Taka uwaga: opowiadanie zawiera całą historię
Darknessa, więc nie jest skierowane tylko do Mefisofela, ale i każdego
ciekawego historii Wilkobójcy. W opowiadaniu mogą wystąpić błędy, ponieważ
byłam zbyt leniwa, aby je czytać i poprawiać xD
Mężczyzna spojrzał na Mephisto, który po chwili zniknął w innym
pomieszczeniu. Darkness postanowił na poważnie porozmawiać z Tytanią, więc
usiadł na łóżku i powiedział:
- Musimy porozmawiać.
Wadera spojrzała na niego. Po chwili jednak się odsunęła, co spowodowało, że
jęknęła z bólu. Natrafiła na jedną ze swoich groźniejszych ran. Darkness jednak
starał się ją uspokoić i pogładził po głowie dziewczynę. Mężczyzna przemienił
się w wilka. Jego czerwone oko jarzyło się wściekłą czerwienią. Dotknął jej
nosa. Chciał zdjąć maskę, bo ograniczała mu po części ruszy twarzy, poza tym,
chciał, aby Tytania rozmawiała z nim widząc jego mimikę wilczej twarzy, jednak
bał się, że tylko ją przerazi. Dziewczyna z trudem dokonała przemiany. Jej
prawa przednia łapa była praktycznie czarna. Widniała na niej ogromna rana w
kształcie pazura. Czyżby Mroku zadawało się ze smokami? Tytania wspominała
kiedyś o spotkaniu z czarnym smokiem, którego widmo chciało oswoić. Chyba nadal
jego wróg nie odpuszczał. Wadera nieśmiało się do niego przesunęła, jednak cały
czas krzywiła się z bólu. Darkness położył na jej grzbiecie swoją łapę. Tiffany
uspokoiła oddech i spoglądnęła na Darknessa. Nadal się go bała. Nie wiedziała,
ile tak naprawdę znaczyła dla basiora. Po cichu zaczęła nucić nieśmiało jakąś kołysankę. Darkness
dobrze znał tą kołysankę. Jego matka nuciła ją cały czas, kiedy zostawała sama.
- Błagam, nie bierz do serca moich starych czynów. Nastolatki mnie podniecają.
Ja jednak potrafię opanować żądzę. Najważniejsze jest teraz dla mnie twoje
szczęście i zdrowie. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyś zginęła. Naprawdę. Kocham
cię. Vipera i Anubisa też. Jesteście w końcu moimi szczeniętami. Przepraszam za
wszystko. Obiecuję, że się zmienię. Nie potrafiłbym być znowu Warrenem. Ale nie
zrobię ci krzywdy. Ani tobie, ani twoim braciom, ani Mefistofelowi. Jesteście
moją rodziną. Byłem tchórzem, że uciekłem od was. Wybacz mi. To się nie
powtórzy.
- Nie mam ci tego za złe. - powiedziała cicho biała wadera. - Ja też cie
kocham. Ja rozumiem, dlaczego jesteś taki a nie inny. Powstało wiele legend o
twojej osobie. Podobno nie raz byłeś zdradzony.
Darkness spojrzał na Tytanie z niemałym zdziwieniem. Nigdy nie poruszał tematu
swojej historii. Przede wszystkim dla tego, że się jej wstydził. Do
pomieszczenia wpadł Mefistofel z torbą pełną ziół i eliksirów. Darkness wziął
od niego kilka z nich i przyłożył do czarnej już łapy wadery. Tytania syknęła z
bólu, a Darkness przemienił się w człowieka, po czym wziął jakieś bandaże i
owinął nimi ranę wadery. Miał tylko nadzieję, że po tym "leczeniu"
nie będzie musiał odcinać dziewczynie kończyny.
- Będzie boleć.. - mruknął cicho wilk.
Waderze ta perspektywa widocznie nie przepadła do gustu. Skrzywiła się i
próbowała wstać, jednak dwie łapy odmówiły jej posłuszeństwa. Runęła na ziemię
z głośnym stęknięciem. Darkness podniósł ją i posadził na łóżku.
- Pytałaś o moją historię. No cóż.. to nie jest dla mnie łatwy temat. Za
dobrego dzieciństwa to ja nie miałem. Ale skoro chcesz mieć dowód, że jestem
wobec was lojalny, to proszę. Poza tym, skoro mam spędzić ze Znachorem resztę
swojego życia, to warto by było, aby i on znał prawdę.
Darkness wstał i dotknął czoła wadery. Ta tylko syknęła i zemdlała. Nie ruszała
się. Po chwili Darkoss zrobił to samo z Mephistofelem. Mężczyzna również padł
na ziemię nieprzytomny. Wilkobójca położył go na pobliskim fotelu i sam również
zemdlał. Wszyscy w jednej chwili znaleźli się w umyśle Darknessa. Wszędzie
panowały ciemności. Pustka zaczęła się rozmazywać i cała trója stanęła na
polanie. Wokół nich zaczęły wyświetlać się różne sceny z życia mężczyzny.
Czarnowłosy zaczął swoją opowieść:
~*~
Moja historia nie była wcale jakoś specjalnie szczęśliwa. Urodziłem się na tych
terenach. Nie miałem szczęśliwego dzieciństwa. Wszyscy z mojej rodziny nosili
żywioły typu: roślin, zwierząt, światła, ziemi, ognia, wody, powietrza i tak
dalej. Ja jako jedyny urodziłem się z zakazanym żywiołem. Żywiołem śmierci. To
był jeden z powodów, dla których byłem poniżany w rodzinie. Każdy myślał, że
skoro mam żywioł śmierci, muszę być zaraz jakimś demonem. Zresztą, nie byłem
również jakoś specjalnie urokliwy. Miałem...chyba pięciu braci i jedną siostrę.
Matka była jedną z żon mojego ojca. Ojciec był tyranem w watasze. Z pozoru taki
dobrotliwy, ale gotował nam piekło. Znęcał się nad moim młodszym bratem oraz
nad moją matką. Jednak najbardziej znęcał się nade mną.Moje życie to było tylko
łóżko, lochy, tortury, gwałt, przemoc i nic więcej. Ojciec miał kilka żon,
które traktował godnie. Uwziął się akurat nad moją, ponieważ to ona urodziła
śmierć. Przez każdego byłem nazywany Kainem. Dlaczego? To chyba oczywiste! Kain
zabił Abla. Kain to pierwszy ludzki zabójca. Byłem najmniejszy z rodziny. Kiedy
miałem szesnaście lat, miałem zaledwie metr trzydzieści dwa wzrostu
(oczywiście, jako człowiek). Byłem też niezwykle chudy. Nic dziwnego. Głodzono
mnie. Ojciec mnie bił i poniżał przed każdym, kiedy tylko nadarzała się okazja.
Dla niego byłem tylko ciężarem. Torturował mnie psychicznie. Zmuszał do
usługiwania i pozwalał najstarszemu z jego synów na zabawę mną. Byłem
wykorzystywany jak szmaciana lalka. Byłem przykuwany w lochach do ściany i
gwałcony przez swojego przyrodniego brata (z całej rodziny tylko Tytan, mój
młodszy brat, nie był moim przyrodnim). Ten koszmar trwał kilkanaście lat. W
końcu pobiegłem kiedyś do matki. Było to wtedy, kiedy miałem w ludzkich
szesnaście lat. Spojrzałem na nią i powiedziałem:
- Czemu nie sprzeciwisz się ojcu? Przez niego ja cierpię!
Wadera jednak spojrzała na mnie i powiedziała:
- Ja nie mogę. Jestem na to za słaba, podobnie jak Tytan. Ale ty możesz.
Ucieknij stąd. Wiem, gdzie znajduje się portal na ziemię. Mogę ci pomóc...
Ja jednak nie zamierzałem jej opuszczać. Wreszcie jednak zgodziłem się pójść do
ludzkiego świata, ale tylko po to, aby znaleźć pomoc. Pewnej nocy matka pomogła
mi uciec. Znalazłem się na ziemi w roku 1894. Widziałem ludzi bijących się.
Ktoś krzyczał. W pewnej chwili jeden z mężczyzn wyciągnął nóż i zabił drugiego.
Kiedy wszyscy się rozeszli i zostawili trupa samego, zaciekawiony podszedłem do
niego i poruszyłem go delikatnie. Wcześniej nie wiedziałem, co to znaczy
umrzeć. Ojciec nigdy mi tego nie powiedział. Nie uczył mnie. Potknąłem ręką
nieśmiało twarzy mężczyzny i powiedziałem nieśmiało:
- Co się panu stało?
Wyglądało to z daleka komicznie. Gadałem z trupem. Po chwili zobaczyłem smugę
mroku, która owinęła się wokół mężczyzny. Zobaczyłem jego duszę uchodzącą z
ciała. To był niezwykły widok. Mężczyzna spojrzał na mnie i powiedział:
- Ja nie żyję. Zaraz po mnie przyjdzie ON.
- Co to znaczy "nie żyje"? - zapytałem zaciekawiony. Mimo, że miałem
już 16 lat, nie wiedziałem takich rzeczy.
- To znaczy, że już nigdy nie wstanę. Spójrz na moje ciało chłopcze. Jest zimne
i blade. Gdy ktoś umiera, jego dusza ulatuje z ciała i idzie na sąd
ostateczny...
Mężczyzna zaczął mnie uczyć. Nie pogadaliśmy długo. Odpowiedział tylko na kilka
moich pytań. Po chwili po praz pierwszy zobaczyłem demona. Mroku stanął przed
mężczyzna i siłą zaciągnął go do podziemia. Zanim jednak to zrobił, spojrzał na
mnie złowrogo. Jakby wiedział, kim się wkrótce stanę. Zrozumiałem, że jeżeli
zabiję ojca, raz na zawsze uwolnię nas od tych tortur. Mimo, iż był Alfą, nie
miał straży. Był zbyt pewny siebie, poza tym, nie mógł sobie pozwolić na
wpadkę. Gdy tylko wróciłem do domu, zacząłem mordować każdego, kogo spotkałem.
Zrozumiałem ,że jest to forma rozrywki. Śmiałem się jak szaleniec. Bawiło mnie
to jak nic innego. Z każdą ofiarą zabijałem coraz brutalniej. W końcu natrafiłem
na ojca. Bawiłem się nim. Wbrew pozorom nie był jakoś specjalnie dobrym
wojownikiem. Swoją siostrę, która jak każdy z przyrodniego rodzeństwa znęcała
się nade mną, zgwałciłem. To wtedy stałem się psychopatą. Swoją matkę i brata
oszczędziłem. Postanowiłem zniknąć. Tak też się stało. Uciekłem. Odkryłem, że
potrafię wyczytywać z ludzi, jak z otwartej księgi. Odkryłem w sobie moc.
Zacząłem się szkolić sam, a później w różnych czasach. Nauka trwała tak długo,
że nie będę jej opisywał. To były ciężkie i męczące treningi. Później
postanowiłem wrócić do watahy. Jak można było się spodziewać, na tronie zasiadł
mój młodszy brat. A raczej miał stać się Alphą. W tych czasach spotkałem Grece.
Była to moja pierwsza miłość. Zakochałem się w niej. Mimo wszystko była dla mnie
wredna. Wzdychała do mojego brata, jednak ja byłem zaślepiony i nie zauważyłem
tego. Pobraliśmy się i odbyło się wesele. Ona nadal jednak wpatrzona była w
Tytana. W końcu wadera urodziła. Urodziła waderę o białej jak śnieg sierści i
zielonych oczach. Zdziwił mnie kolor jej futra, ponieważ ani ja, ani Grece nie
mieliśmy białej szczeciny. Białe futro miał mój brat. Jednak ja nie
przejmowałem się tym i wychowywałem małą waderę, którą nazwałem Kirke. Matka w
ogóle nie interesowała się córką, więc wszystko spadło na mnie. Kirke tak
bardzo przypominała Tytanię. Pokochałem tą małą kupkę futra. Dopiero później
dowiedziałem się, że nie jest to moje szczenię, ale szczenię mojego brata.
Wpadłem w furię. Wtedy po raz kolejny spotkałem Mroku, który ofiarował mi pomoc.
Obiecał, że zmieni mnie w silną maszynę do zabijania, której każdy będzie
podlegał. Wiele słyszałem o Mroku, więc mu nie ufałem. Jednak postanowiłem
podpisać z nim pakt. Ale nad swoim podpisem wyskrobałem mało widoczną runę
"zerwania", co oznaczało, że nie będę musiał płacić Mroku za
"metamorfozę". Już jako demon poszedłem do brata i brutalnie go
zamordowałem. Moja matka nie żyła już dawno. Podobno umarłe z tęsknoty. Później
wziąłem się za Grece. Nadal ją kochałem, ale pragnąłem wymierzyć jej sprawiedliwość.
Przykułem ją do łóżka i każdej nocy gwałciłem. I to brutalnie. Później
uzdrawiałem ją i znowu wykorzystywałem. I tak w kółko. Po kilku miesiącach
wypuściłem. Ta popadła w depresję. Postanowiłem sam wychowywać Kirke. Nie
chciałem, aby poznała matkę. Grece zamknąłem w ciemnych lochach. Po kilku
latach, gdy Kirke była już w wieku Tytanii, przyszło do mnie Mroku i zażądało
mojej duszy. Na początku naszego traktatu ze sobą współpracowaliśmy, ale kiedy
odkryła podstęp, opętała Grece i popełniła w jej ciele samobójstwo, a później
wziął* się za Kirke. Brutalnie ją zaatakował. Postanowiłem przenieść Kirke w
czasie, aby mieć spokój z demonem. Natrafiłem na pewną waderę. Okazało się, że
nazywała się Ellanie i ze jest uzdrowicielką. Kiedy tylko ją ujrzałem, wyczułem,
że wadera zauroczyła się we mnie od pierwszego spojrzenia. Pokazałem jej Kirke,
a ta mi pomogła. Jednak Mroku nałożyła klątwę na jej rany. Gdy tylko jedną ranę
uzdrowiono, pojawiała się kolejna, większa. Postanowiłem porozmawiać z Mroku,
ale doszło do awantury. I jak można było się spodziewać, doszło do brutalnej
walki. Zaczęliśmy się szarpać na śmierć i życie. Mroku wywołało potężny, czarny
ogień, który spalił moją twarz i to dosyć mocno. Nieprzytomny zostałem
zawleczony na zaplecze, gdzie Mroku zaczął mnie katować jeszcze bardziej. Po
chwili jednak odzyskałem przytomność i cudem przepędziłem demona. Później znowu
straciłem przytomność. Obudziłem się kilkanaście dni później. Moja wilcza twarz
była doszczętnie zniszczona. Kilka wilków nałożyło na mnie iluzję, abym nie
wyglądał na poszkodowanego, ale cały czas czułem ból. Od tego czasu czarny
ogień jest jedyną rzeczą, której tak naprawdę się boję. Wiele dni spędzałem
jedynie w towarzystwie pogrążonej w śpiączce Kirke i młodej Alphy. Wspólna
opieka nad moją przybraną córką bardzo zbliżyła mnie i Ell. Ja również się
zauroczyłem. Zaczęła mnie uczyć medycyny, a była w tym naprawdę świetna.
Pewnego dnia, gdy w wilczej formie siedziałem przy łóżku Kirke, ta otworzyła
oczy i zapytała:
- Tato, czy tam, gdzie mnie zabierzesz, spotkam mamę?
Zdziwiłem się bardzo na to pytanie. Nie wiedziałem wtedy, co moja córka ma na
myśli. Nagle zrozumiałem.
- Nigdzie nie pójdziesz. Zostaniesz ze mną. Nie umrzesz.
Wadera jednak zaprzeczyła, a później zamknęła oczy. Przestała oddychać.
Zobaczyła to Ellanie, i spojrzała na mnie znacząco. Zauważyłem duszę Kirke,
która wstała i czekała na mnie. Ja jednak nie zamierzałem jej zabierać,
zamierzałem iść po leki, ale Ell przytrzymała mnie za łapę i powiedziała:
- Ona nie żyje. Ty dobrze o tym wiesz.
Spojrzałem na nią z wyrzutem i wybuchnąłem:
- A TY DO CHOLERY MASZ POJĘCIE JAK TO JEST STRACIĆ CÓRKĘ?! NIE!!! NIE WIESZ!!!
Wadera spojrzała na mnie z wyrzutem i wyszła z pomieszczenia. A ja zostałem sam
z duszą mojej przybranej córki. Wściekły rzuciłem pobliskim talerzem w lustro i
wrzasnąłem do swojego odbicia:
- JESTEŚ Z SIEBIE DUMNY MATOLE?!
Jak można było się spodziewać, lustro nie odpowiedziało. Zabrałem więc duszę
Kirke do zaświatów. Chciałem mieć już z tym spokój. Ale cofnijmy się troszkę w
czasie. Jak to się stało, że wróg wcześniejszego władcy umarłych mógł zabierać
dusze zmarłych bez żadnych konsekwencji? Było to jeszcze chwilę przed
podpisaniem kontraktu. Mroku powiedział mi, że szuka pomocnika do dusz
zmarłych, gdyż "ma za dużo roboty gdzie indziej". Ten oczywiście się
zgodził, jednak, kiedy dowiedział się o moich zamiarach, wylał mnie z roboty,
jednak zapomniał o pewnym szczególe: Nie władał moją duszą, a ja miałem żywioł
śmierci, dzięki temu mogłem to robić. Oczywiście, Mroku się o tym dowiedział i
znowu wybuchła miedzy nami kłótnia. Tym razem kłótnia przerodziła się w wojnę.
Mroku wyzwał mnie. Oczywiście, byłem w zaświatach, a na Delcie nikt nie
wiedział o zaistniałej sytuacji. I tak właśnie doszło do jednej z największych
wojen poza deltowskich. Widma, kontra nieumarli. Walka trwała długa, aż w końcu
wygrałem. Zacząłem coraz więcej czasu spędzać ze zmarłymi. Stałem się ich
królem. Zacząłem ćpać, gwałcić, pić i tworzyć fałszywe związki z kobietami i
mężczyznami. Jeżeli jedna z moich "żon" zachodziła w ciążę,
porzucałem ją, a następnie nawiedzałem po narodzinach dziecka i mordowałem
szczenięta, wraz z ich matkami. Po długich latach postanowiłem powrócić. W
WKJN'ie (lub WKN'ie, jak kto woli) wzięli mnie za włóczęgę o rozrytej twarzy
(iluzja już dawno zniknęła) i pomogli mi. Zacząłem wpajać im, że jestem dalekim
krewnym teraźniejszej Alphy. W pewnym sensie była to prawda, gdyż mój brat miał
syna, którego nie zdołałem zabić, a ten później założył rodzinę. A to
oznaczało, że byłem spokrewniony z Ell. Wadera była starsza, niż ostatnio. Nie
zdziwiłem się. Gdy tylko mnie zobaczyła, przytuliła mnie i wyjąkała cicho moje
sfałszowane imię. Warren. Imię "Kain" było dla mnie po prostu zbyt
okropne. Jako Książę Ciemności zazwyczaj nazywano mnie Wilkobójcą, lub
Darknessem. Jednak na Delcie byłem tylko Warrenem. Włóczęgą. Zrozumiałem, że
odkochałem się od tej wadery, a ponieważ ona nadal coś do mnie czuła, miałem
przewagę. Mogłem to wykorzystać i tak zrobiłem. Pierwotny plan był taki:
Oświadczyny, a później niespodziewana śmierć Ellanie, do której przyczynił się
jakiś zazdrosny o mnie basior, a później objęcie przeze mnie tronu watahy.
Zaczęła się moja sztuka teatralna. Zacząłem grać zakochanego po uszy basiora.
Udało mi się nawet zdobyć kilku przyjaciół, którzy nie wiedzieli o moich
zamiarach. Wreszcie były oświadczyny, później wesele. Stałem się bardzo
szanowanym basiorem. Wszystko zmieniła niespodziewana ciąża białej wadery. Gdy
urodziła zacząłem po raz pierwszy w życiu mieć wyrzuty sumienia o to, że ją tak
oszukałem. Wkrótce znowu poczułem do niej miętę i zacząłem to okazywać. Jednak
aby się "wyzwolić" od miłości, zacząłem zdradzać waderę. Później
kolejna ciąża jednej z moich partnerek. Zamordowałem ją, ale Anubisa, jej i
mojego syna, nie wiedzieć czemu, oszczędziłem. Zaniosłem go do zamku i zacząłem
kłamać, że znalazłem go na ulicy, ale później Ell dowiedziała się prawdy. Nie
wiedziała tylko o tym, że to ja zabiłem matkę Anubisa. Pomyślała, że wadera po
prostu nie przeżyła porodu. Oczywiście, wybaczyła mi zdradę, z czego byłem rad.
Zacząłem coraz więcej walczyć i trenować, a później założyłem korpus Werranów,
którym władałem. Dzięki temu miałem usprawiedliwiony godziny, w których nie
było mnie w domu. Dzieciakami, w tym Anubiem, się nie zajmowałem. Nienawidziłem
szczeniąt. Właściwie tylko przypadek sprawił, że natknąłem się na młodego
Vipera, przechadzającego się z siostrą po zamku. Zaczepił mnie, a ja nie
wiedziałem co robić. Próbowałem go spławić tekstami typu: "Tatuś jest
teraz zajęty", ale jak to małoletnie bachory, nie zrozumiał mnie. Zabrałem
więc ich na pierwsze polowanie, które nie poszło wcale tak najgorzej. To
właśnie dzięki polowaniu zbliżyliśmy się do siebie. Zacząłem poświęcać więcej
czasu kinder. Całe moje życie zmienił jednak niespodziewany atak ze strony
wilków Watahy Zachodu. Byłem zmuszony uciekać wraz z całą rodziną.
Niespodziewanie, niedaleko portalu spotkałem jednego z ich zwiadowców, a ten
zabił młodą waderkę. Wściekły zacząłem szarpać basiora i to mocno. Wyrwałem mu
serce i zacząłem bawić się narządami. Ell warczała w moją stronę i kazała się
uspokoić, ze względu na Viper'a i Anubisa. Jednak furia ogarnęła mnie zbyt
mocno. Miałem ochotę wymordować każdego. Opanowałem się jednak, zanim
zaatakowałem moją partnerkę lub któreś ze szczeniąt. Nadal rozpaczałem na
ciałem nieżywej już Tytanii. Moje lamenty usłyszał Mroku. Pojawił się na ziemi.
Chciałem go odstraszyć, jednak złożył mojej partnerce pewną ofertę. Obiecał, że
wskrzesi Tytanię. Ja jednak się nie zgodziłem. Za to Ell nie zważała na moje
protesty. Parę dni później wadera urodziła waderę, niezwykle podobną do mojej
córki. Była to Tytania. Strzała się niezwykle szybko, póki nie osiągnęła wieku
Viper'a. Postanowiliśmy uciec do ludzkiego świata, ale Ell nie potrafiła
przemieniać się w człowieka i nie mogła ukryć się na ziemi. Ostatni raz ją
wtedy widziałem. Postanowiłem uciec i zamieszkać w Nowym Yorku. A trzeba też
dodać, że byłem tam znanym i bogatym biznesmenem. Wychowywałem samotnie
szczenięta. Wyczyściłem im też pamięć, aby nie pamiętali tych okropnych
wydarzeń. Wiedziałem, że Mroku nie odpuści, póki nie dokona zemsty za odebrany
tron. Wiedziałem też, że nie ukryję się przed nią. Kiedy dowiedziałem się, że
wpadła na mój trop zamierzałem wykupić bilety i wyjechać do innego kraju. wraz ze
szczeniętami. Jednak drogę na lotnisko przerwał nam wypadek. Zginąłem na
miejscu, ale co ciekawe, dusza moja nie uleciała z ciała. Nadal tam tkwiła.
Czułem ból, tak potworny, że chyba uszkodził mi nerwy. Słyszałem też ludzi. Nie
mogłem oddychać, ani się ruszyć. Wszystkie funkcje życiowe mi się wyłączyły.
Było to dziwne uczucie. Jakbyś spał, tylko słyszał i czuł wszystko, ale nie
możesz się wybudzić. A gdy zdołałem wstać, obudziłem się w kostnicy, ale jako
wilk, co mnie zdziwiło. Wstałem i spojrzałem na te wszystkie ciała. Byłem
wściekły. Byłem też pewien, że szczenięta nie żyją. Chciałem zemsty. Wróciłem
do podziemi. Znowu stałem się psycholem. Torturowałem niewinne dusze, a później
wróciłem na ziemię. Jak na złość, nadal zachowałem się jak psychol, przez co
omal nie zamknęli mnie w szpitalu. Dowiedziałem się o WKN'ie i... postanowiłem
zrobić wielki powrót. Resztę chyba już znacie...
~*~
Darkness otworzył oczy. To chyba wszystko, o czym powinni wiedzieć. Żądza w tej
chwili była nie do opanowania. On po prostu musiał kogoś zabić, skrzywdzić,
zranić.. Cokolwiek! Znowu poniekąd był sobą.Wyszedł z pokoju i dobrał się do
lodówki. Mięso... mięsa brak. "KU**A MAĆ, gdzie mięso?!"- pomyślał
mężczyzna i wyszedł z domu.Ręce mu się trzęsły. Oparł się o pierwszą ławkę i usiadł
na niej. Mephisto i Tytania pętko nie obudzą się z transu, wiec mężczyzna miał
wolną rękę. Postanowił na coś zapolować. Spojrzał przed siebie i zobaczył
samotną dziewczynę. Mogła mieć nie więcej niż 17 lat. Nadawałaby się w sam raz,
a żądza była tak chorobliwie dokuczliwa, że mężczyzna nie zdołał jej
powstrzymać. Podszedł do dziewczyny i ją objął. Ta zaczęła się szarpać.
Czarnowłosy ugryzł ją w szyję, a ta zamarła. Zaczął jej chłeptać krew i dotykać
ją. Po chwili wypuścił dziewczynę, a ta krzyknęła:
- Ty jesteś jakiś psychiczny!
Darkness tylko uśmiechnął się i wyciągnął nóż, po czym zaczął go wbijać w
ciało dziewczyny. Po chwili nastolatka padła martwa na chodnik. Z jej brzucha
wystawał nóż, wbity przed chwilą przez Darknessa. Podszedł do dziewczyny i
brutalnie wyciągnął nóż. Zaczął łapczywie zajadać się flakami. Po skończonym
posiłku wstał, otrzepał się i odszedł spokojnym krokiem w stronę domu
Mephistofela. Mężczyzna był już przytomny. Spojrzał na Darknessa złowrogim
wzrokiem, jakby zaraz miał zacząć go przepytywać. Mężczyzna jednak uprzedził go
i powiedział:
- A od kiedy kuźwa mam tłumaczyć swoje zachowanie?! Robię co chcę!
Mephisfo zamarł i spojrzał na Darknessa z niemałym zdziwieniem.
Mężczyzna roześmiał się tylko. Spojrzał na łóżko, gdzie leżała ranna
wadera. Podszedł do niej i delikatnie trącił mówiąc:
- Teraz leżysz i kwiczysz. Ciekawe, czy bardzo będzie cię bolało, kiedy
przegryzę ci tchawicę i skosztuję tej pysznej krwi.. - mruknął mężczyzna i
przemienił się w basiora.
Jednak, zanim zdołał wykonać jakikolwiek ruch. dziewczyna również dokonała
przemiany, i mimo wielu obrażeń skoczyła na niego. Krew tryskała na wszystkie
możliwe strony, brudząc przy tym ściany i meble. Od razu można było się
domyślić, że była to głównie krew wadery. Nawet bez tylu obrażeń Tytania i tak
nie miała szans w starciu z ojcem. Coś skrzyknęło. Po chwili Tytania leżała
ledwo żywa na ziemi. Obok niej snął Darkness i mruczał:
- Kochanie, ja rozumiem, że chciałaś się wykazać, ale opór był zbędny. Albo
może nawet i nie. Dostarczyłaś mi rozrywki, za co bardzo dziękuję. Jesteś
kochana, naprawdę. Mefistofel również.
Basior podszedł do wadery i polizał ją po szyi i zaczął mruczeć. Sprawiało
mu to przyjemność. Zaraz zatopi kły w swojej córce i się posili. Jednak nie
zauważył, że wokół niego zaczęła pojawiać się czarna mgła. Gdy skończył,
odstawił waderę na bok i rozglądnął się. Ogień. Czarny ogień i to cholerne
wspomnienie. Zaczął uciekać, ale ogień nie ustępował. Zaczął wyć z rozpaczy i
skulił się, po czym wszedł pod najbliższy stolik. Uspokoił się i opanował
rządzę. Zrozumiał, co zrobił. Omal nie zabił swojej jedynej córki.Chciał wyjść
spod stołu, jednak nie potrafił. Był zbyt przerażony. Poczuł, że siła go
opuszcza. Trząsł się jak galareta. Wilcze łapy ugięły się pod jego ciężarem. To
dla niego za dużo. Zamknął oczy i przemienił się w człowieka. Na podłodze
leżała wiała wadera, skąpana we własnej krwi. Spojrzał na ręce. Były brudne od
szkarłatnej cieczy. Mgła zniknęła, a przy tym także ogień. Mężczyzna
wstał i podszedł do wadery. Nie oddychała.
<Mefisto?Mój rekord! Ponad 3 000 słów! XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!