01 kwietnia 2016

Od Amaimona do ktosia

Śmiech, radość, podniesione głosy. Klasyczne wesołe miasteczko. Karuzele, kolejki, stragany i masa baloników w przeróżnych kolorach. Wszystko takie kolorowe, że można było dostać oczopląsu. Jakiś mały chłopiec ciągnął swoją mamę w kierunku stoiska z pluszowymi misiami, gdzieś jakieś starsze dzieciaki siedziały przy stole i gawędziły o czymś śmiesznym. Mężczyzna ubrany w czerwony, zdobiony płaszcz zachęcał ludzi do przyjścia na „Oszałamiający pokaz dzikich zwierząt”. Ludzie śmiali się i rozmawiali. Chyba jeszcze żaden nie zauważył mojej obecności. To było dziwne. Czy naprawdę ludziom umykały takie rzeczy jak demon wiszący na słupie tuż ponad ich głowami? No, nigdy nie uważałem, ze ludzie są wybitnie inteligentni, ale żeby aż tak? Toż to wręcz ślepota. Wziąłem do ręki kolejne ciasteczko czekoladowe i wpakowałem je sobie do buzi.
Ha, to było nawet ciekawe, mimo iż wisiałem do góry nogami to zawartość torebki czyli moje ukochane ciastka wciąż się nie wysypały. Obserwowałem uważnie przechodzących ludzi. Dzisiaj temperatura sięgała piętnastu stopni co było dość niespodziewane, ponieważ od dobrych dwóch tygodni nie przekraczała pięciu. Ludzie zaczęli masowo wylegać ze swoich ciepłych domów i kręcić się po mieście zanim pogoda znów się pogorszy. Spojrzałem w niebo na świecące słońce. Co by tu zrobić? Od dobrego miesiąca nie miałem nic do roboty. No, niby dołączyłem do jakiejś watahy ale wciąż nie rozumiałem zbytnio jaki mają cel. Eh, nie widziałem powodu, by dłużej się nad tym rozwodzić. Usłyszałem kroki i głos osoby znajdującej się tuż pode mną. Spojrzałem w dół, wyczuwałem magię od zakapturzonych postaci. Jedna z nich wręczyła jakiś woreczek drugiej i po krótkiej wymianie zdań znikła w tłumie. Człowiek, który został, schował zawiniątko pod płaszcz. No cóż, zawsze to jakieś zajęcie. Zeskoczyłem z latarni lądując kilka centymetrów za tajemniczą postacią. Odwrócił się w moim kierunku. Nie widziałem twarzy schowanej pod kapturem ale mogłem łatwo odgadnąć, ze był to mężczyzna. Nie zdążyłem nic powiedzieć, kiedy ten nagle odskoczył do tyłu i wmieszał się w tłum przechodniów. Nie mogłem przepuścić takiej okazji, od dłuższego czasu coś mnie zaciekawiło. Ruszyłem za chłopakiem, przepychałem się przez oburzony tłum ludzi, krzyczący coś za mną, żebym uważał jak chodzę. Po drodze zwinąłem jakiemuś dziecku ogromną watę cukrową, którą podjadałem w trakcie biegu. Zatrzymałem się wypatrując wzrokiem chłopaka, zauważyłem go kilka metrów ode mnie. Przecisnąłem się między grupką klaunów i wbiegłem za chłopakiem do ciemnej uliczki między wozami cyrkowymi. Ten skręcił w prawo, goniłem go pomiędzy kolorowymi wozami. Wreszcie udało mi się zapędzić go w ślepy zaułek.
- Czego ode mnie chcesz? – zapytał chłopak podniesionym głosem gdy już zrozumiał, ze nie ma gdzie dalej biec.
W ręce trzymał woreczek z tajemniczą zawartością. Jednym długim skokiem pokonałem dzielącą nas odległość i spróbowałem wyrwać mu pakunek. Ten jednak zwinnie mnie uniknął.
- Czyli jesteś jednym z nich?! – rzucił mi nienawistne spojrzenie.
- Kim? – zapytałem przekrzywiając lekko głowę.
<Ktosiu?> 

3 komentarze:

Wędrowcze, oto masz możliwość pozostawienia po sobie śladu! Proszę o podpisanie się nickiem na howrse/imieniem postaci na Divided Kingdom. Obraźliwe i anonimowe komentarze będą usuwane!

Szablon wykonała Fragonia na rzecz bloga Wataha Karmazynowej Nocy. || Credits