiesz co by mi zrobiły.
PS: W zadaniu, musisz zniszczyć dwie wieże oblężniczę........
Hergheluss Ephetyxuqi
- Coś, pewnie się stało. Nie dokończył.
Evil zwinął, list i schował do kieszeni.
Potknął się, o drugi list.
Zamieniłem, się w wilka.
- Pewnie, zakończenie.
W liście, było napisane.
Od Herghelussa, dopisek.
Przepraszam, że nie dokończyłem listu.
Pewne  wilki chcą od ciebie pomocy, po przeszkadzają im dwie wieże oblężniczę.
Ty  musisz podjąć decyzję, czy im pomoc czy nie, albo chcesz żeby ci czymś zapłacili?
Hergheluss.
Usiadłem.
Wtedy, usłyszałem pukanie do drzwi.
Otworzyłem je, i zobaczyłem trzy wilki i jeden człowiek.
Zamienił się, w wilka.
- Możemy? wejść?
- Taaaaaaaaaak!
Weszli, i usiedli na krzesłach. Pierwsze zamienili, się w ludzi.
- To, wy? te pewne wilki?
Popatrzyli się, na mnie.
- Znaczy, ludzie.
- Tak.
Powiedzieli, wszyscy.
Jeden, chciał coś powiedzieć ale drugi go popchnął.
- Mam, wam pomóc tak?
Pokiwali, głowami.
- Przeszkadzają nam, wierze oblężniczę zbudowane przez demonicę która w dziwnych okolicznościach została przez siebie samą uduszona.
- Pomogę, wam.
- Dziękujemy! no to dobry wieczór!
Chcieli, wyjść ale zastawiłem im drogę.
- Tylko, jeśli mi dacie książkę Blood Ewherust.
- Tę? książkę?!
Krzyknęli.
Kiwnąłem, głową.
- Chce, się wszystkiego dowiedzieć o Bloodzie.
- Tymmmm, synem......
Nie, dokończyli po zrobiłem groźną minę.
Poszli.
Popatrzyłem się, na mój nowy dom.
- Tylko, jeszcze trzeba ściągnąć mapę że strychu.
Poszedłem na strych, otworzyłem kufer i wyciągnąłem z niego magiczną mapę.
Otworzyłem, nią i poleciały iskry.
- Wierze, są na wschodzie.
Co chwilę, przesuwały.
- To znaczy, że 5 dni i 2 miesiące będę tam szedł tak daleko!

29 marca 2017

Od Kirisa cd Sarah "Walka"

Gdy dziewczyna zniknęła w zaroślach, nie wiedziałem co mam począć. Nie mogłem się ruszyć, a co dopiero sensownie myśleć. Próbowałem cokolwiek krzyknąć, powiedzieć, ale nie byłem w stanie tego zrobić, kiedy ona poszła tam sama. Nagle po terenie rozniósł się krzyk bestii, jakby trąby rozbrzmiały po całej łące. Spojrzałem pod siebie i zobaczyłem swoje odbicie w kałuży. Ruszyłem, nie patrząc na nic, przed siebie, do niej. Jak śmiałem pozwolić jej samej pójść w tak niebezpieczne miejsce! Nie nadążałem za swoimi myślami, gdyż nie dawało mi spokoju myślenie o Sarze. Biegłem co tchu w płucach, aż ujrzałem ich. Przede mną miała miejsce walka, między odważną wilczycą, a przerażającym smokiem.
Dziewczyna mimo strachu w oczach cały czas trzymała postawę, która pokazywała jej odwagę i dumę.

Przed nią stała bestii, a sam stwór miał dziesięć rogów i siedem głów, a na rogach jej dziesięć diademów. Podobna była do pantery, łapy jej - jakby niedźwiedzia, paszcza jej - jakby paszcza lwa. Bestia zrobiła zamach swą wielką łapą w stronę dziewczyny i a wilczyca nie była w stanie nawet odskoczyć. Potwór odrzucił ją na odległość kilku metrów i nie wyglądała na osobę zdatną do wstania. Gdy wilczyca najprawdopodobniej straciła przytomność, moloch powoli podchodził do niej. Następnym uderzeniem pewnie ją by zabił, lecz nie pozwolę mu uderzyć jej jeszcze raz.. nigdy. Wściekłość w moich żyłach była ogromna, a nienawiść do siebie jeszcze większa. Wiedziałem, że płonę i widziałem, że to coś, co przede mną stoi zaraz będzie martwe. Nie minęła nawet chwila i już wdrapywałem się na stworzenie, po czym zacząłem rozwalać mu każdą głowę po kolei. Stwór nie stwarzał zagrożenia, ponieważ był za wolny.. Wszystko było za wolne. Po chwili całe łapy miałem we krwi, a bestia padła przed nimi. Szybko podbiegłem do wilczycy.

- Wszystko okej?
Sarah? Pozdro dla wiedzących ;)

Od Sarah cd Kiris "Odwaga"

- Spokojnie, damy rade.- Powiedział, po czym po raz kolejny wychylił się by sprawdzić okolice.
Bałam się... Bałam się o niego. Na pewno zamierzał tam wyjść i walczyć by pokazać swoją męskość, lecz go tam nie puszczę... przynajmniej nie chce tego zrobić. Jeśli on chce zginąć to tylko ze mną. Z moich rozmyśleń wybił mnie właśnie ten chłopak, który miał tu ze mną zostać.
-A, a gdzie ty idziesz ??- Spytałam, chódź wiedziałam co odpowie. Nie chciałam tego słyszeć z jego ust, więc zamknęłam się na świat zewnętrzny. Miałam chwilę na przemyślenie całego planu na uratowanie go od tego potwora, wiedziałam jednak że dla mnie nie skończy się to szczęśliwym zakończeniem. Ostatnia łza zpłynęła z mojego policzka i spadła na grunt, który natychmiastowo ją wchłonął. Zdeterminowana podniosłam się zza pnia i wyszłam przed niego.
- Uciekaj, puki daje ci szansę... I pamiętaj, że nigdy cię nie opuszczę.- Wymusiłam w sobie uśmiech, by nie widział mojej słabości. Chwilę potem zwróciłam się w stronę polany, w której ciągle kryła się bestia. Nie wiem co to jest i jakie ma stosunki do innych, ale wydaje się nie najlepszym przyjacielem. W końcu ruszyłam w drogę zostawiając oszołomionego, lub zagubionego Kirisa. Nie wiem czy dobrze postąpiłam, ale dla niego to nawet w ogień skocze, i nie mam zamiaru zmieniać swojej decyzji.
Kiris?



Od Kirisa cd. Sarah "Ucieczka

Przed moimi oczami widziałem uciekającą Sarę. Wilczyca biegła z zawrotną prędkością, a jedyny dźwięk, jaki rozchodził się wkoło to kroki stawiane przez stwora podążającego tuż za nami. Nie znaliśmy okolicę, więc gnaliśmy przed siebie, by dać radę dobiec do lasu. Tam mieliśmy nadzieje, że uda nam się uciec przed potworem i gdzieś się ukryć. Szybko wskoczyliśmy za stary spróchniały pniak. Odczekaliśmy w tym miejscu dłuższą chwilę, gdyż na moment po wskoczeniu w las wszystkie dźwięki ucichły. Stwierdziłem, że trzeba coś uczynić, więc wychyliłem głowę zza przewalonego pniaka i rozejrzałem się w koło.
- Nic tam nie ma. - skierowałem wypowiedź do Sary. Niepokoiła mnie myśl czym mogło być owe stworzenie, a świadomość, że jeszcze nie zabiłem tego trofeum, była strasznie kłopotliwa. Stare nawyki kazały mi wrócić tam z powrotem, ale świadomość, że obok mnie jest Sara, powodowała we mnie dysonans. Spojrzałem na wilczyce i z niepokojem w głosie mówię do niej.

- Muszę tam wrócić.
Sarah? 

Od Zdrajcy i Fox cd. Evangeline

Zdrajca
- To nic takiego. - Czarnowłosy uśmiechnął się lekko. - Najważniejsze, że jesteś bezpieczna. Przynajmniej na razie.
  Zdrajca pomógł dziewczynie usiąść w miarę wygodnie. Wyszedł też na chwilę, by przynieść jej nieco jedzenia od gospodarza.
- Co to było? - zapytał wreszcie, gdy Evangeline powoli jadła coś na kształt wodnistego, mętnego rosołu.
- Mówisz o moim zaniku pamięci, czy o robaku? - spytała, nie przestając jeść.
- O robaku. Jeśli chodzi o pamięć mogę się domyślać, że to przez artefakt.
- Yhym... - przyznała białowłosa z pełnymi ustami. - Ymm, nie mam pojęcia czym był ten robak. Jakiś rodzaj pijawki jaskiniowej, czy coś takiego.
- Mogła cię zabić... to było nierozważne, że tak wybiegłaś - zauważył Zdrajca z lekką przyganą w głosie.
- Wtedy nie wydawało się to nierozważne. - Białowłosa wzruszyła ramionami. - Zresztą przecież wydawałeś mi się obcy. Mogłeś być kimkolwiek. Mogłeś być niebezpieczny.
  Człowiek roześmiał się. Wizja faktu, że dziewczyna uznała go za niebezpiecznego widać bardzo go bawiła.
- No co? - Ev uniosła brwi, uśmiechając się lekko.
- Śmierć cię ściga. - Zdrajca spoważniał gwałtownie. Atmosfera w pomieszczeniu zagęściła się.
- Jak to... "Śmieć mnie ściga"? - Białowłosa patrzyła na towarzysza, szukając w jego twarzy jakiejkolwiek oznaki tego, że żartuje.
- Odnalazłem cię dzięki posłańcowi Śmierci. Pytał o ciebie, a potem rozpylił w powietrzu dziwny proszek, który wskazał nam twoje położenie. Obezwładniłam go, jednak...
  Czarnowłosy skrzywił się lekko. Nie słyszał odgłosów pogoni. Czy na prawdę musiał je słyszeć, żeby być gonionym? Czy tamta osoba może być tuż za nimi? W końcu ma ten dziwny proszek.
- Jak tylko poczujesz się trochę lepiej przemieścimy się w jakieś inne miejsce - zadecydował Zdrajca, odwracając wzrok od dziewczyny.

Fox
  Dom Śmieci był jak zawsze nieruchomym i ponurym miejscem. Jednak dla Fox miało to niesamowity, magnetyczny urok. Lubiła tu przebywać... zazwyczaj. Na pewno nie w tamtym momencie. Nerwowe oczekiwanie w pokoju na pojawienie się Jego zawsze było uciążliwe, szczególnie, gdy miała złe wieści. A ostatnio nic nie szło po jej myśli. Coś się solidnie spierniczyło.
  WIĘC? PO CO TU JESTEŚ?
  Rudowłosa drgnęła, nie zauważywszy nawet, kiedy jej pracodawca pojawił się w pomieszczeniu. Przybrała zakłopotaną pozę, drapiąc się po karku.
- No więc... - zaczęła się nieco głupawo szczerzyć.
  NIE MÓW MI TYLKO, ŻE  KOLEJNA DUSZA CI UCIEKŁA.
  Fox nie przestawała się głupio szczerzyć, mimo że lodowate spojrzenie Śmierci wwiercało się w jej duszę.
  CO SIĘ Z TOBĄ OSTATNIO DZIEJE? NIGDY NIE BYŁO PROBLEMÓW.
  Z twarzy dziewczyny zszedł pogodny grymas.
- Tym razem zawiodłam nie z swojej winy. Przeszkodził mi ktoś, kogo początkowo wzięłam za zjawę. Ktoś martwy i cholernie niebezpieczny.
  Śmierć zamilkł na chwilę, jakby nad czymś się zastanawiając.
  JAK MIAŁ NA IMIĘ?
- Zdrajca bez nazwiska.
  W błyszczących, niebieskich oczach Śmierci coś zadrżało. Czyżby on go znał?
  WYBACZAM CI TEN OSTATNI RAZ. NIE ZAWIEDŹ MNIE TYM RAZEM.
  Fox skinęła poważnie głową i wyszła. Stojąc za drzwiami gabinetu poczuła olbrzymią ulgę. Dostała ostatnią szanse... dostała ostatnią szanse w sumie już po raz trzeci, ale wciąż. Lepiej tym razem tego nie spierniczyć. Nawet mu w końcu skończy się cierpliwość. Ale najpierw Zdrajca. Jeśli dowie się, czym jest, łatwiej będzie odebrać duszę tamtej dziewczynie.
  W muzgu Foxa galopowały ponure myśli. Plan zabicia Evengeline powoli się klatował. Fox uśmiechnęła się do siebie. W końcu to wyzwanie. A ona kocha wyzwania.
(Evangeline? Uuu, akcja się zagęszcza. Jeszcze tylko dodać to tego twoją wizję i jedziemy z tą magią!)

28 marca 2017

Od Evangeline C.D. Shadowa "Spotkanie Bratobójcy"

Kolejne zlecenie zwieńczone sukcesem. Właśnie wyszłam z karczmy z łatwo i przyjemnie zarobionymi pieniędzmi. Nie ma to jak dobre interesy. Postanowiłam wybrać się do lasu na wieczorne ćwiczenia. Najpierw zrobiłam sobie krótką rozgrzewkę, potem zaczęłam robić ćwiczenia rozciągające, wzmacniające, a także trenowałam walkę mieczami i moje magiczne umiejętności.Gdy skończyłam i ruszyłam w stronę domu, usłyszałam jakieś głosy. Dwóch mężczyzn, a może basiorów? Potem głosy ucichły i dało się słyszeć odgłosy walki. Zaczęłam iść w tamtą stronę. Gdy dotarłam na miejsce, spotkałam tylko jednego wilka; drugi musiał uciec. Właściwie słowo "spotkałam" będzie w tej sytuacji odrobinę nieadekwatne, gdyż wilk ten leżał na ziemi, najwyraźniej nieprzytomny. Gdy bliżej mu się przyjrzałam, zauważyłam, że to musi być nowy członek Watahy Karmazynowej Nocy. Sprawdziłam mu puls i oddech i wydawało mi się, że wszystko jest w normie. Rozejrzałam się po ścieżce. Niestety nie było tam żywej duszy. Westchnęłam, po czym zamieniłam się w wilka. Jakoś udało mi się załadować sobie bezwładne ciało na plecy. Jak najszybciej mogłam, pokonałam drogę, która dzieliła mnie od mojego domu. Położyłam wilka na mojej kanapie. Nie zauważyłam żadnych zewnętrznych obrażeń, więc na razie nie było potrzeby sięgać po jakiekolwiek lekarstwa. Wyszłam na chwilę z pokoju, by za chwilę wrócić z miską pełną wody. Położyłam ją na stoliku przy kanapie. Postanowiłam szybko wziąć prysznic i przebrać się, a gdy z powrotem zawitałam do swojego salonu, basior już odzyskał przytomność i patrzył na mnie z nieufnością.
(Shadow? Tak bezdialogowo na razie, bo nie wiem, jak się zachowasz? ^.^)

Od Arayi i Haylee cd Kiris "( ͡° ͜ʖ ͡°)" 18+

Głównie od Hay ale ciii!

Widząc oddalającego się Kirisa, oczy Arayi zaszły łzami. Na szczęście jej różowe włosy zasłoniły małe patrzałki dziewczyny. Tymczasem Alpha uśmiechnęła się pod nosem i pewna siebie stawiła krok w przód.
- Heh, wygrałeś. Ale nie myśl, że teraz ot tak cię pusz-Ej schowaj te kły! - zawołała szybko, gdy tylko Kiris przybrał bojową postawę. - Karos, wyluzuj trochę. Chciałam tylko się nieco zabawić. Co powiesz, abyś wpadł do mnie? Nie dam ci spokoju jeśli tego nie zrobisz! - dodała szybko burmusząc się przy tym niczym dzieciak z podstawówki, natomiast Araya pilnie przyglądała się swojemu obiektowi westchnień. Basior wyglądał jakby toczył wewnątrz siebie zacięty bój. Ostatecznie przystał na propozycję Haylee, co wywołało ulgę na sercu dziewczynki. Jego mięśnie jednak nie spoczęły nawet na moment. W każdej chwili gotował się do ataku. Alpha oraz rudzielec ruszyli do domu różowookiej podczas, gdy Araya została z tyłu nie wiedząc co ze sobą zrobić. Z jednej strony mocno się cieszyła, lecz wiedziała, że szefowa miała jakiś chytry plan w zanadrzu, a to już studziło radość dziewczyny.

- Oj Araya! Długo tam będziesz jeszcze sterczeć? - zawołała alpha tym samym wyrywając dziewczynkę z zadumy. Różowowłosa szybko przemieniła się w wilka i pobiegła za nimi.

                                                                          * * *

Od Evangeline(Quest 17) "Książkowi szowiniści"

Zerknęłam jeszcze raz na list, który wysłała do mnie Tytania.

Droga Evangeline,
Przez wiele lat łączyły nas dobre stosunki. Tak, jak zapewne już się domyślasz, chcę Cię poprosić o pomoc. Darkness został porwany, a Mroku rośnie w siłę. Potrzebujemy pomocy. Zechcesz z nami walczyć? Cała nasza społeczność byłaby Ci niezmiernie wdzięczna. Jeżeli podejmiesz się tej walki, przyjdź proszę do mnie do końca tego tygodnia. Z góry dziękuję i mam nadzieję, że rozpatrzysz moją prośbę.
Z poważaniem, Tytania

Nie sądziłam, że alfa Sekty Cieni kiedykolwiek napisze do mnie taki oficjalny list. Ale jak widać jest taka potrzeba. Po krótkiej chwili zastanowienia, postanowiłam, że spełnię jej prośbę. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, więc pakowanie nie zabrało mi wiele rzeczy. Broń, jedzenie, ubrania, lekarstwa, wszystko to upchnęłam do mojego niezastąpionego worka podróżnego. Wyszłam z mojego domu i zamknęłam drzwi na klucz. Rzadko to robię, bo nikt nie odważyłby się nawet spróbować wejść na moją posesję, ale z listu od Tyt jasno wynikało, że sytuacja jest wyjątkowa. Zerknęłam w stronę mojego konia, ale stwierdziłam, że nie będę go ze sobą ciągnąć. Nasypałam mu paszy, wystarczająco, by przez te kilka dni, gdy mnie tu nie będzie, nie umarł z głodu. Nalałam mu również wody i wreszcie mogłam spokojnie wyruszyć w drogę. Szłam dość szybkim marszem tak, żeby droga zajęła mi możliwe jak najmniej czasu. W ten sposób dotarłam do rozwidlenia, przy którym się zatrzymałam, po czym zmarszczyłam brwi w geście konsternacji. Tu nie było NIGDY żadnego rozwidlenia. Rozejrzałam się. Wszędzie pola i lasy i jak na złość żadnej żywej duszy. Jeszcze bardziej irytowały mnie napisy na drogowskazie. "Prawo" i "Lewo". Niezwykle to pomocne. No cóż, którąś drogę trzeba wybrać. Kierując się moją ulubioną zasadą ("Mens go left, because womens are always right") skręciłam w prawo. Przez chwilę czułam się jakbym szła przez gęstą, lepką i czarną mgłę, a potem... Znalazłam się gdzieś zupełnie indziej. Wtedy już wiedziałam, że mój wybór był błędem. Byłam na plaży, panował półmrok, wrony (kruki albo inne czarne i okropne kreatury) latały po niebie, wszystko jak wyjęte z horroru. Jeszcze żeby było ciekawiej, był tam jakiś domek, z oknami zabitymi deskami. Podeszłam do niego i otworzyłam drzwi i weszłam do niego. O dziwo, w środku było jasno i dość przyjaźnie, ale nie zmniejszało to mojej ostrożności, a wręcz przeciwnie. Wnętrze było... piękne. Całe było zapełnione książkami. Były na szafkach, na ziemi, na półkach, aż do samego sufitu. Dosłownie wszędzie. Część książek poznawałam, jako dzieła z Ziemi albo z Delty, a część była mi zupełnie nieznana. Dotknęłam jednej z nich. I to był mój kolejny błąd. Wszystko zaczęło się trząść. A potem kilka metrów ode mnie, na końcu korytarzyka pojawił się jakiś mężczyzna.
-Kim ty jesteś, człowieku?! - zapytałam głośno.
-Jam jest Zbyszko z Bogdańca i zamierzam zakończyć twoje życie poczwaro! - ja?! Poczwara?! Ja już dziadowi pieruńskiemu pokażę, gdzie raki zimują. Wjadę w niego jak Pazdan w Ronaldo i nic się nie ostanie! - Zaraz zawołam moich towarzyszy i zrobimy to razem - złożył palce i zanim zdążyłam go powstrzymać, usłyszałam charakterystyczny, wysoki gwizd. Ja go zaraz gwizdnę w tę płaską facjatę. Ruszyłam na niego z mieczem i niemalże przepołowiłam go moimi ostrzami. Do wesela się nie zagoi! Ale i tak było już za późno. Po chwili zaczęły się pojawiać kolejne postacie. William Herondale, James Cairstars, Halt, Breandan Walker (Ale przystojniejszy niż w książce), Edward Cullen(a tego to ja z chęcią rozkroję!), Harry Potter i jeszcze paru(nastu) innych. Nie za bardzo mogłam się skupiać na rozpoznawaniu ich, bo wszyscy rzucili się na mnie ze swoją bronią. Kto co miał, byle mnie dobić. Ale najbardziej ubodła mnie jedna rzecz. W ich gromadce nie było żadnej kobiety.
-Wy seksistowskie dziady! - wydarłam się na nich, z całą moją mocą tak, że zastygli w bezruchu. - Żadnej kobiety, tak?! Już ja wam pokażę! Spuszczę wam takie manto, że nie będziecie mogli się przez tydzień ruszać! Co to ma być?! Co to ma być, ja się pytam?!
-No bo tego, no... my - zaczął Harry, ale przerwałam mu:
-No co wy?! Nic! Wracać mi natychmiast do książek, żony przepraszać!!! - wydarłam się.
-Ale ja nie mam żony - odezwał się cichutki głosik, skądś z tyłu.
-Pora się zastanowić dlaczego! No już! Wracać mi do książek albo was spiorę! - po chwili nerwowego szemrania, postacie po kolei zaczęły znikać. I bardzo dobrze! Koniec z dyskryminacją. Uśmiechnęłam się triumfalnie i wyszłam z tego domu książkowych szowinistów.

Od Evangeline C.D. Zdrajcy

Powoli zaczęłam się budzić. Trochę trwało, zanim udało mi się otworzyć oczy. Czułam przejmujący ból w całym moim ciele, jednak najgorzej bolała szyja. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Zobaczyłam jakąś postać, siedzącą w rogu tego pomieszczenia. Starałam się coś powiedzieć, ale z moich ust wydobył się tylko charkot. Postać podniosła głowę i spojrzała na mnie. 
- Ev! - wykrzyknęła i podbiegła do mnie. Po chwili dostałam trochę wody. Napiłam się jej trochę, czując jak przyjemnie chłodzi moje gardło. Przyjrzałam się dokładniej temu mężczyźnie. I po chwili przypomniałam sobie wszystko. Wydałam z siebie zduszony okrzyk.
- Zdrajca?! - próbowałam zerwać się na nogi, co udało się tylko połowicznie, bo kiedy ustawiłam się do pionu, mięśnie, nieprzygotowane do takiej akcji, zgięły się i gdyby nie Zdrajca, z pewnością bym się wywaliła. Na szczęście po chwili było już lepiej. 
- O Mój Boże! Zdrajca - uśmiechnęłam się - Tak bardzo ci dziękuję. Nie wiem co mogę powiedzieć... Jestem twoją dłużniczką do końca życia. 
(Zdrajca? Elviś obiecuje Zdrajcy dozgonną miłość i wierność XDDDD)

Od Shadow "Spotkanie bratobójcy"

Zaczął się wieczór. Nie chciało mi się nic robić. Chodziłem po okolicy z nadzieją znalezienia jakiejś niezamieszkanej jaskini oraz czegoś do jedzenia. Idąc leśną ścieżką, natknąłem się na jagodowy krzew. Podczas zbierania usłyszałem jakby znajomy głos, gdzieś w okolicy. Wszedłem na najbliższe wysokie drzewo, by się rozejrzeć. Zobaczyłem czarnego wilka z jasnoczerwonymi oczami, w kapturze i czymś na kształt pancerza na łapy. Wyostrzyłem bardziej wzrok i ujrzałem mojego największego wroga. Chwilę zastanawiałem się, co on robi na Delcie, ale po chwili przestało to mieć dla mnie znaczenia.

-Oo nie, znów mi nie uciekniesz -krzyknąłem i zacząłem iść w stronę Onara.

Gdy mnie zobaczył, wyglądał na lekko zdziwionego, oraz zarazem szczęśliwego, że mnie widzi. Basior wyjął z pasa nóż, a ja zastosowałem przemianę.


-Pamiętasz mnie? Zgaduję, że nie. A pamiętasz mojego brata Havena?
-Zapytałem retorycznie.


Podszedłem do niego i jednym szybkim ruchem łapy rzuciłem nim o najbliższe drzewo. Ustał na łapach, jakby nic mu się nie stało. Podbiegł do mnie, robiąc zamach nożem, którym bym oberwał, gdybym szybko nie teleportował się za niego. Widząc, że jest szybszy, niż gdy go ostatnio widziałem, przywołałem cztery włócznie, które w jednej chwili poleciały na niego. Trzy nie trafiły, a ostatnią z nich jakoś odbił. Po chwili znów rzucił się na mnie z nożem, musiałem zrobić szybki uniknąć, gdyż kolejna teleportacja trwałaby zbyt długo. Nie udało mi się dobrze uniknąć tego ataku i dostałem w łapę. Sam fakt, że udało mu się mnie trafić, był zaskakujący, nie czekając na jego kolejny ruch, złapałem go telekinetyczne i rzucałem nim po każdym okolicznych drzewie. Przy szóstym uderzeniu upadł na ziemię. Myślałem, że już umarł, gdy nagle wstał i szykował się do kolejnego ataku. Nie chciało mi się długo walczyć, gdyż byłem zmęczony. Przyzwałem Balaama, żeby mi trochę pomógł, ale Basior rzucił nim o pobliskie kamienie i stracił przytomność. Byłem już w nerwach. Właśnie miałem znów rzucać nim po całym lesie, gdy nagle podbiegł do mnie i rozciął mi brzuch. Z bólu upałem na ziemię. Dostrzegłem, żeOnar gdzieś odchodzi, po czym... Najwyraźniej zemdlałem.



*piszcie co chcecie*


Od Shadow "Pełna historia przyłączenia do watahy" cz. 2

Po przejściu, około 3 km, dotarliśmy do jakiegoś lasu, zobaczyliśmy jaskinie, wktórej siedział jakiś stary wilk, piszący coś w swojej książce.
-Przepraszam pana, chcieliśmy się o coś zapytać. -Rzekłem do starca.
-Tak, tak, a o co chodzi?-Zapytał starzec.
-Tą drogą idzie się do Migradu?-Zapytałem.
-Tak, tak, cały czas na zachód.-Odpowiedział starzec.
-To dobrze, dziękujemy.- Powiedzieliśmy oboje, po czym ruszyliśmy dalej w stronę wodospadu.
Niedaleko wodospadu zrobiliśmy chwilowy postój.
-Ja tu coś złowię, a ty idź prosto. Powinny tam być jakieś owoce albo coś innego do jedzenia. -Powiedział Haven.
Zgodziłem się i poszedłem czegoś poszukać. Znalazłem dosyć wysoką jabłoń i wspiąłem się na nią. Zerwałem kilka jabłek i powoli zacząłem wracać, gdy nagle usłyszałem jakąś kłótnie. Słyszałem głos Havena i drugi jakby znajomy. Wdrapałem się na pobliskie drzewo, by lepiej widzieć, co się dzieje. Po chwili ujrzałem drugiego wilka. Jego widok mnie zaskoczył.
-Onar? Co on tu robi? Przecież kilka miesięcy temu został wygnany za spiski przeciwko stadu. -Pomyślałem, dalej wpatrując się w niego.
-Władcą nie zostaniesz, nie dziwie się, że stado cię wyrzuciło. -Powiedział Haven, a ja dalej rozmyślałem, o co chodzi.
-Zdziwisz się, zginiesz najpierw ty, później twój brat, a ja będe władcą Joahen -Powiedział Onar, po czym szybko wyjął zza pasa nóż, i wbił go w gardło Havena.
Ten widok mnie osłabił. Zeskoczyłem z drzewa i szybko pobiegłem w ich stronę. Onara już tam nie było, uciekł gdzieś, gdy zacząłem biec. Podbiegłem do Havena, złapałem go za gardło, starając się zatrzymać krwotok. Niestety, nie było czuć pulsu. Straciłem go, a w dodatku, Onar uciekł. Pochowałem go, obok wodospadu, a potem siedziałem nad jego grobem, jakieś pół godziny.
-Co się stało? Dlaczego ten gnój go zabił? -Myślałem.
Tego dnia czułem jeszcze większy smutek i zarazem nienawiść do byłego strażnika góry. Pierwszy raz czułem taką złość, że zabiłbym pierwszą lepszą istotę na mojej drodze. Wiedziałem, że jak zobaczę Onara, załatwię go, pomszczę mojego brata. Po postoju ruszyłem dalej. Idąc tak, zauważyłem jakąś starą jaskinię.

-Może prześpię w niej noc? -Pomyślałem, zmierzając w jej stronę.

Gdy wszedłem do jaskini, zauważyłem, że coś strasznie świeci. Głazy leżące na sobie stworzyły coś w rodzaju jakiegoś portalu. Im bliżej podchodziłem, tym bardziej zaczęło świecić. Gdy byłem jakiś metr od niego, jakby zemdlałem. Obudziłem się w jakiejś inaczej wyglądającej jaskini. Wyszedłem z niej, by rozejrzeć się, gdzie dokładnie jestem. Wychodząc z niej, zobaczyłem w oddali jakiegoś czarnego wilka. Podszedłem bliżej, by spytać się, co to za miejsce.

-Witam, powiedziałbyś mi, gdzie teraz jestem? -Zapytałem nieznajomego.
-To ty nie wiesz? Jesteś na delcie. A tak właściwie, co ty tu robisz. -Powiedział lekko zdziwiony.
-Dokładnie nie wiem. Wszedłem do portalu i po chwili znalazłem się tu.
-Jesteś członkiem sekty cieni? Zapytał mnie.
-Członkiem czego? Nie, co ty?
-To skąd tu przyszedłeś? -Zapytał jeszcze raz.
-Z ziemi, przypadkowo się tu znalazłem. -Odpowiedziałem.

Chwilę milczeliśmy w ciszy.
-Hmm, a może chciałbyś dołączyć do mojej watahy? Przydasz się. -Zapytał.

-Jasne,  akurat szukam jakiegoś w miarę bezpiecznego miejsca. -Odpowiedziałem.


I tak zacząłem służbę w Watasze karmazynowej nocy.



Od Shadow "Pełna Historia przyłączenia do watahy"

Jak co dzień, wieczorną porą, poszedłem z moim starszym bratem Havenem nad rzekę między naszą przełęczą a górą Joahen, połowić ryby. Łowy w wodzie nigdy mi dobrze nie wychodziły, w przeciwieństwie do mojego brata. Gdy mi udało się złapać jakąś małą płotkę, Haven już czekał na lądzie z kilkoma dużymi Amurami. Tego dnia, nie było inaczej. Znów chodziłem przy brzegu, szukając jakiejś w miarę sporej ryby, Haven w tym czasie pływał w głębszej wodzie, łapiąc pstrągi
-Młody, dalej nie masz zamiaru zmoczyć ogona? -Żartował sobie.
-Nie, dzięki. Na brzegu pływają smaczniejsze okazy. -Starałem się jakoś wybronić, gdyż nie jestem dobrym pływakiem. Nie bardzo lubię wodę, a fakt, że łowie z bratem ryby, to prawdziwy cud.
Niedługo po tym, z brzegu zaczął wołać nas nasz kuzyn Gunnar
-Przestańcie łowić i chodźcie do przełęczy. Musicie to zobaczyć!!!-Krzyknął
-Dlaczego? Coś się stało? -Zapytał Haven
-Nie, tylko... Po prostu chodźcie, tego nie da się wytłumaczyć. Coś cudownego. -Powiedział Gunnar, po czym pobiegł z powrotem.
Przez parę chwil, zastanawialiśmy się, o co chodzi. Z naszego położenia, nie było za bardzo nic widać.
-Shadow, bierz to, co tam złowiłeś, i wracamy. -Powiedział do mnie Haven.
-Dobra. -Odpowiedziałem.
Po kilku chwilach byliśmy już w przełęczy, gdzie czekał na nas Gunnar.
-Jesteśmy, gdzie są wszyscy?-Zapytałem
-Poszli na Johaen, stamtąd wszystko widać. - Odpowiedział, po czym pobiegł w stronę góry.
Położyliśmy wszystkie ryby do małej jaskini, gdzie trzymamy żywność, i pobiegliśmy na szczyt góry. Tam już wszyscy na nas czekali i zachwyceni patrzyli w niebo. Widok był oszałamiający. Widzieliśmy pełno ,,spadających gwiazd". Wszystkie lecące w jednym kierunku. Normalnie, nie wywołałoby to takiego wrażenia, gdyby nie fakt, że jest ich tak dużo, i wszystkie spadają prawie równo. Dodatkowo blask, jaki dawały, był piękny.
Trwało to jakoś 2 godziny. Po całym zjawisku, wszyscy wróciliśmy zachwyceni do przełęczy, by zjeść wspólnie złapane przez mnie i Havena ryby, po czym położyliśmy się spać.
Następnego dnia, obudził mnie przestraszony Haven, i krzyki dookoła.
-Wstawaj szybko!!! Z naszym ojcem i wujkiem, dzieje się coś złego, tu nie jesteś bezpieczny.
-Co, co się dzieje? -Zapytałem zdezorientowany.
-Są strasznie agresywni, wujek ugryzł Gunnara, po czym zaczął walczyć z Tatą. Reszta stada stara się ich powstrzymać, ale nie da się. Straciliśmy już większość stada, nie jesteś tu bezpieczny.
Brat zaprowadził mnie pod półkę skalną i kazał mi tam siedzieć, aż po mnie przyjdzie, po czym wrócił do przełęczy.
Czekałem na niego, około pół godziny. Wrócił w siniakach i był smutny.
-O, jesteś. Co się stało? Reszta stada cała? -Zapytałem
-Eh. Nie wiem jak ci to powiedzieć. -Odpowiedział smutny Haven.
-No gadaj!!! -Krzyknąłem ze łzami w oczach.
-Stado nie żyje. Tato z wujkiem zagryźli większość stada, po czym walczyli ze sobą. W ich oczach widziałem jakby fioletowy blask, prawdopodobnie coś ich opętało. Starałem się ich od siebie odciągnąć, ale byli zbyt silni i zajęci walką ze sobą, że mi się nie udało. Tato wygrał. Zacząłem szukać matki, ale on był szybszy. Walczył z nią, ale ona była słabsza. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby tato był tak agresywny, nigdy nawet nie widziałem, by atakował stado. Zabił mamę, po czym padł na ziemię. -Odpowiedział, zapłakany.
Od razu pobiegłem do wioski. Widziałem całe martwe stado oraz konającego ojca. Zapytałem się go, co się stało, ale on jakby mnie nie słyszał. Jego oczy błyskały coraz ciemniejszym fioletem, po czym popatrzył się w moją stronę.

-Przepraszam za to, co się stało. Nie mogłem nic na to poradzić. Musicie się stąd wynieść, tu nie jest zbyt bezpiecznie. Za dużo złych duchów się tu ostatnio kręci. -Powiedział konający ojciec, podając mi swój pierścień.

-Dlaczego mi to dajesz? -Zapytałem.

-Jesteś jeszcze słaby, ten pierścień powinien bronić cię przed złymi mocami, na mnie już nie działa. -Powiedział, po czym zmarł.

Siedziałem przy nim, zastanawiając się, co się dokładnie stało.
Z bratem, postanowiliśmy zrobić pogrzeb całemu stadu. W tej przełęczy jeszcze nigdy nie było tak smutno, jak tego dnia.

-Musimy posłuchać taty, tu się serio dzieje coś dziwnego. Tu nie jest już bezpiecznie.-Powiedział stanowczo brat.
-Ale gdzie pójdziemy? -Zapytałem
-Do Migradu. Kojarzysz? Takie miasto, jakieś 16 km na Zachód od góry.-Odpowiedział.
-No coś kojarzę, ale na pewno będzie tam bezpiecznie? -Zapytałem
-Na pewno, zaufaj mi. Ruszymy w południe, będzie jaśniej. -Powiedział.
Po południu wyruszyliśmy w podróż.


27 marca 2017

Od Zdrajcy - Walka z Syelofem (cd. Walka z Lilith)

  Zdrajca, razem z nowym towarzyszem wydostali się z groty, a potem biegli jeszcze dłuugo, dłuugo... Gdy wreszcie zwolnili, byli na samym skraju lasu. Czarnowłosy oparł się o drzewo i nagle jego uwagę przykuł dziwny pochód, zmierzający na zachód. Wyglądało na to, że ludzie i zwierzęta, niosąc na grzbietach wszystko co cenne, udają się w kierunku gór.
- Opuszczają wioskę? Dlaczego? - mruknął do siebie, a Centurion pokręcił smutno głową. Zdrajca spojrzał na towarzysza pytająco.
- Obawiam się, że TO się zaczęło.
- Jakie znowu to, możesz mówić jaśniej? - Zdrajca spojrzał na centaura z uniesionymi brwiami.
- Wielka fala. Pojawia się co jakiś czas i niszczy spory kawał wyspy. - Centurion wzruszył ramionami.
- Wielka fala? - Czarnowłosy był zdziwiony. - Myślałem, że falę mogą mieć do kilku metrów.
- Demon, kryjący się w mroku wód ją wywołuje. - Centurion wzruszył ramionami. - Można ją powstrzymać, zabijając go. Jednak żyje bardzo głęboko.
- Nie widzę problemu. - Zdrajca również wzruszył ramionami, na co centaur wzruszył ramionami. W odpowiedzi czarnowłosy wzruszył ramionami.
- Na twoim miejscu zastanowiłbym się, czy to mój problem - powiedział wreszcie Centurion.
- Kompletnie nie - przyznał Zdrajca.
- I dalej zamierzasz to zrobić?
- Tak - potwierdził, już truchtając wzdłuż granicy lasu, w kierunku możliwie dobrego punktu, by rozeznać się, gdzie najlepiej będzie się przenieść.
  Centurion pokłusował za nim.
- Przekażę ci namiar na Nawiedzony Dom - przypomniał sobie gwałtownie czarnowłosy zawracając w miejscu i stając przed Osobliwością. - Spotkajmy się tam... potem. Jeśli chcesz.
- Yhmmm - potwierdził stwór, po czym odwrócił się i pocwałował w las. A Zdrajca wyrószył na spotkanie z nieznanym.(...)

  Głębiny oceanu nie różniły się zbytnio do przestrzeni, w której Zdrajca podróżował między cieniami. Właściwie to mógłby nawet spokojnie założyć, że to tędy się przenosi. Wszędzie ciemna, zimna, lepiąca się od soli. Płynął powoli, jednak równie dobrze mógłby chyba stać w miejscu. Nic się nie zmieniało, nic się nie poruszało... przejmująca ciemność...
  Nagle widzące w mroku oczy Zdrajcy dostrzegły przenikający w oddali cień. Natychmiast skierował się w tamtą stronę, odpinając od paska sztylet, który błyskawicznie zamienił się w trójząb. Z jakiegoś powodu człowiekowi ta broń wydała się odpowiednia.
  Odległy, wijący kształt stawał się coraz bliższy. Czarnowłosy zawisnął w wodzie, a jego włosy falowały lekko w delikatnym prądzie. Czekał, gotowy do walki.
  Stwór stawał się coraz bliższy i dopiero teraz czarnowłosy uzmysłowił sobie jego monstrualne rozmiary. W porównaniu do niego był tylko małą myszką. Gwałtownie poczuł potężny prąd powietrza, ciągnący go w stronę rozwartej paszczy. Próbował płynąć w drugą stronę, jednak nie mógł się oprzeć tej sile. Wkrótce minął pierwszy rząd zębów i olbrzymie szczęki zacisnęły się za nim. Zdrajca, wiedząc, że jeśli czegoś nie zrobi, zostanie połknięty żywcem, z całej siły wbił mały trójząb w delikatne podniebienie stwora. Potwór ryknął, rozwierając paszczę i wypluwając z siebie tony wody. Jednak tym razem czarnowłosy miał się czego chwycić. I nie zamierzał puścić. Wykożystał za to tą chwilę, by wsunąć swoją prawdą dłoń do ust. Zamknął na chwilę oczy, wczuwając się w zabójczy nurt, opływający jego ciało po czym przemieniając zęby w wilcze kły odgryzł sobie dłoń. 
  Kończyna szybko się przeobraziła i czarnowłosy zdecydował się na ostateczny ruch. Podciągnął się do góry, wbijając ostrze, powstałe w miejscu odgryzionej dłoni w podniebienie, jednocześnie przeobrażając trójząb w miecz i wbijając obok. Wytworzony przez stwora nurt pociągnął go w stronę otwartego oceanu i wyrzucił daleko, daleko od niego. Jednak Zdrajca widział krew. Widział też wijące się w konwulsjach i opadające bezradnie cielsko. Wygrał. To był koniec.

C.D.N.

Od Kirisa cd Araya, Haylee "Nieudana Próba"

 Zdziwiony nie wiedziałem, co się dzieje. Gdy różowooka wilczyca wskoczyła na mnie, nie byłem pewien, co powinienem począć. Wziąłem głębszy wdech i zrzuciłem z siebie Alphę stanowczo, licząc, że zrozumie, iż nie wyrażam chęci na dołączenie do watahy zachodu. Nim wstałem, już przed moją twarzą była wpatrzona na mnie para różowych oczu. Zmarszczyłem brwi, gdy zauważyłem ogromny uśmiech na twarzy dziewczyny. Zamknąłem oczy, gdyż wiedziałem, że najbliższe dni będą bardzo trudne i w międzyczasie wydarzy się wiele.
- Nie dołączę do twojej watahy. Dobrze jest mi, będąc samotnikiem i nie planuje za żadne skarby tego zmieniać. - powiedziałem stanowczo, lecz wilczyca nawet nie zwróciła na moje wypowiedziane słowa, Jakby w ogóle ich nie usłyszała.
- Czyli dołączysz tak? - mówiła do mnie dalej promiennie uśmiechnięta różowo włosa. Spojrzałem się chwilowo na Arayę, a ona stała jak słup soli. Zastanawiałem się, co się dzieje w umyśle małej dziewczynki.
Poczułem pewien niepokój, gdy przypomniałem sobie co ja tu właściwie robię. Przede mną stały dwie wilczyce z Watahy Zachodu, gdy ja sam chciałem pójść spać. Ciężko mi było w to uwierzyć, ale spuściłem głowę, odwróciłem się, i zacząłem iść w przeciwnym kierunku od nich. gdy zacząłem odchodzić od wader, wszystko ucichło. Poczułem, że coś mnie łapie za nogi i to nie była Araya. Sama Alpha watahy zachodu zaczęła łapać mnie za kostki, krzycząc.
- Nigdzie nie idziesz Kilip! Dołączysz do mojej watahy, choćby nie wiem co! - przez moją głowę zaczęły przepływać myśli czy po prostu jej nie zabić i spojrzałem się na niedowierzającą dziewczynkę, która trzymała się za głowę jakby oszalała.
- Co ty wyprawiasz?! - zacząłem krzyczeć na dziewczynę, gdy kostki zaczynały boleć.
- Powiedz, że dołączysz, to ci odpuszczę! - po tych słowach poczułem, że moje żyły zaczynają się nagrzewać. Nie było dobrze, bo młoda dalej tam stała a ja powoli nie wytrzymywałem. Szybkim ruchem odrzuciłem od siebie waderę i zacząłem uciekać. Po kilkunastu metrach poczułem, że jestem obserwowany. Zatrzymałem się i odwróciłem z powrotem do dwójki.
Hay? Araya?

Od Tyksony "Niewola w Wolny Kraju" C.D Shadow

 >Akcja dzieje się przed wojną.<
 Tyksona odwróciła się, celując dokładnie w czoło krukona. Mężczyzna padł martwy na ziemię. Sztylet wylądował prosto nad lewym okiem. Widok cudny. Wyciągnęła ostrze i wsadziła je pod sukienkę, aby w każdej chwili mogła po nie sięgnąć. Czarna suknia leżała na niej idealnie i, jak to mówił Viper, dodawała jej kilkanaście procent do seksowności.
 - Ślicznie dzisiaj wyglądasz. I jaka nagle się groźna zrobiła.. - czarnowłosy mężczyzna wyszedł nagle z cienia. - Tyksona..
 Kotowata podniosła ostrze wyżej oczu i syknęła groźnie:
 - Zbliż się tylko, a przysięgam, że wbiję ci jedno z moich ostrzy prosto między oczy!
 Lucas jedynie się zaśmiał i pstryknął palcami. Obok niego po chwili pojawiło się kilka krukonów, uzbrojonych po zęby. Dominowała tutaj broń palna, dlatego kocica wolała nie ryzykować kolejnego uszczerbku na zdrowiu. I tak dokuczało jej lewe ramię z powodu niedawnej kontuzji na treningu z Viperem. Jej uczeń stał się lepszy od mistrza.
 Przewaga napastników sprawiła, że kocica uniosła ręce do góry w geście poddania się. Kiedy jednak czarnowłosa kobieta podeszła do niej, ta nagle wysunęła nóż i uderzyła prosto w oczy przeciwniczkę. Krukoni zaczęli strzelać, jednak Tyks zwinnie unikała każdego strzału. Trenowali ją wielcy mistrzowie, dla niej to był pikuś.
 W końcu została tylko ona z Nim. Wiedziała, że szybko upora się z krukonem. Lucas jednak nie wyglądał na przerażonego. Wręcz przeciwnie. Pewny siebie stąpał po ciałach swoich towarzysz broni. Wyciągnął miecz. Tyks zrobiła się już mniej pewna siebie.
 Zaszarżowała jednak na krukona, a kiedy ten zamierzał jej rozłupać łeb, ta nagle..zniknęła. Zniknęła, przenosząc się na Deltę. Wpadła przy tym na pewnego czarnego basiora. Podniosła się i szybko dokonało transformacji w wilka, dosłownie w kilka sekund.
 - Sorry. Nie uważałam na to, na kim ląduje. - uśmiechnęła się, myśląc, że wylądowała na Darknessie.
 Basior jednak się podniósł spod ciała wadery i uśmiechnął się mówiąc:
 - Nic się nie stało.
 Na jego widok Tyksona warknęła. Nienawidziła..uhh..tak bardzo nienawidziła wpadać na basiory..

<Shadow? Daję ci wolną rękę, wymyślaj, co chcesz :)>

Od Arayi, Haylee cd Kiris "Nowy Sojusznik?"

Wojna nareszcie dobiegła końca i czas nadszedł, by zasilić swe szeregi w nowych członków... Wszystkie watahy potrzebowały chwili, by zregenerować siły. Była to idealna szansa na odbudowę dawnej potęgi Watahy Zachodu. Różowooka nie chciała wchodzić w konflikty z żadną z watah, przynajmniej na razie, toteż postanowiła zwerbować kogoś z samotników. Tylko jak tu takowego znaleźć? Cóż, może jakimś szczęśliwym trafem właśnie przechadza się po jej terenie?
                                                                    * * *
Tymczasem różowowłosa stała przerażona wpatrując się w wilka. Najchętniej uciekłaby stamtąd albo zapadła się pod ziemię. Jego złość w oczach... Czuła ją w sobie. Taką ponętną, jednak tym razem nie cieszył ją smak tego uczucia. Żal ścisnął serce (o ile takowe posiada) dziewczynki. Nie chciała, aby ON ją znienawidził.
W ten niezręczną ciszę przerwał krzyk z oddali.
- Ej Araya! - zawołał kobiecy głos. Chwileczkę później stanęła przed nimi biało-brązowa wadera o intensywnie różowych oczach. Chytrymi oczkami zlustrowała basiora po czym zwróciła się do Arayi.
- Ej młoda, to twój znajomy? Chłopak?? KOCHANEK??? - zawołała wadera przy okazji podśmiewając się z reakcji dziewczynki.
- N-nie! - odparła gwałtownie kręcąc głową, przy okazji mocno się rumieniąc.
- Mniejsza. Jestem Haylee, Alpha tutejszej watahy. - powiedziała z entuzjazmem kładąc się na grzbiecie , tak aby klatka piersiowa wypięta była ku górze. - A ty?
Rudzielec chwilę zamarł, nie wiedząc co odpowiedzieć ani jak należycie się zachować. Nie chciał przecież wszczynać tutaj walki.
- Kiris. - odparł krótko i beznamiętnie. Wadera przez chwilę wydała się nieobecna. Zaniepokojona dziewczynka dźgnęła parę razy Haylee palcem w brzuch, aż ta nieoprzytomniała.
- Spokojnie, żyję! Ej Kerjis, racja? Jesteś samotnikiem..? -zaczęła spokojnie. W jej oczach kryła się iskierka podekscytowania. Dziewczynka nie mogąc na to patrzeć zasłoniła oczy. W innym przypadku wolałaby nie wiedzieć, jak dalej sprawy się potoczą, jednak tu chodziło o NIEGO. Basior pomachał twierdząco głową. Nikt nie spodziewał się reakcji Haylee, która gwałtownie poderwawszy się z ziemi rzuciła się na niego, jakby chciała go zagryźć. Zamiast tego jednak spojrzała mu dziarsko w oczy i z uśmiechem na pyszczku obwieściła mu, że od tej pory jest on członkiem Watahy Zachodu.

Kiris? MEHehehe!

Mikstura

Imię wilka Kimuro
Składniki Smocza łuska, żabi śluz, popiół
Czas mieszania 30 sekund

Niestety, ale był to zbyt krótki czas mieszania, przez co składniki nie połączyły się odpowiednio. 

Mikstura

Imię: Elviś (Evangeline)
Składniki: woda, smocza łuska, rdzeń meteoru, żabi śluz
Czas mieszania: 1 minuta 30 sekund

Niestety, ale składniki nie mogły się połączyć

,,Zwiady na terytorium wroga" Od Shadow cd ...Obojętnie do kogo

* Dopisek: Akcja dzieje się w czasie oraz po opowiadaniu Haylee *
By udowodnić, że jestem godzien zaufania, Viper  zlecił mi krótką misję. Miałem przeniknąć na terytorium Sekty Cieni i rozejrzeć się dookoła. By nie rzucać się w oczy i nie marnować niepotrzebnie energii, postanowiłem zboczyć lekko z leśnej ścieżki, przechodząc między drzewami. Nie widziałem nic podejrzanego, co wskazywałoby na jakiś atak lub coś. Gdy zwiedziłem większość terenu, postanowiłem zawrócić. Wydawało mi się, że idę w miarę cicho, gdy nagle jakby zza krzewów skoczyła na mnie różowa wadera.
-Jestem Hay, a ty kim jesteś? -Zapytała mnie, w dalszym ciągu  stojąc na mnie.
Zastanawiałem się, jak udało się jej mnie zaskoczyć, i z taką łatwością powalić na ziemię. Przez chwilę, też myślałem, dlaczego mnie jeszcze nie zabiła.
-Jestem Shadow, idę... -rozmyślałem co jej powiedzieć. -... idę coś przekazać szefowej -udało mi się coś wymyślić i miałem nadzieję, że w to uwierzy.
-A co dokładnie -zapytała z niedowierzaniem.
-To już nie twoja sprawa, ściśle tajne -odpowiedziałem w lekkich nerwach, mając nadzieję, że da mi spokój.
-Cóż, wyglądasz jak typowy wysłannik Tytanii, ale zachowujesz się jakoś inaczej. -Odpowiedziała, powoli schodząc ze mnie.
Podniosłem się z ziemi i zacząłem iść dalej w swoją stronę. Po kilku krokach zauważyłem, że tamta wadera idzie za mną.
-Czy ty mnie śledzisz? - Zapytałem
-Nie, po prostu nie mam nic ciekawego do roboty, chciałam powiedzieć ci, że idziesz w złą stronę, i chciałam pójść z tobą. -Odpowiedziała, wesoło się uśmiechając.
Znów miałem chwilę zastanowienia, co by jej powiedzieć. Jakby szła za mną, to serio musiałbym pójść do przywódczyni Sekty.
-Nie... Nie możesz pójść ze mną. Ta sprawa jest serio bardzo tajna i... Po prostu muszę iść sam. I nie idę źle, tylko idę inną drogą, bo muszę jeszcze coś zrobić. -Odpowiedziałem lekko zirytowany całą sprawą.
-Okay, no to ja... Ja już wrócę. -Powiedziała, jakby lekko smutna, powoli zawracając do miejsca, z którego na mnie wyskoczyła.
Chciałem zapytać się, czy wszystko w porządku, ale dłuższe rozmowy mogłyby narazić całą misję na niepowodzenie, a ja nie miałem ochoty na żadne pojedynki, ani nic takiego. Członkowie Sekty mogli być w okolicach, a podczas walki by przyszli z pomocą. Nie miałbym wtedy z nimi szans, pewnie by mnie zabili. Postanowiłem być o wiele bardziej ostrożny i trochę szybciej wrócić.

Od Haylee cd Hunter "Walka"

    Splątane w uścisk wilki walczyły wgryzając się wzajemnie w skórę przeciwnika. W końcu jednak węzeł ich ciał rozplątał się. Hunter szybko poderwał się na równe nogi, tuż za nim Haylee. Nie miała zamiaru mu odpuszczać. Uśmiechnęła się prowokująco do przeciwnika. Nie musiała czekać długo na reakcję basiora. Wilk pomknął do przodu. Na szczęście wadera uniknęła ataku. O parę milimetrów ale jednak. Pretendent okazał się szybszy niż na początku przypuszczała. Zwinnie odskoczyła w tył, w celu zachowania bezpiecznej odległości. Przez chwilę oboje stali jak wryci czekając na ruch przeciwnika. Haylee z uwagą obserwowała poczynania wroga. Nagle basior rzucił się do przodu, sądząc, że uda się mu dorwać różowooką. Haylee cierpliwie trwała w miejscu do ostatniej chwili. Gdy szczęki jegomościa rozwierały się, ta z gracją skoczyła w górę. Rozpędzony przeciwnik nie zdołał się zatrzymać. Z impetem poleciał do przodu, przy okazji ryjąc w ziemi pazurami i wzbijając potężne kłęby dymu. Pomimo odrzutu udało mu się utrzymać równowagę. Po chwili na grzbiecie basiora wylądowała Haylee. Odbiła się z niego jak z trampoliny i skoczyła dalej. Spojrzała z kpiną w oczach na pretendenta. Otrząsnąwszy się w końcu, brunatnofutry rzucił się w jej stronę. I tym razem szczęśliwie atak nie zdołał sięgnąć wadery. Wylądowała z boku wilka. Wprawdzie nie tak wdzięcznie jak wcześniej lecz wciąż o wiele lepiej niż nieznajomy. Tym razem wynagrodziła go ciekawskim spojrzeniem. Nie rozumiała dlaczego właśnie tak postąpił wiedząc jak wcześniej się to zakończyło. Ten sam atak zainicjował raz, drugi, trzeci... Bitwa przeciągała się. Nagle Haylee zrozumiała, że obcy próbował ją wymęczyć. Zaklęła pod nosem. Było to tak oczywiste, że nawet nie wzięła tego pod uwagę. Teraz, gdy ledwo stała o własnych siłach, było już za późno na oszczędzanie energii.
    Brązowofutry pomknął w jej stronę znacznie szybciej niż wcześniej. Atak kończący? Na pyszczku Haylee pojawił się chytry uśmieszek, lecz na szczęście wróg go nie dostrzegł. Wyczekiwała odpowiedniego moment. Liczyła sekundy jedna po drugiej... W ten, gdy basior był już wystarczająco blisko, aby skoczyć na waderę przed nim pojawiła się różowa bańka. Niestety albo raczej stety wilkowi nie udało się wyhamować i wygrzmocił głową w przeszkodę. Zadowolona z siebie różowooka usiadła pozwalając sobie na odpoczynek.
    - Wow! Jesteś lepszy niż sądziłam! - zawołała, gdy tylko jej oddech uregulował się. - Zarzuć mi swoje imię.
      Hunter? Sorki jeśli zdania nie ten teges, ale w opisie walk/strategii to umnie krucho ._.

Od Zdrajcy cd. Evangeline

- Patrz panie! Ktoś tam leży! - Zakapturzona dziewczyna wykrzyknęła radośnie, wskazując białowłosą postać, której ciało drżało lekko na ziemi.
  Zdrajca rozpoznał postać od razu. Nie mogło być wątpliwości. Nieznajoma ruszyła w kierunku Evangeline dziarskim krokiem, odpinając klucz od paska, jakby dobywała miecza. Błyskawicznie zareagował. Skoczył w cień, by wyłonić się tuż za plecami dziewczyny. Wymierzył z całej siły cios w jej głowę. Ta na chwilę znieruchomiała, po czym klucz wypadł jej z ręki, a sama zakapturzona upadła na ziemię. Czarnowłosy podbiegł do Evangeline i z dużą siłą oderwał robala, napuchłego od czerwonej krwi, od jej szyi. 
- Ev! - krzyknął, unosząc ją delikatnie.
- Woo panie, niezłą masz pan parę w łapach... - jeszcze przed chwilą nieprzytomna, teraz powoli zaczynała dźwigać się z ziemi. Zdrajca nie namyślając się wiele zarzucił sobie białowłosą na ramię i rzucił się do ucieczki, mijając podnoszącą się nieznajomą. Przez chwilę zdawało mu się, że w mroku dostrzegł parę czerwonych punkcików, jednak nie mógł przystanąć żeby sprawdzić, czy to prawda.
  Przebiegł może kilka kilometrów, gdy dotarł do najbliższej wioski. Za sobą nie słyszał odgłosów pogoni. Właściwie... wogle jakby ich nie było - uświadomił sobie ze zdziwieniem.
  Wioska była niewielka, jednak udało mu się namówić jednego z mieszkańców, by przenocował ich w stodole i udostępnił nieco lekarstw. Zdrajca miał nadzieję, że postawi to Ev na nogi... a przynajmniej na tyle, na ile można postawić na nogi kogoś, kto teoretycznie powinien być martwy.
(Evangeline? :3)

Od Evangeline C.D. Zdrajcy

Byłam sama. Nie pamiętałam prawie nic. Nawet wspomnienia, które po przebudzeniu były w mojej głowie zaczęły się zacierać. Byłam zmęczona. Nie miałam na nic siły. Zerknęłam w stronę głębi jaskini. Ale było już za późno. Coś albo ktoś wypełzało z głębi jaskini i było już jakiś metr ode mnie. Wyskoczyło w moją stronę, a ja nie miałam siły tego odepchnąć. Stwór przyssał się do mojej szyi, wypijając ze mnie coraz więcej krwi, jednocześnie całkowicie mnie paraliżując. Położyłam się na ziemi, a stwór wlazł na mnie, wciąż nie przestając pić. Czułam jak opuszczają mnie siły i co gorsza życie. Wiedziałam, że zaraz umrę. Jednak czy bez wspomnień stanowiłam jakąkolwiek wartość dla kogokolwiek? Ostatnim co usłyszałam przed straceniem przytomności, były kroki. 
(Zdrajca? To Foxia mi podsunęła ten pomysł ;3 Ale spokojnie, Ev już niedługo przestanie robić z siebie ofiarę losu, oczywiście o ile przeżyje ;D)

26 marca 2017

Od Haylee cd Shadow "Obcy"

Dopisek od autorki: akcja dzieje się tuż przed wojną :#
Haylee zerwała się szybko z ziemi. Coraz częściej zdarzyło jej się leżeć rozmarzona. Mocno tęskniła za Miyashi. Już prawie przygotowała wszystko do wyprowadzki i opuszczenie Sekty. Z niecierpliwością wyczekiwała dnia w którym zasypiałaby wtulona w ukochaną brunetkę z wiedzą, że zostaną już razem na zawsze. Od tego celu dzieliły ją tylko kilka dni...
Nagle do jej uszu dotarł dźwięk łamanych gałązek. Wadera skoczyła z pędem na źródło dźwięku, którym okazał się basior. Obejrzawszy go dokładnie z pewnością stwierdziła, że nie należy on do różowookiej. Na pyszczku wadery pojawił się uśmiech i pewnie spojrzała wprost w oczy obcego.

- Jestem Hay, a ty kim jesteś? - zapytała merdając wesoło puchatym ogonkiem, wciąż przy okazji nie schodząc z nieznajomego.
(Shadow? ta wiem, jestem leniem, ale nie wiedziałam jak zacząć ._.)


Od Fox cd. Fragonii i Darknessa

- Chyba cię, panie, olała XD - Fox wyszczerzyła się w kpiącym uśmiechu, a Darkness rzucił jej mordercze spojrzenie, przestając blokować drzwi i niestety tym samym przestając wyglądać komicznie.
  Po chwili Fragonia wróciła z niewielką torbą pełną jakichś drobiazgów. Uśmiechała się pogodnie, jakby gotowa na przygodę.
- Ruszajmy - zakomenderowała, zmierzając w kierunku drzwi.
- A ty dokąd?  - Wilkobójca dalej stał przed wyjściem. - Ty nigdzie nie idziesz, mała. Zostań grzecznie w domku i posprzątaj ten burdel.
- I ma mnie ominąć cała zabawa o wielki wielki Daknessie? - Czy Foxowi się zdawało, czy w jej słowach usłyszał cień ironii? - Przecież tak potężny władca jak ty nie może podróżować sam. Musi mieć swoją wierną obstawę. 
  Darkness nadal stał w wejściu, jednak nie wyglądał już na tak zdecydowanego.
- Prowadź waść, wstydu oszczędź - huknęła gwałtownie Fox, przerywając całą magię, roztaczaną przez Fragonię i sprawiając, że nawet wielki Wilkobójca się wzdrygnął. - Panie, z dwoma babami pan i tak nie wygrasz.
  Ostatecznie mężczyzna otworzył drzwi i jak ostatni cham wyszedł przez nie, nie pamiętając o przepuszczeniu kobiet przodem.
- Brawo młoda, kompletnie zniszczyłaś obronę tego gbura - Ruda ponownie wyszczerzyła się wesoło, tym razem w kierunku dziewczyny. - Panie przodem.
  Fox zrobiła ostentacyjny gest, zapraszając koleżankę do wyjścia.
(Frago, Darkuś? :3)

Od Zdrajcy cd. Evangeline

- Ev? - Zdrajca zapytał ponownie przez drzwi, jednak nie otrzymał żadnej odpowiedzi. - Ev! Wchodzę.
  Gdy znalazł się w pomieszczeniu ujrzał ewidentny brak białowłosej. Za to jedyne okno w pokoju było teraz otwarte, choć czarnowłosemu wydawało się, że go nie dotykał. Pobiegł do niego i wyjrzał na zewnątrz. Nic. Ani śladu dziewczyny. Zdrajca strasznie się zmartwił. Na wszystkich bogów, przecież ona straciła pamięć! Co jeśli pójdzie w jakieś niebezpieczne miejsce i stanie jej się krzywda?
  Czarnowłosy odwrócił się od okna i wybiegł z pokoju, zbiegł po schodach i wypadł z budynku. Zmieniając się w wilka, skoczył w stronę okna od sypialni Evangeline. Będąc już na miejscu zaczął obwąchiwać teren, jednak na niewiele się mu to zdało. Miał beznadziejny węch...
  Zaczął dreptać w miejscu, nie wiedząc co robić. Gdzie mogła pójść, gdzie mogła pójść? Jego myśli galopowały jak stado rozpędzonych koni. Jak można znaleźć kogoś, kto o tej porze po prostu wybiegł z domu?
- Ałł... - mruknął ktoś, kto pojawił się praktycznie znikąd na trawniku przed Zdrajcą. Zdziwiony człowiek powiódł po nim wzrokiem. Był raczej niski, ubrany w szare ogrodniczki i czarną koszulkę z kapturem, spod którego nie było widać twarzy.
- Wszystko w porządku - zreflektował się po chwili, podchodząc do nieznajomego.
- Taa... - mruknął tamten opryskliwie, zbierając się z ziemi. - Inożem musiała przerwać rozgrywkę w lola. Zbanują mnie za afkowanie, psia krew. Ty jesteś... - dziewczyna uniosła pustą klepsydrę do oczu - Evengeline Nabody?
- Nie - zaprzeczył zgodnie z prawdą Zdrajca. Coś w nieznajomej zaczynało mu się nie podobać.
- Hmm... dziwne. Powinna tu być dopiero co martwa - przybyszka pokręciła głową, chowając klepsydrę za paskiem. - No nic tam! Powinnam być w stanie ją znaleźć po smudze, jeśli dopiero cużech tu była.
- Po... smudze? - Czarnowłosy uniósł brwi do góry.
- Yep. - Zakapturzona dziewczyna wsunęła dłoń do przypiętego na pasku woreczka i wstrząsnęła ręką, jakby coś rzucał w powietrze. - I proszę, mamy wyraźny ślad! - ucieszyła się, zmieniając się w rudego, patyczakowatego... wilka? I ruszając przed siebie raźnym truchtem. Zdrajca nie mając lepszej alternatywy ruszył za nią.
(Evangeline? Mamy gościa :> Komuś się bardzo nudziło :>)

Od Evangeline - Walka z Mikronem

Zerknęłam niepewnie w stronę miejsca, w którym miał pojawić się stwór. Specjalnie przybyłam tutaj o zmierzchu, żeby w ogóle móc go znaleźć. Mikron, bo tak bowiem nazywała się ta kreatura był niskiego wzrostu, miał szarą skórę albo to, co na skórę wyglądało, i wielkie, czarne oczy. Przynajmniej tak twierdził zleceniodawca. A że nagroda zachęcała, przyjęłam zlecenie. Cóż zrobić. Taka praca. Rozejrzałam się dookoła, a gdy wróciłam wzrokiem w stronę ścieżki, na której spodziewałam się spotkać stwora, zobaczyłam, że stoi tam jakieś... coś. Ale grunt, że pasuje do opisu. Przypomniałam sobie radę zleceniodawcy. Żadnych gwałtownych ruchów. Bo jak się wystraszy, to, mówiąc kolokwialnie, będzie po imprezie. Mikron spojrzał na mnie ogromnymi oczami. Starałam się powoli wyciągnąć miecz. Stwór na razie nie reagował. Dopiero, gdy zamachnęłam się na niego, a miecz jedynie przeciął powietrze, poczułam w czaszce promieniujący ból. Zatoczyłam się lekko. Mikron stał kilka metrów dalej i wciąż spoglądał na mnie badawczo. Już ja mu wydłubię te przerażające ślepia i sprzedam na allegro! Jasny gwint! Starałam się zachować jasność umysłu, ale szło mi to opornie. Na szczęście nienawiść do kosmity trochę pomagała. Ruszyłam na niego, co poskutkowało jedynie pojawieniem się w mojej głowie wizji. Koszmary, zmasakrowane ciała, to wszystko mnie zaślepiało. Jednak w mojej głowie wciąż paliła się czerwona, jaskrawa lampka. Muszę zabić cholernika. "Włączyłam" moje magiczne miecze. Ruszyłam na Mikrona. Był wolniejszy i mniej zwinny ode mnie więc powinno się udać. Im byłam bliżej, tym bardziej wizje się nasilały, ale byłam bardzo zdeterminowana. Próbował uciekać, ale dogoniłam go. Przewróciłam Mikrona i położyłam stopę na jego szyi. Przyłożyłam miecz do jego szyi. Właściwie ostatnie co widziałam w jego to było czyste przerażenie. Ale cóż zrobić. Wbiłam oba miecze w jego klatkę piersiową. Z ran zaczął sączyć się srebrzysty płyn, który połyskiwał w świetle zachodzącego słońca. Wyjęłam miecze i wytarłam je o trawę. Był Mikron, nie ma Mikrona. Odcięłam mu głowę i schowałam do worka. Zleceniodawca tak kazał. No cóż, klient nasz pan. Nie wiem po co mu ona, ale nad łóżkiem to on jej raczej nie powiesi. Ale to już nie mój interes.

Poproszę o 1 pkt do techniki; 201 do zwinności i 98 do zręczności (mam nadzieję, że mi nikt do tego czasu bossa nie zabierze ;-default smiley ;)

Mikstury!

Wilk: Haylee
Składniki: Woda, Popiół, Zielny Puch
Czas Mieszania: 30 sek
Haylee dokładnie zmieszała wszystko w kotle, dzięki czemu powstał jej zielony proszek o właściwościach...odurzający. Czyżby nowy typ amfetaminy?

Wilk: Apollo
Składniki: Popiół, Żabi Śluz
Czas Mieszania: 2 min


Niestety, ale za długi czas mieszania sprawił, że mikstura się przegotowała..

Wilk: Atos
Składniki: Futro z dwunożnego borsuka, Smocza łuska, Rdzeń meteoru, Żabi śluz, Zielony Puch
Czas Mieszania: 1min 30sek

Atos otrzymał pelerynę niewidkę!

Kot: Rena
Składniki: Popiół, Żabi Śluz, Woda
Czas Mieszania: 2 min


Rena mieszając te składniki otrzymała pewną broń, zwana potocznie lepkim granatem, który osłabia przeciwnika <- 300 do siły i 300 do zwinności podczas walki dla wroga>

Wilk: Araya
Składniki: Żabi śluz, Futro z dwunożnego borsuka, Smocza łuska, Rdzeń meteoru, Popiół
Czas Mieszana: 1min
Niestety, jednak Araya nie otrzymała nic.

Szczeniak do adopcji!

Yuuza
GODNOŚĆ:  Ashira Goldeneye. Często nazywana Arielką (ze względu na kolor włosów) Czasem mówią na nią Shira
PRZYNALEŻNOŚĆ: Wataha Karmazynowej Nocy
PŁEĆ: Dziewczynka
WIEK: 10 lat
RODZINA: Uważa watahę za swoją rodzinę, ponieważ swojej własnej nigdy nie poznała.
STANOWISKO: Uczeń Maga 
CHARAKTER: Shira jest... specyficzna. Jest bardzo miła, pomocna, a także towarzyska. Często się śmieje i ma do siebie sporo dystansu. Jednak nie dajcie się zwieść! Pod tą burzą czerwonych włosów kryje się mały szaleniec, który na światło dzienne wyłazi tylko czasem! Ale o tym w zainteresowaniach. Uwielbia inne dzieci i często się nimi opiekuje. Nigdy nie okazuje smutku. Ale niestety (albo stety) jak każdy z nas ma wady. Jej wadą jest... Jakby to powiedzieć... Arogancja? Tak. To najlepsze słowo. Ta kreaturka potrafi czasem nieźle dopiec. Dzięki swoim umiejętnościom pomimo młodego wieku jest dość szanowana.
ZAINTERESOWANIA/TALENTY:  Uwielbia tańczyć. Świetnie jej to wychodzi, niestety ona sama sądzi inaczej więc robi to tylko wtedy, gdy jest samiuteńka. Uwielbia również zawstydzać ludzi i patrzeć na ich reakcję.
MOC:  
  •  Waiting for future - potrafi przewidywać przyszłość. Pomimo młodego wieku udaje jej się panować nad mocą 
BANK: 200$
CIEKAWOSTKI: Zawsze, gdy się nad czymś zastanawia, lekko przechyla głowę; zawsze patrzy prosto w oczy; nie potrafi kłamać; gdy jest szczęśliwa często podskakuje; bardzo lubi deszcz; nie widać jej na zdjęciach. Ani w lustrze. Właściwie chyba tylko w wodzie, a i tak jest to dość niewyraźna.

Wyrzutek (Od Kida)

RETROSPEKCJA.
Wysłanie mnie do północnego królestwa Ephas przez rodziców było najgorszym pomysłem. Zrobiło mi się ich żal, kiedy wsiadłem do karocy. Zgodziłem się na to wyłącznie dlatego, żeby usunąć sojusz między królestwami. W czasie podróży zacząłem się zastanawiać, czy moje zachowanie nie przekracza pewnej granicy albo czy już ją przekroczyło. Będąc księciem mogę sobie pozwolić na tak wiele. Nie należy mi się ten tytuł. W połowie drogi karoca została zatrzymana. Wyjrzałem przez okno, ale nie zauważyłem nic niepokojącego.
-Tutaj jesteś - ktoś gwałtownie otworzył drzwi i siłą wyrzucił mnie z karocy.
-Kim jesteście? - próbowałem się podnieść. Moje serce waliło coraz mocniej.
-Nie twój interes - pierwszy raz zostałem pobity.
Nagle straciłem przytomność. Po kilku godzinach obudziłem się związany przy ognisku głęboko wewnątrz lasu. Pozostali byli w gorszej sytuacji od mojej. To pewnie przez mój młody wiek albo będą próbowali zdobyć informacje na mój temat.
-Obudził się! - zawołał bandyta.
-Długo spałeś, jak się czujesz? - zapytał jeden z nich.
-Myśleliśmy, że jesteś już po drugiej stronie - zaśmiał się.
-Odezwij się, dlaczego milczysz?
-Może potraktowaliśmy go zbyt ulgowo - zasugerował.
-Zabiję was - powiedziałem.
-Ty nas zabijesz?
-Słyszycie? Chłopiec twierdzi, że nas wszystkich zabije.
-Myślisz, że przez swój status masz nad nami przewagę? - zbliżył się do mojej twarzy.
-Cokolwiek ode mnie chcecie i tak wam nic nie zdradzę - starałem się mówić spokojnie i pewnie.
-Bezużyteczny, pozbądźmy się go.
-To szlachcic, może nam przynieść więcej złota.
-Będziesz współpracował? - milczałem.
-Podaj nóż, rozwiążemy to inaczej - przestałem udawać twardego, na poważnie zacząłem się bać.
-Nie dajesz mi wyboru, naprawdę… - zamknąłem oczy.
Usłyszałem potężny huk, wszyscy równo odwrócili się w stronę skąd dochodził odgłos.
-Poszukajcie przeciwnika równego sobie - kapelusz zwrócił moją uwagę.
-Czarnoksiężnik Tolbas? To nie twoja sprawa, miałeś nie ingerować w nasze działania. -Niczego nie obiecywałem, przyszedłem po złoto, które ukradliście - nie zwracał uwagi na jeńców.
-Złoto? Zamierzasz je zwrócić?
-Oczywiście, że nie. Zatrzymam wszystko dla siebie.
-Nie masz prawa nam tego zabierać! - bandyta pobiegł prosto na czarnoksiężnika.
Mężczyzna nie użył żadnego zaklęcia, a przeciwnik wylądował na pobliskim drzewie.
To moja szansa - bez zastanowienia, zacząłem się uwalniać z węzłów.
W tamtym momencie ujrzałem jakiś blask, a węzły się rozplątały i byłem wolny.
Nie czekałem długo, od razu wstałem i zacząłem uciekać.
-Pomóż nam! - złapał mnie za nogę jeden z jeńców.
Ja… - zacząłem go rozwiązywać.
Czarnoksiężnik pozbył się wszystkich bandytów i uwolnił pozostałych.
-To była krótka współpraca - sprawdzał kieszenie.
-Współpraca? - zapytałem.
-W zamian za ochronę, oddawali mi część złota.
-Więc dlaczego… - przerwał.
-Zabroniłem im posiadania jeńców. W dodatku, nie byli wybitni w swoim “zawodzie” okradania.
-Dziękuję - uratował mnie.
-Wracaj do domu - zaczął odchodzić.
-Poczekaj! - krzyknąłem.
-Zatrzymujesz mnie?
-Nie mam domu, zabierz mnie ze sobą - nie chciałem wracać.
-Dokąd?
-Z dala stąd, gdziekolwiek.
-Księcia? Nie mogę nawet dotknąć kogoś tak ważnego - wiedział o mnie.
-To dlatego zostałem przez ciebie uratowany?
-Nie obchodzi mnie kim jesteś.
-Nienawidzę królestwa, nienawidzę siebie - zasłoniłem twarz.
-A ja nienawidzę takich ludzi jak ty… I jednocześnie nie potrafię ich zostawić. Chodź! - wskazał drogę i poszliśmy razem do jego wieży.
TERAŹNIEJSZOŚĆ.
Kiedy wychodziłem po kolejnej wygranej w karty, zaczepiła mnie Neshi.
-Musimy porozmawiać - opierała się o ścianę.
-O czym? Jest już późno, a jutro idę na zwiady.
-Nie chcę rewanżu, to coś znacznie ważniejszego niż twoja gra.
Po chwili zastanowienia spytałem:
-Gdzie? - ziewnąłem ze zmęczenia.
-Na zewnątrz.
-A więc? - pewnie miała mi za złe, że przyłapali ją na oszustwie.
-Ito, to naprawdę ty? - spojrzała mi w oczy.
-Kto? - nie rozumiałem o co jej chodzi, słyszałem, że ktoś taki istniał, ale podobno zaginął.
-Nic nie pamiętasz? - patrzyła na mnie ze smutkiem w oczach.
-Przypominam go?
-Ito był dla mnie jak brat, wszędzie go rozpoznam. Jedynie ze mną spędzał czas, bo nikt inny nie zwracał na niego uwagi. Ciężko było mu znaleźć swoje miejsce u nas. A potem jeszcze uciekł… - nagle spuściła ze mnie wzrok.
-Czy karty ci nie udowodniły?
-Karty to nie wszystko, mogłeś się nauczyć - mimo, że Ito był taki nieporadny, ona nadal w niego wierzyła.
-Ja nic nie pamiętam.
-Musimy odzyskać twoje utracone wspomnienia.
-Musimy?
-Razem - od tej pory coraz częściej się widywaliśmy.
Neshi zajmowała się zaopatrzeniem, ale kiedy miała wolną chwilę, przychodziła do mnie. Pokazywała ulubione miejsca Ito, takie jak wnęka w tamie, dookoła drzewa czy porzucona karoca w lesie. Opowiadała o jego zachowaniu. Cały czas chodził zamyślony, był cichy i miły. W ogóle mnie nie przypominał.

Od Soey do Berbaliox'a ''Cela i krukoni''

Feloix, ja i Flower zostaliśmy gdzie indziej prze teleportowani.
- Gdzie? my jesteśmy?
- Nie wiem, to nie wygląda jak delta.
- Śmierdzi, tu też.
Flower, mówiła prawdę śmierdziało czymś.
Wstałam, a Flower i Feloix otrzepali się z kurzu.
Wyszliśmy z kąta, że skrzyniami.
- Wygląda mi, to na zamek jakiś tylko z kamerami.
- Soey, za tobą!
Odwróciłam, się zobaczyłam czarne stworzenie z workiem.
- AAAAAAAAAA!
Zemdlałam.
19:55, otworzyłam oczy.
Byłam w celi, obok w innych celach były te dziwne stworzenia ale szaro-czarne bez białego.
- Ajj, DLACZEGO JA JESTEM! W CELI!
- Bo robot-krukon, Hriuf wiedział że będziesz w bazie Berbaliox'a z przyjaciółmi bez Berbali'ego.
- SKĄD! znasz jego imię!
Patrzyłam, się na krukona groźnie.
- Berbaliox, zawsze je komuś powtarza na przykład....
Zobaczyłam, przechodzącego chłopaka z nożem poplamionym krwią.
Spojrzał, na mnie i uśmiechnął się.
- O, kogo ja tu widzę!
<Berbaliox?>

Nowa Postać do Adopcji

"Wierni cierpią słuchając szatana, 
którego uważają za pana,
 ale to grzesznicy prowadzą 
prawdziwe życie."
Sevil-S
GODNOŚĆ: Dwie dusze, jedno serce, jedno ciało i wiecznie nieustanna walka o nie. Można powiedzieć, że w tym wilku mieszkają aż dwa basiory, z czego jeden z nich nie wie, jak nazywa się drugi. Jednak tak naprawdę ciałem steruje młody szczeniak, który dostał się tutaj, ponieważ chciał mieć nowe życie. Basior  ten nazywał się Seth, ale odkąd przybył tutaj, wszyscy, bez wyjątku, wołają mu Luven. Chłopakowi to bardzo odpowiada. Polubił to swoje nowe wcielenie, aczkolwiek nie ukrywa też, że chciałby wrócić do swojego zwykłego ciała. Póki co nie posiada żadnych "zajebistych" ksyw. Jedynie zdrabniają jego imię do samego Luv.
PRZYNALEŻNOŚĆ: Wataha Zachodu
PŁEĆ: Basior, w którym zresztą zamieszkuje młody chłopak
ORIENTACJA: To raczej intymny temat. Bo co gdyby się okazało, że Luv jest gejem? Pewnie duża część wilków znienawidziłaby go za to. Chociaż...może i nie? No cóż, basior nie poczuł jeszcze nigdy pociągu do drugiej osoby, a więc może iść za tym to, że jest istotą aseksualną. Kto jednak wie, czy kiedyś się może zauroczyć? Wiem póki co jedno: druga dusza Luven jest panseksualna. Sam wilczek prawdopodobnie jest heteroseksualny. Jednak kto wie, czy faktycznie nie jest w stanie się zakochać?  WIEK: Tak naprawdę przestał liczyć już swoje lata. Sam w sumie nawet nie wie, czy ma je liczyć od dnia, w którym przyszedł na świat, czy od dnia, kiedy stał się wilkiem? Od rodziny odszedł, kiedy miał może z szesnaście wiosen (chodzi mi tu o wiek ludzki). W wilczym ciele jest dokładnie trzy lata. Kiedy trafił do owego ciałka wiadomo jednak, że wilk był już dorosły i posiadał ze trzy lata. Powiem po prostu: ciało ma lat sześć, umysł cztery.
SYMPATIA: Nie posiada.
RODZINA: To było dawno i już nie wróci. Wolałby nie poruszać tego tematu.
STANOWISKO: Wilk nie ma pojęcia, co tak naprawdę by do niego pasowało. Długo się namyślał, zanim wybrał w końcu Szamana. Ma w końcu żywioł dusz, co bardzo mu pomaga w wykonaniu zawodu. Oprócz tego jest Zabójcą. Jego węch jest nie do przebicia, a atakuje on szybko i w miarę bezboleśnie, no chyba, że chce inaczej. 
CHARAKTER: Osoba o wiecznie zmiennych humorkach, niczym kobieta. Raz bywa okrutny i szczery do bólu, a raz jest wiecznie milczący i zachowuje się niczym cudzoziemiec, wiecznie nieogarnięty o co może chodzić. Bogowie obdarzyli go anielską cierpliwością, dzięki czemu może czekać nawet godzinami na swoją ofiarę i jest w stanie wytrzymać nawet najbardziej absurdalne zachowanie. Nienawidzi wilków złośliwych, wulgarnych i wrednych, nie mających (jego zdaniem) honoru. Niektórzy upadli aż tak nisko, aby znęcać się nad bezbronnymi, bo tak im się podoba! Gardzi nimi i często rzuca im najbardziej sarkastyczne uwagi, jakimi dysponuje. Nie łatwo jest tego basiora zrozumieć, między innymi dlatego, że potrafi być złośliwy również i bez powodu. Ignoruje wredne uwagi na swój temat. To on tutaj jest mistrzem ignorancji i udawania, że sytuacja jakaś nigdy nie miała u niego miejsca i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Często majaczy, a to przez wizje, z którymi ma styczność. Do perfekcji opanował sztukę zwaną sarkazmem, manipulacją i kłamstwem. Nie tylko dlatego, że ma ten swój przecudny głos. Dużo wilków zraża się na jego wygląd. W sumie nic dziwnego. W masce wygląda jak obszarpaniec. Dlaczego ją nosi - to tylko i wyłącznie jego sprawa. Nie ma poturbowanego pysku. Jest nawet możliwość, że czaszka to jego pysk. Odcięty język cholernie daje znać Luvowi. Wbrew pozorom basior ten jest bardzo ciekawski. Interesuje go wszystko, co się dzieje w watasze i musi znać każdą tajemnicę, która krąży między wilkami. Potrafi grać istotę zimną, która wiecznie pragnie cudzej krwi i zachowuje się jak psychol. Zapewne tak będziesz o nim myśleć po pierwszym spotkaniu. Przepełniony jest obojętnością i często zadaje pytanie innym: „A co ja będę z tego miał?”. Musi mieć jakiś powód, dla którego ci pomógł. Jest szarmancki i bez względu na sytuacje zawsze zachowuje się jak angielski dżentelmen (no, chyba, że ma styczność z niezwykle wrednymi osobnikami). Nie boi sobie jednak pobrudzić łapek. Często chodzi zamyślony, jak to się mówi, z głową w chmurach. Nie zachowuje się raczej jak typowy, amerykański dzieciak. Zdecydowanie jest introwertykiem i nie potrafi dogadać się z drugą osobą, za to z wielką chęcią obserwuje jej ruchy, zwraca uwagę na mimikę twarzy oraz gesty przez nią robione. Często nie do końca potrafi zrozumieć motywu drugiej postaci, ale mimo wszystko nigdy nie wypytuje się w szczegóły i nie wali prosto z mostu. To po prostu nie jest w jego stylu. Lubi owijać w bawełnę, a przy tym samym wystawiać cierpliwość i inteligencję drugiego wilka na próbę. Ma pewną słabość do komplementów. Uwielbia, kiedy go chwalisz, kiedy mówisz mu miłe i czułe słówka na ucho oraz mu gratulujesz. Nie jest w stanie się zakochać. On po prostu nigdy nie poczuł do nikogo mięty. Może raz tam się zdarzyło... Zrozumienie, miłość i przyjaźń to pojęcia zupełnie mu obce. Szanuje wadery, chyba, że jakaś jędza albo zacznie go śledzić i nie da mu spokoju, albo go zaatakuje słownie, albo fizycznie. Wtedy basior potrafi być wredny i złośliwy jak nigdy dotąd. Często też rzuci i jakąś ripostę, lub, jeżeli będzie miał dobry dzień, zignoruje cię, a jak zapewne wiesz, jest w tym mistrzem. Zawsze jest gotowy przyjąć zakład lub stanąć w obronie słabszego wilka. Lubi też rywalizować, a to pojęcie jest mu bardzo dobrze znane. Jest w stanie pogodzić się z porażką. Nie lubi, kiedy ktoś mu dziękuje. Po prostu nie przywykł do robienia rzeczy dobrych, ponieważ zazwyczaj jest obojętny. Będę szczera: diabły już się znudziły. Woli raczej życie spokojne, rutynowe, bez żadnych niespodzianek. Bez problemu basior potrafi kogoś zamordować. Nie jest jednak sadystą. Morduje szybko, bo nie jest typem wilka: „Och! Jak ja uwielbiam mordować!”. Potrafi się podporządkować rozkazom, ale tylko tym najważniejszym. Jest raczej typem cichego buntownika. Potrafi bez problemu owinąć sobie drugą osobę wokół palca a przy tym nią sterować jak marionetką. Nie często wykorzystuje tą umiejętność. Najczęściej w ostateczności. Luv nienawidzi zmian i niespodzianek. Woli po prostu wiedzieć, co go spotka, niż męczyć się z tym. Jego poczucie humoru… jest raczej dziwaczne. Sami zresztą się przekonacie.. Nie znosi mody, kiedy wszyscy robią to samo. Jego to po prostu wkurza i jak widzi, że ponad trzy czwarte watahy czyta mangę, jego aż krew zalewa i zaczyna to „hejtować”. Zawsze idzie własnymi drogami, oraz (co jest bardzo upierdliwe) zawsze ma własne zdanie na dany temat, które musi powiedzieć. Często nie zgadza się z nikim i toleruje tylko własne poglądy, których zawsze się trzyma. Nie raz zdarzyła mu się pomyłka, ale nigdy nie potrafił się do niej przyznać. Basior nigdy nie rzuca słów na wiatr. Najpierw dogłębnie się zastanowi, czy na pewno akurat to ma powiedzieć, a później dopiero kontaktuje się z drugą osobą. Jest również istotą lojalną. Jeżeli oskarżyłeś go o zdradę, popełniłeś duży błąd, gdyż Luv nigdy nie zmienia strony, nawet, jeżeli mu się to opłaca. Jest to ostatnia osoba, którą mógłbyś podejrzewać o zmianę, nawet zdania. Zastanawia się krótko, a odpowiedź zawsze uzasadnia. Kiedy zdarza mu się zrobić coś nie tak, po prostu nie zwraca na to uwagi. Nie raz basior wykazał się nadmierną opiekuńczością. Jeżeli się do kogoś przywiąże, nigdy nie będzie w stanie go opuścić, a zdrada może go bardzo, ale to bardzo zaboleć. Seth uczy się jednak na błędach. Upadek boli, raz bardziej, raz mniej, ale mimo bólu Luv szybko się podnosi. Idzie dalej i uczy się cierpliwie na błędach. Uważa, że osoby słabe psychicznie już zawsze takimi pozostaną, jednak, jeżeli to coś pilnego, czasem pomoże. Potrafi dostrzec zarówno wady swoje, jak i drugiego wilka. Czasem jednak woli je przemilczeć, dla świętego spokoju. Jest pedantem i potrafi czepić się nawet drobnego niedociągnięcia, a oznacza to również, że wobec zarówno wilków jak i ludzi jest bardzo wymagający. Jeżeli zobaczy, że trzymasz miecz nie tak jak powinieneś, zaraz ci o tym powie i upomni. Och, on to ma bystre oko. Od razu potrafi zauważyć, że niespokojnie siedzisz, bądź płaczesz, mimo ,iż inni tego nie dostrzegają. Luven jednak nie podejdzie i nie zapyta się: „A co ci się stało, maluchu?” tylko ominie szerokim łukiem. Owszem, najchętniej dowiedziałby się, co jest grane i o co ci chodzi, jednak nie chce mieć na karku rozwydrzonego wilczka, lub też nie zamierza wdawać się z nim w bójkę, bo „to nie jego sprawa”.
ŻYWIOŁY: Głównym żywiołem Luvena jest Gra. Zdziwieni? Może trochę tak. Poza tym opanował żywioł pustki oraz chaosu.
MOCE: Basior posługuje się mocami za pomocą magicznych kart. Chwilowo odkrył tylko trzy z nich, jednak kto wie, czy wkrótce nie będzie ich miał więcej?
  • Joker - karta zmiany. Wilk potrafi z łatwością przybrać dowolną formę, zarówno zwierząt, jak i ludzi. Inaczej: zmiennokształtność. istnieje jednak limit, która zależy od wielkości zwierzęcia. Im większa postać, tym Luven zużywa więcej energii i może być nią krócej. Przykładowo - zwykłym, dorosłym mężczyzną może się stać nawet na dwa dni, ale ogromnym smokiem, jedynie na dwie godziny.  
  • As - karta zniszczenia. Basior potrafi przemienić każdą ze swoich kart w zabójcze ostrza, zdolne przeciąć prawie każdy materiał (prawie, ponieważ nie zdołałby nimi rozwalić stali, czy jakiegoś grubego marmuru), a wyjąć je z ciała jest naprawdę trudno, gdyż są one ostre z każdej strony. Rzucając jedną z takich kart traci daną moc, a żeby ją odzyskać, znowu musi trzymać ją w ręce.
  •  Jopek - karta cieni. Luv wykonuje serię ruchów tanecznych, a na sam koniec składa łapy w nietypowy sposób. Zmusza dzięki temu cienie rzucone na podłoże przez ofiarę, do wykonywania różnych ataków na niej. Po dłuższych torturach potrafi również zabrać cień ofiary i zamienić go w jej duszę. Wilk jest więc pozbawiony duszy, a przy tym staje się bezmózgim zwierzęciem.
ZAINTERESOWANIA/TALENTY: Basior posiada kilka specjalizacji. Zacznijmy jednak od tego, że jest bardzo dobry w zagadkach logicznych oraz grach strategicznych. innymi słowy ma dobrze wyćwiczony mózg i jest on stworzeniem bardzo inteligentnym. Kolejną specjalizacją Lorcana jest wspinaczka. Basior potrafi się świetnie wspinać, czy to po górach, czy drzewie. Co więcej: robi to bardzo szybko. Mistrz wspinaczki. Co tam jeszcze było...Aha! Basior jest świetny w eliksirach. Ma wprawę. Potrafi uwarzyć najtrudniejsze eliksiry, zrobić witaminki, lub nawet trucizny. Coś jeszcze? Survival. Basior zna podstawy survivalu i sztuki przetrwania. No i zna się na medycynie.
MOC SPECJALNA:
  •  Umysł – jest to poniekąd połączenie telekinezy z różnymi blokadami i umocnieniami. Basior potrafi dostać się do cudzego umysłu i kontaktować się z drugą osobą. Mówi w wielu językach, czasem nawet nie świadomie go zmienia. Nie zdziw się więc, kiedy nagle zacznie do ciebie mówić po francusku. Jego głos potrafi ominąć wszelkie blokady. Przy okazji, moc jego „Umysłu” blokuje znaczną część mocnych zaklęć, takich jak tortury wzrokowe, lub odbieranie życia za pomocą dotyku. Dusza uparcie trzyma się ciała i tylko bóg, lub śmierć naturalna może oddzielić ją od wilka. Moc ta zakazuje również kopiowania dowolnej mocy Luva. Jeżeli zechcesz skopiować jego moc, zostaniesz najprawdopodobniej porażony prądem.
HISTORIA:Na początku była pustka…nie. To chyba nie tak zaczynała się ta historia. Zacznę może od narodzin. Basior urodził się jako magiczny wilk, jednak…głuchoniemy. I chory. Rodzice nie dawali mu więcej niż jakiś rok życia. Urodził się w pewnym klanie, którego nazwy nie pamięta. Nikt w owym klanie nie chciał mieć w końcu tego słabszego. Zaraz po diagnozie młodziaka rodzice porzucili go w pewnym małym lesie. Mógł tam zginąć. Jednak pomogła mu pewna wadera. Przygarnęła go. Była dla niego jak starsza siostra. Nauczyła go posługiwać się magią i utrzymywała go przy życiu. Jednak serce wilczka cały czas słabło, za każdym dniem. Wadera wpadła wiec na pewien pomysł. Było to bardzo ryzykowne. Zamierzała ona uprowadzić pewnego basiora a potem zamienić ciałami Luva i jego. Zrobiła jak postanowiła. Znała pewnego samotnika, imieniem Hades. Był on wrednym wilkiem, dla praktycznie każdego klanu. Był dobrze zbudowany i nadawał się idealnie na zastępcze ciało Luva. Sam basior nie wiedział o intrydze swojej przybranej starszej siostry. Kiedy wadera skończyła obrzęd, następnego ranka młody Luv miał stać się rosłym basiorem. I tak się też stało. Kiedy się obudził, był zupełnie inny. Nauczył się posługiwać swoim nowym ciałem. Zajęło to kilka tygodni, ale w końcu się udało. Kiedy był na polowaniu, jego jaskinię zaatakowała wataha wilków. Zabili jego przybraną siostrę i podpalili jego dom. Kiedy wrócił, ogień zniszczył wszystko. Popadł w żałobę i opuścił dawny teren. Pewnego razu, kiedy nocował w lesie, wybuchł pożar. Większa część lasu spłonęła.Wróćmy jednak do momentu, w którym pomógł mu pewien stary basior. Tak, kiedy ten uciekał, napadły go inne wilki i pewien samotnik pomógł mu. Zamiast się mu odwdzięczyć basior zabił go. Dlaczego? Nie jest do końca wiadomo, ale to zrobił. Uciekł. Stał się samotnym łowcą, przemierzającym pustkowie i polującym na niewinne wilki. Odtrącony. Dusza drugiego basiora zaczynała dawać mu się we znaki. Niestety, ale w trakcie rytuału, w którym basiory miały zamienić się ciałami, wystąpił błąd. Wadera pomyliła jeden wyraz i przez to drugi basior został w swoim starym ciele, a Luven jedynie przejął nad nim władzę. Druga dusza basiora zaczęła coraz częściej polować i coraz brutalniej. Chodząc tak po Delcie wilk natrafił pewnego razu na łąkę. Byłą piękna. Na środku znajdowało się ogromne jezioro. Luv postanowił zostać tutaj przez kilka dni. Pilnował swojego terenu przed innymi samotnikami. Wiele miesięcy tam przeżył, dopóki na jego drodze nie stanął kolejny wilk. Był to szczeniak. Młody i osłabiony wilczy szczeniak. Prawdopodobnie porzucony. Kiedy basior miał go zaatakować…nagle się zawahał. Młodziak patrzył na niego swoimi oczkami, jakby prosił o oszczędzenie. Po raz pierwszy w życiu Luven darował komuś życie. I prawdopodobnie ostatni. Zaopiekował się młodziakiem. Szczeniak zaprowadził go na tereny Watahy Zachodu.
PRZEDMIOTY: Nie posiada nic konkretnego, poza czaszką, którą nosi.

BANK: 200$
INNE:
  • Jest uwięziony w ciele wilka zwykłego, ale sam pasjonował się magią, a umiejętności po zamianie ciał pozostały. Dlatego potrafi władać zaklęciami.
  • Często ma problemy z wysłowieniem się, ponieważ dawniej był wilkiem głuchoniemym. Jeżeli nie potrafi ubrać czegoś w słowa, zazwyczaj pokazuje, o co mu chodzi.
  • Potrafi chodzić na dwóch łapach i posługiwać się przednimi kończynami jak rękami, pomimo, że nie ma wykształconych kciuków. Często sobie dopomaga zębami, lub po prostu wbija pazury w przedmiot, który chce podnieść.
  • Jego organizm nie toleruje alkoholu, surowego mięsa, oraz owoców gotowanych, pieczonych, suszonych i duszonych. Po spożyciu jednej z wymienionych rzeczy najczęściej zwraca zawartość żołądka.
  • Nerwowo reaguje na głośne dźwięki. 
  • Słucha muzyki celtyckiej. Rozluźnia go to. 
  • Jest piromanem i lepiej trzymać go z dala od ognia. Wilki z tym żywiołem, pomimo charakteru, traktuje z szacunkiem, aby tylko wzniecili pożar. 
  • Często miewa ataki związane z drugą duszą wilka, umieszczonym w jego ciele. Jest wtedy agresywny i atakuje wszystko, co się rusza.
STATYSTYKI
Siła - 1000 Szybkość - 800 Zwinność - 200 Moc - 500
Technika - 250 Równowaga - 0 Zręczność - 0 Ukrycie - 250
Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits